wtorek, 1 września 2015

"Życie na krawędzi..." Rozdział 15 " Dom "

*** Oczami Stelli ***
Nienawidzę siebie za to, że pozwoliłam sobie na uczucia, ale Harry to on jest moją największą słabością...Przez miłość stajemy się słabsi...Jeśli chodzi o mój najmniej ulubiony temat-szkoła. W starej szkole nie wychodziło mi ani nauka ani zachowanie. Widocznie byłam stworzona do czegoś innego.Cieszę się, że przeskoczyłyśmy ten rok. To znaczy, że trzeba wydorośleć.... Dziwie się... Hawakejn tak łatwo nie odpuści. Musimy znaleźć tą szkatułkę, o której mówiła Caro, trzeba ją zdobyć i znaleźć ten projekt. Przynajmniej to musi się udać.
-Caro, jesteśmy już w domu.-obwieściłam, gdy Alex wjechał do miasta. Wysiadłam obok mojego domu, pożegnałam się z przyjaciółką i jej chłopakiem..W sumie wiedziałam, że tak będzie... Za bardzo ich do siebie ciągnęło...
-Może pomóc ?-zaskoczył mnie znany głos.Odwróciłam się i spostrzegłam dobrze znanego mi mężczyznę ubranego w elegancki smoking.
-Tata ?-zdziwiłam się i wytrzeszczyłam oczy.
-Stella. Pokaż zaniosę tę walizki.-rzekł i wszedł do ogromnego domu. Zdałam sobie sprawę jaki kawał czasu nie widziałam mojego pokoju. Kiwnęłam, żeby samochód odjechał.
-Co ty tutaj robisz ?-zapytałam. Nie wierzę w jego naglą zmianę.Po wypadku może mu się coś rozjaśniło pod tą czaszką, ale dalej jestem nieufna.
-Mieszkam.-odrzekł wykładając zakupy do lodówki. O mój Boże! On umie otwierać lodówkę w swoim domu! Cóż za szok ! 
-Nagle dobry tatuś po wielu latach powrócił.-zaśmiałam się ironicznie.
-Możesz nie wierzyć, ale po wypadku zrozumiałem co jest dla mnie ważne, a co może zaczekać tą godzinę czy nawet dwie.-rzucił, po czym odstawił jeden kubek jogurtu i jednym ruchem otworzył go.  
-Masz rację tato. Nie uwierzę.-rzekłam i poszłam do pokoju. Mam go gdzieś...
-Druga szuflada po lewej są łyżeczki ciemnoto!-krzyknęłam słysząc jak ojciec dalej grzebie w półce. Zdenerwowana jak burza piorunowałam do pokoju i zobaczyłam rozłożonego na moim fotelu Hawakejna.
-Jesteś chorym pojebem stary.-rzekłam spokojnie zamykając drzwi na klucz. Nie chcę żeby tata paradował tutaj i oberwał kulką. To nie przejaw dobrej intencji, tylko co ja bym zrobiła później z jego zwłokami ?
-Widzę, że skończyłaś szkołę złotko.-zaczął ze swoim brytyjskim akcentem.
-A ja widzę, że rurą już dostałeś po mordzie to może przypierdolić ci teraz patelnią ?-odburknęłam swobodnie siadając na łóżku.
-Hah.. Mam dla ciebie układ. Dobrze wiem, że Angel ci ufa. Myślę, że zaczniecie szukać tych danych. Caroline jest łatwowierna, zabierzesz od niej projekt A.I.R i oddasz go mnie.-rzekł zrywając się z swego "tronu dla ubogich".
-Co będę z tego mieć ?-zapytałam krzyżując ręce na klatce piersiowej.W takich sytuacjach muszę trzeźwo myśleć.
-Kasę.Władzę. Ochronisz rodzinę, Caroline, ojca. Ty tego nie wykorzystasz, a ja uczynię Cię królową tego świata.- nakłaniał.
-Weź wyjdź, bo do pokoju mi muchy nalecą.-rzuciłam w pierwszej chwili, chociaż jakby się tak zastanowić....
