czwartek, 14 lipca 2016

To już koniec :c

Zapraszam na stronkę  ----> pt. "Always and forever"
Nowy styl i świeże wątki miłosne <3
Bardzo Wam dziękuję za tyle motywujących komentarzy, które pozwoliły mi na skończenie bloga :3
                                                                                                                               <3 autorka

piątek, 1 lipca 2016

Rozdział "The end."

***Oczami Caro***
Hawakejn przyszedł we wcześniej ustalone miejsce. Zastał twarz zdziwionej kobiety.
-Rosalie Moore...-powiedział, gdy łza zakręciła mu się u oku.
-Kopę lat.... Prawda?-rzekła smutno kobieta,
-Widzę, że gołąbeczki się znają.- rzuciłam z wielkim uśmiechem.
-A więc to prawda. Miałeś syna z Rosalie ?-syknęła Stella. Moja przyjaciółka odgadła tajemnicę. W formie uznania skinęłam głową, jednak Stella udawała dalej twardziela, co wychodziło jej świetnie.
-To nie tak ...- westchnęła kobieta.
-Słucham.-powtórzyła Stella.
-Gdy zaczęłam swoja przygodę ze szpiegostwem przydzielono mnie do Jamesa'a i Hawakejna. Tworzyliśmy zgrany zespół, ale coś się zepsuło. Hawakejn odszedł do konkurencji... -kobieta spojrzała na niego.-A ja zostałam sama. Z dzieckiem.-ciągnęła smutno. W tej chwili było mi jej żal.-Twoim dzieckiem.-powtórzyła do Hawakejna.
Serce zatrzymało mi się na chwilę...
-James dowiedział się, że spiskuję przeciw naszej organizacji .. I byłam pewna, że mnie wyda. Dlatego przecięłam sznur, na którym zawisł na klifie... Gdy wróciłam do agencji po swoje rzeczy.. Kazdy zachowywał się normalnie. James nikomu nie powiedział.. Przez wzgląd na naszą przyjaźń i dlatego, że i Helen była w ciąży .. Nikomu nie powiedział. Zostawił to mnie.... A ja go zabiłam. Dlatego większych wyrzutów sumienia nie mogę mieć....-skończyła i wyciągnęła broń. Byłam zalana łzami. Trzymałam za rękę Stellę. To był dla mnie największy cios...
-Już.! -krzyknęła Tęczowa i obok nas stanęła zasłona dymna. W szybkim tempie zaczęła się strzelanina. Uciekłam przez tylne drzwi prosto do objęć Alexa. Chłopak nic nie mówił, tylko czule głaskał mnie po głowie. Nasz gang przejął akcję. Nie byłam w stanie trzeźwo myśleć.
Musiało to być dość spektakularne, gdyż w potyczce zginęła Rosalie, a Hawakejn został zatrzymany.
-Coś tu nie gra... -zdzwiwił się Alex.
-Co się stało?- otrząsnęłam się.
-Czyżby naprawdę przyszli sami ? - zapytał sam siebie.
Wtedy zza pleców wyłonił sie młody mężczyzna.
-To za moją matkę!- krzyknął i wyciągnął broń.Bez zwątpienia był to syn Rosalie. Wszystko działo się tak szybko... Alex mocno mnie szarpnął za ramię i zasłonił swoimi plecami.... Z jego rany zaczęła wypływać krew.
-Kocham Cię -wyszeptał spękanymi wargami, po czym osunął się na zimny asfalt.
-Alex! Alex! Spójrz na mnie... Błagam ! Alex! Niech mi ktoś pomoże!!Wezwijcie pomoc! - krzyczałam próbująć zatamować krew. Myślałam, że w tym momencie umrę. Moja miłość poświęciła się dla mnie, aby mnie ratować. Potem nic do mnie nie docierało. Krzyki, wystrzały, znajome twarze... wszystko wydawało się nie ważne i rozmazane. Podobno Stella obezwładniła dzieciaka, który wystrzelił z broni, ale nawet on mnie nie obchodził. Siedziałam w samochodzie z Tęczową, która coś ciągle mówiła... Ale jedyne o czym myślałam to był mój chłopak.
Cała we krwi wbiegłam na poczekalnię do szpitala.
-Co się stało z nim ? Gdzie on jest ?- wytrzeszczałam oczy na pielęgniarkę.
-Właśnie trwa operacja. Nie może pani tam wejść,-powtórzyła zimno.
Usiadłam pod drzwiami i czekałam...Serce bolało straszliwie.




*** Oczami Stelii***
Ubrałam się na czarno.... W sumie mój styl, ale dzisiaj ten kolor znaczył dla mnie smutną wiadomość.
-Kupiłem czerwone róże.-oznajmił Harry ubrany w czarny garnitur, w którym wyglądał świetnie. Chętnie bym go czymś zdenerwowała, ale nie dzisiaj. Dzisiejszy dzień był smutny dla nas w każdym calu. Pojechaliśmy na cmentarz na umówioną godzinę. Tuż przy grobie z daleka widziałam spuchniętą twarz Caroline. Zebraliśmy się tu wszyscy. Byli chłopcy z gangu, Harry, ja, Helen, Katie, ledwo żyjąca Caroline i jacyś nieznajomi. Chłopcy oddali honory zmarłemu. Był to naprawdę piękny gest. Caroline powinna być dumna. Po skończonej ceremonii przy grobie zostaliśmy tylko ja i Caro, która ciągle szlochała,
-Nie płacz już tyle.-pokrzepiłam ją.
-Już nie będę.-smutno się uśmiechnęła.
-Wszystko się wyjaśniło... Myślisz, że to już koniec ?-zapytałam Caro. Ona stuknęła szpilką o asfalt.
-Coś starego musi się skończyć, żeby coś nowego mogło powstać. Nic nie jest wieczne.Nawet nasza historia sie kiedyś skończy.-chwyciła moją rękę.
-Always and forever?-zapytałam.
-Always and forever.-rzekła jak stara dobra Caro. Podeszłam do grobu i położyłam przy tabliczce z imieniem "James Angel" bukiet czerwonych róż.
-Zabieram ją do domu...- rzekł męski głos za nami. Alex w pełni okazałości pocałował w czoło Caroline.Dzięki Bogu, że tydzień temu wyszedl ze szpitala.
Uśmiechnęłam się. Jedno po tej całej przygodzie wiem na 100%. Miłość i przyjaźń jest wieczna. Niezależnie od czasów. A Caro i Alex są tego najszczerszym dowodem..... O przez to wszystko się rozczuliłam.Dość tych uprzejmości...
-Gdzie jest mój Harry ?!-krzyknęłam a mój głos poniósł wiatr. 



Koniec.
 
     

wtorek, 1 września 2015

"Życie na krawędzi..." Rozdział 15 " Dom "

