czwartek, 11 czerwca 2015

"Życie na krawędzi..." Rozdział 11 "W krainie ciemności..."

***""Patrzydełkami Caroline"***
      Każdy w swoim życiu ma wpływ na dalszy ciąg swojej noweli. Ja nie mam takiego szczęścia.... Los pisze mój scenariusz za mnie. Nie pamiętam kiedy ostatnio miałam wpływ na cokolwiek co działo się w moim życiu...Ale to się zdarza. Znalazłam się w grze, z której bardzo trudno jest się wyplątać. Mój jeden niewłaściwy krok może kosztować moje jedno, niewiele warte życie. Moja terroryzowana rodzina pewnie jest przygnębiona, a ja sama czuję się bezradna. Muszę zacząć szkolić się w walce, inaczej nigdy siebie nie obronię, ale to będzie morderczy bieg po skrawek życia. Ludzie tutaj to m.in bestie. Mój zabójca mnie wczoraj odwiedził...Nie zwariowałam to musiał być on. Któż inny ?! Śledzi mnie.. Wpatrywałam się w sufit. Nie mogłam zmrużyć oka nawet na chwile. Podświadomość podsyłała mi przypomnienie o teście i mej wizji : Ciekawe może zrobię listę rzeczy jakie chcę jeszcze dokonać przed śmiercią ? Sama nie wiem jak to dzisiaj będzie. Nie wiem komu mogę ufać a komu nie. Zdrada wisi w powietrzu. Wiem na pewno tylko jedno: muszę zdać tą piekielną szkołę..Ale czy sobie poradzę ? Ja... ta najgorsza z najgorszych ? Nie mam siły nawet wstać. Spojrzałam w miejsce gdzie parę godzin temu zobaczyłam Hawakejna. Przeszył mnie dreszcz. Muszę dać radę. Przecież rodzina na mnie liczy, nie mogę ich zawieźć. Mimo wszystko będę walczyć.Choćby sama ze sobą.
-BUM! Wstawajcie !!! Na co czekacie ?!-ktoś zaczął krzyczeć. Przetarłam zaspane oczy i w progu dostrzegłam jakiegoś dowódce w mundurze. Stella zerwała się na równe nogi. Niestety próbując zeskoczyć z łóżka, stopą zahaczyłam o materiał pościeli i runęłam na podłogę. Bolesne romansidło z twardym gruntem, zatuszowałam wybuchem śmiechu. Dowódca przewrócił oczami.

-Zawsze nowe ofiary...-wymamrotał pod nosem i spojrzał na mnie.Tak się spaliłam w pierwszym dniu...Ja nie mogę.. Wyskoczyłam na baczność i mimo wielkich rumieńców, próbowałam nie patrzeć na minę komandosa.
-To mundury. Macie 10 minut i widzę was na dole, ostatnie myją gary w kuchni. Jasne ?!-powiedział rzucając poskładane czarne mundury na łóżko. Popatrzał jeszcze raz na mnie i odmaszerował. W drzwiach ostatni raz krzyknął:
-Ruszać się!
Zaczęłyśmy chaotycznie biegać po pokoju i się szukać potrzebnych rzeczy.
-Pierwsze wrażenie się liczy...-Stell mamrotała swoje teorię.Taki wstyd. Nie jestem niezdarna,  ale... tak jakoś wyszło. Złośliwość rzeczy martwych. Wskoczyłam do czarnego mundury z wygrawerowanymi złotymi literami nad prawą kieszenią: " Caroline Angel ". Nagle poczułam się niekomfortowo. Podkoszulek strasznie gryzł mnie w szyję, tak że aż sprawiało ból. Nie...
-Nie będę tego nosiła. Zobacz jak to mnie pogrubia.-jak zawsze histeryzowała Stella.
-Ubierz to w czym będziesz czuła się najlepiej.-rzekłam nerwowo. Przez głowę ubrałam szybko mój niebieski podkoszulek. Moje życie, moje zasady. Nikt się pewnie nawet nie dopatrzy - pomyślałam i weszłam do łazienki. Miałam tylko coś około 4 minut. Stella dalej marudziła -
-"Witamy w Akademii. Mam nadzieję, że szybko dostosujecie się do panujących tutaj zasad i dyscypliny"-powtórzyła słowa dyrektora z wielką ironią. Uwyraźniłam oczy eyelinerem, a usta pomalowałam w kolorze krwi..Włosy zaplotłam w szybkiego, niedbałego warkocza na bok. Uznałam, że tak będzie OK. Leżący dotychczas na stoliku plan dnia zabrałam ze sobą. 
O dokładnie 6:00-zbiórka na sali bankietowej i "naznaczenie ".Kolejny powód, dla którego nie powinnam się tutaj znaleźć.Spojrzałam na zegar.
-Cholera Stella, będziemy ostatnie..-krzyknęłam wybiegając z pokoju. Stell po krótkiej chwili mnie dogoniła. Biegłyśmy jak szalone po korytarzu ścigając się z czasem. Błądziłyśmy po długich zakamarkach w poszukiwaniu windy.
-Caro, tutaj!-krzyknęła moja przyjaciółka, gdy zobaczyła na końcu przeciwległego korytarza windę. Zobaczyłam upchanych pasażerów, nie mieli nawet jak oddychać.Wśród nich dostrzegłam "czerwonowłosą lisicę", która posłała mi triumfalny uśmiech.Zagryzłam wargę.Jak widać nikt nie życzy nam tu dobrze.Stella próbowała się siłować z zamykającymi się drzwiami windy -nadaremno.
-Choć!-krzyknęłam i biegiem ruszyłam w stronę korytarza.
-Caro co jest ?!-powiedziała zła Stella.
-Dokładnie nie wiem gdzie biegnę, ale gdzieś tu muszą być schody.-oznajmiłam łapiąc rozpaczliwie wdech. Wtedy ujrzałam zbawcze drzwi do klatki schodowej. Mocno szarpnęłam klamkę i je otworzyłam. Zobaczyłam wtedy wijące się aż na sam dół schody. Musimy być szybsze niż winda...Zaraz ! Na dole piętra spostrzegłam  rozłożoną metalową siatkę, jakby ktoś przypadkiem chciał popełnić zamach samobójczy.Właśnie... Zjedziemy na dół po barierkach ! Najszybsze rozwiązanie...
-Stella mam pomysł samobójczy.-posłałam jej telepatyczne spojrzenie.
-Nie ma mowy ! Co ty kobieto w tym momencie do mnie mówisz ?! Przecież nie zjedziemy po tych barierkach.Widzisz jak tu jest wysoko ?!-pochyliła się żeby zobaczyć.
