niedziela, 26 kwietnia 2015

"Życie na krawędzi..." Film ;D

Zapraszam na opowieść o miłości, przyjaźni i niebezpieczeństwie...


                                         A co będzie dalej ? Sami sprawdźcie...

sobota, 18 kwietnia 2015

"Życie na krawędzi..."Rozdział 10 "Bezgwiezdne niebo."

*** Oczami Stelli ***
Umieram.Dobijcie mnie....Kolejny beznadziejny dzień w moim porąbanym życiu. Heh mój pesymizm na 1 miejscu. Jak zawsze. Nie mogę przestać myśleć o nim ... To co się stało poprzedniej nocy było raniące. Tak więc witaj "zła dziewczyno". Osamotniona z własnego wyboru. Cholerstwo. Wstałam z łóżka i spojrzałam na telefon. Chciałam zobaczyć choć jedną próbę połączenia z jego numerem.. Jedno "zależy mi", ale kolejny raz się rozczarowałam. Nie mam czasu użalać się nad sobą. Przyjaciółka jest ważniejsza. Dlaczego ona mnie lubi ? Jest jeszcze bardziej skomplikowana niż ja... Trzeba zadzwonić do taty. Muszę mu przypomnieć, że jego córka żyję. Wybrałam znienawidzony numer.
-Nie mam teraz czasu Stello. Jestem na spotkaniu.-wyszeptał twardym głosem.Tak dawno go nie widziałam, że zapomniałam jak wygląda.
-Nie zajmę ci dużo czasu, ale wiem wszystko ważniejsze ode mnie. Spoko.-rzuciłam z wyrzutem.
-Masz dosłownie chwilę.-zgodził się.
-Dlaczego mnie po raz kolejny wczoraj wystawiłeś. Zrobiłam kolację.-zapytałam.
-Nie mam teraz czasu.Nadrobimy to ..... Od kiedy gotujesz ?-rzucił zdziwiony chcąc rozładować atmosferę. On nigdy nie znajdzie czasu dla mnie.I oczywiście, że to kupione.Nie umiem gotować.Raz myślałam żeby bekon na żelazku usmażyć, ale nie.
-Nieważne. Chcę ci tylko powiedzieć, że wyjeżdżam. Bardzo daleko.-oznajmiłam stanowczo, choć było mi  niesamowicie przykro.
-Dobrze, zastanowimy się w przyszły weekend.-powiedział szybko. 
-Nie tato. Ja ci tylko łaskawie oznajmiam. Tyle.-dodałam z aroganckim uśmieszkiem. 
-Co ty wygadujesz ?-zbulwersował się.Ma słabe nerwy.
-Jadę do Akademii w Shafiral.-wyjaśniłam nerwowo.
-Tak po prostu???-rzucał się, coraz głośniej.
-Tak.Mój wybór, moje życie. I nie udawaj, że nagle zaczęło zależeć ci na mnie.-zaczęłam krzyczeć.
-Nie udaję.-wrzucił z zaciśniętymi zębami.
-Kiepska sztuczka. Masz mnie z głowy. Do widzenia.-rozłączyłam się i wyłączyłam telefon. "NIE ZALEŻY MI."~ to moje motto i tego się trzymajmy. Byłam zła na niego. Zaniedbuje rodzinę, ale..... mam to gdzieś. Koniec. A moja matka? Ona też mnie nie chce znać.
Za chwilę podjedzie po mnie samochód. Muszę się przygotować. Chcę wyglądać na "niegrzeczną". Ubrałam czarne rurki, czarną bokserkę, a na nią różową bluzkę. Oczy mocno pomalowałam eyelinerem.Do tego dołożyłam kremowe trampki i czapkę. Czuję, że tam to będzie mocno przerąbane. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi, więc poszłam na dół otworzyć. Gdy lekko uchyliłam drzwi, ktoś je mocno odepchnął i rzucił mi się na szyję. Byłam zdezorientowana. Wtedy się otrząsnęłam i spostrzegłam, że to moja Caro. Miała na sobie Białą bokserkę przykrytą, czarną, skórzaną kurtką, przełamane bielą w postaci dziurawych dżinsów  i litów z ćwiekami. Jakby ktoś jej nie znał to by pomyślał, że jest ostra. Oniemiałam z wrażenia. Myślałam, że dowie się później. 
-Stell.Dlaczego to zrobiłaś? -zapytała zdenerwowana.
-Bo tak..-potrząsnęłam ramionami.
-Lubisz sobie niszczyć życie. Tak ?-powiedziała zmartwiona.
-Dla mnie to szansa na lepsze życie Caro. Nowe życie. Mogę je zbudować jak mi się będzie podobało. Z dala od tego wszystkiego.-wyjaśniłam entuzjastycznie.
-Czy ja o czymś nie wiem ?-prześwietliła mnie.
-Ale jesteś tego pewna ?-zapytała cicho.
-Na 1000% -zaśmiałam się. Caro tylko słodko się uśmiechnęła. Zamknęłam dom, a z nim całe moje "stare życie". Usiadłyśmy z samego tyłu jakiegoś czarnego, ogromnego, pancernego samochodu. Na miejscu kierowcy siedział Alex. Gdzie by on zostawił Caro samą. Obok miejsca kierowcy usiadł ten dziwny mięśniak. Caro siedziała bez ruchu wpatrując się w szybę. Wspominała tyle chwil i na pewno bardzo ciężko było jej pożegnać się z rodziną.
-Dlaczego jedzie ich tutaj dwóch ?-zapytałam nie domyślając się o co chodzi. Caro otrząsnęła się i przysunęła do mnie. 
-I te dwa samochody za nami. Hawakejn pozdrowił mnie rano telefonicznie  i życzył powodzenia w szkole.-ironicznie się uśmiechnęła. A więc temu tak sztywno się tutaj stało. Zastraszana Caro nie dawała niczego po sobie poznać, tylko oparła swoją głowę o moje ramię i myślała. Myślenie zabija. Wiem z doświadczenia. W nocy nie spałam, tylko myślałam o Harry'm. To straszne. Ona się będzie zadręczać.
-Opowiem ci moje "love story". Chcesz ?- zapytałam. Kiwnęła głową ściskając jakiś naszyjnik w ręku. Właściwie to ja potrzebowałam się wygadać.
-Bo ja i Harry byliśmy blisko. Myślałam, że no wiesz.... coś dla niego znaczę. Ale wczoraj zadzwonił, że będzie najlepiej jeśli nie będziemy się spotykać....-mówiłam smutno.
-Co?! Czemu !? -obudziła się. 
-On wyjeżdża, ja też. Nie pokonamy bariery odległości.-tłumaczyłam cicho. Caroline tylko swoim wzrokiem mnie przeraziła. Tym wzrokiem.
-A wiesz co jest najgorsze ?-zaśmiałam się patrząc w szybę samochodu na wirujący krajobraz.
-Że mi pierwszy raz zależało na chłopaku.-dodałam zmartwiona. "Mała Czarna" dosłownie patrzyła na mnie swoim wzrokiem z ognikami w oczach. Następnie się tajemniczo uśmiechnęła.
 -Powiem ci, coś w tajemnicy. Harry nie jest policjantem, tylko szpiegiem.Pracuje w Instytucie, ale w tym roku jest uczniem Akademii w Shafiral.-rzuciła z niesamowitym entuzjazmem. Na początku nie mogłam w to uwierzyć . Wtedy oblała mnie fala ciepła i wybuchłam śmiechem. Ja go zobaczę! Czyli może mamy szansę? A jeśli on nie chce mnie znać ? Tyle pytań mnie nurtowało.
-Ale to nic nie zmienia..-zapewniłam bez uczuć.
-Oczywiście.-przyznała mi rację moa przyjaciółka. Poprawiła mi humor.Cieszę się, że ją mam. Na dworze było jeszcze ciemno, a Alex śmigał autostradą w stronę nieba. 
-Uwielbiam jeździć samochodem. Tata, jak byłam mała...-przerwałam jej.
-Ty dalej jesteś "Mała Czarna".O co tu chodzi ?- wyszczerzyłam zęby.
-Daj dokończyć. To ja ci się tutaj zwierzam, a ty co wyprawiasz ?-łaskotała mnie po brzuchu.A więc tak zginę-ze śmiechu. Po chwili pozwoliłam dojść jej do słowa.  
-To mój tata w takim wypadku zawiózł by mnie pewnie na śmietnik i zostawił.-zauważyłam.
-Nie smutaj. Nie myśl tak o nim..-rzekła.
-Nawet nie próbuj dostrzec w nim coś dobrego.-zamroziłam ją wzrokiem. Uśmiechnęła się i kiwnęła głową.
-Kiedyś zrozumiesz jak to fajnie jest mieć ojca.-rzuciła szeptem.
-Jak ty mnie wkurzasz...-zaśmiałam się. Nienawidzę jak ona ma rację. Kieruje przeznaczeniem i przyszłością. Czarownica. Jej mama ma tak samo.Powiedziała kiedyś, żeby szag trafił takie lustro w łazience bo nie dało się go domyć i następnego ranka samo z siebie pękło. 
-Cieszę się, że jedziesz ze mną.-dodała kładąc się głową na moje kolana.
-Kto by ci robił kakao.-zaczęłam układać jej włosy.
-Stell boję się...-szepnęła. Uśmiechnęłam się pokrzepiająco.
-Dziewczyny zdrzemnijcie się, przed nami dłuuuuga droga.-westchnął Alex.
-Caro okej ?-upewnił się.
-Okej. Jak będziemy na stacji to daj mi znać. Dziękuję-rzekła dość głośno. Silnik warczał jak stado dzikich tygrysów. Meow.
-Stella za tobą jest koc.-oznajmił widząc senną Caroline.
-Spoko.-rzekłam i okryłam nas. Caro po chwili zasnęła, a ja wpatrywałam się w krajobraz.Świat jest dziwny.Jest noc wszyscy śpią lecz mają zaufanie, że Słońce wzejdzie i rozświetli nocne demony. A jakby Słońce nas wystawiło ? Nie wzeszło i zrobiło coś dla siebie? Wszyscy go krytykują, a gdyby nie ono, to świat byłby przepełniony mrokiem. Nikt tego nie docenia, że ono jest. Dlaczego ? W pośpiechu zapominamy o wszystkim. Nawet o najbliższej nam osobie. Tak samo myślimy, że raz zdobyta miłość będzie nasza na zawsze. A jakby nas zawiodła ? To co wtedy ? -Ciemność. Moje nowe życie. Nowa odsłona noweli Stella. To moja szansa, na lepsze jutro. Muszę ją wykorzystać. I moje motto: "NIE ZALEŻY MI" na pierwszym miejscu bo znowu będę płakała. Znowu będzie tak cholernie boleć. DOŚĆ ! Alex jechał kilka razy zmieniając trasę, żeby Caro była bezpieczna. Obiecuję, że będę jej "aniołem stróżem". Nim się spostrzegłam zatrzymaliśmy się na stacji. 
-Jesteśmy na stacji. To co mała czarna, na dobry dzień ? -zapytałam Caro.
-Zdecydowanie.-uśmiechnęła się i pozwoliła wysiąść mi z samochodu.I wtedy byłam świadkiem najpiękniejszej sceny miłosnej. Caroline porozciągała, odrętwiałe kości i zaczęła opalać twarz w Słońcu. Alex patrzył na nią... jakoś tak.... jeszcze nigdy takiego spojrzenia nie widziałam.Gdy spostrzegła, że stoi za nią, podeszła do niego i się przytuliła, a on pocałował ją w czoło.Właśnie takie, zwykłe, banalne sytuacje rodzą uczucia. Niby ,takie romantyczne bzdury a jednak... Pokazują, że zależy. Patrzyłam na nich... właśnie.. aż za długo.Odwróciłam się na pięcie i poszłam po kawę. 