*** Oczami Stelli ***
Nienawidzę siebie za to, że pozwoliłam sobie na uczucia, ale Harry to on jest moją największą słabością...Przez miłość stajemy się słabsi...Jeśli chodzi o mój najmniej ulubiony temat-szkoła. W starej szkole nie wychodziło mi ani nauka ani zachowanie. Widocznie byłam stworzona do czegoś innego.Cieszę się, że przeskoczyłyśmy ten rok. To znaczy, że trzeba wydorośleć.... Dziwie się... Hawakejn tak łatwo nie odpuści. Musimy znaleźć tą szkatułkę, o której mówiła Caro, trzeba ją zdobyć i znaleźć ten projekt. Przynajmniej to musi się udać.
-Caro, jesteśmy już w domu.-obwieściłam, gdy Alex wjechał do miasta. Wysiadłam obok mojego domu, pożegnałam się z przyjaciółką i jej chłopakiem..W sumie wiedziałam, że tak będzie... Za bardzo ich do siebie ciągnęło...
-Może pomóc ?-zaskoczył mnie znany głos.Odwróciłam się i spostrzegłam dobrze znanego mi mężczyznę ubranego w elegancki smoking.
-Tata ?-zdziwiłam się i wytrzeszczyłam oczy.
-Stella. Pokaż zaniosę tę walizki.-rzekł i wszedł do ogromnego domu. Zdałam sobie sprawę jaki kawał czasu nie widziałam mojego pokoju. Kiwnęłam, żeby samochód odjechał.
-Co ty tutaj robisz ?-zapytałam. Nie wierzę w jego naglą zmianę.Po wypadku może mu się coś rozjaśniło pod tą czaszką, ale dalej jestem nieufna.
-Mieszkam.-odrzekł wykładając zakupy do lodówki. O mój Boże! On umie otwierać lodówkę w swoim domu! Cóż za szok ! 
-Nagle dobry tatuś po wielu latach powrócił.-zaśmiałam się ironicznie.
-Możesz nie wierzyć, ale po wypadku zrozumiałem co jest dla mnie ważne, a co może zaczekać tą godzinę czy nawet dwie.-rzucił, po czym odstawił jeden kubek jogurtu i jednym ruchem otworzył go.  
-Masz rację tato. Nie uwierzę.-rzekłam i poszłam do pokoju. Mam go gdzieś...
-Druga szuflada po lewej są łyżeczki ciemnoto!-krzyknęłam słysząc jak ojciec dalej grzebie w półce. Zdenerwowana jak burza piorunowałam do pokoju i zobaczyłam rozłożonego na moim fotelu Hawakejna.
-Jesteś chorym pojebem stary.-rzekłam spokojnie zamykając drzwi na klucz. Nie chcę żeby tata paradował tutaj i oberwał kulką. To nie przejaw dobrej intencji, tylko co ja bym zrobiła później z jego zwłokami ?
-Widzę, że skończyłaś szkołę złotko.-zaczął ze swoim brytyjskim akcentem.
-A ja widzę, że rurą już dostałeś po mordzie to może przypierdolić ci teraz patelnią ?-odburknęłam swobodnie siadając na łóżku.
-Hah.. Mam dla ciebie układ. Dobrze wiem, że Angel ci ufa. Myślę, że zaczniecie szukać tych danych. Caroline jest łatwowierna, zabierzesz od niej projekt A.I.R i oddasz go mnie.-rzekł zrywając się z swego "tronu dla ubogich".
-Co będę z tego mieć ?-zapytałam krzyżując ręce na klatce piersiowej.W takich sytuacjach muszę trzeźwo myśleć.
-Kasę.Władzę. Ochronisz rodzinę, Caroline, ojca. Ty tego nie wykorzystasz, a ja uczynię Cię królową tego świata.- nakłaniał.
-Weź wyjdź, bo do pokoju mi muchy nalecą.-rzuciłam w pierwszej chwili, chociaż jakby się tak zastanowić....
-Nie...-warknął.
-Już ! Wynoś się !-krzyknęłam i rzuciłam w niego nożem. Niestety milimetrami umknął obok jego głowy.
-Zastanów się.-proponował i wyszedł przez balkon. Chory psychol.Bez obrazy dla psycholów. Wypędziłam do mojego volvo i pojechałam od razu do mojej przyjaciółki.Jak powiedziałam tak zrobiłam. Po 10 minutach byłam już w hotelu Caro.
-Wszystko ok ?-zapytała przyjaciółka, gdy nareszcie znalazłam się w jej pokoju. Nie wnikam czemu Alexa nie było obok.Pewnie gdzieś myszy straszy.
-Hawakejn znalazł i mnie...-rzekłam chowając noże Caro w swoim pasku.Przezorny zawsze ubezpieczony. 
-O nie!-rzekła Caro i zerwała się do drzwi.
-No dobra zostawię ci jeden nóż.-rzuciłam widząc nadchodzącą Małą Czarną. 
-Nie chodzi mi o noże.-zmarszczyła czoło.
-Czas to zakończyć !-rzuciła na odchodne. Ruszyłam za nią. Znalazłyśmy się na strychu. 
Pełno pająków, pajęczyn i innych tego rodzaju paskudztw. Pierwszy poszedł Alex.
-Alfa idzie.-rzekł twardo i przebił się do starych mebli.
-Meble babci.-zauważyła Caro dziecięcym wzrokiem.
-Twoja mama mówiła, że mamy szukać srebrnej szkatuły.-zwrócił się do mojej przyjaciółki.Czyli był na rozmowie o rękę... znaczy skarbu Caro. Szukaliśmy dobrą godzinę, ale niczego nie znaleźliśmy. To znaczy oni szukali a ja im dyrygowałam, póki nie przepadłam przez... no właśnie tam niczego nie było.
-Tam był kamień !-rzuciłam zakłopotana. Alex próbował się nie roześmiać. 
-Musieliśmy coś przeoczyć.-rozmyślała nieugięta Caro.
-Zawołaj Kate.-rzekła nerwowo. Jej szare komórki nabrały cukru.
-Kate ! -wydarłam się na cały hotel. Po chwili przyszła siostra Caro.Śliczna blondynka o łagodnych rysach twarzy.
-Mała nie wiesz czy gdzieś tutaj są jakieś tajne przejścia, albo skrytki ?-zapytała z nadzieją w oczach.Śmieszne Mała Czarna mówi do siostry "mała". Zaśmiałam się w duchu.
-Nie..Choć czekaj.Za tym obrazem jest dziura.-rzekła Kate wskazując palcem.
-Dziękuję.-szepnęła moja przyjaciółka i podeszła we wskazane miejsce.Rzeczywiście było tam coś w rodzaju usypanego tynku w ścianie.
-Czekaj.-rzekł Alex i zaczął stukać w ścianę.
-Ona jest pusta. Tam jest przejście. Odsuńcie się.-zarządził i biorąc duży młot, który całkiem przypadkiem stał obok jego ręki. Jednym ruchem rozwalił re-gips. Znaleźliśmy się w długim ciemnym tunelu, który prowadził aż do samej bodajże piwnicy. Drogę oświetlała nam latarka. Zeszliśmy po krętych chodach i natrafiliśmy się na dużą skrzynię na samym jej końcu.
-Dużo jeszcze nie wiesz o swoim domu.-powiedział Alex.
-Bardzo dużo.-zaznaczyła zdziwiona Caro.Na jej twarzy malowały się mieszane uczucia: nadzieja , złość, desperacja i Bóg wie co jeszcze gdy wzrokiem wilczycy patrzyła na Alexa. 
-Coś mam.-powiedziałam grzebiąc w szkatule.Wyciągnęłam list zaadresowany do Caro.Grzecznie jej go podałam.
-Droga Caroline. Moja księżniczko... Skoro znalazłaś ten list, to pewnie znaczy, że nie żyję.-zaczęła głośno czytać. -Ten projekt nie ma prawa wyjść na światło dzienne.W przeciwnym razie zakończy się to zagładą ludzkości w masowych ilościach.-Caro spojrzała na Alexa.- Nie można również go zniszczyć, ponieważ to dzieło mojego życia. W tych danych jest unikalny kod nowego pierwiastka.Może on uratować ludzi, ale i ich zniszczyć.Nowa generacja, nowy świat, nowe oblicze ziemi.Musisz strzec rodziny.Uważaj na mojego największego wroga-Hawakejna. W skrajnym gniewie potrafił zabić swojego syna...-skończyła zamykając list. Alex zanurkował w szkatule..
-Na samym dnie są listy miłosne do twojej mamy i trochę gotówki.-rzekł uradowany.
-Przyjdziesz z mamą tutaj później.-zarządziła Caro.
-Ale to najpewniej jest dla ciebie.-zapowiedział Alex podając jej  malutką skrzynkę na klucz.
-Zamknięta.-rzekła Caro usilnie próbując ją otworzyć.. Nagle coś sobie przypomniała i ściągnęła łańcuszek.
-Dostałam go od Kate.-zaśmiała się i przekręciła kluczyk. Ze środka wyciągnęła dokumenty i podała je Alex'owi.
-To są wzory na nowy pierwiastek chemiczny-nieszkodliwe.-podał je mi. - A to broń atomowa. Jeszcze nigdy nie widziałem takiego zasięgu.-zauważył.
-Trzeba tą część ukryć.-zauważyła Caro.Alex głośno westchnął i posłusznie oddał dokumenty Caroline.
-Jak nazwiemy nowy pierwiastek ?-zapytałam obojętnie.
-"Caro"-rzekł twardo Alex. Tak słodkie, że aż brr... Będę rzygać. Spojrzałam na uśmiechniętą przyjaciółkę.
-Jestem za.Łobuz kocha najbardziej.... Możemy wyjść ?-rzekłam idąc przodem z tej komnaty.
- Idąc korytarzem.Spotkałam poczciwą Helen.
-Siema ciocia.-kiwnęłam.
-I jak tam Stell ? Co u taty ? Mam dla niego parę słoików z marmoladą ...Znaleźliście to..?-zapytała smutno.
-Tak. Alex musi Ci coś jeszcze pokazać.-rzekłam pokazując na schody na strych.
-Dobrze. Zejdź na dół i w lodówce są lody. Jak masz ochotę..-rzekła ciocia i weszła na strych. Lody i rozmyślanie o Harry'm. Bezcenne. No to sumując wychodzi na to, że jesteśmy z Harry'm parą. Muszę nabrać do niego zaufania, ale... To jest prawdziwa miłość. Czuję to.Tylko on przemienił moje serce...W kuchni spotkałam Charlottę. Anoreksja. Jak nic. Ciekawe kto ją tak zakompleksił.Ona sama. Nie miała nad kim się pastwić to wariatka zaczęła autodestrukcję.
-Weź wyjdź...-warknęła do mnie. Mimo, że jest starsza to nie mam do niej za grosz szacunku.
-Z twoim ryjem nie pokazywałabym się na ulicy.Zmarszczki na szyi cie przerastają...
-Ogień we krwi!-krzyknęła i wróciła do siebie. Oficjalnie nie rozumiem świata :D 

*** Oczami Caro ***

Wszystko zaczynało się jakoś układać. Boję się, że on zabije moją rodzinę jak swojego syna.  Tylko co z Hawakejnem ? Zostawiłam mamę samą z Alex'em i wyszłam poszukać Stelli.Usłyszałam psik opon...I nerwowo spojrzałam zza okno w szafirowym korytarzu. Zobaczyłam w nim Harry'ego. Będzie się działo.... Idę zrobić pop-corn...Musimy zaplanować pułapkę, żeby Hawakejn w nią wpadł.Pewnie już coś kręci. Weszłam do kuchni i zobaczyłam jak Stell i Jace się śmieją. 
-Jadę do Instytutu. Muszę wyjaśnić kilka spraw.-rzuciłam obojętnym tonem.
-Spoko.-rzekła Stella odrywając się od Harry'ego.
-Powiedz Alex'sie, że spotkamy się za godzinę w parku. Jakoś go znajdę. Dobrze ?- pośpiesznie pakowałam akta broni do mojej torby. Patrzeli na mnie dziwnie. 
-Coś nie tak ? Mała gdzie się tak śpieszysz?-zapytał Harry.
-Sorry Don Pedro, ale chcę coś sprawdzić. Nie schrzań tego...-zagroziłam wskazując palcami na Stell. Wybuchnęli śmiechem. A ja chwyciłam kluczyki od motocyklu i wyszłam przed dom... Pod moimi nogami znalazłam duże, różowe pudełko...Kucnęłam i delikatnie uchyliłam wieczko...   Zalana łzami z zaciśniętymi zębami weszłam jak burza do instytutu.
-Caroline ?-zdziwiła się moja przełożona Rosalie. Jej blond czupryna z trudem za mną nadążała, gdy szłam do archiwum.
-Co ty wyprawiasz ?! -krzyknęła w końcu wyraźnie zdenerwowana. Zdziwiłam się jej postawą. 
-Jako pracownik mam prawo wejść do archiwum, prawda?-syknęłam.
-Nie jeśli cię zwolnię.-burknęła wściekła jak osa.
-Założę się, że nie pani o tym decyduje, a ministerstwo obrony narodowej. Kogoś z podobnymi kompetencjami trudno będzie znaleźć.-argumentowałam.
-Nie wolno ci tam wejść! -panikowała. Czy ona coś przede mną ukrywa ?
-Masz jakiś problem ?-rzuciłam i kopniakiem otworzyłam drzwi archiwum.Zrezygnowana Rosalie wyszła z pokoju. Szukałam coś w pudle z morderstwami Hawakejna. Miał niezłą kartotekę. Az po dłuższym czasie znalazłam:
-Marcus Poudle. Uczęszczał do szkoły w Szafiral. Zamordowany przez Hawakejna Poulde w roku 1998. Miał 16 lat. Liczne ślady uduszenia na ciele. Podpis: Rosalie Moore.-zauważyłam coś niepokojącego. Szefowa nigdy nie podpisywała aktów zabójstw, ale to nieważne. Rzuciłam akta do szuflady i wyszłam z Instytutu. Nie ma sensu dłużej patrzyć na to badziewie. Jakim Hawakejn musi być ojcem? I ciekawe dlaczego to zrobił.... 