-Tak się zastanawiam czy ty w ogóle umiesz myć gary?..-podpuściłam ją.
-Przesuń się. Niech ci to pokaże mistrz w spódnicy!-zerwała się nagle i zajęła miejsce za mną na poręczy schodów.
-Jedna ręka przed tobą, druga za... -przypomniałam.
-Caro tylko uważaj !~-krzyknęła Stella.Zjeżdżając po poręczy klatka schodowa wirowała. Rozpędziłyśmy się do dość dużej prędkości.Stell w pewnym momencie zwątpiła, że się to może udać i zaczęła piszczeć. Gdy jednak jakimś cudem znalazłyśmy się na parterze, pierwsze co zrobiłam to uściskałam moją przyjaciółkę. To było niebezpieczne,  nieodpowiedzialne i głupie.. Moje serce chciało wyskoczyć mi z piersi. Nie próbujcie tego w domu. Masakra.Gdy zastrzyk adrenaliny zaczął uwalniać się w moim ciele,
-Dalej!-otrząsnęła się Stella i ruszyła w stronę drzwi wyjściowych. Po drodze minęłyśmy windę, która dopiero dojechała. Tego kompletnie się nie spodziewałam.Wymieniłam spojrzenia z czerwonowłosą i nie zwlekając dłużej biegłam już przed siebie.Biegłyśmy ze Stellę metr w metr. Kto by pomyślał, że to tak się rozegra? Przy drzwiach frontowych zobaczyłyśmy tłum ludzi, którzy... najwyraźniej nam kibicowali.Z prędkością światła opuściłyśmy budynek zostawaiając za sobą pasażerów windy.Gdy znalazłyśmy się wśród nich, zaczęli bić nam brawo.Nie mogłam zrozumieć ich zachowania...Oczywiście Stella pierwsza "próbowała" wyjaśnić sytuację.
-Co się tu kurde blaszka dzieje?!! - krzyknęła zła. Wtedy podszedł do nas komendant, który nas obudził. Wybuchłam śmiechem... mogłam się tego spodziewać. Jednakże Stella z grobową miną czekała na wyjaśnienia.
- Witamy w Akademii!!-powtórzył wysoki szatyn. Teraz mogłam mu się dokładnie przyjrzeć. Miał na sobie czarny mundur oraz kilka wyróżniających się oznaczeń wojskowych. Był koło 30 i zdecydowanie on tutaj rządził.
-To jest chore. Wcale nie śmieszne.-powiedziała podchodząc do niego coraz bliżej.Ich oczy krzyżowały się. Patrzeli z taką nienawiścią na siebie przez kilka chwil.Wszyscy gapili się tylko na nich. Zamarli.l  widząc nieugiętość Stelli, szatyn głupio się uśmiechnął.
-Zaimponowałyście mi. Ty jesteś pomysłowa i masz "ten" gen.A ona to wojowniczka.-powiedział bezpośrednio.
-A ty co?! Jakieś żyri ?-parsknęła śmiechem.Posłał jej złowrogie spojrzenie.
-Posłuchaj mnie, jeśli chcesz tutaj przeżyć lepiej jest trzymać język zza zębami.-rzekł twardym głosem.
-Bo ccooo ?!-wybuchła Stella.
-Bo każę ci go odciąć.-odrzekł stanowczo.
-Od razu każ ściąć środkowy palec...-rzuciła i ominęła go potrącając ramieniem.
- To co bawicie teraz się w gierki ?-zapytałam chamsko. Chwil się mi przyglądał.
-Zmierzył mnie już pan czy jeszcze chwilę poczekamy ?-zapytałam krzyżując ręce na piersi.Tłum wybuchł śmiechem.
-Tak.-rzekł twardo i na pięcie się odwrócił. Miałam mu coś powiedzieć, ale wtedy z drzwi wypadła rozzłoszczona czerwonowłosa.
-Nie będę myć garów! Moja matka cię zniszczy Four! Nie wiesz kim jestem!?-krzyczała. Ahhmm nazywa się Four- oryginalnie. Jednak mężczyzna stał niewzruszenie.
-Lily-zaczął łagodnie-Pójdziesz na zmywak gdzie twoje miejsce. A jak chcesz to możesz zabrać mamusię ze sobą-wybuchł zły. WOW Jednak lew drzemie w nim. To nie żarty. Czerwonowłosa nazywa się więc Lily. Patrząc na nią to była jakaś lalka barbie, nie człowiek.Lily powiadacie ? Ciekawe co to za jedna.  Tona tapety pokrywała jej twarz tak dokładnie, że aż nienaturalnie. Lily zagryzła wargę i udała się w kierunku Akademii.
-Macie szczęście.Tak jak obiecywałem był konkurs - kto ostatni myje gary przez tydzień. Zaraz rozpocznie się "naznaczenie" musimy się śpieszyć...
-Szczęście przynajmniej wezmę ze sobą.- potwierdziłam ostro.Komandos zaśmiał się pod nosem.Bardzo ciekawy z niego człowiek.Samotny wilk.
-Idziemy ! -rozkazał i wszyscy w ciszy udali się do Akademii. Co to jest "naznaczenie"?  Kolejne pytanie. Jest ich zza dużo...Bardzo się denerwowałam tym wszystkim. Ale starałam się nie dać stresowi. Gdy szłam obok mnie pojawiła się Lily.
-Widzę że pierwszy dzień od rana ci się nie udał... Ups -rzekła złośliwie.
-Mnie ?!-zapytałam zdziwiona.
-No wiesz... Ale nie przejmuj się- kolejne dni będą najgorsze w twoim życiu. Jeśli myślisz, że odbierzesz mi popularność to z matką cię zniszczymy..-mówiła chłodno. Wiem, że nie powinno oceniać ludzi z wygląd, ale po tym spotkaniu mogę jednoznacznie stwierdzić że to żmija. Wszędzie są kopie Charlotty.
-Daj mi spokój.-odpowiedziałam.
-Ty piepszona księżniczka !-głos mojego anioła stróża dobiegł do moich uszu. Czerwonowłosa nerwowo odwróciła się.
-O właśnie ty ! Jak na ciebie wołają ?!-celowo głośno mówiła żeby ją ośmieszyć.Mój ogień po raz kolejny stanął po mojej stronie. Lily odeszła w bezpieczne miejsce bojąc się Stelli.Jednak dalej obserwowała jak sęp swą zdobycz. Czekała kiedy zasłabnę.
-Na chwilę cię z oka spuścić. Hańba ci.-powiedziała głośno się śmiejąc.
-Najwyraźniej... ładnie byłoby mi z tiarą ? -zapytałam śmiejąc się.