*** Oczami Caro ***
Romansowałam z marzeniami, gdy nagle dostałam zastrzyk adrenaliny. Siedziałyśmy przy stoliku na stacji benzynowej i piłyśmy kawę. Alex tankował samochód a ja nadal bawiłam się łańcuszkiem i obserwowałam każdy jego ruch. A niedawno sądziłam, że miłość nie istnieje. Bardzo się pomyliłam.Właściwie przyjaźń też jest rodzajem miłości. Przecież w przyjaźni też chcesz, choć nie musisz, być wierny, szczery, oddany, lojalny, pomocny. To czym różni się miłość od przyjaźni np. w relacjach chłopak-dziewczyna? Miłość jest przyprawiona szczyptą pożądania i namiętności, zazdrością i niebezpieczeństwem. Czym byłby świat jeśli opanowałaby go nienawiść, która już i tak wielu przeciągnęła na swoją stronę ? Każdy próbuje żyć na nowo. Patrzyłam na Stell, która myślała i ogrzewała dłonie ciepłą kawą.
-Spikniecie się. Nie martw się.-oznajmiłam uśmiechając się do niej.
-Skąd wiesz?-zapytała smutno. 
-Przeznaczenie.-rzekłam bez zastanowienia.
-To straszne.-otrzepała się.
-Dlaczego?-zapytałam nie wiedząc o co jej chodzi.
-Weźmy np twój przykład.Mówi się, że mamy wolną wolę i możemy zrobić ze swoim życiem co nam się żywnie podoba. A co, jeśli i tak wszystko dąży do tego, co jest nam pisane?Co jeśli los nas rozdzieli? Ja się powieszę z miłości ?A tobie w tym czasie się coś stanie?-mówiła wgapiając się w kawę jak zombie. Trzeba ją wybudzić z tego transu przyszłości.
-Hej!-krzyknęłam i chwyciłam jej roztrzęsioną dłoń. Masz mnie .Damy radę.-upewniłam ją. 
-A co jeśli nie?-zapytała.
 -Jak coś to powiesimy się razem :)-rzekłam śmiejąc się. 
-Caro...-zaczęła.
-Tylko mi tu nie mów, że nie dajesz rady. Jesteś najtwardszą osobą jaką znam. Jeśli masz zamiar, się użalać nad sobą, to coś ci powiem. Mam wyrok śmierci nad sobą. Mogę nie dożyć następnej minuty, ale walczę, bo mam dla kogo: dla ludzi, dla których jestem ważna i mnie kochają.-mówiłam szeptem.
-A jeśli ja nie mam takich osób?-zapytała również szeptem. 
-A ja to z księżyca spadłam?-wybuchnęłam śmiechem.
-Jesteś wyjątkowa Stell, nic na to nie poradzisz.
-Okej. Choć księżniczko jedziemy podbić świat. Trzeba wprowadzić życie do tej Akademii.-momentalnie się zerwała i wyszła w stronę samochodu. Ruszyłam za nią. 
Po godzinie śpiewania na cały samochód żenujących piosenek. Dojechaliśmy do Akademii. Nareszcie. Brzuch zaczął mnie boleć, a myśli wirować. Przejechaliśmy kontrolę i  znaleźliśmy się na ogromnej posesji kampusu. Dużo zabezpieczeń,  strażników ubranych na czarno, kamer. Obiekt bardzo dobrze strzeżony przed takimi psychopatami jak Hawakejn. Wyskoczyłyśmy oniemiałe z samochodu. Przed nami stała OGROMNA akademia z tysiącem sal i...WOW. Sama nie mogłam w to uwierzyć. Przeraziło mnie to, a dreszcz przebiegł po plecach. Kształtem przypominał pałac, a właściwie Disneyland. Z szykownymi arkadami i kolumnami. Obstawiam, że z neogotyku.... Był majestatyczny, ale jego konstrukcja wydawała się lekka.Spojrzałam w zachodnią stronę, na niosący się parę kilometrów campus. To będziemy zwiedzać zapewne później.    
-Witaj w najbezpieczniejszym miejscu na świecie.-oznajmił Alex wyciągając moje walizki. Ironiczne. Byłam jak to określił mój chłopak w "najbezpieczniejszym miejscu na świecie", ale wcale się tak nie czułam. Zacisnęłam zęby. Wiem, że Hawakejn jest gdzieś blisko. Przez następne tygodnie będzie mnie obserwował. Byłam przerażona. Kostki same mi się uginały. Spojrzałam na Stellę, która szukała oznak życia.
-Mam hipotezę, że tutaj są zombie.-zaśmiała się. Patrzyłyśmy na ogromny przepych i dobrobyt. Wystarczyło by mi małe mieszkanko, ale najwyraźniej Stelli nie. 
Odizolowani nawet od rzeczywistości. Stell rozglądała się dookoła szukając oznak życia.
-Co tu tak pusto?-zapytałam słysząc tylko swój własny oddech.
-Do wieczora jeszcze dużo czasu.-oznajmił i ruszył przed nami. Chwyciłam Stell za rękę i podeszłyśmy do dużych drzwi, gdzie Alex odbił swoją kartę o czytnik i pozwolił nam wejść. Duży mięśniak, który swoją drogą nazywa się Roy, pomógł targać torby do środka.Bałam się... nie budynku, ale czatujących w nich bestii. Wtedy dopiero stanęłyśmy jakby wmurowano nam nogi do podłogi. Akademia była niesamowita. Wszystko odrestaurowane do najmniejszego szczegółu. Szłyśmy po błyszczącej podłodze w stronę masywnych drzwi jakiegoś gabinetu. Alex bez pukania otworzył je jednym machnięciem ręki.
-Alexander co ty sobie wyobrażasz?-rzucił twardy głos mężczyzny, w średnim wieku.  
-Pana żonę w bieliźnie.-zaśmiał się Alex.
-Nie mam żony.-wyjaśnił nie rozumiejąc jego głupiego żartu.
-Czyli u pana nic nowego.-skomentował chłodno chłopak i usiadł na kanapie.Mają rację on jest chamski.
-To jest Stella Rowan i Caroline....-przedstawił nas.
-Angel..-dokończył patrząc na mnie. Kiwnął palcem żebyśmy podeszły. Jego gabinet był.... normalny, taki jak u każdego dyrektora. Obrazy Akademii na ścianach, biurko, szafy. Nic specjalnego. Podeszłyśmy nieśmiało do eleganckiego pana w szarym garniturze. Twarz miał pomarszczoną, a jego łyse czoło wystawało spod rzadkich, szarych włosów. Miał miły uśmiech na twarzy.
-Witam was w Akademii panienki. To będzie wasz nowy dom. Minie trochę czasu aż się przyzwyczaicie i dostosujecie do panującej u nas dyscypliny.-mówił siadając za biurkiem.
-Jest nam bardzo miło usłyszeć takie pokrzepiające słowa.-odrzekłam w imieniu swoim i Stelli. Potem przesiedziałyśmy tam ponad godzinę, załatwiając jakieś formalności.
-To życzę miłego dnia, to są wasze: podręczniki, statut szkoły i materiał oceniania, karty z kodem.Bez nich do żadnego pomieszczenia nie wejdziecie, musicie uważać żeby ich nie zgubić.-wyjaśnił odprowadzając nas do drzwi. 
-A teraz Alex pokaże wam campus, a ty Caro wpadnij jutro po zajęciach do mnie na herbatkę. Dobrze?-uśmiechnął się tajemniczo.
-Dobrze-kiwnęła i opuściłyśmy gabinet. Dyrektor zdawał być się...całkiem miły. Campus był na pustej przestrzeni i ciągnął się do widnokręgu. Campus w przeciwieństwie do Akademii był unowocześniony. Mój chłopak pożegnał się i powiedział, że pójdzie się rozpakować i wieczorem oprowadzi nas po tym terenie. 
-Złapię cię później. Kocham cię.-rzucił i pobiegł ze swoją torbą na drugą stronę.Zauważyłam ogród, przynajmniej tutaj jest zielono. Zaśmiałam się.
-Jaki luksus.-rzuciła ucieszona Stell. Weszłyśmy do kolistego budynku zbudowanego głównie z pancernych szyb.Przy wejściu przywitał mnie jakiś ubrany na czarno strażnik. Przeszukał nas i kazał oddać telefony i inne tego typu rzeczy, ze względu na bezpieczeństwo. 
-Żegnaj facebook'u.-lamentowała Stella. Doprowadziłam nas do pokoju nr 306 na czwartym piętrze, gdzie wskazana karta mówiła, że to ma być nasz pokój. Stell otworzyła drzwi i od razu rzuciła się na wielkie łóżko obok ściany.Ja wolałam to mniejsze z miększym materacem, przy oknie. Byłam padnięta, a tęczowa biegała po pokoju w poszukiwaniu i rozdzielaniu szaf. 
-Którą wybierasz? -pokazywała na dwie równej wielkości szafy.
-Obojętne... Hmmm tą po prawej bliżej drzwi.-zadecydowałam, tak było mi wygodniej w dojściu do łazienki.
-Spoko już ci ją udostępniam.-zaśmiała się. Lubię jak bierze pod uwagę także moje zadowolenie. Stell spokojnie rozpakowywała swoje bagaże, torby, walizki. Miała ich tysiące, nie mówiąc o ubraniach. Ona jest modna. Czasem jaj zazdroszczę, ale wiem, że zawsze pożyczy mi fajny ciuch. Kolejny plus mieszkania z nią. Teraz kiedy leżę na tym wygodnym łóżku mogę opisać nasze mieszkanko. Jest dość duże, składa się z dwóch pomieszczeń: wspólnej sypialni i łazienki oraz balkonu. W głównym pokoju są dwie duże szafy na rzeczy, dwa łóżka, jedno wielkie okno oraz mały stolik z dwoma krzesłami. Ściany zdobione są kolorem liliowym.Myślami powracałam do Ducato. Wiadomo, że tęsknię za rodziną, ale staram się być silna. I uwolniłam się od Chartoltty, ale w sposób jaki to się stało, był bardzo ciekawy. Jestem siłą wciągnięta w tą grę. Pomyślałam, że może wezmę kąpiel po tylu godzinach jeżdżenia samochodem.
-Stell idę pod prysznic, a potem się rozpakuję. Czy wolisz iść pierwsza?-zapytałam o jej zdanie.
-Nie ty idź pierwsza. Mnie tu trochę zejdzie.A myślałam żeby zabrać ze sobą mniej ciuchów....-wzdychała układając niezliczoną ilość ciuchów.
-Przecież musisz pokazać, kto tu rządzi.-powiedziałam zabierając mój żel pod prysznic i ręcznik z czarnej torby.
-Ja tutaj utonę..To za dużo jak na jeden dzień..-rozpaczała.
-Pocieszę cię, że jeszcze zostały ci kosmetyki.-rzuciłam. Posłała mi spojrzenie zbitego psa. Słodkie.
-No dobra. Podaj kosmetyczkę, rozpakuję ci je.-zaoferowałam pomoc.
-Dzięki. Za to ściągnę ci na spaniu skarpetki.-zażartowała robiąc śmieszną minę. Jej jednej humor dopisywał. Podała mi torebeczkę, a ja znikłam w drzwiach łazienki. Najpierw rozłożyłam tysiąc słoiczków, buteleczek, podkładów, kredek do oczu, tuszów, cieni.Potem wskoczyłam pod prysznic.Ciepła woda spływała po moim ciele, tworząc przyjemny zastrzyk ciepła. Nareszcie. Teraz coś sobie obiecuję, że jakby źle nie było ZAWSZE DAM RADĘ. Jestem ciekawa jakich ludzi poznam. Ludzie, ludziom są w stanie zgotować piekło na ziemi.Wiem z doświadczenia. Czas mijał szybko, dlatego postanowiłam opuścić łazienkę i pozwolić Stell też się wykąpać. No i super.... zapomniałam ciuchów na zmianę. Jestem geniuszem. Owinięta w ręcznik weszłam do pokoju i podeszłam do szafy żeby wyciągnąć ciuchy. Pozwoliłam Stelli zażyć, w jej wykonaniu, około godzinnej kąpieli. Podeszłam do szafy i...wtedy ktoś otworzył drzwi, a mój ręcznik osunął się z mokrego ciała. Stałam praktycznie przed samymi drzwiami w czarnej bieliźnie z mokrymi włosami. Nerwowo spojrzałam na twarz chłopaka. Posłał mi niebezpieczny uśmiech.
-Jak seksownie. Potrafisz mi zawrócić w głowie.-rzekł arogancko Alex.
-Nikt cię nie nauczył pukać?-powiedziałam zażenowana. Podszedł, chwycił swoimi ciepłymi dłońmi moją talię i szepnął: 
-Teraz nie ma cię kto przede mną obronić...
-Mam się bać?-kokietowałam go, zawieszając ręce na jego szyi. 
- Mnie zawsze. Wiesz co mam zamiar zrobić?-mówił patrząc mi na usta. Pokiwałam przecząco głową. Oddech stał się nierówny, a jego dłonie zaczęły wbiegać w dół po moich plecach. Przebiegł mnie przyjemny dreszcz.
-Rzucić cię na łóżko i trzymać cię w nim, dopóki sam diabeł po mnie nie przyjdzie.-Nasze oddechy przyśpieszyły, a serca tworzyły jedność. Pogładziłam jego policzek i się nachyliłam. On też się zbliżył. Nasze oczy przesłały sobie wiązkę iskier. Objęłam jego twarz. Moje ciało chciało należeć do niego. Zaczęliśmy się całować. Coraz pikantniej. Nasze języki walczyły o dominację. Dłonie Alexa wędrowały coraz niżej. Wtedy podrzucił mnie, a ja owiłam moje nogi wokół jego pasa.  "Przybił" mnie plecami do szafy, dalej całując. Gładziłam dłońmi jego kark. Następnie delikatnie usiadł na łóżku. Robiło się coraz ostrzej. I wtedy się wystraszyłam. To wszystko działo się za szybko. Przerwałam...
-Stell jest w łazience...-rzekłam, odpychając go. Bałam się jak zareaguje. Posłusznie kiwnął głową i postawił mnie na podłogę.
-Zaczekam. Zakazane słodziej smakuje.-szepnął mi do ucha. I właśnie dlatego mogę mu ufać. Udowodnił, że nie chce być ze mną tylko dla tej ""słodszej""" strony w naszym związku.Uśmiechnęłam się. Podeszłam do szafy i zarzuciłam na siebie duży, szary podkoszulek z nadrukiem zakrywający moje uda. W tym momencie z łazienki wyszła Stell. Śmieszne, w tamtym momencie nic nas nie obchodziło, a teraz nastała grobowa cisza. Spojrzałam na niespuszczającego ze mnie wzroku Alexa, siedzącego na moim łóżku. Tęczowa zdziwiła się naszym dziwnym spojrzeniom. 
-Oj coś czuję, że to będzie nudny dzień.-rzekła i jak gdyby nigdy nic położyła się na swoje łóżko. Dyskretnie posłałam uśmiech Alex'owi.