****Oczami Alexa*** 
Coś się pewnie stało. Caro wypadła jak burza z domu. Nie połapałem się nawet kiedy wzięła motocykl. Jest totalnie nieprzewidywalna.Czasami mam ochotę trzymać ją w ramionach aż uśmiech na stałe zagości na jej ustach. Jej spojrzenie elektryzuje a zapach jej ciała dosłownie przybliża łąkę pełną kwiatów i ziół. Wracając do zapewnień bezpieczeństwa...Nie pozwolę sobie na to, żeby Hawakejn ( psychopata z magicznym łukiem w jednorożce ) terroryzował rodzinę przyszłej żony... O nie ! Moja duma przez niego ucierpiała....Teraz ja będę grał tutaj główną rolę... Rozanielonych Harry'ego i Stell zostawiłem w salonie i wyszedłem przed budynek. Uderzył we mnie odór.Straszliwy odór. Idąc do źródła zapachu spostrzegłem otworzone różowe pudełko.Leżał w nim pies Caro z poderżniętym gardłem, zalany krwią. O mój Boże... Jeśli Caro to widziała to jestem pewien, że rozpierdoli system. Wskoczyłem do samochodu.
Zaparkowałem przy wejściu do lasu, gdzie Caro już na mnie czekała. Zobaczywszy mnie śmignęła na siedzenie obok. 
-Heej, kochanie... -pocałowała mnie.
-Długo czekasz ? - zapytałem łapiąc jej zimną dłoń. 
-Musiałam się przebiec...-oznajmiła z grobową miną.
-Jechałaś motocyklem ?-zapytałem ponownie.
-Byłam... Ale w drodze powrotnej kilku kolesi mnie śledziło.-urwała niepocieszona.
-Coo?!-zachłysnąłem się powietrzem.
-Spokojnie.Tylko motocykl wybuchł podczas zderzenia się z jednej ze ścian w Londynie.Także teoretycznie nie żyję. To wspaniałe uczucie myśląc, że możesz sfingować swoją śmierć...  A z miasta wróciłam sprintem.-wzruszyła ramionami.
-Śledzili cię i nawet mogli zabić...-zacząłem zły. Co ona sobie myśli? Że może bezprawnie zadawać się z przestępcami?!
-Już się przyzwyczaiłam, że ktoś próbuje mnie zabić i mojego psa...Nawet twoja szefowa... Poza tym nie jestem małym dzieckiem. -przewróciła oczami. Ciągle myślę, że to niewinna wątła Caro, która tak usilnie próbowała 
-Rosalie Morre? A co ona ma z tym wspólnego ?-zdziwiłem się. 
-Więcej niż myślisz. A jak sądzisz, skąd Hawakejn wiedział kiedy i gdzie się znajduję, kto pomógł mu wyrobić klucz magnetyczny do drzwi w akademii? Jedź do starej fabryki.-zarządziła.Zmarszczyłem czoło a ona odpowiedziała uśmiechem.
-Chyba rozwiązałam zagadkę o imieniu Hawakejn.....-rzuciła smutno.
-Tego nie da się rozwiązać.-zaśmiałem się. 
-Nic nie jest nie możliwe. I nikt nie jest tak skomplikowany jak ja....-zakończyła. 
 -Co robimy ?-zapytałem zbity z tropu.
-Zbieraj nasz gang. Sami nie damy rady.... Mam plan...Musisz mi zaufać.-splotła moje palce ze swoimi

***Oczami Stelli ***

Chwyciłam ponownie za telefon i połączyłam się z numerem należącym do Hawakejna. Oczywiście pewnym głosem zaczęłam z nim rozmowę.
-Wchodzę w nasz układ. Chcę być panią tego świata. Ukradnę Caro te dokumenty. I spotkamy się w wyznaczonym miejscu.Jasne ?
-O Stella! W końcu się zdecydowałaś! Ale wiesz... Coś mi tutaj cuchnie. Dlaczego akurat teraz zdecydowałaś się  wejść ze mną w spółkę?-zastanowił się.
-Umyj nogi brudasie. Caro to słaba oferma, która na każdym kroku mnie poniża. I nie wchodzę w tą spółkę ze względu na ciebie, ale na moją sławę i hajs. W końcu to ja będę tutaj nie księżniczką a królową...Po akcji zapadnę się pod ziemię.I przedłużę sobie wakacje... -wyjaśniałam zimno. Po chwili oczekiwania Hawakjen wyraźnie się wahał, ale jednak się zgodził.
-Powiedzmy że mnie przekonałaś. Gdzie i kiedy ?-zapytał potulnie jak baranek. Głupi baranek.  -Czekaj na telefon. Muszę udawać, że dalej jestem jej najbliższą osobą i może mi ufać, wtedy wbiję jej nóż w plecy.-wyłączyłam telefon. 
-Pięknie kłamiesz.-pochwalił Harry opierając się jedną rękę na stole. Jego włosy rozchodziły się w różnorakie strony.... Mmm... 
-Nabrał się. Plan Caro musi się udać. I może w końcu dowiem się o co tutaj chodzi.-zaśmiałam się. 
-Moja zdolna-próbował mnie pocieszyć. Jedno wiem na pewno. Po tej akcji nic już nigdy nie będzie normalne.

środa, 22 lipca 2015

"Życie na krawędzi..."Rozdział 14" Dwa światy"

*** Caro *** 
   Egzaminy...Staliśmy w rzędzie. Jak zawsze. Spójne oddechy. Jak zawsze. Zdenerwowani, jak nigdy. Zdeterminowani jak zawsze.Powtórka z początku roku.
-A teraz ! Ćwiczyliście na to cały semestr, teraz okaże się, ile znaczycie. Najpierw indywidualny egzamin.-powiedziała Emilly Delov. Stella  mrugnęła mi i jako pierwsza z kolejki weszła do pokoju, tym razem przeznaczonych dla hakerów. Będzie mózgiem, oczami i uszami całej wyprawy.

***Oczami Stelli***
Wejdź do tego pomieszczenia. To jest najnowszy model komputera reagujący z twoim ciałem. Podłączymy Cię do niego, a następnie wywołamy jakąś usterkę, którą w fikcyjnym świecie będziesz musiała naprawić.Masz na to 5 minut. Powodzenia.-powiedział komputerowy głos. Weszłam do jasnego pokoju z wielką szybą, przez którą najpewniej mnie obserwowali. Coś dość mocno wbiło mi się do pleców. Nienawidzę igieł. Odleciałam lepiej niż po marihuanie.
Dostałam się do sali z tysiącem komputerów, na każdym z ekranów znajdował się Hawakejn. Dlaczego on mnie dręczy ?! Moja podświadomość... Cholera...
-Masz 5 minut. Znajdź przyczynę, dlaczego one nie działają. Inaczej włączę model autodestrukcji i wszystko razem z Tobą i ludźmi siedzącymi pod ścianą-wybuchnie.
-Jesteś chory, debilu. Zapamiętaj! -krzyknęłam i udałam się do największego komputera. Takiego jeszcze nie widziałam. Tysiące ścieżek. Tysiące kodów do złamania. Adrenalina z skąd sekundą dawała swe znaki. Palce wirowały po klawiaturze. nie wiedząc dlaczego ni mogłam włamać się do głównego komputera. W pokoju zaczęło robić się coraz bardziej ciepło. Nie było czym oddychać.
-Czas 1 minuta.-poinformowano mnie. Klawaitura zaczęła palić mnie w dłonie, mimo to e poddawałam się. Musi się nie udać, to ostatnia cyfra kodu. Wahałam się między 1 a 5. Zaryzykowałam 1. Miałam na sobie odpowiedzialność tysiąca ludzkich dusz. Wcisnęłam Enter i w tym momencie zostałam odłączona on tego dziadostwa.
-Stell udało Ci się. Niesamowite.-mówił stojący obok mnie Harry.
-Ja sobie zawsze poradzę.-zauważyłam. Jakiś profesorek dał mi kartkę, że zdałam i wybiegłam z pokoju, na korytarz. Caro w tym momencie wchodziła do pokoju obok, w którym znajdowała się "Enigma".