-Po co tiara, korona lepsza.Podbijasz serca- powiedziała drocząc się. Wtedy stanęłyśmy przed drzwiami Akademii. Wzięłam głęboki oddech i weszłam do środka. Byłyśmy zcisnite jak puszka sardynek. Zbity tłum ludzi posuwał się wąskimi korytarzami, mnie mal niósł z prądem. Na dodatek zgubiłam Stellę. Przerażona kręciłam się i wierciłam próbując ją dostrzec. Nie miałam najmniejszej szansy.Zdenerwowana skostniałam. Nagle poczułam jak po moim ciele przebiega dreszcz gdy ktoś chwycił mnie za dłoń. Niemalże podskoczyłam.
-Jesteś teraz ze mną.Nie bój się.-powiedział ten zmysłowy męski głos. Odetchnęłam z ulgą.
-Pierwszy dzień jest zawsze najstraszniejszy.-rzekłam przygryzając zęby. Duża i ciepła dłoń Alexa splotła się z moją.
-Mamy mało czasu-szeptał do ucha - Trzymaj się z Four, on obiecał cię chronić. I uważaj na Stevens'a...-mówił widząc, że zaraz się rozdzielimy. Nie chciałam żeby mnie zostawiał. Tylko przy nim czuję się bezpiecznie.
-Ufasz mi?-zapytał widząc moją minę..
-Zawsze i wszędzie.-odpowiedziałam puszczając jego dłoń. Odfrunęłam do krainy mroku. Znalazłam się w czarnej sali z tysiącem krzeseł. Wszyscy byliśmy ubrani na czarno. Jak w psychiatryku. Kilka razy rozglądnęłam się zza Stellą ale nawet kolorowe włosy widząc tak wielką ilość głów były trudne do znalezienia. Wtedy do sali wszedł dyrektor.Stanęliśmy na baczność.
-Dzień dobry!-przywitał się z wszystkimi. Uroczystość zaczęła się odśpiewaniem hymnu Wielkiej Brytanii "Got Save The Queen", po czym zajęliśmy miejsca. Usiadłam obok jakieś kasztanowłosej dziewczyny.
-Nowa ?-zapytała pierwsza rewidując mnie swym przenikliwym wzrokiem.Dyrektor w tym czasie mówił jakieś nudne oświadczenie.Kiwnęłam głową i się uśmiechnęłam. Nawiązywanie znajomości przychodzi mi z łatwością. Była to pogodna, miła, pomocna szatynka.  O brązowych oczach.
-Jestem Victoria Burbon.-oznajmiła
.
-Caroline Angel.-rzekłam dyskretnie ściskając jej dłoń.
-Jesteś z tych Angel ?-zapytała zdziwiona.
-Jeśli chodzi ci o mojego ojca to tak. Z tych.-uśmiechnęłam się.
-Nie wyglądasz na snobkę..-zamyśliła się.
-Proszę?-zapytałam.
-Ludzie noszący ten gen to najwyższa warstwa społeczna w szkole. Nie lubimy ich są sztywni i zachowują się jakby byli ponad ludźmi.Poniewierają nami..-mówiła patrząc na czerwonowłosą.
-Daj mi dwa tygodnie.-żartowałam.  
-Musisz być nieco zagubiona...-szeptała.Wydaje się być bardzo sympatyczna.
-Nawet nie wiesz jak...-westchnęłam ciężko.
-Pytaj. Postaram się odpowiedzieć.-rzekła cicho. Bez wahania zaczęłam zadawać pytania.
-Co to jest "naznaczenie"?-szepnęłam.
-To wybór poszczególnych osób do gangów.-wyjaśniła.
-Gangów ?-zdziwiłam się.
-Otóż widzisz... Każdy z nas jest przydzielany do odpowiednich gangów, przez co zostaje naznaczony. Mamy 4 trenerów, którym musimy zaimponować żeby nas przydzielili do gangów.
-Od czego zależy czy będziemy przydzieleni ?
-Od wyników testu... za chwilę podłączą cię do "Enigmy". Tam musisz działać sama. Potem będzie komisja. Zdarza się, że trenerzy kłócą się wzajemnie o danego ucznia.-mówiła szeptem.
-A coo...-głos mi się załamał - jeśli się im nie spodoba uczeń?.-rzekłam nerwowo. Victoria przełknęła głośno ślinę.
-Jeśli cie nie wybiorą to wylatujesz... Nawet na trzecim roku uczniowie nie przechodzą. A egzaminy końcowe są  tylko ściemą. Na to czy zasługujesz żeby tutaj być pracujesz cały rok.-mówiła patrząc zimno.
-A co jeśli cię wyrzucą ?
-Masz niezdany cały okres w którym pierwszy raz wkroczyłaś do społeczności tej akademii....-powiedziała.
-Nawet jak jesteś na 3 roku ?-zadziwiłam się. Chore zasady.
-TAK.-potwierdziła.
-Ale dlaczego ?-nie mogłam uwierzyć.
-Bo nie mogą napisać ci w papierach szkołę która w świetle dziennym nie istnieje..-rzekła skrępowana.
-Zrozumiałam. Jacy są trenerzy ?-mówiłam dalej.
-Widzisz tego kolesia opartego ręką przy oknie ?
-Tak.-spojrzałam na umięśnionego mężczyznę w beżowym swetrze z przerażającym spojrzeniem.
-To -
Roy Steven-przywódca gangu 2B despotyczny, wymagający trener. Nie znosi sprzeciwu.Do swego gangu przyjmuje tylko mężczyzn-twierdzi, że kobiety są za słabe.  
-Przecież to bzdura..-zaprzeczyłam. Victoria się uśmiechnęła. Dyskretnie pokazała na kasztanowłosą kobietę w shortah i t shirt'cie, jej nogi były bardzo umięśnione.Trenerzy bardzo wyróżniali się na tle czarnych mundurów.
-A spostrzegasz tę kobietę ?
-Tak...-powiedziałam przerażona.
-Nie patrz tak na nią. Zero kontaktu wzrokowego.-uświadomiła mnie.
-Okej...-rzekłam szybko patrząc na nogę krzesła przede mną.
-To Emilly Dellov


-przywódca gangu 2 A,w którym przyjmuje tylko najwytrzymalsze fizycznie osoby. Jest wymagająca, ostra, nieugięta, podła.Potrafi "podciąć skrzydła". Wie czego chce i to egzekwuje, czasem w brutalny sposób. Jej córka (Lily Dellov ) to jej lustrzane odbicie.
-Lily ?-zmarszczyłam czoło.
-Tak... to tak Wymalowana dziunia, lubiąca się  wyróżniać. Trzymaj się od niej z daleka.-radziła. Już za późno.