-Dlatego zabieram was na imprezę z okazji rozpoczęcia nauki w Akademii. Poznam was z tutejszymi ludźmi, którzy jutro staną się zombie. Za 30 minut tutaj wrócę po was. Skoczę tylko zobaczyć, czy wszystko gra.-zadecydował. Wstał, pocałował mnie w czoło i wyszedł. Rzuciłam się szczęśliwa na łóżko. Kocham go.Nic nie poradzę.
-A ty coś taka?-zdziwiła się przyjaciółka.Ugryzłam palec.
-Kocham go.-rzekłam śmiejąc się.
-Przyznałaś się.Wiedziałam.-powiedziała ciesząc się z mojego szczęścia. Położyła się obok mnie i wpatrywałyśmy się w ścianę. Po chwili zerwała się.
-No dalej! Kiecka i to już.-nagliła.Wstałam i po raz kolejny podeszłam do szafy.
-Stella bo ja nie mam co na siebie włożyć!!! Pożycz mi jakąś, która ci się już znudziła? -krzyknęłam jak rozpieszczone dziecko maszcząc brwi.
-Jak źle to zawsze do Steli.-westchnęła i podała mi jakąś papierową torebkę.
-Co to ?!-zapytałam zdziwiona. 
-A co ślepa ? Twoja sukienka.-rzuciła krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-Nie mogę tego przyjąć. Nie chcę żeby nasza przyjaźń opierała się na materializmie.-zbulwersowałam się.
-Nie denerwuj się. Miała być na rozpoczęcie roku szkolnego w Ducato, ale potoczyło się to nie po naszej myśli także... -zasępiła się.
-Czemu mi ją kupiłaś?-zapytałam nie mogąc zrozumieć o co ma na myśli.
-Tak szczerze to... na złość ojcu. Po tym jak nie przyszedł na długo przed zapowiedzianą kolację. Chciałam się na nim odegrać.-usiadła na łóżku ze spuszczoną głową.
-Kiedy w drzwiach stanął jego szofer zamiast niego, zabrałam kartę kredytową i poszłam do najlepszego sklepu z najdroższymi ciuchami.Wybrałam kilkanaście rzeczy. Chciałam, żeby dostał zawału jak zobaczy rachunek. Wtedy niesamowicie mnie zwiódł.-kontynuowała. Jestem okropna w podejmowaniu decyzji.
-Dlaczego nie zadzwoniłaś po mnie?I nawet o tym nie wspomniałaś w naszych rozmowach ?-powiedziałam delikatnie siadając obok niej.
-Chciałam być wtedy sama. Nie chciałaś mnie widzieć w takim stanie. I chodząc po galerii zobaczyłam na manekinie tą sukienkę, skojarzyła mi się z tobą. I właśnie to był mój ostatni zakup. Zrozumiałam coś czego przedtem nie mogłam dostrzec : Żal i  złość spowodowany zawodem bliskiej osoby, nie zmienią innych, ale siebie. Po tym wróciłam do siebie, a ty siedziałaś pod drzwiami mojego domu. Ucieszyłam się.Dzięki tobie staję się lepsza.-mówiła bardzo to przeżywając.
-Moja kochana. Chodź się przytul.-rzekłam ściskając Tęczową.
-Ale i tak spadnę do piekła bo nie miał by kto wnerwiać Lucyfera.-po chwili ciszy zaśmiała się.
-Oj tak. Zdecydowanie. -potwierdziłam.
-A teraz zobacz sukienkę.-zażądała. Wyciągnęłam przecudowną czarno-białą sukienkę. Była bez ramiączek z czarnym gorsetem, podkreślającym moją dzikość. Następnie był srebrny akcent koronki na pasie, natomiast biały dół był rozkloszowany. Magia ubrań. Rzuciłam się Stelli na szyję.  
-Dziękuję, jest bajeczna.A teraz idź się przygotuj może spotkasz dziś kogoś na kim ci zależy?-podpuściłam ją. Uśmiechnęła się pod nosem i weszła do łazienki.Szybko się przebrałam i rozczesałam jeszcze wilgotne włosy. I wtedy w drzwiach stanęła ona... Wyglądała niesamowicie. Była idealna.
-I jak ?-powiedziała wirując na środku pokoju jak po sali bankietowej w swojej całej czarnej sukience. Jej plecy zasłaniała drobna koronka wzdłuż kręgosłupa.Jej różnokolorowe włosy zgrały się perfekcyjnie. Makijaż w odcieniach złota i brązu podkreślał jej zielone oczy.
-No to teraz bądź pewna, że ktoś cię ukradnie.-rzuciłam żartem.
-Teraz twoja kolej...Hmmm...Ty nie umiesz podkreślać swoich uroków. I dlatego pomoże ci  twoja kosmetyczka.-powiedziała Stell i siłą zaprowadziła mnie przed lustro. Czułam się jak w profesjonalnym salonie kosmetycznym. Po 20 minutach palce Stell nareszcie odpoczęły. Pozwoliła mi zobaczyć się w lustrze. Zdziwiłam się. Nie mogłam rozpoznać osoby, która patrzyła na mnie po drugiej stronie. Miała włosy rozpuszczone, ale  lekko spięte wsuwką z tyłu głowy. Oczy były wyraźnie zarysowane, a usta lekko muśnięte ciepłym odcieniem różu. Była piękna w niczym podobna do mnie. 
-Masz zgrabne palce. Myślałaś żeby zostać kosmetyczką ?-powiedziałam, nie mogąc się przyzwyczaić do tej "drugiej" mnie w lustrze.  
-Wiesz... Myślę zostać niegrzeczną w tej budzie.Idziemy się bawić.-rzekła ciągnąc mnie w stronę wyjścia.
-Ostatni dzień wolności.-westchnęłam.
-Pamiętaj, że musimy wywrzeć wrażenie groźnych. Ludzie nie mogą wyczuć żadnych naszych słabości, bo nas zniszczą. Będę musiała wymyślić jakąś scenę. Żadnych niepotrzebnych rozmów, nie zdradzaj o sobie za dużo. 
-Stell nie przesadzasz?
-Kiedyś mi za to podziękujesz.Możliwe, że Hawakejn będzie tu miał swoich ludzi. Bądź na luzie, baw się dobrze, ale bądź ostrożna. Okej...?-przestrzegła mnie śmiertelnie poważnie.
-A jeśli mówimy o  zabawie. Nie chcę znaleźć ciebie na trawniku.....przed budynkiem.....pijaną.-oznajmiłam unosząc brwi.
-Spoko Care, to nowe życie, nowa Stella.I mówiłam ci, że wtedy spałam na kocu.-broniła się.
-Stell, nie było tam żadnego koca. Daj sobie powiedzieć.-przegadywałam się z nią. I dobrze wiedziała, że mam rację.
-Powodzenia.-zaczęła się śmiać. Właściwie to ze swojej głupoty.
- Będę przed 1 w nocy.-uspokoiła.
-A ty....-przerwała na chwilę- No dobra ty nie zrobisz niczego złego.-powiedziała zawiedziona.
-Pójdę na żywioł.-rzekłam widząc jej skwaszoną minę. 
-Coś tu nie gra. Od kiedy to ja jestem ta rozważna ?-nie dała za wygraną.
- Będę mieć na ciebie oko.-puściłam jej "perskie oczko". Chwilę śmiechu przerwało ciche stukanie do drzwi. Otworzyłam je. W progu stał przyparty o ścianę z rękoma skrzyżowanymi na klatce piersiowej chłopak w niebieskiej koszuli i czarnych spodniach. 
-WoW.-szepnął patrząc na mnie tym "swoim" wzrokiem.Fala ciepła oblała moją twarz.Stell minęła Alexa i poszła przodem.Byłam jej niesamowicie za to wdzięczna. Również go minęłam, jednak tym razem ukradkiem spojrzałam w jego oczy. Śmiały się. Poszłam za Stellą w stronę schodów. Alex niedługo mnie dogonił i chwycił moją dłoń. Następnie pokazał nam jadalnie, siłownie, salę muzyczną. Zaświeciły mi się oczy na sam jej widok. Tak dawno nie śpiewałam. Zdziwiło nas, że na imprezę musimy wyjść z budynku i dojść do specjalnie wybudowanej na takie okazję pomieszczenia. Na podwórku było cicho, dało się usłyszeć nawet szum silnika samoloty lecącego nad nami. Gdzieś blisko musi być lotnisko. zbliżyliśmy się do dużego domu i w momencie otwierania drzwi dopiero usłyszałyśmy bardzo głośną muzykę. 
-Jak to możliwe?!-zapytałam zdziwiona.
-Dźwiękoszczelny dom.-uśmiechnął się Alex. Ludzi było tyle, że wychodzili oknami.Alex poprowadził nas bokiem sali, jednak wszyscy zwrócili na nas uwagę.Nic dziwnego po prostu nas nie znali. Czułam na sobie różne spojrzenia: ciekawość, zazdrość, pożądanie i.... sama nie wiem. Tutejsi chłopcy byli dobrze zbudowani, rzadko znajdował się mizerny uczeń. A dziewczyny to.... supermodelki. Wysokonogie blondynki z idealnymi figurami. Niczym lalki Barbie. Nie mogłam nawet z nimi konkurować. Oczywiście Stell mogła, a nawet musiała, swoim kolorem włosów wzbudziła sensację. Spuściłam włosy żeby zakryły mi twarz. Czułam się niezręcznie. Jednakże tęczowa na każde "niewłaściwe spojrzenie" odpowiadała środkowym pacem. Jej sposób na przywitanie. Zacisnęłam dłoń, którą trzymałam Alexa. Spojrzał na mnie i podprowadził do barku.Moja BFF dała mi całusa i coś powiedziała, ale nawet nie mogłam usłyszeć własnych myśli a co dopiero ją. W sumie to i dobrze nikt nie będzie zadawał głupich pytań. Alex migami zapytał, czy chcę coś od picia. Nie chciałam tej nocy się upić. Jutro jest ważny dzień i nie mam zamiaru być nieobecna. Popatrzyłam na bawiących się ludzi. Byli szaleni. jakby w tańcu chcieli wyrzucić z siebie wszystkie troski. Zapomnieć choć na chwilę o tym beznadziejnym świecie, niedającym cienia złudzenia o krzywdzie i nieszczęściu. Jakaś dziewczyna tańczyła nawet na stole. Jej ruchy były niesmaczne, ale najwyraźniej chłopcom obok bardzo się podobało. Alkohol wirował, buty biły się o miejsce na parkiecie, ręce coraz wyżej wznosiły się ku niebu, a kilka par przypartych o ścianę ostro się całowało. Następnie barman podszedł i nalał po kieliszku wódki dla każdego z nas. Był to chłopak w wieku Alexa, miał ciemne włosy obcięte na krótko i szare oczy.Miał na sobie rozpiętą brązową koszulę, dżinsy i był wyraźnie spocony. 
-Milo.-wykrzyczał do mnie i podał mi rękę na przywitanie.
-Caroline.- odpowiedziałam bez uśmiechu. Mój pierwszy znajomy w Akademii. Barman stuknął swoim kieliszkiem o mojego i wypił na raz. Alex zrobił to samo i przy okazji wypił też mojego tak, żeby Milo nie zobaczył. Posłałam mu dziękujące spojrzenie. Barman wyraźnie chciał zacząć rozmowę, ale odciągnęłam Alexa na parkiet. Miałam się na baczności. I mniej o mnie wiedzą tym lepiej. Właśnie "leciał" mój ulubiony kawałek techno. Zmieszaliśmy się w tłumie i zaczęliśmy tańczyć. Alex mnie zadziwił-tańczył fenomenalnie. Daliśmy się ponieść muzyce. Obracał mnie do rytmu, a potem podrzucił do góry, tak że zrobiłam salto w powietrzu. Miałam wrażenie że pokazywał mi różne style taneczne od tańca klasycznego, poprzez nowoczesny a kończąc na hip-hop'owym. Po chwili wspólnego tańca, odchylił mnie do tyłu i wtedy nasze oczy się spotkały. Uśmiechnęłam się i on też. Czuliśmy "to".Nieodpartą chęć bycia razem na zawsze. I wtedy zorientowaliśmy się, że grupa oczu patrzy na nas. Wyrwałam się z ścisku i chciałam wrócić do mojego miejsca przy barze, ale czyjeś mocne szarpnięcie odwróciło mnie przodem do chłopaka. I wtedy jak na życzenie zabrzmiała moja ulubiona piosenka (---> łapcie). Światła przygasły.Alex się uśmiechnął, a ja udając złą wtuliłam się do niego i kołysaliśmy się w rytm muzyki .Nie ma na to innej nazwy.W pewnej chwili spojrzałam przez ramię mojego mężczyzny :3 na grupę dziewczyn, stojących tam, gdzie siedzieliśmy my. Przyglądały się mi z dziwną (sama nie wiem) zawiścią w oczach. Z biegiem czasu zrozumiałam, że nie chodzi im o mnie lecz o...Alexa. Wysoka niebieskooka lalka przy barze, zamrażała mnie spojrzeniem. Miała charakterystycznie  czerwone włosy obcięte na bob'a.A już myślałam, że tutejsi uczniowi są inni, ale wszędzie jest tak samo: bezsensowa rywalizacja, złość, chamstwo. Wiadomo zdarzają się wyjątki. Spięłam się. Niczym nie świadomy chłopak też je dostrzegł. Miałam wrażenie, że je zna.
-Po prostu nie zwracaj na nich uwagi.-szepnął mi do ucha. Postanowił wziąść sprawy w swoje ręce. Gdy piosenka się skończyła,a magia chwili pękła jak bańka mydlana.Zostawił mnie na chwilę pod ścianą i krzyknął:
-Zaraz wracam.-kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam. Śledziłam go wzrokiem. Przecisnął się przez tłum, który znowu szalał, podszedł do barku gdzie siedzieliśmy, a teraz stały te dziewczyny. Śliczna uczennica o czerwonych włosach szczerzyła się do niego jak do obrazka. I wtedy uczucie zazdrości zagorzało we mnie. Byłam ciekawa co zrobi. Chciałam się przekonać, czy traktuje mnie jak swoją dziewczynę. Wstrzymałam oddech gdy podchodził coraz bliżej niej. Złapali kontakt wzrokowy. Gdy łączyło ich tylko kilka metrów Alex w lekceważący sposób ją minął i zabrał kurtkę z krzesła obok.Chciała coś do niego powiedzieć, ale Alex posłał jej taką złowrogą minę, jakiej nigdy nie widziałam. Jakby chciał ją poszczuć buldog'iem. Dziewczyna została upokorzona w towarzystwie koleżanek. Bolesne. Zawstydzona wkrótce opuściła imprezę. Mój chłopak zarzucił kurtkę na moje ramiona i szedł bardzo zadowolony z siebie w stronę drzwi. Ciekawe kim była ta dziewczyna. Gdy tak paradowaliśmy środkiem sali nagle coś się stało...Muzyka ucichła, a wszystkie oczy zwróciły się ku...

