niedziela, 5 kwietnia 2015

"Życie na krawędzi..."Rozdział 9 " Niebiański gen"


***Oczami Caro***

  Całą noc nie spałam, mimo iż Alex spał przytulony do mnie. Chronił mnie całym sobą. Wpatrywałam się w zegar, czas zdawałoby się, że tak szybko biegnie a dla mnie dłużył się tysiącleciami. Mego przeznaczenia i tak nie zmienię, ale nie pozwolę żeby koś pisał moją historię za mnie. Tęsknie za Liam'em, gdyby on tutaj był...Zaczęłam bawić się ciemnymi, lśniącymi włosami Alexa. O punkt 6:30 mój chłopak się obudził. Zamknęłam oczy i po woli otworzyłam jedno z nich. Zaśmiał się i pogładził palcem po mojej twarzy.
-Nic się nie przespałaś?-zapytał, a właściwie wywnioskował.
-Ktoś musi cię pilnować.-zażartowałam.
-Gotowa na kolejny pokręcony dzień z chłopakiem, który przynosi kłopoty ?-zapytał.
-Hmm, chyba będę musiała się porządnie zastanowić.-szepnęłam. Pocałował mnie w policzek.
-Jestem od dziś na ciebie skazany.-rzekł z aroganckim uśmieszkiem. Wstał i się porozciągał. Poszłam w jego ślady, ale zamiast się porozciągać wolałam się przytulić do niego, a właściwie on do mnie.
-Cały czas będę dzisiaj z tobą. Nic się nie martw, najwyżej pobiję Petera dla zabawy, gdy będzie nudno.-rzekł władczo.
-Poradzę sobie sama.-droczyłam się. Po chwili Alex kiwnął mi, że wychodzi do swojego pokoju, zapewne żeby się przygotować do pracy. Podeszłam do mojej białej szafy i się zastanawiałam...Ubrać się jak do rozmowy o pracę czy bardziej jak na służbę wojskową? Nie mam ochoty gustować dziś w moich ubraniach. Wyciągnęłam rurki, mój ulubiony różowy T-shirt i skórzaną kurtkę z ćwiekami.
Włosy spięłam w dobieranego warkocza na bok, nieźle się przy nim wygimnastykowałam, ponieważ na moją długość włosów jest naprawdę trudno cokolwiek zapleść. Nałożyłam wyrazisty makijaż i postanowiłam udać się do pokoju mojego chłopaka. Zapukałam, a głos ze środka pokoju krzyknął:
-Proszę...
Otworzyłam drzwi i zobaczyłam go bez koszuli.
Całkiem miły widok. Musiałam wyglądać na zażenowaną bo rumieniec pojawił mi się na twarzy, a Alex dziwnie się śmiał.
-Mmm znaczy....-jąkałam się. Alex zarzucił na siebie białą koszulę i czarną, skórzaną kurtkę pasującą do jego spodni. Wyglądał bardzo tajemniczo i pociągająco.
-Możemy iść.-rzekł i pociągnął mnie na parter.
-Nie jestem głodna...-oznajmiłam, gdy dążyliśmy do kuchni. Nie mam ochoty dziś z nikim rozmawiać.
-Przywitaj się, bo ty jesteś tą kulturalną i grzeczną dziewczyną w tym domu, a ja tym draniem, który bezczelnie czeka w samochodzie.-obwieścił, pocałował w policzek i wyszedł drzwiami wyjściowymi. Mogę przysiąc, że zrobił to specjalnie. Widać, że mnie gryzie od środka, gdy jestem z kimś pokłócona. W kuchni siedziała mama. Cioci Maddy, Amandy i Charlotty na szczęście jeszcze nie było. Mamę też to gryzło.
-Jadę z Alex 'em odkrywać magiczny kraj Disneyland. Wrócę jak odwiedzę myszkę Mikki- oznajmiłam. Uśmiechnęła się.
-To dasz radę jakoś to wytrzymać?-zapytała bezpośrednio. Lubię jak jest konkretna.
-Ja sobie zawsze dam radę.Z resztą to Disneyland-marzenie każdego dzieciaka.-powiedziałam i komediowo otrząsnęłam grzywkę z czoła.