-Ale dlaczego ?-zapytałam.
-Opowiem ci kiedy indziej mamy mało czasu.-mówiła szeptem.Nie mogłam zrozumieć dlaczego temat ją tak drażnił i dlaczego notorycznie.... go unikała.
-Dobrze.... Ale ?-kiwnęłam głową.
-Jedyny normalny to Chris Four-przywódca gangu 2C trener najlepszych szpiegów.Jest twardy, uparty, ale ludzki.Potrafi współczuć uczniowi.Stosuje nieradykalne metody nauczania. Do gangu przyjmuje osoby, które zdały wstępny egzamin walki ze swymi psychicznymi słabościami.Fajnie się z nim pracuje..-dodała.





-I nasza wisienka na torcie, czyli  Stefan Higger-pokazała na kasztanowłosego, umięśnionego faceta w czarnych spodniach i czarnym płaszczu- straszny przywódca gangu 2D, do którego przyjmuje tylko tych, którzy  mu się spodobają. Nienawidzi być stawianym na drugim miejscu. Dostaje wszystko czego chce.Jest chaotyczny, brutalny i agresywny. Kilkakrotnie rozwiedziony, z powodu, że krzywdził kobiety.Lubi dziewczyny, dlatego ja się uczepi nie odpuści... -mówiła chłodno.
-Nie rozumiem.-odrzekłam. Ta szkoła napawa mnie strachem . 
-Jedna dziewczyna podobno przeciwstawiła się zalotom Higger'a. Uwierz ona nie miała życia... I pewnego dnia nie wytrzymała-popełniła samobójstwo..-straszyła.
 -I nikt nie interweniuje w tej sprawie ?-zapytałam.Jak psychol się napatoczy to trudno go odstraszyć wiem z doświadczenia.
-To jedna wielka mafia. Wszyscy kryją siebie nawzajem i nasze brudy nie mogą wyjść poza mury Akademii.-wyjąkała.
-Za nic w świecie nie życzę ci żebyś trafiła do jego gangu....Rób co możesz żeby podpaść Higger'owi, podczas naznaczenia.
-Dlaczego ?
-Jesteś bardzo ładna. Musisz pokazać że się nie podporządkujesz.-wyjaśniła.
-Znając moje szczęście to nie mam się czym martwić.... -szepnęłam.
Odpowiedziała skromnym uśmiechem.
Wtedy na środek wyszedł pan Tom Syrus.
-Zaczynamy oznaczanie. Życzę wam powodzenia.-robił dobrą minę do złej gry.
-Zaczynamy przedstawienie. Ustawcie się w kolejce, wchodzicie pojedynczo do tej sali.- krzyczał Steven.
-Gangi 3 mają małą zmianę. Będziecie się bawić w gry wojenne. Wybierzcie przywódce ze swego gangu i dacie mi odpowiedź  do zachodu słońca. Jasne ? Rozejść się.-krzyczał Higger. Najstarsze gangi wymaszerowały w strasznej ciszy.Serce zaczęło bić mi szybciej. Ustawiliśmy się w kolejce. Dwa rzędy graniczyły ze sobą. Mogłam zobaczyć Stell. Trzymałyśmy kontakt wzrokowy. Mimo że było nas około 150 to mogłam usłyszeć muchy bzyczące na oknie.Staliśmy niczym roboty nie mogąc złapać tchu. Czas dłużył się z każdą sekundą.Bałam się. Tyle spraw mam na głowie... I jeszcze ten Hawakejn ! Przyszła kolej na mnie. Posłałam spojrzenie pełne niepokoju Stelii. Zagryzłam wargę, wzięłam głęboki oddech i pewnym krokiem weszłam do sali. Szary kolor ścian przypominał psychiatryk.  Jednak byłam tak wstrząśnięta że nie mogłam się skupić. Na środku sali znajdowało się wielkie biurko przy którym zasiadali trenerzy: Chris Four, Emilly Dellov, Roy Steven, Stefan Higger. Bobrze że Victoria była na tyle uprzejma by przedstawić mi ich.
-Siadaj.-Roy pokazał na" Enigmę ".Trenerzy nie zwracali na mnie uwagi.
-Już uczestniczyłam w tym doświadczeniu.-zauważyłam.Wszyscy popatrzeli na mnie ze zdziwieniem.
-Wszystko jest w moim papierach.-wyjaśniałam. Nie miałam zamiaru wracać do tego koszmaru. Zdecydowanie że nikomu nie mogłam tutaj ufać i ... nie miałam Alexa blisko siebie.
-Rzeczywiście.-powiedział Four i zaczął czytać na głos kilka zdań : Wyniki testu predyspozycji: spowolnione starzenie, ulepszony system odpornościowy, predyspozycje szpiegowskie,ponadprzeciętna kondycja i zwinność, dobra koordynacja ruchowa" Z testu psychologicznego zauważone zostały następujące cechy: " bezpośrednia, niezależna, zbuntowana, wrażliwa, delikatna, stanowcza, uśmiechnięta (ponad 100 uśmiechów dziennie), szczera, wyrozumiała, ambitna , wierna, spokojna, serdeczna, altruistka, uwodzicielska." Posiadacz "niebiańskiego genu".Objęta programem ochrony świadków....-przerwał. Wszyscy ponownie spojrzeli na mnie. Na ich twarzach malowało się zdziwienie i szok.Poruszałam obojętnie ramionami.
-Za młodu trzeba się wyszaleć.-rzuciłam chcąc rozbawić napiętą atmosferę. 
- Podejdź do stołu,  zabierz nóż i rzuć nim w tarczę.-rozkazał Stefan.
-Nie potrafię... Tylko stępię nóż.-powiedziałam zrezygnowana.
-Rzuć nożem !- krzyknął Stefan. Wszyscy podskoczyli z przerażenia. On sam aż podniósł się z krzesła.
-Spokojnie. Może melisy ?-rzuciłam bezczelnie. Podniosłam się do metalowego stołu, na którym leżały metalowe noże. Chwyciłam jeden z nich i spojrzałam na tarczę, która stała na końcu sali. Znając "moje szczęscie", możecie pomyśleć ja się to skończyło - wybitą szybą. Trenerzy wybuchnęli śmiechem. Upokorzyłam się na oczach tak ważnych osób. Zamarłam. Na pięcie odwróciłam się i zagryzłam wargę.
-Siadaj. Opowiedz coś ciekawego o sobie... Może to cię uratuje.-powiedział Roy.
-Jestem Caro i ....-zatrzymałam się. 
-Chcę Cię w swoim gangu 2C.-nagle powiedział Chris. Zaskoczyło mnie to.