*** Oczami Caro***
Znów muszę się zmierzyć ze słabościami. Wszystko wyglądało, tak jak powinno.Przyłączyli mnie do maszyny. Brakuje mi Alexa...
"" Obudziłam się w pomieszczeniu, w którym byłam wcześniej z tą różnicą, że obok mnie nikogo nie było.  Podniosłam się i udałam do otwartych drzwi, które aż zapraszały samym widokiem. Wtedy znalazłam się w ciemnym pomieszczeniu, chciałam zawrócić, ale drzwi znikły. Wokół panował mrok. Serce zaczęło mi bić szybciej, a oddech stał się nierówny. Znalazłam pudełko zapałek w mojej kieszeni i zapaliłam mały płomień. O mało nie dostałam zawału gdy przed sobą zobaczyłam Hawakejna.  Tym razem wiedziałam, co mam zrobić... Zapałkę rzuciłam na Hawakejna, który zaczął się palić. W tym czasie Hawakejn złapał mnie za szyję i próbował udusić. Od czasu do czasu błyskawice przecinały ciemne niebo nad nami. Mocno go pobiłam, po czym uciekłam... Serce biło jak szalone, ale się nie bałam. Nawet nie wiem kiedy przeniosłam się do ogromnego lasu, którego nigdy nie widziałam. Zdawało mi się, że Hawakejn dosłownie przeobraził się w ogromnego, czarnego wilka i zaczął mnie gonić.Uciekałam wokół tysiąca drzew. Wilk szczekał i wył, jego czerwone wściekłe oczy nie opuszczały mnie na krok. Biegłam bardzo szybko, jednak ten gen dodał mi dopalacza.., W oddali zobaczyłam światełko, zaczęłam do niego podążać. Biegłam coraz szybciej nie wiedząc co może to być... Zobaczyłam drzwi na środku lasu , z których biło jasne światło i je otworzyłam. W jednej chwili znalazłam się w małym szklanym pomieszczeniu z nalewającą się wodą. Poziom wody szybko wzrastał, a ja nie umiałam pływać. Niczym ryba w akwarium, próbowałam wydostać się-na próżno. Tym razem udało się. Ściągnęłam kurtkę i zablokowałam wypływ wody. Szkło pękłoPrzeniosłam się do mojego do mojego rodzinnego domu, gdzie zobaczyłam podpalającą hotel Charlottę, a z okna krzyczącą o pomoc Kate. Rzuciłam się do palącego budynku i wyniosłam moją siostrę. 
-Wiedziałam, że mnie uratujesz.-powiedziała uśmiechnięta, po czym znikła. Pojawiłam się w białym pomieszczeniu, a na przeciwko mnie stały kolejne drzwi. Był tam mój tata. Zatrzaskując szczelnie drzwi uśmiechnęłam się do taty. 
-Gotowa na współpracę?-zapytał. Kiwnęłam głową i chwyciłam pistolet. Wbiegliśmy do lasu i bez najmniejszych przeszkód tata zabił wilka....
-Caro, jesteś niezwykła, pamiętaj...Musisz być silna.-powiedział głaszcząc mnie po policzku.
-Wiem  tato, żegnaj.-udało się mi z nim pożegnać. Nie ukrywałam łez." 
Wstałam z fotelu, do którego byłam przyłączona. W pokoju znajdował się gang 2C i mój trener. 
-Wiedziałem...-szepnął Four. Nerwowo zerwałam się z fotela.
-Caro dlaczego nie powiedziałaś, że masz na pieńku z Hawakejnem?-rzekł stojący obok mnie Nirvan. Zdziwiłam się... Zawsze był władczy i nie znosił sprzeciwu. Pełna rywalizacja ze Stellą.
-To są moje problemy... Nie ma potrzeby was w to wciągać....-zauważyłam.
-Ale Caroline, jak to się stało ?!-zapytała zdruzgotana Victoria.
-Dziwię się, że jeszcze żyjesz...-dodał zamyślony Will.
-Pocieszające.-odrzekłam z lekkim uśmiechem.
-Hawakejn pewnie coś od niej chce...-rzekła Victoria.
-Dajcie spokój.-skarcił Joseph.
-Jest silna umysłowo.-dodał Lorenzo. 
-Hawakejn łatwo Ci nie odpuści.-dalej brnęła Victoria. 
-Temu zawsze masz za sobą kilku osiłków.-rzucił Artur.
-I temu Alex się o Ciebie martwi... -wzdychała Victoria. Czyżby ... ?
-Idziemy na zabawę.-rzekł Four.
-Nivan prowadź na teren w lesie..-rozkazał trener, a ja posłusznie udałam się za nim. Na planie odnalazłam Stellę. 
-Dobrze gang 2C. Macie za zadanie zabić i nie dać się zabić. Ostatnia osoba, która zostanie "czysta" zda z wyróżnieniem. tutaj liczy się wasza sprawność, kreatywność i oryginalność. Inni trenerzy będę sędziować. -rzekł i dał sygnał do ataku. Stella usiadła pod drzewem, w końcu ona poszła na inną specjalizację... Ech.... Wspaniała szansa na pokazanie, czego się nauczyłam. Szybko chwyciłam swoją broń. Po to trenowałam cały rok z Alex'em...Byłam szybka, zwinna i bez trudu pokonywałam chłopców.. Chowając się za drzewa trafiłam w każdego... Niespodziewanie Nirvan wybił mi broń z ręki. Oddałam mocne kopnięcie w brzuch....  Wybiłam również jego broń. Walka wręcz ?  Kiwnęłam mu zachęcająco. Ruszył wprost na mnie, odwróciłam się i zaczęłam biec do drzewa od którego się odbiłam i robiąc salto w powietrzu spadają za nim. Nivan jednak, podczas okładania go pięściami chwycił za nadgarstki i bardzo mocno rzucił na ziemię. Podniosłam się. I zdenerwowałam. Rozpędzając się wskoczyłam mu na kark i dusząc nogami przewaliłam na ziemię. Leżał zdezorientowany. Wzięłam broń do paintball'a i strzeliłam mu w brzuch... Udało się....
-Starcie tytanów ! -krzyknęła Stella. Wpadłam w jej ramiona.
-Rada ustaliła jednogłośnie, że obie przeskakujecie rok i kończycie szkołę. Gratulacje.-burknęła niezadowolona Emilly Delov. Trenerka, która nie dawał mi szans nagle stała się miła..... 
-Four. Chcę ten twój zmysł. Dostajesz awans.-powiedziała twardo do mojego trenera. Four tylko się uśmiechnął w naszą stronę i odszedł w kierunku Akademii.
-Stella udało się...-szepnęłam.
-Nie płacz, tylko się pakuj. Mój upragniony smartphone czeka w domu !-krzyknęła Stella i biegiem wróciła do naszego pokoju. W takich chwilach brakuje Alex'a. Umieram myśląc, że coś może mu się stać. Podeszli do mnie chłopcy i Vicki z gangu i zaczęli mi gratulować, nawet Nivan,
-Jesteś godnym przeciwnikiem Nivan. Nie zapominaj.-rzekła ściskając go na pożegnanie.
-Zobaczysz jeszcze. Kiedyś Cię pokonam.-rzekł twardo.
-Szczerze w to wątpię.-zaznaczyłam.  Liczne łzy i wzruszając pożegnanie. Victoria chyba najbardziej płakała. Poszliśmy do Akademii. Tak zostałyśmy oznaczone. Wielkie wyróżnienie. Przeszłam z podniesioną głową wśród innych agentów. Były owacje na stojąco....Z dyplomem mam pracę w Instytucie. Ale  mimo, że skończyłam szkołę to problemy mnie nie ominą. Hawakejn, projekt A.I.R. Alex gdzieś tam daleko... Weszłam do swojego pokoju i położyłam się na łóżku. 
-Alex. Dlaczego cię tutaj nie ma ?-powiedziałam łapiąc się za głowę.
-Bo poszedłem kupić róże.-na sam dźwięk tego głosu przeszedł mnie dreszcz. Zerwałam się i spojrzałam przed siebie. To był naprawdę on ! Rzuciłam się w jego objęcia. 
-Stella mi obwieściła, że skończyłaś szkołę i mogę Cię zabrać z powrotem do domu...-powiedział z tym swoim zawadiackim uśmieszkiem.  
-Możesz.-pozwoliłam. Wtedy do pokoju wpadła oszołomiona Stella.
-Co ? Samochód czeka. Mój dom stoi pusty i dawno nie byłam na zakupach, a  mój pokój to już chyba piksele zjadły...-mówiła wrzucając do toreb rzeczy. Po chwili rozmowy z Alex'em też się spakowałam i torby wrzuciłyśmy do samochodu. 
-Dyrcio zdążył powiedzieć, że Instytut zatrudnia Alexa do twojej ochrony i co ważniejsze zatrudnia nas od przyszłego miesiąca.-mówiła siadając w samochodzie. Ile prawy, zdrowia i łez kosztował mnie ten rok... Niesamowite. Ciężką racą udało nam się to osiągnąć. Stella przytuliła się do mnie i zasnęła..Dalej nic nie pamiętam bo znużył mnie sen. 
*** *** 

"Życie na krawędzi..."Rozdział 13 "Nadzieja..."

*** Oczami Stelli***
Rutyna. Szara codzienność. Zajęcia niczym nie różniące się od normalnej lekcji w mojej szkole. Przynajmniej dzisiaj wyglądam znośnie...Nauczyciel mówi a my udajemy, że słuchamy. Caro błyszczy, chłopcy śmieją się, a ja zapatrzona w szybę okna, całkiem nieobecna...
Harry ma śliczne loki. Kiedy ćwiczy wiatr rozwiewa je na wszystkie strony. Uwielbiam jego widok.
-Panno Rowan.-krzyknął nauczyciel.Nie lubię jego godzinnego zrzędzenia.
-Obecna do cholery !-zerwałam się.
-Dobrze.Także powtórz temat dzisiejszej lekcji.-drążył dalej temat.
-Jest to moja 2 lekcja. Informatyka.-spojrzałam na plan zajęć.
-Więc zapewne mówimy o komputerach.-zauważyłam.
-Echhhh....-westchnął głęboko i odszedł od mojej ławki.Nauczyciel zgaszony.
-Więc, program szpiegowski CR2000r jest to program rejestrujący wszystkie kamery w danym obszarze, możecie posługiwać się nim poprzez Internet.Teraz otwórzcie podręczniki na stronie 27 i wykonajcie na komputerach zadanie nr 5, 6  i 9. -tłumaczył nudno.Zrobiłam je z prędkością światła.Nic trudnego. Następnie spojrzałam na Caro. Nieźle dawała sobie radę.Czy ona dzisiaj zakręciła sobie loki ? Całą noc chodziła po pokoju to pewnie sobie kręciła włosy... Jednak loki na tak długich włosach wyglądają niesamowicie. W pewnym momencie się odwróciła. Uśmiechnęła się i kilkoma gestami dała mi znać, że chce długopis. Rzuciłam jej ten co miałam w piórniku. Ja mam jeden zeszyt do wszystkich przedmiotów. Taniej i po mojemu. Niespodziewanie do klasy wpadł Harry.
-Dzień dobry, mogę prosić Stellę na słowo.-powiedział zmachany.
-Nie.-powiedziałam. Nie mam zamiaru ruszać się z tego krzesła.
-Bo cie wyniosę.-zagroził.
-Taa. Jasne...-odrzekłam. Harry w szybkim tempie ruszył w moją stronę, po czym jakbyśmy byli sami przerzucił mnie przez ramię i wyniósł zza drzwi.. Odprowadzeni spojrzeniem zdziwienia innych...
-Czego ?!-burknęłam opierając się o ścianę.
-Dostałem rozkaz doszkolić cię w zakresie hakerów. Jesteś dobra.-zauważył z uśmiechem.
-Najlepsza.-poprawiłam.
-Ze mną będziesz najlepsza.-rzekł i zatrzymał mnie ramieniem.
-Jest jeszcze coś.-powiedział spuszczając wzrok.
-Co ?!-zapytałam podnosząc ton. Zbierał chwilę na odwagę żeby mi t powiedzieć.
-Twój tata miał wypadek samochodowy.-rzekł patrząc mi w oczy.
-Żyje?-zapytałam zimno.
-Tak, jest w szpitalu.-powiedział spokojnie.
-No to spoko.-przewróciłam oczami.
-Byłem na miejscu wypadku. Widziałem ten teren. Nie było śladu po hamowaniu. Ktoś podciął mu hamulce, myślę, że to był Hawakejn.-powiedział cicho.
-Masz nie mówić Caro, jasne ?-rzekłam ściskając jego dłoń.
-Jasne.-powiedział tuląc mnie do siebie. Jego zapach, dotyk ciepłej skóry.... Ja go kocham i nienawidzę na raz....Boże już to teraz przed samą sobą nie mogę wypierać...NIE!!! 
-Dzięki, tego mi było trzeba.-powiedziałam, czując jak rumieniec oblewa moją twarz.
-Widzimy się na doszkoleniach o 3.-rzekł odchodząc. Odprowadziłam go aż zniknął z pola widzenia. Akademia była ogromna, ale ja patrzyłam tylko na niego.Oparłam się o ścianę i dłońmi zasłoniłam twarz. Nienawidzę tego uczucia...ale on jest boski.Wróciłam do klasy. Nie dałam niczego po sobie poznać, choć Caro prześwietlała mnie wzrokiem. Gdy nastał dzwonek, podeszła do mnie różowo włosa...
-Widzę, że Harry za tobą lata.. Ciekawe czemu. Chcesz mu skoczyć do łóżka?-powiedziała dzida z toną tapety na twarzy.
-Weź sobie zjedz kanapeczkę, bo ci cukier spadnie i ołysiejesz.-powiedziałam ściskając pięść.
-Nieodwzajemnione uczucie.Jak przykro ....-dalej mówiła...
-Radzę ci stąd odejść, bo jutro możesz się obudzić oblana kwasem.-zagroziłam.Wtedy dosłownie znikąd znalazł się Harry.
-Lily weź przyjaciółki i daj jej spokój. Ona jest ze mną.-rzekł twardo.
-Aleee.... To ty z nią ?!-zaczęła krzyczeć w swej tandetniej, różowej sukience.
-Tak. Problem ?-potwierdził. Zdziwiłam się.
-Ale ty ? teraz... tutaj ?-pytałam z niedowierzaniem.
-Przechodziłem.-arogancko się uśmiechnął.
-Ja nie dziękuję. Zapamiętaj.-powiedziałam cicho. On mnie onieśmiela. Nie wiem czemu...
-Mam problem. Ktoś poprzedniej nocy próbował się włamać do bazy Instytutu.Muszę wzmocnić tarczę. I pomyślałem...-nie skończył.
-Dobra. Chodźmy...-zaczęłam.
-Ale dlaczego powiedziałeś, że jesteśmy razem? Przecież ci nie zależy ... -zapytałam ponuro.
-Nic takiego nie powiedziałem....-zaprzeczył i zaprowadził mnie do samochodu..