-Mam na ciebie czekać ?-jej matczyny instynkt się odezwał.
-Mamo jestem już dorosła. Dam sobie radę. Naprawdę. Pa.-rzekłam szczerze.
-To z Bogiem, pa.-rzuciła mi na do widzenia. Wybiegłam przed budynek, gdzie czekał na mnie Alex. To miło, że chciał żebym miała dobry kontakt z rodziną.
-To bierzemy się do roboty.-westchnął głęboko i widząc, że zapinam pasy , wcisnął pedał gazu. Minęliśmy las, rzekę i podążaliśmy dobrze znaną mi drogą.
-Jak to się stało, że trafiłeś pod opiekę Instytutu?-zapytałam nerwowo ściskając w ręku kamień, który znalazłam w kurtce. Nie mam pojęcia jak się tam znalazł. Reakcja Alexa była niejedno znaczna.
-Jak wiesz byłem już jako młody człowiek sam na świecie, musiałem się jakoś utrzymać. Moje grzeszki były liczne: kradłem, miałem problemy z prawem, ale pewnego dnia przegiąłem...
Trenowałem boks i biłem się w walkach ulicznych. Skopałem dupę dilerowi narkotykowemu, był liderem gangu, z resztą największego w mieście. Założyłem się z nim, że ukradnę z domu burmistrza jakąś cenną rzecz na sprzedaż. Nie wiedziałem, że gość ma ochronę. Złapali mnie, ale James mi pomógł. Mówił, że kogoś mu przypominam. Wkręcił mnie do Akademii, gdzie byłem jego wychowankiem. Udowodnił mi, że jeśli chcę mogę wszystko. Następnie Instytut się mną za interesował, a kiedy okazało się, że moim ojcem był toksyczny Joe Black, a ja odziedziczyłem gen, wszystko się zmieniło...Z resztą i tak nic nie wiem o moim ojcu. I nie chcę go znać. - wyraźnie było widać, że nie ma najmniejszej chęci opowiadać o swoim trudnym życiu. Wgapiałam się w niego jak w obrazek.
-Rzeczywiście jest coś w tobie niezwykłego.-zauważyłam. Spojrzał na mnie.
-Nie sądzę. Może czarne serce.-oznajmił.Dojechaliśmy przed stalową bramę.
-Możesz wjechać Alex. Ktoś przyjechał jeszcze z tobą ?-zapytała dosłownie zamrażając mnie wzrokiem.
-Tak. Kogoś bardzo ważny.Mogę jechać ?!-chamsko zapytał, widząc całą sytuację.
-Tak..-rzuciła zła. I co o tym mam myśleć ? Alex ruszył samochodem pod sam Instytut.
-W mroku nie wyglądał tak potężnie..-przełknęłam ciężko ślinę widząc Instytut w pełnym słońcu . Był to ogromny budynek z tysiącem okien,sal i pokoi...Wszystko budowane zgodnie ze stylem neogotyku. Sam widok zapierał wdech w piersiach. Potężne gargulce strzegły najwyższych okien. Wokół kamery w każdym możliwym miejscu. Alex widząc moje zdziwienie otworzył mi drzwi i za rękę wyciągnął z auta. Poszliśmy do głównego wejścia. Tam przyłożył do czytnika swoje oko. Laser przeskanował źrenicę i wydał zgodę na wejście. Chodziliśmy długimi korytarzami, między zamkniętymi salami, aż Alex zatrzymał się przed jednym z nich. Alex kiwnął mi żebym weszła. Nie zwlekając dłużej odważnie wkroczyłam do sali, z której wczoraj ukradłam dokumenty.Czerwone ściany, czarna sofa, biurko i białe szafy na teczki. Tak jak to pamiętałam...Na środku sali stała w "żelaznej masce" blondynka,ubrana w czarny, nowoczesny mundur, a obok niej stał zdziwiony chłopak, któremu złamałam nos.
-Witam cię ponownie Caroline Angel. Masz talent do szpiegostwa, sądząc po zimnej krwi i wspaniałym genie.-przywitała mnie. Polubiłam ją.
-Mnie również jest miło pani....?-odrzekłam.