-Ona jest jak nieoszlifowany diament. Będzie najlepsza...-oznajmił i pozwolił mi wyjść.Za sobą słyszałam ciągłe szepty.
-Ona nie da rady!
-Chris wyrzuć ją... I tak nie przejdzie testów.
-Darmozjad!!
-Taka chudzina nawet nie potrafi się obronić!
-Będziesz miał z nią same kłopoty.
Czułam się okropnie. Na korytarz wyszłam biała jak kartka. Wzrokiem szukałam Stell. Jednak nigdzie nie było tęczowej. Zrezygnowana wyszłam przed budynek nabrać świeżego powietrza. Nagle ktoś mnie zawołał. Odwróciłam się. Nie mam ochoty z nikim rozmawiać.
-Caroline ! Pozwolisz się zaprosić na filiżankę herbaty ?- zapytam stojący za mną pan dyrektor.
-Yyyy... Pewnie. Czemu nie.- odrzekłam zmieszana. Czego dyrektor chce ode mnie ? Pewnie chodzi o wczorajszą bójkę Stelli. Echh zawsze ja muszę bawić się w prawnika. Męczące... Ale dla Stell warto. Poszliśmy do dobrze znajomego mi biura dyrektora. Usiadłam na kanapie i zaczęłam pić herbatę owocową w pięknej filiżance.
-Widzę, że ostatnio jesteś przygnębiona... Powiedz mi co cię gryzie ?-zapytał najpierw.
-Mam mnóstwo pytań ale nikt nie chce mi na nie odpowiedzieć. -wyjaśniłam słodząc sobie herbatkę.
-Postaram się pomóc.-rzekł grzecznie.
-Był pan przyjacielem mojego taty ?-najpierw chciałam się upewnić.
-Tak, pracowałem z nim. Był moim najlepszym przyjacielem.-potwierdził. 
-Jak mój tata zginął ?-wyrzuciłam.To największa tajemnica. 
-Trudne pytanie. Jego ostatnia misja wypadła w Południowej części Wielkiej Brytanii. Śledził zdegratowanego szpiega-Hawakejna. Podobno James ukrył jakieś dokumenty. Długo się nie meldował, dlatego wezwano na miejsce ostatniej rejestracji szpiegów. Znaleźli jego ciało na jednym z klifów.-mówił smutno. do oczu napłynęły mi łzy. 
-Wiedziałam, że to nie mógł być wypadek. Za bardzo mnie kochał żeby zostawić nas samych ...-zauważyłam.
-Musiało to być coś wielkiego skoro zdecydował się ryzykować życie w tak wielkim stopniu.
-Myśli pan że swoim pobytem tutaj przyniosę mu wstyd ?-zapytałam cicho.
-Ależ co ty mówisz?! Jesteś bardzo do niego podobna... Ale urodę zdecydowanie odziedziczyłaś po swojej mamie.-zaśmiał się.
-Jaki był tata w swoim "drugim obliczu"?-zadawałam kolejno pytania.
-On początku nie wierzył w siebie... Dopiero gdy poznał swoją mamę podczas 2 miesięcznej służby w Instytucie postanowił się zmienić. Gdy Helen zapewniła go że będzie na niego czekać to zaczął ciężko pracować. Stał się najlepszy. A gdy założył rodzinę, chciał rzucić życie szpiega. Przeniósł się za biurko i doszkalając młodych szpiegów zasłużył się szkole. Pamiętam jak się urodziłas... James skakał pod sufit! Także nie martw się. Na pewno ci się uda... ale musisz wymagać od siebie. Poświęć dużo pracy, a twoje słabości znikną lub nauczysz się je pokonywać.
-Dlaczego pan jeszcze nie służy jako szpieg ?-zapytałam zdziwiona.

-Mam " nie swoją nogę ". -powiedział i głośno się roześmiał. Pokazał mi protezę.
-Przepraszam, nie wiedziałam.-rzekłam zmieszana.
-Została mi odebrana przez Hawakejna wkrótce po śmierci Jamesa.-wyjaśnił. Czyli Hawakejn nie ma skrupułów. Każdego na swej drodze krzywdzi.
-Przykro mi. 
-Jesteś silna. Gdybym mógł coś dla ciebie zrobić to proś śmiało...-odpowiedział radośnie.
-Jest jedna rzecz... a właściwie książka. W Instytucie w gabinecie mojego ojca mieści się jego dzienniczek. Chciałabym móc go poczytać. Może to mnie zmotywuje do pracy nad sobą.- oczywiście miałam w tym ukryty drugi powód. Muszę dowiedzieć się jak mój tata zginął i gdzie ukrył te dokumenty. A może.... one nie powinny zostać ujawnione ? A co jeśli dostaną się w złe ręce ? Muszę je znaleźć i zniszczyć. 
-Oczywiście postaram się go zdobyć dla ciebie.
-Dziękuję. Panie Syrus jest jeszcze coś.... jeśli dojdą pana słuchy o przewinieniu Stelli to... była moja wina. A właściwie powinnam jeszcze podziękować Stellli za obronę.
-Rozumiem przymknę na to oko, ale Caro uważaj, tu jest gorzej niz w wojsku.-powiedział na odchodne. Podziękowałam za herbatę i opuściłam jego gabinet. Na ławeczce czekała Stella. Mocno ją przytuliłam.
- I jak ?
-Gang  2 C-powiedziła. 
-Jak się cieszę.-Stella zaczęła się śmiać pod nosem.
-Z czego tak chichoczesz ?!
-Byłabym nożem ucięła palec Stefanowi... Szkoda że tego nie widziałaś... HAhaah.- śmiała się głośno.
-3 centymertów zabrakło-mówiła. 
Wtedy Victoria podeszła do nas. 
-Wywiesili listę. Jesteśmy w jednym gangu.-zwróciła się do mnie.
-To dobra wiadomość. Stell poznaj to Victoria Burbon.-rzekłam
-Nie ufam nikomu. Jasne ?-burknęła niegrzecznie tęczowa.
-Ja też.- szatańsko się usmiechnęła.
- To co idziemy do Salem ?- zapytała. Popatrzałyśmy na nią przytakując głowami.
-Miło by było jakbysmy wiedziały co to, ale fajnie brzmi i już to lubię. -rzekła Stella.
-Ups... To takie.... Miejsce spotkań naszego gangu... To co ?! Idziecie poznać całą paczkę ?-rzuciła entuzjastycznie. Spojrzałam na tęczową, była wyraźnie znudzona cała sytuacja, ale zgodziła się.
