czwartek, 14 lipca 2016

To już koniec :c

Zapraszam na stronkę  ----> pt. "Always and forever"
Nowy styl i świeże wątki miłosne <3
Bardzo Wam dziękuję za tyle motywujących komentarzy, które pozwoliły mi na skończenie bloga :3
                                                                                                                               <3 autorka

piątek, 1 lipca 2016

Rozdział "The end."

***Oczami Caro***
Hawakejn przyszedł we wcześniej ustalone miejsce. Zastał twarz zdziwionej kobiety.
-Rosalie Moore...-powiedział, gdy łza zakręciła mu się u oku.
-Kopę lat.... Prawda?-rzekła smutno kobieta,
-Widzę, że gołąbeczki się znają.- rzuciłam z wielkim uśmiechem.
-A więc to prawda. Miałeś syna z Rosalie ?-syknęła Stella. Moja przyjaciółka odgadła tajemnicę. W formie uznania skinęłam głową, jednak Stella udawała dalej twardziela, co wychodziło jej świetnie.
-To nie tak ...- westchnęła kobieta.
-Słucham.-powtórzyła Stella.
-Gdy zaczęłam swoja przygodę ze szpiegostwem przydzielono mnie do Jamesa'a i Hawakejna. Tworzyliśmy zgrany zespół, ale coś się zepsuło. Hawakejn odszedł do konkurencji... -kobieta spojrzała na niego.-A ja zostałam sama. Z dzieckiem.-ciągnęła smutno. W tej chwili było mi jej żal.-Twoim dzieckiem.-powtórzyła do Hawakejna.
Serce zatrzymało mi się na chwilę...
-James dowiedział się, że spiskuję przeciw naszej organizacji .. I byłam pewna, że mnie wyda. Dlatego przecięłam sznur, na którym zawisł na klifie... Gdy wróciłam do agencji po swoje rzeczy.. Kazdy zachowywał się normalnie. James nikomu nie powiedział.. Przez wzgląd na naszą przyjaźń i dlatego, że i Helen była w ciąży .. Nikomu nie powiedział. Zostawił to mnie.... A ja go zabiłam. Dlatego większych wyrzutów sumienia nie mogę mieć....-skończyła i wyciągnęła broń. Byłam zalana łzami. Trzymałam za rękę Stellę. To był dla mnie największy cios...
-Już.! -krzyknęła Tęczowa i obok nas stanęła zasłona dymna. W szybkim tempie zaczęła się strzelanina. Uciekłam przez tylne drzwi prosto do objęć Alexa. Chłopak nic nie mówił, tylko czule głaskał mnie po głowie. Nasz gang przejął akcję. Nie byłam w stanie trzeźwo myśleć.
Musiało to być dość spektakularne, gdyż w potyczce zginęła Rosalie, a Hawakejn został zatrzymany.
-Coś tu nie gra... -zdzwiwił się Alex.
-Co się stało?- otrząsnęłam się.
-Czyżby naprawdę przyszli sami ? - zapytał sam siebie.
Wtedy zza pleców wyłonił sie młody mężczyzna.
-To za moją matkę!- krzyknął i wyciągnął broń.Bez zwątpienia był to syn Rosalie. Wszystko działo się tak szybko... Alex mocno mnie szarpnął za ramię i zasłonił swoimi plecami.... Z jego rany zaczęła wypływać krew.
-Kocham Cię -wyszeptał spękanymi wargami, po czym osunął się na zimny asfalt.
-Alex! Alex! Spójrz na mnie... Błagam ! Alex! Niech mi ktoś pomoże!!Wezwijcie pomoc! - krzyczałam próbująć zatamować krew. Myślałam, że w tym momencie umrę. Moja miłość poświęciła się dla mnie, aby mnie ratować. Potem nic do mnie nie docierało. Krzyki, wystrzały, znajome twarze... wszystko wydawało się nie ważne i rozmazane. Podobno Stella obezwładniła dzieciaka, który wystrzelił z broni, ale nawet on mnie nie obchodził. Siedziałam w samochodzie z Tęczową, która coś ciągle mówiła... Ale jedyne o czym myślałam to był mój chłopak.
Cała we krwi wbiegłam na poczekalnię do szpitala.
-Co się stało z nim ? Gdzie on jest ?- wytrzeszczałam oczy na pielęgniarkę.
-Właśnie trwa operacja. Nie może pani tam wejść,-powtórzyła zimno.
Usiadłam pod drzwiami i czekałam...Serce bolało straszliwie.




*** Oczami Stelii***
Ubrałam się na czarno.... W sumie mój styl, ale dzisiaj ten kolor znaczył dla mnie smutną wiadomość.
-Kupiłem czerwone róże.-oznajmił Harry ubrany w czarny garnitur, w którym wyglądał świetnie. Chętnie bym go czymś zdenerwowała, ale nie dzisiaj. Dzisiejszy dzień był smutny dla nas w każdym calu. Pojechaliśmy na cmentarz na umówioną godzinę. Tuż przy grobie z daleka widziałam spuchniętą twarz Caroline. Zebraliśmy się tu wszyscy. Byli chłopcy z gangu, Harry, ja, Helen, Katie, ledwo żyjąca Caroline i jacyś nieznajomi. Chłopcy oddali honory zmarłemu. Był to naprawdę piękny gest. Caroline powinna być dumna. Po skończonej ceremonii przy grobie zostaliśmy tylko ja i Caro, która ciągle szlochała,
-Nie płacz już tyle.-pokrzepiłam ją.
-Już nie będę.-smutno się uśmiechnęła.
-Wszystko się wyjaśniło... Myślisz, że to już koniec ?-zapytałam Caro. Ona stuknęła szpilką o asfalt.
-Coś starego musi się skończyć, żeby coś nowego mogło powstać. Nic nie jest wieczne.Nawet nasza historia sie kiedyś skończy.-chwyciła moją rękę.
-Always and forever?-zapytałam.
-Always and forever.-rzekła jak stara dobra Caro. Podeszłam do grobu i położyłam przy tabliczce z imieniem "James Angel" bukiet czerwonych róż.
-Zabieram ją do domu...- rzekł męski głos za nami. Alex w pełni okazałości pocałował w czoło Caroline.Dzięki Bogu, że tydzień temu wyszedl ze szpitala.
Uśmiechnęłam się. Jedno po tej całej przygodzie wiem na 100%. Miłość i przyjaźń jest wieczna. Niezależnie od czasów. A Caro i Alex są tego najszczerszym dowodem..... O przez to wszystko się rozczuliłam.Dość tych uprzejmości...
-Gdzie jest mój Harry ?!-krzyknęłam a mój głos poniósł wiatr. 



Koniec.