***Oczami Stelli***

Znaleźliście się kiedyś w takiej sytuacji, gdzie już wiedzieliście, że będziecie mieć przerąbane do końca życia ? Tak, ja mam tak samo.właśnie w tej chwili. Aktualnie obijam pięściami jakiegoś gościa na środku parkietu. Dostanie, za to co do mnie powiedział. Musi się nauczyć szacunku. Nagle jacyś chłopcy podbiegli i mnie odciągnęli... Ale może od początku. A więc po tym jak się z Caro rozdzieliłyśmy zobaczyłam samotnego chłopaka, o burzy loków, przy barze. Miał na sobie białą bokserkę bez rękawów, ciemną kurtkę i dżinsy. Smutno popijał bursztynowy płyn przy barze, podpierając się ręką. Myślałam, że swoje smutki utopi w czymś innym niż alkoholu.
-Ma pan ogień? Ostatnio mam słaby płomień...-rzuciłam stojąc nad nim. Spojrzał w górę.
-Możesz mi wytłumaczyć co cholery co ty tutaj robisz?!-momentalnie wstał i zaczął krzyczeć. Spodziewałam się innego powitania.
-Yyyy... jestem.-odpowiedziałam spokojnie lekko się uśmiechając.
-Nie powinnaś tutaj być! To najgorsze więzienie jakie mogłaś wybrać!-zdenerwował się.
-Siadaj i nie krzycz.-powiedziałam twardym głosem. 
-Nie! A wiesz dlaczego?! Bo nie pozwolę ci popełnić tego błędu co ja!-powiedział wściekły, ale starał nie podnosić tonu głosu. 
-A co ty masz do mojego życia?-powiedziałam również się denerwując.
-Dużo. -dodał cały czerwony.
-Nie kłam. Uciekłeś, bo się wystraszyłeś...-zagryzłam zęby. Próbowałam zdusić moje emocje.
-Skąd ta pewność ?-zapytał z aroganckim uśmiechem.
-Bo nie zależy ci na mnie! -wykrzyczałam mu prosto w twarz. Nastał moment gdzie nikt nie chciał się odezwać. Tylko skoczna muzyka w tle przerywała nasze splątane myśli.
-Nieprawda.-zaprzeczył.Zabiłam go śmiechem.
-Nawet nie usłyszałam twojego "hej". Mimo, że jak to twierdziłeś bardzo chciałeś się ze mną zobaczyć...-powiedziałam cicho.
-Stella to nie tak...-zmarszczył brwi.
-Nic nie mów.Sama sobie odpowiem.-przerwałam mu-Tak, Stell łudziłaś się.-zaśmiałam się.
-A teraz coś ci powiem zarozumiały draniu :"NIE ZALEŻY MI ".-powiedziałam wyrywając mu z ręki alkohol i w całości go pochłaniając. Muszę odreagować bo jestem wściekła. Zostawiłam loczka przy barze, nawet się nie odwracając. Zaczęłam tańczyć w rytm głośnej muzyki.I wtedy napatoczył się ten pijany typ:
-Hej śliczna zatańczysz ?-powiedział jakiś ledwo trzymający się na nogach ciemnowłosy chłopak.
-Postoję.-odrzekłam i go minęłam. 
-Opierasz się MI ? Jestem wśród nich najlepszy. No dalej laska.-dogonił mnie i zaczął flirtować ze mną. Nie miałam na to ochoty.
-Spadaj.-odburknęłam.
-Bo co mi zrobisz?-prowokował.Zaczął mnie dotykać.
-Puść mnie!-krzyknęłam po raz kolejny.
-Bo co mi zrobisz ?-powtórzył. Chcą zobaczyć tą złą Stell? Będą ją mieli. Poza tym to dobry sposób na wzbudzenie lęku przed innymi. Nawet wyjdzie bez zbędnego scenariusza. Będę mogła bronić Caro.
-TO!!!-krzyknęłam i rzuciłam się na niego z pięściami. Dziś go tylko nastraszę.
I powracamy do tego momentu, w którym zaczęliśmy. Chłopcy odciągnęli mnie od tego gościa. Światło się oświeciło i zobaczyłam tłum gapiący się na mnie. Caro oczywiście chciała do mnie podbiec, ale posłałam jej "perskie oko" i kiwnęłam żeby nie podchodziła.  
-Ze mną się nie zaczyna.-rzekłam krwiawiącemu mężczyźnie trzymającego się za nos. Uspokoiłam się i już miałam wychodzić z tego domu, gdy ktoś mnie dogonił i zatrzymał.Myślałam, że to Caro jednak to był ktoś, po kim nigdy bym się tego nie spodziewała. Odwróciłam się i zobaczyłam Harry'ego.
-Daruj sobie kazanie.-rzekłam przewracając oczami.Jakby nie miał co innego do roboty.
-Wszystko w porządku?-jego pytanie mnie zadziwiło.
-Jest okej. Coś jeszcze ?-zapytałam ostro i niemiło. 
-Odprowadzę cię.-powiedział jeszcze bardziej zadziornie.
-Dam sobie radę sama jak zawsze.-rzekłam stanowczo.Przypomnijcie dlaczego z nim rozmawiam?
-Wiem.-powiedział patrząc mi prosto w oczy. Coś znowu we mnie pękło. Zaczęła się wgapiać w jego piękne brązowe oczy.
-To co zamierzasz mnie teraz śledzić?-ratowałam się niemiłą odpowiedzią. W środku w sumie cieszyłam się że go widzę, ale muszę to skończyć, bo znowu z tego nic nie będzie. pobawi się i zostawi. To taka moja tarcza-trzymasz na dystans ludzi, żeby nikt nie mógł cię skrzywdzić. Technika Caro, ale ona ją stosuje co tylko do miłości, a ja do wszystkich.
-Tak, robię to od kiedy przyjechałaś.-zbił mnie z pantałyku.To on wiedział?Czekał z niecierpliwością na moją odpowiedź.Nastała cisza, a on w pewnym momencie rzucił się na mnie gorąco całując.To było niesamowite.
-Zostaw mnie w spokoju.Nie zależy mi.-zażądałam i poszłam do mojego pokoju. Pierwszy raz w życiu wcześniej wróciłam z imprezy niż Caro.Heh. rozmyślałam.Nie, ja muszę sobie z nim dać spokój.Łatwo powiedzieć jak już się kogoś pokochało tak mocno, że nawet nie możesz  myśleć o niczym innym, ale dam radę. Rzuciłam się bezsilnie na łóżko po prysznicu w mojej piżamie. Dostałam od Caro 15 wiadomości gdzie jestem, co się stało i jak się czuje. Odpisałam tylko"OK"..To mnie dobiło. Ale wykonałam swoje zadanie- mam reputację "niebezpiecznej"wśród uczniów. Dla mnie dzień się skończył.