***Oczami Caro ***
-Wszystko w porządku, kochanie ?-z rozmyślań wybudził mnie głos mojego chłopaka.
-Tak ...-powiedziałam cicho.
-Nie wierzę. Nie umiesz kłamać.-utwierdził się w przekonaniu Alex.
-Dlaczego Stella pojechała z Harry'm?-zapytałam z lekkim uśmiechem.
-Harry'emu podoba się Stell, ale ona do niego zbytniej empatii nie podziela.-rzekł rozciągając się przy drzewie.
-Co ty za bzdury opowiadasz ? Stelli zależy na Harry'm.-oświeciłam go.
-Myslisz o tym, żebyśmy spiknęli ich jak wiewiórki ?-zamyslił się.
-No to jak... Impreza w Salem będzie dopiero pod koniec roku.... Chłopcy świętują ....-rzekłam z entuzjazmem.
-Mimo wszyskto nie powinniśmy się wtrcać.-rzekł Alex.
-Dobrze. Jeżeli do końca roku nie będą w związku to im dopiero wtedy pomożemy.... Dobrze ?-rzekłam.
-Oni będą siedzieć w waszym pokoju, a my wyskoczymy sobie do mnie na małe co nieco ??-powiedział z tym swoim uśmiechem.
-Nie..Jesteś draniem.-rzekłam siedząc przy drzewie.
-Ale jestem twój. Taka jest cena bycia draniem...-rzekł całując mnie.Muszę się doszkolić w zakresie walki..Ona musi być najlepsza.
*** ****


*** Oczami Alexa ***
Życie, czemu tak pędzisz...A raczej mijasz bez mojego pozwolenia. Minęły prawie cały rok....szybko. Caro z dnia na dzień stawała sie lepsza. Wierzyła w siebie. Czułem, że się stara . Ma ambicje.Jest szybka jak torpeda, dość silna do walki ale jej największą cechą jest elastyczność i bezgłośność. Wkłada w każde ćwiczenie całe serce, lubi to i czuje że jest to dla niej stworzone. Myślałem, że nie ma lepszych ode mnie, ale się pomyliłem.... Dzisiaj pierwszy raz pokonała mnie w walce wręcz....
-Wspaniale, jesteś gotowa.-powiedziałem podnosząc się z ziemi.
-Ludzie, pokonałam wielkiego Alexa Black'a ! -krzyczała z takim entuzjazmem.
-Impreza ?-zapytałem szczęśliwy.
-I to zdecydowanie.-powiedziała wieszając ręce na mojej szyi.
-Ścigamy się!-rzekłem i zacząłem biegnąć. Wyprzedziła mnie w przeciągu kilku sekund.
-Dalej mnie kochasz najmocniej na świecie ?-zapytałem tuląc ją. Zabiję Lily jeśli namiesza w naszym związku...
-Tak.No chyba, że Lily Ciebie już zdobyła... -przewróciła oczami. Spojrzałem na nią a ona wybuchnęła śmiechem....
-Masz wątpliwości ?-chichotała. Lubię jak jest szczęśliwa. Oczywiście ja zawsze muszę coś spierdolić i ją zasmucić... 
-Nie.Chodź idziemy po naszą przyszłą parkę.-rzekłem spokojnie. Plan mieliśmy opracowany do perfekcji.
W Salemie wszyscy mnie znali. Nie raz ratowałem im skórę przed trenerami.Szedłem za rękę z Caro po korytarzu, nie wspominam, że wyglądała perfekcyjnie.
-Nie mogę znaleźć Stelli.-zauważyła moja dziewczyna.
-Patrz...-powiedziałem wskazując na Harry'ego z Lily trzymającymi się za ręce.Jak on mógł...  Każdy wie że Lily to suka. Po prostu. Siostra Charlotty  poprzedniego wcielenia. Chciałem tak podejść i wybić Harry'emu pomysł z dziwką, ale Caro mnie zatrzymała...
-Lepiej żeby Stell ich razem nie widziała...-szepnęła. Odwróciłem się i w progu spostrzegłem Tęczową.Jej zaszklone oczy były niemalże w złości, rozpaczy. Jeszcze nigdy odkąd poznałem Stellę nie widziałem w niej czegoś takiego ... Jej oczy gasły z każda sekundą... Ku mojemu zdziwieniu podeszła do różowej żmii.
-Chce porozmawiać z Harry'm.-rzekła neutralnie. Lily zaczęła syczeć, ale momentalnie ucichła.Harry grzecznie zabrał ją na balkon, a ja poszedłem się z Caro napić. Zapowiada się dłuuuugi wieczór. Muszę Caro powiedzieć coś...z czego na pewno nie będzie zadowolona.... Upadły anioł... raczej drań, zimny drań...


***Oczami Harry'ego***
Nienawidzę gdy tak na mnie patrzy, z takim urazem.
-Jak możesz się zadawać się z taką suką ? Ona Ciebie zniszczy.Jej chodzi głównie o afisz.-tłumaczyła gestykulując. Przez chwilę nie wiedziałem co powiedzieć....
-Czy ty jesteś zazdrosna ?-zapytałem.
-Ja już nie wiem.... Najpierw tak wspaniale spędzamy czas a później trzymasz się za rękę z tą żmiją. Nie wiem co myśleć...-mówiła twardo.Nareszcie znalazłem sposób żeby mnie zauważyła. Zazdrość kuzynką  kochających.
-Jesteś najwspanialszą dziewczyną jaką spotkałem, ale..-przerwano mi.
-Zawsze musi być to cholerne "ale".-marudziła.
-Zawsze.-potwierdziłem.
-Harry, bo ja Cię kocham. Całymi nocami myślę o tobie. Zachowuje się jak wariatka, nie mogę się na niczym skupić.To boli. Ja nie chcę nic czuć. Ale się kurwa schowałeś w mojej głowie i nie chcesz  stamtąd wyjść, cwaniaczku.-mówiła zasłaniając dłońmi twarz.Przez chwilę patrzyłem na nią z niedowierzaniem... Czy ona wyznała mi miłość?Już chciała stamtąd wyjść, ale nie pozwoliłem jej. Tyle razy próbowałem, ale się nie udawało. Ona boi się stracić.
-Stella... Ja Ciebie też. Przestałem się starać bo myślałem, że Tobie już nie zależy. Z resztą tyle razy mi to powiedziałaś, że zwątpiłem.-rzekłem stając przed nią.
-Jestem skomplikowana....-powiedziała uśmiechając się. Przytuliła mnie. Właśnie zdałem sobie sprawę, że ją kocham.To niesamowite uczucie, przebywania z nią...Każde nasze wspomnienie... Chwyciłem jej twarz i pocałowałem. Odwzajemniła pocałunek. Mam ją.