 Victoria prowadziła nas przez campus aż do małego domku. Był bardzo nowoczesny miał duże szyby i był przytulny. Jego szare ściany kontrastowały z naturalną zielenią. Weszłyśmy do środka, zeszłyśmy po schodach do piwnicy. Szyłyśmy ledwo oświetlonym korytarzem. Był stary i przerażający. Zatrzymałam się  w pewnym odcinku...
-Dlaczego idziemy do piwnicy jak jakieś owce ?-zapytałam nie dowierzając dobrym intencjom Victorii.Coś mi tutaj nie gra.
-Co masz na myśli ?-zapytała zdziwiona.Stell i Victoria posyłały sobie rywalizujące spojrzenia. Stella złapała mnie za rękę i pociągnęła za siebie.
-Nie ufam ci. Ciągniesz nas po jakiś lochach... Co planujesz ?-zapytała moja przyjaciółka z ogniem i nienawiścią w oczach.
-Ktoś tutaj jest.- oznajmiłam. Victoria tylko się uśmiechnęła. Wtedy zgasły światła. Pisk Stelli był przeszywający. Ktoś złapał mnie za ręce. Zaczęłyśmy się szarpać. W ciemności było niewiele widać. Zaczęłam kopać z całych sił w napastnika, ktoś syknął.
-Dobra, dobra ! Wygrały. Nirvan oświeć światło.-oznajmił jakiś męski głos. Światła oświeciły się. Ujrzałam Stellę i dwóch dobrze zbudowanych chłopaków. Różnili się.
-Wam się tutaj naprawdę nudzi.-powiedziałam zła.
-Cholera jasna ! Czy wyście wszyscy dzisiaj powariowali ?- krzyczała Stella. Nieźle ją wkurzyli.
- Spokojnie. Rytuał przejścia do naszego świata.-powiedział jakby nigdy nic jeden z nich.
-Okazałyście się godne.-rzekł drugi. Widząc nasze złe miny, przerwał chwilę ciszy.
-Jestem Nirvan Grey.
-przedstawił się brunet w czarnym mundurze. Miał krótko ostrzyżone ciemne włosy i brązowe oczy. Był bardzo wysoki. Jeśli chciałam coś do niego powiedzieć musiałam patrzyć prawie na sufit.Bez wątpienia był przywódcą. Stella nie będzie mieć nudno.
-Stella Rowan.-burknęła arogancko przyjaciółka. Spojrzeliśmy obie na drugiego chłopaka.
-Nazywam się Lorenzo Known.
-rzucił opary o ścianę z brązowymi oczami i uniesioną grzywką chłopak. Miał na sobie czarną kurtkę i tylko spodnie z munduru. Patrzył na mnie " z góry ".
-Po prostu Caro.-przedstawiłam się.  Napiętą sytuacje rozładowała Victoria.
-Chodźcie poznajcie resztę.-rzekła i otworzyła metalowe drzwi.Znaleźliśmy się z wielkim tunelu z torami.
-Stara stacja metra ?-zapytałam. Nirvan kiwnął głową. Szliśmy przez nią kilka minut aż w końcu naszym oczom ukazał się osobne pomieszczenie.  Było ono duże, na ścianach były znaki uliczne i grafity.  Na środku pokoju była wielka kanapa, stolik. W koncie mieścił się nieduży barek. W rogu stały materace, worki treningowe. Oczywiście było również wielkie radio. Na ścianie wisiała lampa, która oświetlała kolorowym światłem całe pomieszczenie. Nie było okien. wydaję się że to schron.
-Chłopaki poznajcie nowe dziewczyny.-powiedział Nirvan.- Caro i Stell.-pokazał najpierw na mnie potem na moją przyjaciółkę. Na kanapie zasiadali jeszcze 4 chłopcy.
-Adam King miejscowy  DJ.-
pokazał na uśmiechniętego szatyna ze słuchawkami.-Will Anderen nasz skate.-powiedział do chłopaka w czarnej bokserce i pasującej czapce spod której wychodziły  nierozczesane włosy.-Luke Tinny -
nasz wrażliwiec, i jego kot Lipton.-pokazał na chłopaka w okularach i milionie tatuaży  trzymającego małego kotka.
- I na koniec miejscowy artysta Joseph Palmer...-przerwał wskazując na chłopaka pracującego przy ścianie. Malował kolejne swoje dzieło. Przyznaję jak na "wandalizm" sala była niesamowicie pomysłowa. Ile trudu i pracy poświęcił żeby to stworzyć ? W każdym razie nawet na nas nie spojrzał.
-A Vicki to juz znacie.-oznajmił siadając na kanapie. Usiadłyśmy obok niego. Wtedy mały Lipton z niewiadomych przyczyn podszedł do mnie i skoczył mi na kolana. Pogłaskałam go.
-Szok...Lipton nikogo nie lubi.-oznajmił jego właściciel.
-Ale ja go lubię.-powiedziałam uśmiechnięta. Wtedy Stella, siedząca obok mnie, zbliżyła rękę do  niego. Kot prychnął nastroszył się i uciekł do kartonowego pudełka na końcu sali. Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Po dłuższej chwili wszyscy o sobie opowiadali. Poznam wiele nowych charakterów. Wszyscy świetnie  się dogadywaliśmy. Bardzo ich polubiłyśmy. Byli zabawni i widać zżyci. Na początku myślałam, że nie będę potrafiła się z nimi dogadać a tu proszę. Świetnie się czułam rozmawiając z nimi. Myślę że większość mnie polubiła. Siedziałyśmy tam aż do wieczora.Biliśmy się pop corn'em, dusiliśmy się na kanapie i opowiadaliśmy śmieszne rzeczy. Nawet Lorenzo się dobrze bawił, choć nie żywił do nas sympatii.Mimo to było super. gdy właśnie biliśmy sie z chłopcami poduszkami, ktoś zadał pytanie o moje nazwisko.
-Do szczęścia jest wam to niepotrzebne.-odpowiedziałam.
-No co ? Nie może być gorsze od "Know". Nawet nie wiem jak się to mówi.-rzucił sarkastycznie Adam. Lorenzo posłał mu zabójcze spojrzenie.Charakter Adam'a najbardziej mi się spodobał.
-Angel.-odpowiedziałam. Nastała cisza. W tyle słychać było tylko lekką muzykę.
-Niemożliwe.-odrzekł odrywając się od ściany  Joseph.
-Możliwe.-potwierdziłam. Odwróciłam się w jego stronę i ujrzałam swój portret. oniemiałam z wrażenia. Przez chwilę nie mogłam zrozumieć.
-Czy to ja ?- zapytałam skrępowana.
-Tak to księżniczka, ale przez małe " ż ". Nie mogę w to uwierzyć. Ile ty musiałaś przeżyć w swoim życiu ?-zasmucił się.