-Nie...-warknął.
-Już ! Wynoś się !-krzyknęłam i rzuciłam w niego nożem. Niestety milimetrami umknął obok jego głowy.
-Zastanów się.-proponował i wyszedł przez balkon. Chory psychol.Bez obrazy dla psycholów. Wypędziłam do mojego volvo i pojechałam od razu do mojej przyjaciółki.Jak powiedziałam tak zrobiłam. Po 10 minutach byłam już w hotelu Caro.
-Wszystko ok ?-zapytała przyjaciółka, gdy nareszcie znalazłam się w jej pokoju. Nie wnikam czemu Alexa nie było obok.Pewnie gdzieś myszy straszy.
-Hawakejn znalazł i mnie...-rzekłam chowając noże Caro w swoim pasku.Przezorny zawsze ubezpieczony. 
-O nie!-rzekła Caro i zerwała się do drzwi.
-No dobra zostawię ci jeden nóż.-rzuciłam widząc nadchodzącą Małą Czarną. 
-Nie chodzi mi o noże.-zmarszczyła czoło.
-Czas to zakończyć !-rzuciła na odchodne. Ruszyłam za nią. Znalazłyśmy się na strychu. 
Pełno pająków, pajęczyn i innych tego rodzaju paskudztw. Pierwszy poszedł Alex.
-Alfa idzie.-rzekł twardo i przebił się do starych mebli.
-Meble babci.-zauważyła Caro dziecięcym wzrokiem.
-Twoja mama mówiła, że mamy szukać srebrnej szkatuły.-zwrócił się do mojej przyjaciółki.Czyli był na rozmowie o rękę... znaczy skarbu Caro. Szukaliśmy dobrą godzinę, ale niczego nie znaleźliśmy. To znaczy oni szukali a ja im dyrygowałam, póki nie przepadłam przez... no właśnie tam niczego nie było.
-Tam był kamień !-rzuciłam zakłopotana. Alex próbował się nie roześmiać. 
-Musieliśmy coś przeoczyć.-rozmyślała nieugięta Caro.
-Zawołaj Kate.-rzekła nerwowo. Jej szare komórki nabrały cukru.
-Kate ! -wydarłam się na cały hotel. Po chwili przyszła siostra Caro.Śliczna blondynka o łagodnych rysach twarzy.
-Mała nie wiesz czy gdzieś tutaj są jakieś tajne przejścia, albo skrytki ?-zapytała z nadzieją w oczach.Śmieszne Mała Czarna mówi do siostry "mała". Zaśmiałam się w duchu.
-Nie..Choć czekaj.Za tym obrazem jest dziura.-rzekła Kate wskazując palcem.
-Dziękuję.-szepnęła moja przyjaciółka i podeszła we wskazane miejsce.Rzeczywiście było tam coś w rodzaju usypanego tynku w ścianie.
-Czekaj.-rzekł Alex i zaczął stukać w ścianę.
-Ona jest pusta. Tam jest przejście. Odsuńcie się.-zarządził i biorąc duży młot, który całkiem przypadkiem stał obok jego ręki. Jednym ruchem rozwalił re-gips. Znaleźliśmy się w długim ciemnym tunelu, który prowadził aż do samej bodajże piwnicy. Drogę oświetlała nam latarka. Zeszliśmy po krętych chodach i natrafiliśmy się na dużą skrzynię na samym jej końcu.
-Dużo jeszcze nie wiesz o swoim domu.-powiedział Alex.
-Bardzo dużo.-zaznaczyła zdziwiona Caro.Na jej twarzy malowały się mieszane uczucia: nadzieja , złość, desperacja i Bóg wie co jeszcze gdy wzrokiem wilczycy patrzyła na Alexa. 
-Coś mam.-powiedziałam grzebiąc w szkatule.Wyciągnęłam list zaadresowany do Caro.Grzecznie jej go podałam.