***Oczami Caro***
-Alex zobaczysz oni będą razem.-powiedziałam pijąc "Jack'a Danielsa" przy barze w Salem.
-Będą, za bardzo ich ciągnie do siebie.-przytaknął mi.
-Chcę Ci się pochwalić. Four powiedział, że : " Jakimś cudem jesteś z gangu najlepsza w walce"...-powiedziałam rumieniąc się.
-Miałaś dobrego nauczyciela.-powiedział pijąc bursztynowy płyn.
-Wiem, dziękuję.-rzekłam szczęśliwa.
-Nie zdziwiłbym się, jakby Harry się tam oświadczył Steli.-dukał.
-No nie wiem... Romantycznie byłoby na pewno.-zauważyłam.
-Mój ojciec oświadczył się mamie, wysyłając szkatułkę z listem. Może ją kochał.-mówił zimno.
-Szkatuła ?-zamyśliłam się. Czy to możliwe ?
-Na strychu w starym bloku.-tłumaczył.
-Nie... ""Tajemnice powierzam szkatule miłości mojej...""-cytowałam.Zamyślił się,
-Czytałaś dziennik swojego ojca ?-zapytał zdziwiony.
-Alex ! Ja wiem, gdzie są dokumenty projektu A.I.R.-rzekłam spontanicznie.
-Ciii.. Nie tak głośno... -uciszył mnie.
-Wyjdźmy..-zdecydowałam. Wzięłam płaszcz i wyszłam z Salem.
-Musimy te dokumenty znaleźć i zniszczyć. -mówiłam cicho.
-Zwariowałaś ?! To może być nowa generacja technologi. Będziemy znani i bogaci.-rzekł stając na podwórku.
-Sława niesie ze sobą ogromne zagrożenie..To broń MASOWEGO rażenia. Może wyrządzić więcej krzywdy niż pożyteczności.-przywróciłam Alexa z powrotem na ziemię.
-Nie możesz dostrzec myśli technicznej? Caro to coś co zbawi świat !-dyskutował.
-Albo go zniszczy i zapłaci za to tysiące rodzin... Nie bez powodu mój ojciec schował te dane...-powiedziałam smutno.
-Ile jeszcze ludzkich istnień zginie przez to ?!-zapytałam już ze łzami w oczach.  Alex spuścił głowę...
-Chodź do mnie.-powiedział zasłaniając mnie swymi ramionami.
-Obiecuję Ci...Wszystko będzie dobrze-szeptał. Nawet nie potrafię opisać, jak tego potrzebowałam.
-Muszę jutro pojechać do mojego domu.-powiedziałam zdenerwowana.
-Jutro są egzaminy kończące rok.-zauważył.
-To już jutro ?!- zamyśliłam się. Kiwnał głową. Przebiegł mnie dreszcz.
-A jak nie zdam ?-zapytałam z  przerażeniem.
-Ty ?!-zapytał retorycznie i pocałował mnie w czoło.
-Posłuchaj mnie...-chwycił moje dłonie.
-Co się dzieje?-zapytała.
-Jutro jadę w moją pierwszą misję  w teren. Podesłali dane z Instytutu. Mam się wstawić jutro.-Alex ruszał ustami z których wypadła ciemność.
-Gdzie to będzie ?!-zapytałam z zaszklonymi oczami.
-Na południowym krańcu Anglii.-rzekł twardo.
-Tam gdzie zginął tata ?-zapytałam zła.
-Niestety.-zauważył.
-Nie ! Zostaw mnie !-krzyczałam zła.
-Caro, obiecuję, że wrócę.-próbował zatrzymać mnie przy sobie.
-On też obiecywał. I nie wrócił. -zauważyłam.
-Ale...
-Nie. Wszyscy faceci to egoiści i kłamcy!-powiedziałam zdenerwowana. Wyrwałam się z uścisku i pobiegłam do pokoju, w którym rozpaczałam. Dlaczego on mi to robi ?! na dodatek Stell długo nie wracała. Obiecałam być silna. Spojrzałam na zegar. 2:12. Alex za chwilkę wyjeżdża. Z kim chociaż muszę się pożegnać.Wiem, że dla niego to też trudne. Oczywiście wszystkie drzwi były zamknięte. Otworzyłam balkon. Są ramy okien. Tym razem nie pozwolę mu tak sobie odejść. Ześlizgnęłam się, jak to miałam w zwyczaju po budynku. Bez szwanku zeszłam na dwór. Krocząc do pokoju Alexa, myślałam nad tym co mu powiedzieć, aż w końcu zobaczyłam Go na samym środku chodnika.
-Coś Nas do siebie przyciąga.-zaśmiał się.Kiwnęłam głową.
-Chcę Ci powiedzieć, że....Wierzę w Ciebie i proszę nie zostawiaj mnie-głos drżał jak nigdy.
-Zawszę będę.-powiedział przytulając mnie.
-Alex melduj się ! -jakiś głos z samochodu krzyknął.
-Muszę iść..-powiedział smutno i mnie opuścił.
-Caroline?-zapytała stojąca za mną Lily.
-O widzę, że ty też jesteś bez wartości.-poruszała ramionami, pijąc wódkę.Ciekawe połączenie.Zaśmiałam się i wróciłam do siebie.Będę silna. Muszę. Serce biło mi jak nigdy.
***

czwartek, 16 lipca 2015

"Życie na krawędzi..."Rozdział 12 " Miasto Cieni Dusz."

*** Oczami Stelli ***
Nie spałam. Bo tak mi się do cholery podobało... Nie lubię jak się nakręcam.Trzeba zapalić. Nienawidzę uczuć.Najchętniej spaliłabym je na stosie wraz z tymi chłopakami, przez których cierpiałam. Świat jest chory.... Tak w tym momencie myślę o Harry'm. Głupie serce. Mogłabym spokojnie myśleć o gorących piłkarzach, ale nie... Ja muszę o nim. O jego boskich oczach....Stell przestań ! To, że kogoś potrzebujemy, zaczyna nas niszczyć, śmieszne. Nie dam się tak łatwo. trzeba to zdusić w zarodku zanim opanuje mnie całą.... Wczoraj Harry był sobą. Rozmawialiśmy prawie całą noc...Po prostu. Zabujałam się w nim. A on ?! Nie on nigdy nie będzie mój.Tacy chłopcy jak on nie zwiążą się nigdy ze mną.MasakraPoza tym moja przeszłość zabija. Wszystkich wokół. No bo jak wytłumaczyć, że... Pomińmy to. Nieważne. Odwróciłam się na drugi bok i zgasiłam fajkę. Głośno westchnęłam.Nie jestem ciałem, w którym mieszka dusza. Jestem duszą, która ma widzialną część zwaną ciałem. Niestety tak... Chwila....A gdzie Caro ?! Zerwałam się i pochodziłam po pokoju. Dlaczego nie mam telefonu !!! Więcej zmartwień niż pożytku bez niego. W rozczochranych włosach, szortach i bluzce na ramiączkach wybiegłam na korytarz.Jeśli nie znajdę jej przed 6 i nie sprowadzę to będzie kara. Wiem do dyrcio chyba ze sto razy czytał mi warunki pozostania tutaj. Żeby dostać się do drugiej części budynku muszę wyjść i przejść przez campus.Nie.... Wybiegłam z budynku, było ciemno... Nic nie widziałam, ale mimo to biegłam. Przyzwyczajenie. Starałam się trzymać prostą linię ale chyba jakieś kwiatki deptałam czy coś w tym stylu... Nagle poczułam dość mocne odbicie. Najpierw pomyślałam, że to jakaś ściana, ale dlaczego była taka ciepła ? Debil. Teraz to do mnie dotarło.
-Fajna piżamka.-ten głos znałam, aż za dobrze. Jego wzrok mnie pożerał... Czy to skrępowanie ?! Nie to na pewno szok po imprezowy :)
-Yyy... Jestem teraz zajęta.-wyjaśniłam próbując go ominąć.
-Właśnie widzę. Jakiś maraton w piżamie?-zażartował.
-Idę po Caro.. Widziałeś ją ?-zapytałam zdenerwowana. Chwilkę się zamyślił.
-Księżniczka...Była z Alex'em.-zauważył ponownie.
-Poważnie. Wiesz tego bym nie zgadła. Który pokój ?!-rzekłam już ruszając w stronę .
-A nie powiem.-droczył się.
-Harry !
-Ale cię zaprowadzę, bo znając twoją orientację w terenie zabłądzisz.-powiedział słodko się uśmiechając.
-Bez Ciebie ani rusz.-kolejny sarkazm.
-Wiem.-powiedział z troską w głosie. Jego usta otarły się o moje ucho. Znowu ten dreszcz...
-Ze mną nigdy ci nic nie grozi-wyszeptał.
-Wiem.-zaśmiałam się.
-No to prowadź bohaterze.-rzekłam.Nawet nie weszliśmy do budynku a już się potknęłam...Echh... Dobrze, że Harry w ostatniej chwili złapał mnie za rękę.
-Dzięki -szepnęłam i kroczyłam przed nim jakby nigdy nic.Jego wzrok mnie prześladuje. Chore. Zatrzymaliśmy się przy pokoju nr 69.Delikatnie otworzyłam drzwi.Zobaczyłam Caro i Alexa w jednym łóżku. Na początku myślałam, że...ale nie. Szkoda. Spali przytuleni do siebie. Ale w taki sposób, że przyjemnie było patrzeć.
-Dlatego wolę małe łózka.Fajniej się przytula.-rzekł Harry i wszedł do pokoju.Ten przekaz był do mnie. Starałam się na to nie zwracać uwagi, ale cieszyłam się, że to powiedział.
-Wstawaj herosie.-rzekł chłopak i odsunął firanki. Zaczęło się rozjaśniać. Pojedyncze promienie słońca rozświetlały coraz bardziej pokój z sekundy na sekundę.
-Caroline... Chodź musimy być przed strażnikiem w naszym pokoju. Caroline otworzyła oczy i finalnie uwolniła się z objęć Alexa.
-Już idę Stell. A my zobaczymy się później....- powiedziała cała w skowronkach,ale najwyraźniej jej chłopak nie chciał do tego dopuścić i z powrotem wciągnął ją do łóżka.
-Tak wiem, że wam hormony buszują, ale to potem ja oberwę.-zauważyłam twardym głosem.
-Alex ubierz koszulkę i wstawaj.-rozkazał Harry. Jego męskość....
-Stella dzisiaj są gierki wojenne.Testują wytrzymałość.Rób co ci każę w razie potrzeby.-szeptał mi z niepewnością do ucha.
-Tak ja i kogoś posłuchać.Dobry żart.-zaśmiałam się.Harry przewrócił oczami.
-Zobaczysz to się przekonasz.-rzekł i otworzył mi drzwi. Caroline wybiegła z łazienki.
-Chodź Tęczowa !-odrzekła i szybkim krokiem wróciłyśmy do pokoju.
-On ewidentnie się na ciebie gapił.-rzekła moja przyjaciółka.
-Nie prawda.-zaprzeczyłam.
-Ty tego nie widzisz, ale ja tak.-zauważyła. Poczułam jak rumieniec oblewa moją twarz. Nie mogłam dać po sobie tego poznać. Jej przenikliwy wzrok wymusił jednak na mnie lekki uśmiech.
-Jemu naprawdę się podobasz... Czego się boisz ? Oby dwie widzimy jak się przy nim zmieniasz.-mówiła swym delikatnym głosem.
-To nie takie proste.-broniłam się.
-Proste tylko trzeba mieć odwagę Stello. Mam ci pomóż ?-zaproponowała.
-Nie... Dam sobie radę. Przecież to tylko jeden niezwykły chłopak z przerażająco śliczną klatą i oczami. Nic strasznego.-rzekła zagubiona.
-A ty na niego zasługujesz.-potwierdziła.
-WSTAWAĆ....-w drzwiach stanął nasz dowódca Four.
-Mięczaki idziemy się pobawić do lasku. Ciemne ubrania, bez mundurów i lekkie ciuchy.-powiedział.
-Caro twoje klimaty.-zauważyłam.Caroline zaczęła się śmiać.
-Tak wiem, że jestem "dzika".-poruszała brwiami.
-Normalnie dzika kuna w agreście.-rzuciłam.
-Four czy mamy szansę utrzymać się w tym gangu.?-zapytałam.
-Jesteście najgorsze z rankingu... Radzę wziąść się w garść... A może to dobry pomysł żeby spróbować z trenerami?! -powiedział chamsko i opuścił nasz pokój..