-Twój tata był tutaj legendą.-rzekł Nirvan. 
-Podobno masz być tutaj najlepsza...Masz "niebiański gen"-powiedziała Victoria.
-Na razie to jestem najgorsza.- rzekłam cicho.
-Dajcie jej spokój. Jest inna niż Lily...-powiedział Nirvan.
-Ale Lily ją zniszczy...-zauważył Luke. 
-Ona jest nasza. Nie oddamy jej. Jasne ?-zarządził Joseph. Zaskoczyło mnie to. Ciekawe jakimi uczuciami operuje do mnie Joseph. Nie wiem co to znaczy...
-Ją już ma kto bronić.I zniszczę każdego kto stanie jej na drodze.-rzekła Stella krzyżując ręce na piersi.-Muszę się napić.-dodała widząc na sobie spojrzenia chłopców.
-Stella chodź musimy iść. Robi się późno, mój chłopak będzie tęsknić...-zarządziłam i powiedziałam to tak głośno jak tylko umiałam.. 
-Ale tam jest mój ulubiony....-marudziła gdy prowadziłam ją długim korytarzem.
-No chodź dam ci za to moich kapci ponosić.-zażartowałam.
-No dobra.-szepnęła niezadowolona. 
Doszłyśmy do naszego pokoju. O niczym tak nie marzyłam jak o ciepłej kąpieli i miękkiej pościeli. Ciekawe co robi Alex... Usiadłam na parapecie. A co jeśli  tylko się mną bawił przez wakacje ? Jeśli wcale mnie nie kocha i teraz zabawia się z jakąś nową dziewczyną? Ale ja chcę tylko jego... Skuliłam się na parapecie. 18:00  wybiła. 
-Nie wytrzymam bez niego dłużej...-oznajmiłam. Stella oderwała się od wybierania ciuchów na jutro.
-To co idziemy go odwiedzić ?- zapytała.
-Kocham cię.-powiedziałam i wybiegłam na korytarz. Gdy znalazłyśmy sie na parterze, czekała na nas niemiła niespodzianka. Drzwi wyjściowe zostały zamknięte. Nie! Dlaczego ??? Rozpaczałam w myślach.

*** Oczami Harry'ego *** 

Nie mogę wyobrazić sobie jak Alex cierpi. Dlaczego on jest tak głupi żeby stawiać się za mną u Higgera?  Nikt mu się nie przeciwstawia tylko on.... Nie potrafię mu pomóc... Jego ładuje miłość, a mnie ? Miłość zabija.Boli. Mino wszystko... Narkotyzuje się jej widokiem. To straszne udawać, że ci nie zależy. Ale co ja mogę zrobić ? Jeśli mnie nie chce to ..... Dam jej spokój. Zapomnę. Ale ten przeszywający ból gdy mija mnie jak nieznajomego....  To już koniec. O ! Znowu ją widzę... 
-Może jakoś pomóc ?!-rzekłem widząc ją po drugiej stronie drzwi.
-Nie gap się tak, tylko otwórz...-zdominowała mnie.
-A co z tego będę miał ?-droczyłem się.
-Nic.-odburknęła.
-W takim razie... Nic tu po mnie...-powiedziałem i odwróciłem się plecami.
-Dobra zaczekaj...-krzyknęła.
-Tak ?-powiedziałem naiwnie. Wiedziałem, że postawią ją pod murem. Musi ulec.
-10 minut szczerej rozmowy.-powiedziała przyciskają dłoń do szyby drzwi akademika. Niby przypadkiem dałem swoją w to samo miejsce po przeciwnej stronie drzwi i odczytałem kartę. Drzwi otworzyły się. 
-Hej...Widziałeś dziś Alex'a-zapytała słodka Caro.
-Caroline... Przykro mi. Alex został dzisiaj ukarany. Jak zawsze.-przewróciłem oczami.
-Czekaj cooo ?! -zbladła  a kostki same jej się uginały.
-Higger'owi nikt się nie przeciwstawia, tylko on. Właściwie to stawił się za mną.-wyjaśniałem. Najwyraźniej nic do niej nie docierało.
-Gdzie on teraz jest ?! -krzyknęła zła i .... zmartwiona.W każdym razie ta część "zła" ją opanowała.
-Pręgierz.-rzekłem twardo.
-Czyli ?!-panikowała. 
-Będą go bić batem na słupku wbitym do ziemi.-mówiłem neutralnym głosem.
-Kiedy ?! Gdzie ?!-powiedziała wystraszona.
-Za chwilę w sali ćwiczeń. Szary budynek.-odrzekłem.
-Robili mu to już kiedyś???-zapytała.
-Tak.... To bardzo bolesne... Ale Higger zrobi to tylko dla pokazu. Musi uzyskać szacunek przed młodymi.-oznajmiłem.
-Chora szkoła ! Stella zostań tutaj !!!-krzyknęła zrozpaczona. Stella niechętnie została.
-Caro nie można z tym nic zrobić....Jak mu pomożesz to też pójdziesz na pręgierz...-krzyknąłem za nią, ale pobiegła. 
-Muszę z tobą porozmawiać.-oznajmiła Stella.
-Dobrze.-powiedziałem. Bałem się tego, ale nie mogę jej stracić.Nie teraz. 
-Ale najpierw idziemy jej pomóc...-rzekła i szybkim krokiem ruszyła w stronę sali... 
-Caroline zawsze była taka odważna?-zapytałem biegnąc za Stellą.
-A myślisz, że kto ją uczył ?!-powiedziała uśmiechając się.Uwielbiam jak to robi.

*** Oczami Alexa ***

Ciekawe gdzie ona teraz jest... Załamie się jeśli w takim stanie mnie zobaczy. Nie miałem okazji powiedzieć Harry'emu żeby ją odciągnął od tego.... Zaraz będę upokorzony przed resztą oddziału, ale nie było innego wyjścia. Nie zmienią mnie na robota... Nigdy więcej... Przyjmę to z godnością. 
Tłum ludzi.Wyprowadzają mnie jak przestępce. Słyszę tylko swoje myśli. Czyste szeregi. Przywiązują do zimnego drewna. Nie poddam się. Co mnie nie zniszczy to wzmocni...Higger się śmieje.
-Tak kończy się niezdyscyplinowanie.-krzyknął. I to go uczyni prawdziwym mężczyzną? Godnym szacunku człowiekiem ? Zaczyna bić. Niemożliwy ból... 1 bat, 2 bat, 3 bat... Przestaje liczyć. Wytrzymam.Szybko się zregeneruję... Stoję sztywno. Wtedy widzę ją. Jej zapłakana twarz. Blada. Wgapiam się w nią. Jest piękna. Wyrywa się przed tłum i biegnie do Higgera. Tylko nie to ! Przecież on ją uderzy... 