***Oczami Caro***

Cały czas myśli o Stell powracały. Siedziałam wtulona w Alexa na balkonie.Patrzyliśmy na niebo, puste niebo, to nie wróży nic dobrego. W końcu smutno zapytałam :
-Co to za dziewczyny, które stały przed barem?-zapytałam udając spokojną.Tak naprawdę rozrywało mnie od środka z zazdrości.
-To.. Ahmmm.. Przed tym jak cie poznałem miałem wiele "przyjaciółek na raz".-powiedział zawstydzony.
-Czy coś poważnego was łączyło?-powiedziałam niby obojętnie.Spojrzał na mnie i zmarszczył brwi.Przecież to drań bez serca.Dlaczego ja z nim jestem ? Nie powinien tak traktować dziewczyn. Będą miały żal do końca życia. W sumie to przecież wiedziałam jak się zachowuje.
Ale prawda jest taka, że potrzebuj go bardziej niż on mnie. Boję się, że go stracę.Wybuchnął śmiechem:
-Nic dla mnie nie znaczą.-powiedział całując mnie w czoło.Będę naiwna i mu uwierzę.Wtuliłam się jeszcze bardziej.
-Kocham Cię Alex. -wyszeptałam.
-Nie skrzywdzę Cię Caroline.Obiecuję.-rzekł czule.Masze oczy się spotkały... i wtedy coś poruszyło się w drzewach na przeciwko nas. Alex zerwał się. I wyciągnął broń zza paska. Wystraszyłam się.
-Idziemy.-powiedział działając natychmiast. chwycił mnie delikatnie za rękę i pociągnął w stronę drzwi.
-To mogła być wiewiórka.-uspokoiłam go.
-Tak. Zabójcza wiewiórka z  łukiem. Może strzelała orzechami?-zażartował. 
-Muszę iść już do pokoju. Jutro będzie ciężki dzień.-oznajmiłam szczęśliwa.
-Masz rację.Odprowadzę Cię.-zaproponował. Zgodziłam się.Odprowadził mnie tym razem, aż po same drzwi.
- Uważaj na siebie. Widzimy się na zebraniu o 7:00. I Caro... Jakby ci te dziewczyny dokuczały to daj mi znać. Dobrze ?-powiedział opiekuńczo.
-Dlaczego miały by mi dokuczać ?-zastanowiłam się.
-Jestem draniem.-wzruszył ramionami.
-Jesteś moim aniołem.-uśmiechnęłam się. Kiwnęłam głową i pocałowałam go na "Do widzenia".

Szłam do siebie.Jacyś dwaj goryle ubrani na czarno stali po dwóch stronach moich drzwi.Bezpieczeństwo, ale chwila coś się dzieje wyczuwam to. Nie...bez paniki. Tutaj jest bezpiecznie.

Weszłam do pokoju gdzie było zgaszone światło, więc nie chcąc obudzić Stelli poszłam do łazienki zmyć makijaż i wziąść prysznic. Następnie na paluszkach przeszłam po pokoju w mojej piżamie i już chciałam się położyć spać, gdy usłyszałam cichy szloch...
-Stella ty mój orzeszku.-wyszeptałam kładąc się spać obok niej. Strasznie mi było przykro.     
-Dobij mnie. Dlaczego nie mogę być inna?-zapytała przytulając się do mnie.
-Bo jesteś wyjątkowa. Śpij już.Bo znowu trzeba kogoś pobić.-zażartowałam.
-To było dobre. Nic temu gościowi nie jest ?-zapytałam z ciekawością.
-Nie. Tylko złamany nos. Witaj w klubie.-zaśmiałam się przypominając sobie moją pierwszą wizytę w Instytucie.Złamałam Peter'owi nos. 
-Wybronisz mnie przed dyrektorem?-zapytała.
-Przecież wiem, że to dla mnie zrobiłaś.Nie udawaj złej. Przy mnie nie musisz.I oczywiście, że cię wybronię.-rzekłam cicho.
-Dzięki.-powiedziała na koniec i zasnęła. 
 Wtedy przez otwarte drzwi balkonowe zobaczyłam sylwetkę jakiegoś mężczyzny. To był mój oprawca... .Sparaliżowało mnie. To zjawa, tam nikt się na ciebie nie patrzy-powtarzałam sobie. Zamknij oczy, a wszystko będzie w porządku.I w jednej chwili on znikł. Rozpłynął się w powietrzu...Mam paranoje. Obsesyjny strach przed nim. To na pewno mi się zdawało. Roztrzęsiona przytuliłam się mocno do Stelli i na siłę próbowałam zasnąć. A co jeśli to naprawdę był on ?

niedziela, 5 kwietnia 2015

"Życie na krawędzi..."Rozdział 9 " Niebiański gen"


***Oczami Caro***

  Całą noc nie spałam, mimo iż Alex spał przytulony do mnie. Chronił mnie całym sobą. Wpatrywałam się w zegar, czas zdawałoby się, że tak szybko biegnie a dla mnie dłużył się tysiącleciami. Mego przeznaczenia i tak nie zmienię, ale nie pozwolę żeby koś pisał moją historię za mnie. Tęsknie za Liam'em, gdyby on tutaj był...Zaczęłam bawić się ciemnymi, lśniącymi włosami Alexa. O punkt 6:30 mój chłopak się obudził. Zamknęłam oczy i po woli otworzyłam jedno z nich. Zaśmiał się i pogładził palcem po mojej twarzy.
-Nic się nie przespałaś?-zapytał, a właściwie wywnioskował.
-Ktoś musi cię pilnować.-zażartowałam.
-Gotowa na kolejny pokręcony dzień z chłopakiem, który przynosi kłopoty ?-zapytał.
-Hmm, chyba będę musiała się porządnie zastanowić.-szepnęłam. Pocałował mnie w policzek.
-Jestem od dziś na ciebie skazany.-rzekł z aroganckim uśmieszkiem. Wstał i się porozciągał. Poszłam w jego ślady, ale zamiast się porozciągać wolałam się przytulić do niego, a właściwie on do mnie.
-Cały czas będę dzisiaj z tobą. Nic się nie martw, najwyżej pobiję Petera dla zabawy, gdy będzie nudno.-rzekł władczo.
-Poradzę sobie sama.-droczyłam się. Po chwili Alex kiwnął mi, że wychodzi do swojego pokoju, zapewne żeby się przygotować do pracy. Podeszłam do mojej białej szafy i się zastanawiałam...Ubrać się jak do rozmowy o pracę czy bardziej jak na służbę wojskową? Nie mam ochoty gustować dziś w moich ubraniach. Wyciągnęłam rurki, mój ulubiony różowy T-shirt i skórzaną kurtkę z ćwiekami.
Włosy spięłam w dobieranego warkocza na bok, nieźle się przy nim wygimnastykowałam, ponieważ na moją długość włosów jest naprawdę trudno cokolwiek zapleść. Nałożyłam wyrazisty makijaż i postanowiłam udać się do pokoju mojego chłopaka. Zapukałam, a głos ze środka pokoju krzyknął:
-Proszę...
Otworzyłam drzwi i zobaczyłam go bez koszuli.
Całkiem miły widok. Musiałam wyglądać na zażenowaną bo rumieniec pojawił mi się na twarzy, a Alex dziwnie się śmiał.
-Mmm znaczy....-jąkałam się. Alex zarzucił na siebie białą koszulę i czarną, skórzaną kurtkę pasującą do jego spodni. Wyglądał bardzo tajemniczo i pociągająco.
-Możemy iść.-rzekł i pociągnął mnie na parter.
-Nie jestem głodna...-oznajmiłam, gdy dążyliśmy do kuchni. Nie mam ochoty dziś z nikim rozmawiać.
-Przywitaj się, bo ty jesteś tą kulturalną i grzeczną dziewczyną w tym domu, a ja tym draniem, który bezczelnie czeka w samochodzie.-obwieścił, pocałował w policzek i wyszedł drzwiami wyjściowymi. Mogę przysiąc, że zrobił to specjalnie. Widać, że mnie gryzie od środka, gdy jestem z kimś pokłócona. W kuchni siedziała mama. Cioci Maddy, Amandy i Charlotty na szczęście jeszcze nie było. Mamę też to gryzło.
-Jadę z Alex 'em odkrywać magiczny kraj Disneyland. Wrócę jak odwiedzę myszkę Mikki- oznajmiłam. Uśmiechnęła się.
-To dasz radę jakoś to wytrzymać?-zapytała bezpośrednio. Lubię jak jest konkretna.
-Ja sobie zawsze dam radę.Z resztą to Disneyland-marzenie każdego dzieciaka.-powiedziałam i komediowo otrząsnęłam grzywkę z czoła.
-Mam na ciebie czekać ?-jej matczyny instynkt się odezwał.
-Mamo jestem już dorosła. Dam sobie radę. Naprawdę. Pa.-rzekłam szczerze.
-To z Bogiem, pa.-rzuciła mi na do widzenia. Wybiegłam przed budynek, gdzie czekał na mnie Alex. To miło, że chciał żebym miała dobry kontakt z rodziną.
-To bierzemy się do roboty.-westchnął głęboko i widząc, że zapinam pasy , wcisnął pedał gazu. Minęliśmy las, rzekę i podążaliśmy dobrze znaną mi drogą.
-Jak to się stało, że trafiłeś pod opiekę Instytutu?-zapytałam nerwowo ściskając w ręku kamień, który znalazłam w kurtce. Nie mam pojęcia jak się tam znalazł. Reakcja Alexa była niejedno znaczna.
-Jak wiesz byłem już jako młody człowiek sam na świecie, musiałem się jakoś utrzymać. Moje grzeszki były liczne: kradłem, miałem problemy z prawem, ale pewnego dnia przegiąłem...
Trenowałem boks i biłem się w walkach ulicznych. Skopałem dupę dilerowi narkotykowemu, był liderem gangu, z resztą największego w mieście. Założyłem się z nim, że ukradnę z domu burmistrza jakąś cenną rzecz na sprzedaż. Nie wiedziałem, że gość ma ochronę. Złapali mnie, ale James mi pomógł. Mówił, że kogoś mu przypominam. Wkręcił mnie do Akademii, gdzie byłem jego wychowankiem. Udowodnił mi, że jeśli chcę mogę wszystko. Następnie Instytut się mną za interesował, a kiedy okazało się, że moim ojcem był toksyczny Joe Black, a ja odziedziczyłem gen, wszystko się zmieniło...Z resztą i tak nic nie wiem o moim ojcu. I nie chcę go znać. - wyraźnie było widać, że nie ma najmniejszej chęci opowiadać o swoim trudnym życiu. Wgapiałam się w niego jak w obrazek.
-Rzeczywiście jest coś w tobie niezwykłego.-zauważyłam. Spojrzał na mnie.
-Nie sądzę. Może czarne serce.-oznajmił.Dojechaliśmy przed stalową bramę.
-Możesz wjechać Alex. Ktoś przyjechał jeszcze z tobą ?-zapytała dosłownie zamrażając mnie wzrokiem.
-Tak. Kogoś bardzo ważny.Mogę jechać ?!-chamsko zapytał, widząc całą sytuację.
-Tak..-rzuciła zła. I co o tym mam myśleć ? Alex ruszył samochodem pod sam Instytut.
-W mroku nie wyglądał tak potężnie..-przełknęłam ciężko ślinę widząc Instytut w pełnym słońcu . Był to ogromny budynek z tysiącem okien,sal i pokoi...Wszystko budowane zgodnie ze stylem neogotyku. Sam widok zapierał wdech w piersiach. Potężne gargulce strzegły najwyższych okien. Wokół kamery w każdym możliwym miejscu. Alex widząc moje zdziwienie otworzył mi drzwi i za rękę wyciągnął z auta. Poszliśmy do głównego wejścia. Tam przyłożył do czytnika swoje oko. Laser przeskanował źrenicę i wydał zgodę na wejście. Chodziliśmy długimi korytarzami, między zamkniętymi salami, aż Alex zatrzymał się przed jednym z nich. Alex kiwnął mi żebym weszła. Nie zwlekając dłużej odważnie wkroczyłam do sali, z której wczoraj ukradłam dokumenty.Czerwone ściany, czarna sofa, biurko i białe szafy na teczki. Tak jak to pamiętałam...Na środku sali stała w "żelaznej masce" blondynka,ubrana w czarny, nowoczesny mundur, a obok niej stał zdziwiony chłopak, któremu złamałam nos.
-Witam cię ponownie Caroline Angel. Masz talent do szpiegostwa, sądząc po zimnej krwi i wspaniałym genie.-przywitała mnie. Polubiłam ją.
-Mnie również jest miło pani....?-odrzekłam.
-Rosalie, szefowa-uwyraźniła- A to jest Peter.-wskazała na dziwnie ubranego, kędzierzawego blondyna z jasnymi włosami. Stal jak kołek na środku pokoju i nie mógł nabrać odwagi, żeby do mnie podejść. Widząc to Alex wybuchnął śmiechem.
-Pewnie Peter.  A teraz opowiedz nam jak to dzielnie broniłeś Instytutu przed grupą zamaskowanych ninja?-sarkastycznie zwrócił się do Peter'a.
Widocznie Peter nie przyznał się, że dziewczyna go pobiła.Było mi naprawdę głupio.
-Ty mu patelnią przypierdoliłaś czy co ?-śmiał się Alex. Rosalie syknęła na niego, żeby się opanował. Próbował, jednak się mu to nie udawało.
-Chodź kochanie musimy sprawdzić twoje umiejętności.-powiedziała spokojnie i pochwyciwszy moją rękę pociągnęła w stronę korytarza, zostawiając panów samych.
-Czegoś tu nie rozumiem...?-zapytałam Rosalie.
-Nie wiem jak twój tata zginął. Nigdy więcej mnie o to nie pytaj.-odburknęła.
-Nie o to chodzi.-zmieniłam szybko temat.
-To pytaj.-powiedziała idąc przodem przez korytarz.
-Nie jestem typem sportsmenki, nienawidzę biegać i jedyne z czego jestem dobra to gimnastyka.-wyjaśniłam.
-Każdy gen jest inny, niepowtarzalny. Niektóre cechy są od urodzenia, inne wykształcają się dopiero bo ukończeniu dojrzałości.-wyjaśniła patrząc na jakieś kartki. Szłyśmy szybko, ale ja czułam się dziwnie zagubiona.
-Dlaczego jestem ważna dla Instytutu i dla Hawakejna?-zapytałam cicho. Przejmowałam się tą rozmową i byłam bardzo skupiona.
-Masz gen to wystarczy..-rzekła i grzebała w papierach. To miejsce jest dziwne i ciągle mam to wrażenie, że wszyscy coś przede mną ukrywają.
-A moja rodzina, znajomi...-nie zdążyłam dokończyć, bo blondi mi przerwała.
-Są bezpieczni.-odrzekła. Zachowywała się tak, jakby znała odpowiedź na wszystkie pytania. 
-Jaką przewidujecie dla mnie przyszłość ?-rzuciłam widząc, że zbliżamy się do wyznaczonego miejsca.
-Będziesz uczęszczać do Akademii w Shafiral. A co dalej to się okaże...-rzuciła otwierając mi drzwi.
-Nie bój się. Masz 1000% szans na przeżycie.-odpowiedziała widząc moją minę.
-Jasne..-rzekłam z małym entuzjazmem. 
Wtedy zaparło mi wdech w piersiach i oniemiałam z wrażenia. Weszłyśmy do ogromnego, niesamowitego pomieszczenia z tysiącem okien. Promienie słońca padały przez kolorowe szkło każdego z nich, tworząc na drewnianej podłodze mozaikę kolorów. Było w nich trochę magi. Wszystko było dopasowane do najmniejszego szczególiku. Wokół nas stały półki na książki, których było nie zliczenie wiele, a niektóre szafki położone w południowej części wznosiły się do samego sufitu. Ruszyłam się z miejsca i podeszłam do jednej z szaf. Gładziłam dłonią po miękkich, twardych, czasem chropowatych okładkach ułożonych nieregularnie. Kocham czytać. Księgi były różne, jedne większe, drugie mniejsze. Na środku pokoju zauważyłam tylko jeden duży globus i wyglądającą na bardzo wygodną-kanapę. Chciałam zabrać którąkolwiek z książek, usiąść na sofie i zatopić się w lekturze. Wyciszyć się i zrelaksować, czując piękny zapach lawendy. Jednak coś zwróciło moją uwagę, a właściwie jedna z książek. Nie wiem dlaczego była niczym różniąca się od pozostałych, ale ciągnęło mnie do niej jak do magnezu. Wyglądała na starą, ale ciekawą. Złote litery na beżowej okładce z materiału. Przekartkowałam ją, i zauważyłam, że to dzienniczek. Sądząc po piśnie wydawałoby się, że taty. Wtedy zorientowałam się, że w pokoju nie jestem sama. Czułam na sobie wzrok dwóch osób. Odwróciłam się i spostrzegłam jego wzrok, ten wzrok. 