***Oczami Caroline***
          Nie wiem dlaczego tak się zachowuje. Jakby mój świat stanął "do góry nogami". Zakochana.Tak dobrze mi się spało z Alex'em, ale oczywiście musiała przyjść szara rzeczywistość.... Grzał jak przenośny kaloryfer.. Ubrałam czarne rozciągliwe leginsy, czarną bokserkę i buzę. Włosy związałam w wysokiego koka i ozdobiłam oczy kreskami.Niecodzienny widok. Wyglądam jak "Czarna Wdowa".Następne miesiące to będzie bieg po życie...I pomyśleć że jeszcze kilka tygodni temu żyłam sobie w pięknej niewiedzy... Stella podobnie się ubrała, ale włosy postanowiła rozpuścić.Jej temat jest trudny... 
-Czas zacząć przedstawienie...-wyjąkałam zdenerwowana.
-Zawsze możemy uciec zza drzewko.-rzuciła Tęczowa. Nie wnikam co jej chodziło po głowie...
           Wyszliśmy na zbiórkę przed budynek. Chłopcy od razu podbiegli do nas.
-Księżniczka gotowa na testy sprawnościowe ?-powiedział Joseph Palmer. 
-Ta legenda to za pewne głupstwo...Niewinna bajeczka opowiadana przez mojego tatę.-skomentowałam chłodno.
-Nie wiesz co chłopcy w Tobie widzą...-nie zdążył dokończyć Luk bo ktoś mu przerwano.
-Niezdarną sukę z mocami od kosmitów ?-wtrąciła się Lily w otoczeniu swoich bezmyślnych klonów.. Ubrana była na różowo, ścięła włosy na krótko i zafarbowała na różowo... Jasne.
-Czyżby zazdrość ? -przymrużyłam oczy.
-Pinkipaj do swoich znajomych. Spierdalaj... Wróć !- najpierw w mojej obronie stanął Nivan. Beta w mojej obronie...Co się stało ?
-A gdzie twój Pitbul? Nie ma kto bronić ? Dziwka zniknęła? -kontynuowała.
-Odwróć się szmato.-krzyknęła stojąca za nią Stella i wymierzyła Lily w policzek.....
 ---- I własnie tak to w skrócie wyglądało panie Syrus.....To nie było żadne pobicie...-wyjaśniałam siedząc w gabinecie dyrektora ze Stellą u boku. Robiłam maślane oczka...
-Ostrzegałem... Tym razem nie obejdzie się bez konsekwencji.... Lily chce żebym wyrzucił z Akademii Stellę.
-Jest pan świadomy, że jeśli pan ją wyrzuci ja też odejdę...-ostro argumentowałam.
-Macie wymyć płytki na korytarzu po zajęciach... Caro jeśli chodzi o nasze sprawy to...-powiedział Syrus patrząc na Stellę.
-Ona jest zaufana.-przytaknęłam.
-Dalej głowię się nad tajemnicą jak mój tata zginął...Ale dostałam nowe wskazówki i jestem blisko rozwiązania gdzie są ukryte dokumenty o projekcie A.I.R....-mówiłam. Wtedy poczułam lekkie szturchnięcie w łokciem. Zamilkłam. Po krótkiej rozmowie dyrcio pozwolił nam wyjść.
-Powinnaś o tym nikomu nie mówić.-rzekła moja przyjaciółka.
-Dlaczego ? -zastanowiłam się.
-Jeszcze się przekonasz ile w życiu konfidentów spotkasz....-powiedziała i w zgranym szeregu ruszyliśmy do kawałka lasu za campusem.O nie... Przypomniał mi się mój koszmar. I jeszcze pewnie nikt nie ma pojęcia, że tutaj może być Hawakejn. Zbladłam, ale dzielnie maszerowałam dalej. Doszliśmy po pół godzinie na wielką łąkę wśród ogromnych drzew.Świerzy żywiczny zapach pobudził moje zmysły.
-Słuchajcie kociaki... To jest wasza broń.-powiedział Four i wskazał na worek z bronią do paintball'a.Ciekawe.. będzie zabawnie.
-Waszym zadaniem jest postrzelić jak najwięcej wrogów i oczywiście nie dać się postrzelić..-kontynuował. Dobrze wiedziałam, że sama nie dam rady...
-Tęczowa razem ?-szepnęłam niezauważalnie.Przez chwilkę myślałam, że Four to usłyszał, ale dziwnym trafem nie..
-Zawsze.-chrząknęła głośno Stella.
-No to zaczynamy !-krzyknął Four. Biegiem rzuciliśmy się do broni leżącej na środku łąki.Zaczęła się walka. Nawet we dwójkę szło nam beznadziejnie.Dostałyśmy farbę kilka razy.Wzajemna ochrona nic nie dawała. Biedna Stell nawet kilka razy zaliczyła glebę.Nieudolnie próbowałyśmy wspiąć się na konary drzew.Na próżno.Wiele razy próbowałyśmy ukryć się nawet do krzaków, ale nie wiadomo skąd zawsze pojawiał się ktoś. I jeszcze te okropne glany. Nie dało się zrobić kroku, żeby się nie zmęczyć. 
-Caro to nie ma sensu. Nie uciekniemy, nie wiem jak z tego wybrnąć.-powiedziała padnięta Tęczowa.
-Musimy ! -powiedziałam nerwowo szukając rozwiązania.
-Ale nie mam sił...-rzekła siadając przy drzewie. Oddychałyśmy głośno a serca biły jak na karuzeli. Wtedy usłyszałam czyjeś kroki...Dźwięk był coraz bardziej słyszalny. Dogonili nas...-pomyślałam.Czułam, że ktoś stoi za mną. Stella wyczuła to. Nieoczekiwanie rzuciła się z pazurami na tajemniczą osobę. Momentalnie zerwałam się do pionu. Zobaczyłam leżącą w ramionach Harry'ego Stellę...
-Wykonałaś niezły atak. Za rok powinien być dobry.-rzucił Harry i puścił czerwonej Stelli "perskie oko".Zachichotałam.
-Widzę, że kochanie robisz kolorowe pasemka..-mówił do próbującej wyrwać się z uścisku Stelli.
Wtedy usłyszałam kogoś po drugiej stronie polany... Nawet nie wiem jakim cudem i odruchowo wskoczyłam na drzewo. Zdziwiona Stella zbladła a Harry zaczął się uśmiechać.
-Co się ze mną dzieje ?-powiedziałam patrząc na moje ręce jakby ze stali. Stella w końcu wyrwała się z uścisku i z trudem i mniej zgrabiej zrobiła to samo.
-Kobiety...-poruszał ramionami Harry.-Widzimy się późnej...-dodał i odszedł w swoją stronę.
-Ste....
-Cii !- uciszyła mnie moja przyjaciółka i z bronią osiadłyśmy na konarze drzewa.Poplamiłyśmy farbą o 20 % więcej chłopców niż przedtem. Mimo to po zakończeniu gry nie byłyśmy z siebie zadowolone.
-Wyglądamy okropnie.. -zauważyła smutna Stella.
-Wiem.-przytaknęłam.
-A teraz niech każdy znajdzie sobie przeciwnika.-powiedział trener.
-Po co ?! -krzyknęła Stell.
-Zrób co powiedziałem !-chamsko odrzekł Four. w Stelli nigdy nie widziałam przeciwnika. Adam kiwnął mi, żebym podeszła. Zgodziłam się.
-Wy tak zawsze ?-zapytałam pod nosem.
-Często.-burknął Adam. wtedy najeżony Four krzyknął:
-Do walki !
Wystraszona nie wiedziałam co robić... Bić się...Ja ?! Po licznych nieudolnych i beznadziejnych próbach obrony zostałam stłuczona na kwaśne jabłko. Nie miałam sił się podnieść z ziemi. Mimo wszystko Adam widząc mą niezdarność w walce dawał mi fory.Z resztą więcej gadaliśmy niż się biliśmy..Stelli raz udało się przewrócić Nivana.... Skąd wiedziałam, że ona wybierze alfę ?  Gdy zrobiło się już późno nadszedł czas wrócić do campusu. Wlekłyśmy się z Stellą z samego tyłu oparte o siebie. O niczym tak nie marzyłam jak o ciepłej kąpieli.Wpadłam do pokoju i zrzuciłam brudne z farby, liści, kory, ziemi  i czegokolwiek ubrania. Szybki prysznic odświeżył mnie. Zwolniłam Stelli łazienkę i rzuciłam się na łózko.
-Nie mam sił...
-Ja też..-potwierdziła Stella.
-Nikt nie mówił, że będzie łatwo.-zauważyłam.
-Ale na nudę narzekać nie możemy...-rzekła ucieszona Stella.
-Wylecę.. Jestem zdecydowanie najgorsza....-powiedziałam leżąc na łóżku.Ktoś wpadł do pokoju.Mocnym kopnięciem wyważył drzwi.
-Musiałoby mnie tutaj nie być. Ubierz się w czarne ciuchy.-powiedział Alex.
-Ty !? Za te drzwi ktoś płacił !-warknęła Stella i zmierzyła Alex'a wzrokiem. Posłusznie zabrałam czarne ciuchy do łazienki zostawiając wojowników samych w pokoju. Po minucie byłam już gotowa.
-Te glany są beznadziejne..Zbyt ciężkie.. -zauważył Alex i wyciągnął dwie pary butów z plecaka, którego wcześniej nie mogłam zauważyć. Mogłabym przysiąc, że przez chwilę męczy mnie swym pięknym spojrzeniem, ale gdy na niego spojrzałam odwrócił wzrok.