-Czy pan oszalał ?!-zaczęła krzyczeć.
-Odsuń się!-krzyczał Higger. Muszę się uwolnić. Nie mogę pozwolić by ją uderzył...
-Powiedziałam stój !!! -krzyknęła i stanęła naprzeciwko niego.
-Odsuń się dziewczyno !-powiedział zdenerwowany.
-Nie!  Ale no dalej niech pan bije....Nie boję się.-powiedziała spokojnie. Higger'owi aż bat w ręce wirował.Jest gotów ja uderzyć.
-Tak nie uzyska pan szacunku.-mówiła dalej. Rozwiązałem sznur. Odwróciłem się. Wtedy zjawili się Harry i Stella.
-Wszyscy 4 na pręgierz!-rozkazał Higger.
-Nie ma takiej potrzeby Stefan.-powiedział stojący za Higgerem dyrektor. Ona sam wziął bat i poszedł w stronę swego biura.Za nim niechętnie podążył Higger.
-Wszystko ok ?-zapytała przejęta.
-Tak, za dwa dni zostaną tylko blizny...-pocieszyłem ją. Tłum się rozszedł.
-Jak mi to mogłeś zrobić !?-zaczęła płakać i bić pięściami.
-Już dobrze Caro. -przytuliłem ją mocno do siebie.
-Idziemy do mnie...-powiedziałem zakładając koszulkę Harry'ego. Na odchodne powiedziałem mu żeby przekimał się u kumpla. Jest mi coś winien.
Jak powiedziałem, tak zrobiłem. Już po chwili byliśmy w moim pokoju. Poszedłem wziąść prysznic żeby umyć krew. 
-Zaczekasz na mnie...?-zapytałem. Kiwnęła głową. Wziąłem czysty ręcznik i wskoczyłem pod prysznic. Ciepła woda złagodziła ból. Spieszyłem się... Myśl że ona tam czeka była najlepsza od kilku dni. Zapomniałem o ubraniach, a te z dzisiaj idą do prania. Owinąłem czerwony ręcznik wokół pasa i wyszedłem z łazienki. Caro tylko się uśmiechnęła, ale w jej oczach widziałem jak się tlił malutki ognik nadziei...
-Jesteś głodny ?-zapytała słysząc burczenie mojego brzucha. Ach tak... Od rana nic nie jadłem.
-Tak.. To co wyskoczymy do maka na kurczaka?-zapytałem chcąc ją rozbawić.
-Tak. To jest tak samo śmieszne jak niemożliwe.-zachichotała- Idę do kuchni. Zaraz jestem z powrotem.-powiedziała wychodząc. 
-Ale kuchnia w nocy jest zamknięta.-zauważyłem.
-To nie jest problem. Nie wymyślaj ich..-szepnęła zamykając drzwi. Nie wymyślać dodatkowych problemów ? Ja jestem jednym wielkim problemem dla wszystkich. Poszedłem się ubrać. Ona jest wyjątkowa. Po chwili wróciła z dwoma kubkami kakao i tostami.
-Zadziwiasz mnie...-powiedziałem śmiejąc się pod nosem.
-Wydaje ci się.-odrzekła kładąc jedzenie na stoliku.-Łazienka wolna ?-zapytała zmęczona.Kiwnąłem głową. W progu zrzuciła z siebie bluzkę i rzuciła ją na łóżko. Po 10 minutach wróciła w spuszczonych włosach, dużych plecionych skarpetkach, bokserkach i moim shirtcie.
-Tobie w nim ładnej.-zauważyłem leżąc w mojej sexi pozie na łóżku.Uśmiechnęła się.Przytuliła się do mnie.
-Jak cię dzisiaj zobaczyłam... Myślałam że serce mi się zatrzyma.-mówiła a do oczy napływały jej łzy.
-Ejjj hej, hej.. Spójrz na mnie. Już dobrze a teraz musisz coś zjeść. Jesteś wychudzona.-powiedziałem spokojnie przytrzymując jej twarz.
-Ale przedtem mam coś dla ciebie..
-Cooo ?-zapytała.
-Zobacz przez okno.... -rzekłem tajemniczo.
-Ten bukiet róż to dla mnie ?!-powiedziała szczęśliwa. Kiwnąłem głową. Kocham jej uśmiech, ale od paru dni ma smutne oczy. Mocno się do mnie przytuliła. Przegadaliśmy cały wieczór, ale jedno pytanie mnie zaskoczyło...
-Lubisz książki ?-zapytała z niewinnością w głosie.
-Lubię.-odrzekłem.
-Jakie najbardziej?-zapytała.
-Wiersze. Jestem mega sexi romantykiem-rzuciłem rozbawiony.
-Nie wierzę. Wkręcasz mnie.-nie dowierzała.
-Wcale nie.
-To powiedz jakiś.-rzekła przytulając się na miękkiej pościeli.
Gdy cię nie widzę, nie wzdycham, nie płaczę, Nie tracę zmysłów, kiedy cię zobaczę; Jednakże gdy cię długo nie oglądam, Czegoś mi braknie, kogoś widzieć żądam; I tęskniąc sobie zadaję pytanie: Czy to jest przyjaźń? czy to jest kochanie?-powiedziałem jej szepcąc do ucha.
-Adam Mickiewicz.-powiedziała z lekkim uśmiechem.
-Alex... Ja się boję.-zauważyła.
-Czego?!-zdziwiłem się.
-Że Hawakejn dopadnie Kate, mamę. Muszę znaleźć tego pendrive'a. Po prostu muszę...
-Tak. A Charlottę kto uratuje ?!-wybuchnąłem śmiechem.
-Ją niszczy tylko jej pycha.-powiedziała zmartwiona.-Mama nie może już z nią wytrzymać. Podobno w apartamencie zagnieździły się szczury. A ona tylko chodzi i przezywa... Chcemy ją wyrzucić z domu.-mówiła skulając się w pozycję siedzącą.
-Skąd wiesz ?!
-Stella "pożyczyła" telefon od ochroniarza.-rzuciła chichocząc. Stella jest konkretna.
-Pomogę ci znaleźć te dokumenty.-obiecałem. No cooo ? Jak dziewczyna potrzebuje pomocy to ja zawsze ją uratuję. 
-Ufasz mi ?-zapytałem nie patrząc na jej oczy.
-Zawsze i wszędzie.-potwierdziła.
- Z Tobą dam radę. Muszę to przemilczeć.-uśmiechnęła się. Szkoda, że nie wiedziała co czeka ją jutro.Sam bym nie wytrzymał..