Zapytałam zdziwiona:
-Co to za miejsce ?
-To gabinet James'a. To tutaj spędzał mniejszość swojego wolnego czasu.-wyjaśnił mi Alex. Wszystko stało się jasne, mój tata kochał czytać mi bajki na dobranoc nawet, gdy byłam już duża.Uwielbiałam jak mi czytał. Rosalie i Alex coś sobie szeptali, ale nie zwracałam na to większej uwagi, o wiele bardziej interesował mnie dzienniczek. 
-Może czas się ruszyć Alex?-przywrócił mnie na ziemię piszczący głos Petera. Odłożyłam książkę z powrotem do półki. Alex spojrzał na niego złowrogo. Rosalie podeszła do dużego czarnego przycisku, który pod wpływem jej dotyku uruchomił mechanizm. Z dokładnie środka sali z podziemi wysunęła się jakaś maszyna. Przerażona spojrzałam na Alexa. Kiwnął mi głową, że wszystko dobrze. Rosalie poprosiła bym podeszła bliżej. 
-Co to jest?-zapytałam zdziwiona, nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałam.Na górze mieściły się różne złącza i kable a w centrum stał duży ekran, a pod nim zielony leżak.  
-To specjalne urządzenie, które pozwoli na poznanie twoich zdolności. Nazywa się "Enigma".-rzekła szefowa.