-Droga Caroline. Moja księżniczko... Skoro znalazłaś ten list, to pewnie znaczy, że nie żyję.-zaczęła głośno czytać. -Ten projekt nie ma prawa wyjść na światło dzienne.W przeciwnym razie zakończy się to zagładą ludzkości w masowych ilościach.-Caro spojrzała na Alexa.- Nie można również go zniszczyć, ponieważ to dzieło mojego życia. W tych danych jest unikalny kod nowego pierwiastka.Może on uratować ludzi, ale i ich zniszczyć.Nowa generacja, nowy świat, nowe oblicze ziemi.Musisz strzec rodziny.Uważaj na mojego największego wroga-Hawakejna. W skrajnym gniewie potrafił zabić swojego syna...-skończyła zamykając list. Alex zanurkował w szkatule..
-Na samym dnie są listy miłosne do twojej mamy i trochę gotówki.-rzekł uradowany.
-Przyjdziesz z mamą tutaj później.-zarządziła Caro.
-Ale to najpewniej jest dla ciebie.-zapowiedział Alex podając jej  malutką skrzynkę na klucz.
-Zamknięta.-rzekła Caro usilnie próbując ją otworzyć.. Nagle coś sobie przypomniała i ściągnęła łańcuszek.
-Dostałam go od Kate.-zaśmiała się i przekręciła kluczyk. Ze środka wyciągnęła dokumenty i podała je Alex'owi.
-To są wzory na nowy pierwiastek chemiczny-nieszkodliwe.-podał je mi. - A to broń atomowa. Jeszcze nigdy nie widziałem takiego zasięgu.-zauważył.
-Trzeba tą część ukryć.-zauważyła Caro.Alex głośno westchnął i posłusznie oddał dokumenty Caroline.
-Jak nazwiemy nowy pierwiastek ?-zapytałam obojętnie.
-"Caro"-rzekł twardo Alex. Tak słodkie, że aż brr... Będę rzygać. Spojrzałam na uśmiechniętą przyjaciółkę.
-Jestem za.Łobuz kocha najbardziej.... Możemy wyjść ?-rzekłam idąc przodem z tej komnaty.
- Idąc korytarzem.Spotkałam poczciwą Helen.
-Siema ciocia.-kiwnęłam.
-I jak tam Stell ? Co u taty ? Mam dla niego parę słoików z marmoladą ...Znaleźliście to..?-zapytała smutno.
-Tak. Alex musi Ci coś jeszcze pokazać.-rzekłam pokazując na schody na strych.
-Dobrze. Zejdź na dół i w lodówce są lody. Jak masz ochotę..-rzekła ciocia i weszła na strych. Lody i rozmyślanie o Harry'm. Bezcenne. No to sumując wychodzi na to, że jesteśmy z Harry'm parą. Muszę nabrać do niego zaufania, ale... To jest prawdziwa miłość. Czuję to.Tylko on przemienił moje serce...W kuchni spotkałam Charlottę. Anoreksja. Jak nic. Ciekawe kto ją tak zakompleksił.Ona sama. Nie miała nad kim się pastwić to wariatka zaczęła autodestrukcję.
-Weź wyjdź...-warknęła do mnie. Mimo, że jest starsza to nie mam do niej za grosz szacunku.
-Z twoim ryjem nie pokazywałabym się na ulicy.Zmarszczki na szyi cie przerastają...
-Ogień we krwi!-krzyknęła i wróciła do siebie. Oficjalnie nie rozumiem świata :D 

*** Oczami Caro ***

Wszystko zaczynało się jakoś układać. Boję się, że on zabije moją rodzinę jak swojego syna.  Tylko co z Hawakejnem ? Zostawiłam mamę samą z Alex'em i wyszłam poszukać Stelli.Usłyszałam psik opon...I nerwowo spojrzałam zza okno w szafirowym korytarzu. Zobaczyłam w nim Harry'ego. Będzie się działo.... Idę zrobić pop-corn...Musimy zaplanować pułapkę, żeby Hawakejn w nią wpadł.Pewnie już coś kręci. Weszłam do kuchni i zobaczyłam jak Stell i Jace się śmieją. 