-To są buty do biegania. Załóż.-powiedział mój chłopak.-Stella szykuj się Four prosił żeby Harry był twoją niańką.-przewrócił oczami.
-Będziemy uprawiać fitnes...-zaprzeczyła Stella.
-A my idziemy się nauczyć zrywać liście.-chrząknął Alex.Wyszliśmy zostawiając Stellę samą w pokoju.
Gdy znaleźliśmy się już w lesie mój trener oparł się o drzewo.
-Po 1. Masz być czujna. Zawsze. Nie wiadomo z której strony szpieg zaatakuje.-powiedział i niespodziewanie skoczył na mnie. Wylądowaliśmy na ziemi. On leżał na mnie.Bardzo krępująca pozycja.Nasze usta dzieliło tylko kilka centymetrów.
-Będę.-powiedziałam. Podniósł się i delikatnie pomógł mi wstać.
-Po 2 musisz się liczyć, że będziesz walczyć z kimś kogo znasz.Niech to cie nie hamuje, przeciwnik zabije cię bez mrugnięcia okiem.-nawet nie zdążył to powiedzieć, a ja już wymierzyłam mu kopniaka prosto w brzuch.
-Dobrze...- powiedział skręcając się ze śmiechu.
-Po 3 codziennie ćwiczenia wzmacniające. Zdobyłaś tytuł szkoły w gimnastyce.To nie powinno ci sprawić kłopotu. Jesteś niska, wykorzystuj swą sprężystość.Jeśli bijesz to porządnie. Nie bój się.-rzucił pokazując gdzie będziemy walczyć.
-Gotowa?!- zapytał.
-Jasne.-odrzekłam cicho. Rzuciliśmy się na siebie.Alex bez trudu mnie powalał za każdym razem powalał.Mimo to doceniłam go, ponieważ udzielił mi kilku ważnych rad.Trenowaliśmy do momentu, póki go nie przewróciłam.
-Świetnie. Szybko się uczysz...-powiedział ze swoim aroganckim uśmiechem.
-Nie kłam.-powiedziałam ze smutkiem w oczach.
-A teraz zobacz.-powiedział i złapał mnie od tyłu .
-Jeśli chcesz być dobra w gry wojenne.Po 1 nie uciekaj o tylko się zmęczysz. Oni na to czekają.... Musisz być cicho. Tak jak na twoim balkonie -bezszelestna.-pamiętasz ?-zapytał. kiwnęłam głową.
-Zaatakuj z ukrycia, niespodziewanie i cicho. Walka czasem też się zda. Musisz poćwiczyć jeszcze szczały. Dobry snajper musi mieć oko.
-Czyli ćwiczymy razem codziennie, dobrze się odżywiamy, nie martwimy się, i musisz sama umieć się obronić. Musimy wykształcić twój gen.-zauważył.
-Zmieniam się.-powiedziałam.
-W jakim sensie ?
-Nie mogę coraz bardziej nad sobą zapanować. Dzisiaj wskoczyłam na drzewo, bo usłyszałam szelest na końcu polany.-rzekłam zawstydzona.
-Bardzo dobrze.... Uwierz mi... nic się nie zmieniasz. Dalej jesteś MOJĄ Caroline.-powiedział ze szczególnym akcentem na "moją". Zarumieniałam się.
-Chodź kochanie.idziemy odpocząć. Musisz dostać porządnej wiedzy o broni, samoobronie... . -wyjaśnił.
-No to co ścigamy się ?-powiedziałam i zaczęłam biec. Nienawidzę biegać, ale z Alex'em jest inaczej. Gdy już myślałam, że mi się udało wygrać, na ostatniej prostej mnie wyprzedził.
-Znów ci się udało.-szepnęłam zasapana. Ciężko oddychałam.Alex zaciągnął mnie zabawnie pod duże drzewo.
-Kocham cię.  Jesteś niezwykła... -powiedział patrząc mi w oczy, po czym pocałował.Uwielbiam ten stan.Poszliśmy do mojego pokoju.
-Rany już nie bolą?-zapytałam ponieważ wciąż się martwiłam.
-Wygojone jak na psie.-odrzekł.
-U kogo dzisiaj śpimy ?-zapytał z wielkim uśmiechem.
-Dzisiaj nie mogę. Obiecałam Stell, że spędzę ten wieczór z nią.-skłamałam.Muszę swój plan dograć do końca.
-Okej , rozumiem.Idę z Harrym na burbon.-odrzekł Alex.
-Tylko nie za dużo. Dobrze ?-powiedziałam marszcząc czoło.
-Dobrze , dobrze,....-powiedział i odprowadził mnie do drzwi pokoju.
-Miło jak ktoś się o Ciebie troszczy. Mam wtedy włączone uczucia. Jutro zajęcia teoretyczne od 8 wyśpij się.-uprzedził.
-Czyli normalne przedmioty ?-zapytałam.
-Tak .... tylko rozszerzona informatyka.-odrzekł stojąc na schodach.
-Mam spać z Tobą ?-zapytał z troską.
-Nie, nie...-odrzekłam. Zgasł jego entuzjazm. Innym łatwo jest Alexa ranić, ale mi bardzo trudno przychodzi mu odmawiać.
-Obiecuję ci, że będziemy ćwiczyć razem codziennie.-powiedział.
-Pa!-krzyknęłam i weszłam do pokoju.  Stelli jeszcze nie było. Harry douczał ją w części komputerów, co nie oznacza, że nie może umieć walczyć...Już chciałam wyjść i spotkać się  z dyrektorem, gdy usłyszałam cichy głos.
-I jak tam zajęcia panno Angel?- powiedział siedzący w fotelu dyrektor Syrus.
-Jak Pan tutaj wszedł?!-zdziwiłam się.
-Stare, szpiegowskie metody. Użyłem karty dyrektorskiej -wybuchnął śmiechem.
-Skoro pan tutaj przeszedł, to ma pan dla mnie jakąś przesyłkę ?-zapytałam z nadzieją
-Tak.Proszę oto ona-powiedział podając mi starannie zapakowaną książkę.
-Dziękuje-odrzekłam i zaczęłam rozpakowywać dziennik.
-Nie ma za co. Gdyby coś mógłbym pomóc to proszę się nie bać poprosić.Dobrze ?-upewnił mnie.
-Dobrze.-powiedziałam pewnie.Otworzyłam mu drzwi.
-Dobranoc Caroline.-rzekł i poszedł w swoją stronę.Usiadłam na oknie i zaczęłam czytać. Każde słowo. Tak się wciągnęłam, że nawet nie pamiętam kiedy do pokoju weszła Stella. Zapewne coś mówiła, ale nie miałam wtedy do tego głowy. Czytałam całą noc i płakałam. Tak bardzo mi go brakuje. Z tego co wynikało przed Hawakejnem nie da się uciec.. Jedyne co trzeba to go zgładzić.... Jestem do tego zdolna ?! Ja !? Mój gniew z każdą stroną zaczął wzrastać. Nie mogłam się opanować. Byłam wściekła....Muszę się bronić, nie dać zastraszać, postępować tak jak mój tata. Spojrzałam na Stellę... Spała jak ... diablica. Moja diablica. Moim celem jest być kimś, nie pozwolę skrzywdzić nikogo więcej. Jednak... jak tata zginął. Spojrzałam na ostatni wpis. 23 listopada:
" Jest ciężko przyznaj, ale się nie skarżę.Mam moja Helen i dzieci. To będzie moja ostatnia wielka misja w całym życiu. Potem wrócę do domu. I już zapomnę, o tym co się działo, o każdym zdarzeniu, w tym dziwnym świecie...Tajemnice powierzam szkatule miłości mojej..."
Wyszłam na balkon. Głośno westchnęłam.
-Ciężko, nie księżniczko?!-powiedział twardy głos.
-Czego chcesz ?-podniosłam ton.
-Tego,co się umawialiśmy.-powiedział głos z ciemności.
-Nie mam tego pen drive. Tata ukrył go szczegółowo.Nie wiem, gdzie mogę go znaleźć.-mówiłam z nadzieją, że Stella się obudzi.
-To się dowiedź.-powiedział złowrogo.
-Nie mogę.-zaprzeczyłam.
-A może nie chcesz ?
-Skoro jesteś taki mądry to sam go znajdź, psycholu.-rzekłam z wyrzutem.
-Hah, James. Co z niej wyrosło....-zamyślił się.
-Zostaw mnie w spokoju.-zagroziłam.
-Masz niewiele czasu.A jak tam siostrzyczka. Jest taka mała i niewinna... Chyba nie chcesz, żeby jej się coś stało.-oznajmił.
-Zostaw moją rodzinę w spokoju. Ja jestem tą, której szukasz.
-Radzę ci się pośpieszyć, zegar tyka.-mówił podchodząc coraz bliżej.Odsunęłam się od niego parę kroków, i tyłem ręki złapałam jakąś metalową rurę.Z całej siły uderzyłam w niego. Odskoczył ode mnie...
-Co tu się dzieje ?!-rzekła Stella. Hawakejn wrócił do ciemności.
-Hawakejn. Wydaje mi się, że go spotkałam Hawakejna.-rzekłam z wielkim pośpiechem zamykając drzwi balkonowe.To nie jest normalne.
-Caro ja czułam... Twój strach. Tam był Hawakejn.-powiedziała zdenerwowana. 
-Możliwe ale jakim cudem ? Śpisz bardzo twardo.-zauważyłam lecz adrenalina nie pozwoliła mi się uspokoić.
-On znów mi groził. Dostałam dziennik taty, dalej nie wiem jak zginął.-rzekłam smutno.
-Dowiemy się. Na pewno.-rzekła starannie zamykając wszystkie okna. Do pokoju wpadł jak szalony Alex.Po mojej minie wyczytał, że znów zaczęły się kłopoty.... 
*** ***