-Na czym to polega? Jak jest skonstruowana ?- pytałam dociekliwie. 
-Tego akurat nie musisz wiedzieć.-zripostował mnie Peter i zaczął się głupio śmiać. Pokiwałam przecząco głowa, że to mnie nie śmieszy. Alex już zabijał go wzrokiem i byłam święcie przekonana, że za chwilę wyjdzie z siebie.
-Usiądź proszę, najpierw wstrzykniemy ci specjalny płyn umożliwiający ci czytanie w myślach, a następnie przeprowadzimy mały test w twojej wyobraźni, który pokaże się na ekranie.-rzekła przygotowując strzykawkę z białym płynem.
-Nie ma mowy! Nie będziecie mi grzebać w umyśle.-rzuciłam się.
-Zbuntowana jak jej ojciec.-skomentowała blondi.
-To obowiązkowy test.-zaczął Peter.
-Tylko mi nie wyjeżdżaj z obowiązkami. Mogę wszystko, nic nie muszę.-odrzekłam zła.
-Caro spokojnie. Nie zamierzamy ci wyczyścić mózgu. Wszystko jest pod moją kontrolą. Ufasz mi ?-podbiegł i objął mnie Alex. Jemu jedynemu w tym pomieszczeniu ufam.
-Zawsze i wszędzie.-uśmiechnęłam się. 
-Ale sama wstrzykuję.- postawiłam warunek i uniosłam brwi.Mina Alexa była bezcenna.Wymusiłam podanie mi strzykawki. Blondi podała mi ją niechętnie. Bez wahania wbiłam ją sobie do ramienia i mocno wstrzyknęłam do żyły substancję. Następnie oddałam ją zaskoczonej szefowej. Zrobiło mi się słabo.
-Połóż się... Teraz podłączymy cię do "Enigmy". Dobrze ?-rozmazany obraz twarzy blondi zaistniał przed oczami. Wtedy urwał mi się film i straciłam kontakt z rzeczywistością. Przeniosłam się do krainy mojego umysłu.
"" Obudziłam się w pomieszczeniu, w którym byłam wcześniej z tą różnicą, że obok mnie nikogo nie było.  Podniosłam się i udałam do otwartych drzwi, które aż zapraszały samym widokiem. Wtedy znalazłam się w ciemnym pomieszczeniu, chciałam zawrócić, ale drzwi znikły. Wokół panował mrok. Serce zaczęło mi bić szybciej, a oddech stał się nierówny. Znalazłam pudełko zapałek w mojej kieszeni i zapaliłam mały płomień. O mało nie dostałam zawału gdy przed sobą zobaczyłam Hawakejna.  Upuściłam zapałkę i nastała całkowita ciemność. W tym czasie Hawakejn złapał mnie za szyję i próbował udusić. Od czasu do czasu błyskawice przecinały ciemne niebo nad nami. Wyszarpałam mu się całą siłą jaką miałam i uciekłam... Serce biło jak szalone, bałam się ogromnie. Nawet nie wiem kiedy przeniosłam się do ogromnego lasu, którego nigdy nie widziałam. Zdawało mi się, że Hawakejn dosłownie przeobraził się w ogromnego, czarnego wilka i zaczął mnie gonić.Uciekałam wokół tysiąca drzew. Wilk szczekał i wył, jego czerwone wściekłe oczy nie opuszczały mnie na krok. Gdy myślałam, że nie będzie już ratunku w oddali zobaczyłam światełko, zaczęłam do niego podążać. Biegłam coraz szybciej nie wiedząc co może to być... Zobaczyłam drzwi na środku lasu , z których biło jasne światło i je otworzyłam. W jednej chwili znalazłam się w małym szklanym pomieszczeniu z nalewającą się wodą. Poziom wody szybko wzrastał, a ja nie umiałam pływać. Niczym ryba w akwarium, próbowałam wydostać się-na próżno. Mój paniczny lęk przed wodą sparaliżował mnie. Nagle wyszeptałam:
-To wszystko jest w mojej głowie...-I dotknęłam palcem szkła, które dziwnie pękło. Przeniosłam się do mojego do mojego rodzinnego domu, gdzie zobaczyłam podpalającą hotel Charlottę, a z okna krzyczącą o pomoc Kate. Rzuciłam się do palącego budynku, jednak on w jednej chwili znikł i pojawiłam się w białym pomieszczeniu, a na przeciwko mnie stały kolejne drzwi. Był tam mój tata. Zostawiając otwarte drzwi, wpadłam w jego objęcia. Próbowałam się uspokoić, to wszystko działo się za szybko. Wtem zamaskowana postać stanęła w progu i wystrzeliła z pistoletu wprost na mnie, tata mnie zasłonił... Upadł na białą podłogę, a z rany wypływała krew.... Zaczęłam głośno piszczeć. Nie mogłam tego pojąć, ani się z tym pogodzić. Ciało taty rozpadło się w proch...."
Niespodziewanie zerwałam się z tego okropnego transu. Poczułam dotyk Alex'a, który miał minę jakby zobaczył ducha.
-Jaką ja mam chorą psychikę..-zaznaczyłam, nie mogąc dojść do siebie.
-Każdy ma jakieś lęki.-odrzekł mocno ściskając mnie mój chłopak.
-I co ciekawe prawda ?!-powiedziałam zrywając się z siedzenia. Nie byłam wystraszona, ale zła. Miałam ochotę iść się wyżyć na worku treningowym.
-Dostaliśmy również badania twojej krwi i genu...-rzucił Peter.Spojrzałam na moją rękę. Plaster na przedramieniu.
-Po co czekać aż oprzytomnieje, spuśćmy ze mnie całą krew, będzie fajniej.-rzuciłam sarkastycznie. Peter posłał mi wzrok zabójcy, a ja gorzko się uśmiechnęłam.Zaczynam się robić chamska-podoba mi się.
-To są twoje wyniki pod względem twojej psychiki, badań genetycznych oraz obserwacji, jak wiesz mieliśmy na ciebie oko przez kilka lat..-powiedziała blondi i podała mi kartkę. 
-Musi być poważnie bo użyli mojego drugiego imienia.-rzuciłam z uśmiechem. Wnioskowałam z niej, że posiadam następujące zdolności :"spowolnione starzenie, ulepszony system odpornościowy, predyspozycje szpiegowskie,ponadprzeciętna kondycja i zwinność, dobra koordynacja ruchowa" Z testu psychologicznego zauważone zostały następujące cechy: " bezpośrednia, niezależna, zbuntowana, wrażliwa, delikatna, stanowcza, uśmiechnięta (ponad 100 uśmiechów dziennie), szczera, wyrozumiała, ambitna , wierna, spokojna, serdeczna, altruistka, uwodzicielska." Zdziwiłam się.
-To na pewno o mnie ??-zapytałam z kpiną i zaśmiałam się.
-Zapomnieli napisać, że jesteś irytująca.-dodał arogancko Alex. Nie było to chamskie, ale zabawne.
-Irytacja na max'a.-zaczęłam się szczerzyć.
-A ty jakie masz zdolności? -zapytałam, ciekawiło mnie to.
-Nadludzka siła i odporność, ekspert w walce wręcz, taktyce i strzelaniu, szybka regeneracja..-mówił jak szlachta.
-To wyjaśnia szybkie zgojenie rany.-zauważyłam.
-Masz rację. -przyznał mi rację.
-Oprowadź ją po Instytucie. Mamy dużo roboty.-przerwała chwilę szczęścia Rosalie, która pracowała z Peterem nad jakimś planem. Alex głupio się do mnie uśmiechną i szarmacko otworzył mi drzwi z komediowym ruchem dłoni.Niby głupi gest, ale zrobiło mi się tak niesamowicie miło, że miałam na twarzy uśmiech przez kolejne pół godziny. Chwycił mnie za rękę i prowadził przez długie korytarze. Pokazywał mi różne sale, kilka pracowni chemicznych, gabinetów, archiwów, pracowni komputerowych z nowoczesną technologią.Stelli podobałyby się "kabelki" i te procesory.Byłam pod wielkim wrażeniem, ale naprawdę mogłabym się tutaj zgubić. 
-O czym myślisz ? -zapytał zaciekawiony głos Alex'a. Spuściłam głowę na dół i zakryłam twarz włosami.
-O tym transie. To był jakiś koszmar.Nie mogę sobie z tym poradzić.-westchnęłam. 
-Właśnie dlatego tutaj się znalazłaś. Jesteś troszkę inna niż inne osoby, które znasz.-oznajmił.
-To znaczy?-zaciekawiłam się.
-Bardziej przeżywasz emocje i uczucia. Podłączając cię do tej maszyny będziesz mogła walczyć z lękami.Spróbujesz zapanować nad nimi.-wyjaśniał. Chodziliśmy chyba w koło, ale najważniejsza w tej chwili była tylko nasza rozmowa.
-Będę bezuczuciowym robotem.-prychnęłam. Atmosfera stała się nerwowa.
-Staniesz się Charolttą! -poruszał brwiami. Zaśmiałam się.
-Tak jasne.-rzekłam uśmiechnięta.
-Nie nudzi ci się tutaj czasami?-przymrużyłam oczy, pocałował mnie.
-Ze mną ci się nudzi, ja ci pokażę!-krzyknął i niespodziewanie przerzucił mnie przez swoje ramię. Chciałam coś powiedzieć, ale nie mogłam przestać się śmiać ! Alex zaniósł mnie do pomieszczenia, w którym byliśmy na początku. Przynajmniej tak mi się zdawało, gdy wisiałam na jego ramieniu. Wszelki opór był bezcelowy.
-Alex znowu łapie "życie" za nogi!-buchnął śmiechem znany mi głos. Mój chłopak delikatnie mnie postawił. Zobaczyłam za sobą uśmiechniętego Harry'ego  w zielonym płaszczu
-Lubię bawić się "życiem"!-oznajmił Alex i mnie przytulił. Przywitałam się z Harry'm, nie byłam zdziwiona jego obecnością tutaj.
-Zobacz Caro niosłem cię tutaj przez 5 minut i miałem ciche nadzieje, że będziesz mieć loki podobne do Harry'ego.-zauważył. Chłopak tylko posłał pytające spojrzenie.
-Nie ma szans z tym jeżozwierzem na głowie, po prostu trzeba się urodzić.-zażartował Alex. Harry wybuchnął śmiechem, z resztą ja też. 
-Witamy Cię księżniczko w Camelocie.-powiedział czerwony Harry.
-Myślałam, że jestem w Disneyland'dzie.-zaśmiałam się.
-Bo ci loki opadną.-skomentował go Alex. Czy ja widziałam w oczach mojego chłopaka niepotrzebną zazdrość? Uśmiechnęłam się znacząco. Alex przewrócił oczami i zarzucił swoją rękę ponownie na moje ramię. Do "czytelni' weszła szefowa i wzięła mnie na bok.  
-Caroline mam jeszcze ostatnie pytanie. Jak się nazywa haker, który wczoraj zablokował Harry'ego?-rzekła twardo. Moja Stella zablokowała Harry'ego. Zawsze wierzyłam, że to geniusz. Ona ma zdolności.
-Ściśle tajne. Nie ma potrzeby wciągać w to tęczową.-broniłam szczęścia przyjaciółki.
-Ma talent. Potrzebujemy tutaj takich. Zapytaj ją.-zaproponowała wręczając mi wizytówkę. 
-Nie mam zamiaru niszczyć jej życia, wystarczy, że moje jest obrócone o 180 stopni.-rzekłam bezpośrednio.
-Weź choć wizytówkę..-namawiała uporczywie.
-Dobrze, ale to jej wybór.-wzięłam karteczkę dla świętego spokoju. Pożegnałam się ze wszystkimi i już mieliśmy wychodzić, gdy Rosalie obojętnie krzyknęła: 
-Caroline jutro wyjeżdżasz do Akademii w Shafiral! Spakuj się, pożegnaj z rodziną... Alex się wszystkim zajmie.-To była strzała do mojej duszy. Zamarłam.
-Jak to jutro ?! Nie !? To za szybko ! Nie!-buntowałam się. Nawet nie wiem kiedy mój ton głosu przybrał na sile.
-Przykro mi.-powiedziała nieugięta Rosalie i opuściła pokój.
-Proszę tylko nie jutro.-wybiegłam za nią.
-To nie ode mnie zależy.-rzekła dama w stalowej masce. Złapałam się z głowę. jak ja teraz wyjadę ? Z dnia na dzień mam zostawić całe moje dotychczasowe życie? Rodzinę, przyjaciół, Stellę??? Wszystko? Łatwo się mówi. Co ja jestem z tytanu ? Niezniszczalna ?Alex pojawił się za mną. 
-Potrzebuję się przytulić.-poprosiłam. Objął mnie mocno. Wszystko się sypie. Odwiózł mnie do domu, ale nie mógł ze mną zostać bo wezwano go do "pracy".Wpadłam do kuchni, gdzie siedziała mama.Wiedziała co się szykuje.
-Kiedy?-zapytała cicho.
-Jutro rano.-rzekłam smutno.
- Zawsze chciałaś pojechać na studia. To będzie przedsmak tego.-oznajmiła z lekkim, pocieszającym uśmiechem.
-Będzie dobrze.-rzuciłam.
-Jadę do Stell, muszę jej to jakoś wytłumaczyć... -westchnęłam ciężko. Z szafki wyciągnęłam moje kluczyki od motoru-tak dawno nie jeździłam. Już prawie zapomniałam jak to jest.
-Przyjedź przed zmrokiem. Dobrze ?-przytuliła mnie mama.Kiwnęłam głową i wyszłam z budynku. Po drodze jechałam bardzo szybko, nie mogłam tego wszystkiego pojąć. Głosy znanych mi osób dźwięczały mi w głowie, wszystkie ich kłamstwa i tajemnice. Pędziłam coraz szybciej, tak że zgubiłam moich ochroniarzy w czarnym samochodzie za mną.Dojechałam pod znany mi dom. Jak jej to powiedzieć? Energicznie weszłam do jej domu, Stell siedziała w salonie i jadła pop-corn oglądając jakiś film. Zobaczyła mnie.
-Coś ty taka blada? -wystraszyła się.
-Musimy pogadać...-rzekłam i usiadłam obok niej.
-A teraz mów.-rozkazała. Popatrzyłam w jeden puntna jej niebieskiej ścianie i zaczęłam bezpośrednio komunikować.
-Jutro wysyłają mnie do Akademii w Shafiral. Wyjeżdżam na długo.-Stell spojrzała na mnie po czym rzuciła szklaną miską z jedzeniem o podłogę, która się rozbiła. Wtedy poszła do kuchni. Przyjęła to z cisza na ustach. To był jej najgłośniejszy krzyk. Podeszłam do niej. Widziałam jej oznaki niezadowolenia i buntu, ale w tej sytuacji maiłyśmy zawiązane ręce.
-Więc to już koniec.-oznajmiła nerwowo przeczesując ręką włosy.
-Nie mów tak..-pokręciłam głową.
-Caroline, a jak mam mówić ? Co niby się okłamywać albo mieć pustą nadzieję, że los nas nie rozdzieli...Ja mam tylko ciebie. To nie fair.Dlaczego zawsze MY mamy cierpieć ?!-powiedziała powstrzymując płacz. Pierwszy raz widziałam ją smutną do tego stopnia, że płacze. Zaskoczyło mnie to i rzuciłam jej się na szyję, sama płacząc.
-Ja zawsze będę z Tobą..-zapewniłam.Przytuliłyśmy się mocno i już nigdy nie chciałyśmy puścić. 
-Razem przeciw światu?-rzuciłam mottem.
-Razem przeciw światu.-potwierdziła tęczowa i przybiła mi "żółwia". Otrząsnęła się i otarła łzy. Biedna była na skraju załamania. Zrobiłam nam po kakao i poszłyśmy usiąść na jej relaksujący balkon. Panowała złowieszcza cisza.
-Co to ?-zapytała w końcu Stell widząc małą karteczkę wychodzącą z mojej kurtki.
-Wizytówka. Nie będę Cię okłamywać. Dzisiaj moja szefowa zaproponowała ci wykłady na temat bycia informatykiem, albo hakerem. Powiedziała, że masz wielki talent i warto było by go rozwijać. Pamiętasz jak zablokowałaś tego programistę podczas mojego włamu do Instytutu ?-przypomniałam o mojej pierwszej wizycie w Instytucie.
-Tak, a co...?-zapytała smutno.
-To był Harry.-zaśmiałam się.
-Co to był on ?! Niemożliwe!!!-zaczęła się rzucać z dumą.Zaśmiałam się pod nosem i podałam wizytówkę tęczowej.
-To będzie twój wybór, ale wiedz, że to przewróci twoje życie do góry nogami.Nie życzę tobie takiego losu, ale to twoje życie...-rzekłam ze spuszczoną głową.
-Muszę się zastanowić.-odpowiedziała zawijając się w kulkę na siedzeniu.Za nic w świecie nie chcę być jeszcze dalej od niej. Później jeszcze sporo czasu przegadałyśmy, obiecałyśmy, że będziemy do siebie dzwonić codziennie.Wychodząc z domu Stell płakałam jak bóbr. Jakie to trudne zostawić całe swoje życie za sobą ! Nienawidzę tego, odwróciłam się za siebie, w oknie stała Stell. Najsmutniejszy widok na świecie.To tak jak oznajmić komuś, że jego przyjaciel zmarł bezpowrotnie.Ubrałam kask i odjechałam. Muszę jeszcze zahaczyć o klub 'Victoria", pożegnać się z szefem, z przyjaciółmi z klasy pożegnam się na Facebook'u, (przecież to pokolenie dzieci internetu), potem pojechać do domu pożegnać się ze wszystkimi i wytłumaczyć Kate, dlaczego jej siostra wyjeżdża oraz spakować się... Myślę, że się z tym uwinę do wieczora...