-Jadę do Instytutu. Muszę wyjaśnić kilka spraw.-rzuciłam obojętnym tonem.
-Spoko.-rzekła Stella odrywając się od Harry'ego.
-Powiedz Alex'sie, że spotkamy się za godzinę w parku. Jakoś go znajdę. Dobrze ?- pośpiesznie pakowałam akta broni do mojej torby. Patrzeli na mnie dziwnie. 
-Coś nie tak ? Mała gdzie się tak śpieszysz?-zapytał Harry.
-Sorry Don Pedro, ale chcę coś sprawdzić. Nie schrzań tego...-zagroziłam wskazując palcami na Stell. Wybuchnęli śmiechem. A ja chwyciłam kluczyki od motocyklu i wyszłam przed dom... Pod moimi nogami znalazłam duże, różowe pudełko...Kucnęłam i delikatnie uchyliłam wieczko...   Zalana łzami z zaciśniętymi zębami weszłam jak burza do instytutu.
-Caroline ?-zdziwiła się moja przełożona Rosalie. Jej blond czupryna z trudem za mną nadążała, gdy szłam do archiwum.
-Co ty wyprawiasz ?! -krzyknęła w końcu wyraźnie zdenerwowana. Zdziwiłam się jej postawą. 
-Jako pracownik mam prawo wejść do archiwum, prawda?-syknęłam.
-Nie jeśli cię zwolnię.-burknęła wściekła jak osa.
-Założę się, że nie pani o tym decyduje, a ministerstwo obrony narodowej. Kogoś z podobnymi kompetencjami trudno będzie znaleźć.-argumentowałam.
-Nie wolno ci tam wejść! -panikowała. Czy ona coś przede mną ukrywa ?
-Masz jakiś problem ?-rzuciłam i kopniakiem otworzyłam drzwi archiwum.Zrezygnowana Rosalie wyszła z pokoju. Szukałam coś w pudle z morderstwami Hawakejna. Miał niezłą kartotekę. Az po dłuższym czasie znalazłam:
-Marcus Poudle. Uczęszczał do szkoły w Szafiral. Zamordowany przez Hawakejna Poulde w roku 1998. Miał 16 lat. Liczne ślady uduszenia na ciele. Podpis: Rosalie Moore.-zauważyłam coś niepokojącego. Szefowa nigdy nie podpisywała aktów zabójstw, ale to nieważne. Rzuciłam akta do szuflady i wyszłam z Instytutu. Nie ma sensu dłużej patrzyć na to badziewie. Jakim Hawakejn musi być ojcem? I ciekawe dlaczego to zrobił.... 

****Oczami Alexa*** 
Coś się pewnie stało. Caro wypadła jak burza z domu. Nie połapałem się nawet kiedy wzięła motocykl. Jest totalnie nieprzewidywalna.Czasami mam ochotę trzymać ją w ramionach aż uśmiech na stałe zagości na jej ustach. Jej spojrzenie elektryzuje a zapach jej ciała dosłownie przybliża łąkę pełną kwiatów i ziół. Wracając do zapewnień bezpieczeństwa...Nie pozwolę sobie na to, żeby Hawakejn ( psychopata z magicznym łukiem w jednorożce ) terroryzował rodzinę przyszłej żony... O nie ! Moja duma przez niego ucierpiała....Teraz ja będę grał tutaj główną rolę... Rozanielonych Harry'ego i Stell zostawiłem w salonie i wyszedłem przed budynek. Uderzył we mnie odór.Straszliwy odór. Idąc do źródła zapachu spostrzegłem otworzone różowe pudełko.Leżał w nim pies Caro z poderżniętym gardłem, zalany krwią. O mój Boże... Jeśli Caro to widziała to jestem pewien, że rozpierdoli system. Wskoczyłem do samochodu.
Zaparkowałem przy wejściu do lasu, gdzie Caro już na mnie czekała. Zobaczywszy mnie śmignęła na siedzenie obok. 
-Heej, kochanie... -pocałowała mnie.
-Długo czekasz ? - zapytałem łapiąc jej zimną dłoń. 
-Musiałam się przebiec...-oznajmiła z grobową miną.
-Jechałaś motocyklem ?-zapytałem ponownie.
-Byłam... Ale w drodze powrotnej kilku kolesi mnie śledziło.-urwała niepocieszona.
-Coo?!-zachłysnąłem się powietrzem.
-Spokojnie.Tylko motocykl wybuchł podczas zderzenia się z jednej ze ścian w Londynie.Także teoretycznie nie żyję. To wspaniałe uczucie myśląc, że możesz sfingować swoją śmierć...  A z miasta wróciłam sprintem.-wzruszyła ramionami.
-Śledzili cię i nawet mogli zabić...-zacząłem zły. Co ona sobie myśli? Że może bezprawnie zadawać się z przestępcami?!
-Już się przyzwyczaiłam, że ktoś próbuje mnie zabić i mojego psa...Nawet twoja szefowa... Poza tym nie jestem małym dzieckiem. -przewróciła oczami. Ciągle myślę, że to niewinna wątła Caro, która tak usilnie próbowała 
-Rosalie Morre? A co ona ma z tym wspólnego ?-zdziwiłem się. 
-Więcej niż myślisz. A jak sądzisz, skąd Hawakejn wiedział kiedy i gdzie się znajduję, kto pomógł mu wyrobić klucz magnetyczny do drzwi w akademii? Jedź do starej fabryki.-zarządziła.Zmarszczyłem czoło a ona odpowiedziała uśmiechem.
-Chyba rozwiązałam zagadkę o imieniu Hawakejn.....-rzuciła smutno.
-Tego nie da się rozwiązać.-zaśmiałem się. 
-Nic nie jest nie możliwe. I nikt nie jest tak skomplikowany jak ja....-zakończyła. 
 -Co robimy ?-zapytałem zbity z tropu.
-Zbieraj nasz gang. Sami nie damy rady.... Mam plan...Musisz mi zaufać.-splotła moje palce ze swoimi

***Oczami Stelli ***

Chwyciłam ponownie za telefon i połączyłam się z numerem należącym do Hawakejna. Oczywiście pewnym głosem zaczęłam z nim rozmowę.
-Wchodzę w nasz układ. Chcę być panią tego świata. Ukradnę Caro te dokumenty. I spotkamy się w wyznaczonym miejscu.Jasne ?
-O Stella! W końcu się zdecydowałaś! Ale wiesz... Coś mi tutaj cuchnie. Dlaczego akurat teraz zdecydowałaś się  wejść ze mną w spółkę?-zastanowił się.
-Umyj nogi brudasie. Caro to słaba oferma, która na każdym kroku mnie poniża. I nie wchodzę w tą spółkę ze względu na ciebie, ale na moją sławę i hajs. W końcu to ja będę tutaj nie księżniczką a królową...Po akcji zapadnę się pod ziemię.I przedłużę sobie wakacje... -wyjaśniałam zimno. Po chwili oczekiwania Hawakjen wyraźnie się wahał, ale jednak się zgodził.
-Powiedzmy że mnie przekonałaś. Gdzie i kiedy ?-zapytał potulnie jak baranek. Głupi baranek.  -Czekaj na telefon. Muszę udawać, że dalej jestem jej najbliższą osobą i może mi ufać, wtedy wbiję jej nóż w plecy.-wyłączyłam telefon. 
-Pięknie kłamiesz.-pochwalił Harry opierając się jedną rękę na stole. Jego włosy rozchodziły się w różnorakie strony.... Mmm... 
-Nabrał się. Plan Caro musi się udać. I może w końcu dowiem się o co tutaj chodzi.-zaśmiałam się. 
-Moja zdolna-próbował mnie pocieszyć. Jedno wiem na pewno. Po tej akcji nic już nigdy nie będzie normalne.