*** Oczami Stelli *** 

Caro pojechała. Nie wytrzymam sama! Nie zastanawiając się długo chwyciłam za telefon i wystukałam numer widniejący na karteczce.
-Halo ?!-zapytała kobieta.
-Dzień dobry! Dzwonię, ponieważ chcę dowiedzieć się szczegółów odnośnie pracy hakera w waszym Instytucie.-rzekłam neutralnym głosem.Jeśli to ma być cena za przyjaźń z Caro, jestem gotowa się poświęcić.
-Pani tęczowa. Zgadza się ?-upewniła się.
-Tak. Moje prawdziwe imię brzmi Stella Rowan.-rzuciłam donośnym głosem.
-Na ten czas odesłalibyśmy panią do Akademii w Shafiral,  gdzie jeżeli udałoby się pani zdać egzaminy końcowe po 3 klasie, przyjęłabym panią do pracy. Masz naprawdę wielki potencjał.-zaznaczyła.
-Ale ta szkoła to tortury..-ostrzegała. 
-Zgadzam się, ale mam mieć pokój z Caroline Angel.-podałam warunek. Zgodziła się... Udało się! Moja kochana siostra i ja znowu będziemy razem.Właśnie zniszczyłam sobie życie na własne życzenie. Ale chwila?! Ja od samego początku byłam w to wplatana. Caro musi mieć kogoś do ochrony. No przecież ktoś będzie ją musiał tam obronić. Ona jest za dobra, ludzie ją kiedyś zniszczą. Nic jej nie powiem... To będzie moja tajemnica.Idę się pakować.Spodziewam się, że na razie to tylko przedsmak kłopotów, które nas czekają...

***Oczami Caroline***

Plan wykonany.Wróciłam do domu, tak jak obiecałam przez zmierzchem, otarłam łzy.Wzrokiem szukałam samochodu Alexa, najwyraźniej jeszcze nie wrócił, zaczynam się martwić. W kuchni pożegnałam się z ciocią Maddy i Amandą. Charlotta świętowała. Dzisiaj pierwszy raz zobaczyłam ją uśmiechniętą. Miała skrócone włosy.Wyglądała dziwnie.
Smutna poszłam do pokoju zacząć przygotowania do przeprowadzki. Jutro z samego rana wyjeżdżam. Cholernie się tego boję...Zaczęłam bawić się telefonem, wybrałam numer do Liama. Nie wiem co mnie naszło, po prostu chciałam porozmawiać...Jednak po 1 sygnale rozłączyłam się... Nie będę ludzi zarażać swoimi problemami. W kartonowych pudełkach umieściłam większość swoim rzeczy, nawet zapakowałam swojego ulubionego, pluszowego misia, najlepsze zdjęcie mnie i Stelli, mojej rodziny i taty. Jak cholernie samotna i zagubiona się czuję. W głowie miałam obraz zapłakanej Stelli stojącej przy oknie. Masakra. Nawet nie mogłam poradzić sobie z pakowaniem rzeczy.Wtedy zjawiły się posiłki-mama i Kate. 
-Pomożecie mi ? Sama nie dam rady...-oznajmiłam wesoło. Kate podeszła do mnie i prosiła żeby wzięła ją na rączki jak małe dziecko.Myślałam, że będzie zadawać mnóstwo pytań, ale mama widocznie musiała jej to wszystko wytłumaczyć. Zrobiła coś czego najmniej się spodziewałam-zawiesiła mi na szyi piękny łańcuszek z wisiorkiem podobnym do kluczyka. Był naprawdę śliczny.
-A skąd ty masz takie cudo ?-zapytałam wytrzeszczając z zachwytu oczy.
-Znalazłam jak sprzątałam strych.-zaskoczyła mnie.Pewnie jakiegoś wampira na strychu. Ciekawe pożyczę sobie, może zje mnie w nocy?
-Dziękuję Ci bardzo. A teraz zobacz to jest moja bransoletka-pokazałam na srebrną bransoletkę, którą ściągnęłam z nadgarstka.
-Jak długo będziesz ją mieć, tak długo ja zawsze będę przy tobie i będę mieć pewność, że nic się Ci nie stanie.-zawiesiłam na jej małej rączce. 
-A teraz pakujemy Caro do Akademika.-zażartowałam. Zabrałyśmy się do roboty...

*** Oczami Alexa***
Wróciłem w nocy cały obolały, Hawakejn ze swą bandą Dragon's, znowu ciekł.Nie mogę pozwolić żeby zdarzyło się to ponownie. Jedyne co mi się chciało to spać. Caroline pewnie cały dzień się pakowała. Spojrzałem na telefon, nie dzwoniła. Wyświetliło mi się jej zdjęcie, gdy śpi. Dlaczego ona jest pierwszą myślą kiedy wracam? Co się ze mną dzieje ? Ja przy niej stałem się uczuciowy. Sam siebie zaskakuję.Hotel już spał gdy wchodziłem na piętro. Odwiedzę moją dziewczynę. Cicho otworzyłem uchyliłem drzwi jej pokoju. Spała z siostrą i Rubinem.Oczywiście. Uśmiechnąłem się. Dlaczego ja nie miałem żadnej rodziny ? Napisałem strażnikowi, że ma je mieć na oku. ja muszę w końcu odpocząć.
Zamknąłem szczelnie drzwi i poszedłem do mojego pokoju obok. Muszę przemyśleć jak to wszystko będzie. Teraz jestem odpowiedzialny nie tylko za moje życie, ale za jej również. Zrzuciłem z siebie ciuchy i wskoczyłem do wanny z pianą i rozmyślałem. Boże dziękuję ci, że ją zesłałeś, ale ten świat nas nie oszczędzi, prawda? Co zesłał los weźmie z powrotem ? Jak sobie poradzi w Akademii ? Jej sława ją zapewne wyprzedzi...A jeśli spotka tam jakiegoś lepszego chłopaka? Może Peter ma rację, jeśli ją zepsuję, zniszczę ? Tyle pytań na raz. Nie mogę teraz o tym myśleć. Boże ona mnie kocha. Zdobyłem ją... 


***Oczami Harry'ego***
Siedziałem jak zawsze w moim mieszkaniu. Trzeba było się jakoś usamodzielnić. Spojrzałem za okno-było ciemno a na niebie świeciło tysiące gwiazd.Nie ma nic piękniejszego na świecie. W dzień ludzie pracują,spieszą się próbując załatwić pełno spraw przez co cały dzień marnują nie ciesząc się jego pięknem. Noc jest inna.Otworzyłem sobie butelkę piwa i popijając zimny napój próbowałem rozgryźć z jakiego miejsca zablokował mnie ten haker. Nie było cienia szansy. Wtedy zadzwoniła szefowa. Niechętnie odebrałem połączenie.
-Anonimowy alkoholik, słucham ?-rzuciłem donośnym głosem.
-Znalazłam twojego hakera.-oznajmiła cicho. 
-Co ?! I kto to taki ?!-zbulwersowałem się. Od kiedy jej się coś udaje ?
-Dowiesz się jutro. dzwonię żeby przypomnieć ci, że jutro jedziesz do Akademii.-zaznaczyła twardo.
-To po co do mnie dzwonisz ?! Co ja kalendarza w domu nie mam ?-odburknąłem lekceważąco.
-Przydzielam ci nowicjusza. Uważaj rozmawiasz z szefową.-zastrzegła ostro. No dobra wygrała. I na dodatek będę miał jakieś chłystka na utrzymaniu.Super.
-Prywatnie.Miłej nocy SZEFOWO.-odrzekłem i się rozłączyłem. Ciekaw jestem kto to. Skoro jestem już na telefonie to...może zadzwonię do płonącej dziewczyny...
Nie! Co ja sobie wyobrażam? Ona pewnie jest zainteresowana kimś innym. Przecież to tylko kilka randek.Niemożliwe żeby by była sama... Pomyślałem wtedy o mojej byłej dziewczynie. Tęczowa pewnie jest taka sama. Ale coś mnie do niej przyciąga...Jest w niej coś niebezpiecznego. Najlepiej dam sobie spokój. Wyjdzie to na dobre mnie i jej. Z resztą jutro wracam do Akademii, nie mamy szans. Już jej nigdy nie zobaczę... Nigdy się nie spotkamy. Ale może... Tak. Pożegnam się. Wybrałem jej numer.I wtedy ją usłyszałem po raz ostatni.
-Halo?-zapytała zmachana jakimś wysiłkiem.
-Hej tu Harry.-przygryzłem wargę.
-Hej.-odszepnęła zaskoczona.
-Dzwonię żeby...-jąkałem się, a serce waliło jak szalone. Nie poznaję siebie. Moje opanowanie znikło w jednej minucie. 
-Żeby...?-odrzekła cicho.
-Żeby się pożegnać. Wyjeżdżam daleko i na bardzo długo. Nie będziemy mogli się już widywać.-oznajmiłem twardo.
-A więc tak się skończy "love story"?-rzuciła załamanym głosem.Usiadłem pod ścianą  i jak najęty zacząłem wyjaśniać. Coś we mnie pękło. Zacząłem płakać.
-Jest mi przykro, że nie mogę cię lepiej poznać. Jesteś naprawdę zjawiskowa. Bez trudu znajdziesz sobie innego. Zaufaj mi... Głupio wyszło z jednej strony wiedziałem, że wyjadę, ale gdy cię zobaczyłem...-zacząłem się głupio tłumaczyć. 
-Żegnaj Harry, nie utrudniajmy tego sobie.-odrzekła smutno. Wedy czułem się strasznie. Narobiłem jej nadziei, a potem po prostu znikłem. Jakim ja jestem debilem...
-Żegnaj Stello.-odpowiedziałem i się rozłączyłem. Z nerwów rzuciłem telefonem o ścianę, z taką siłą, że się roztrzaskał. Nienawidzę sam siebie. Biedna dziewczyna, ale ona jest silna, poradzi sobie nie mam co do tego wątpliwości...


***Oczami Stelli***
 Znowu narobiłam sobie nadziei i jak zawsze nic z  tego nie wyszło. Ale na co ja liczyłam? Na prawdziwą miłość jak Caro i Alex?On jest policjantem, przynajmniej tak mi powiedział...A ja ? On takie jak ja w więzieniu zamyka. Usiadłam na oknie i patrzyłam w niebo. Jutro wszystko się zmieni. Dla mnie to może być szansa na złapanie szczęścia. Mam jeszcze sporo czasu na znalezienie tego jedynego.Teraz najważniejsza jest Caro. Serce nadal biło mi jak szalone, a kostki na dźwięk jego głosu same się uginały. Nie dam się zwariować. Teraz to już koniec. Ja wyjeżdżam, on wyjeżdża. Kurwa ja płacze.. Nie znowu...Niech to przestanie tak cholernie boleć! Będziemy udawać, że nic nie zaiskrzyło, po prostu zapomnimy na zawsze...

***