-Rosalie, szefowa-uwyraźniła- A to jest Peter.-wskazała na dziwnie ubranego, kędzierzawego blondyna z jasnymi włosami. Stal jak kołek na środku pokoju i nie mógł nabrać odwagi, żeby do mnie podejść. Widząc to Alex wybuchnął śmiechem.
-Pewnie Peter.  A teraz opowiedz nam jak to dzielnie broniłeś Instytutu przed grupą zamaskowanych ninja?-sarkastycznie zwrócił się do Peter'a.
Widocznie Peter nie przyznał się, że dziewczyna go pobiła.Było mi naprawdę głupio.
-Ty mu patelnią przypierdoliłaś czy co ?-śmiał się Alex. Rosalie syknęła na niego, żeby się opanował. Próbował, jednak się mu to nie udawało.
-Chodź kochanie musimy sprawdzić twoje umiejętności.-powiedziała spokojnie i pochwyciwszy moją rękę pociągnęła w stronę korytarza, zostawiając panów samych.
-Czegoś tu nie rozumiem...?-zapytałam Rosalie.
-Nie wiem jak twój tata zginął. Nigdy więcej mnie o to nie pytaj.-odburknęła.
-Nie o to chodzi.-zmieniłam szybko temat.
-To pytaj.-powiedziała idąc przodem przez korytarz.
-Nie jestem typem sportsmenki, nienawidzę biegać i jedyne z czego jestem dobra to gimnastyka.-wyjaśniłam.
-Każdy gen jest inny, niepowtarzalny. Niektóre cechy są od urodzenia, inne wykształcają się dopiero bo ukończeniu dojrzałości.-wyjaśniła patrząc na jakieś kartki. Szłyśmy szybko, ale ja czułam się dziwnie zagubiona.
-Dlaczego jestem ważna dla Instytutu i dla Hawakejna?-zapytałam cicho. Przejmowałam się tą rozmową i byłam bardzo skupiona.
-Masz gen to wystarczy..-rzekła i grzebała w papierach. To miejsce jest dziwne i ciągle mam to wrażenie, że wszyscy coś przede mną ukrywają.
-A moja rodzina, znajomi...-nie zdążyłam dokończyć, bo blondi mi przerwała.
-Są bezpieczni.-odrzekła. Zachowywała się tak, jakby znała odpowiedź na wszystkie pytania. 
-Jaką przewidujecie dla mnie przyszłość ?-rzuciłam widząc, że zbliżamy się do wyznaczonego miejsca.
-Będziesz uczęszczać do Akademii w Shafiral. A co dalej to się okaże...-rzuciła otwierając mi drzwi.
-Nie bój się. Masz 1000% szans na przeżycie.-odpowiedziała widząc moją minę.
-Jasne..-rzekłam z małym entuzjazmem. 
Wtedy zaparło mi wdech w piersiach i oniemiałam z wrażenia. Weszłyśmy do ogromnego, niesamowitego pomieszczenia z tysiącem okien. Promienie słońca padały przez kolorowe szkło każdego z nich, tworząc na drewnianej podłodze mozaikę kolorów. Było w nich trochę magi. Wszystko było dopasowane do najmniejszego szczególiku. Wokół nas stały półki na książki, których było nie zliczenie wiele, a niektóre szafki położone w południowej części wznosiły się do samego sufitu. Ruszyłam się z miejsca i podeszłam do jednej z szaf. Gładziłam dłonią po miękkich, twardych, czasem chropowatych okładkach ułożonych nieregularnie. Kocham czytać. Księgi były różne, jedne większe, drugie mniejsze. Na środku pokoju zauważyłam tylko jeden duży globus i wyglądającą na bardzo wygodną-kanapę. Chciałam zabrać którąkolwiek z książek, usiąść na sofie i zatopić się w lekturze. Wyciszyć się i zrelaksować, czując piękny zapach lawendy. Jednak coś zwróciło moją uwagę, a właściwie jedna z książek. Nie wiem dlaczego była niczym różniąca się od pozostałych, ale ciągnęło mnie do niej jak do magnezu. Wyglądała na starą, ale ciekawą. Złote litery na beżowej okładce z materiału. Przekartkowałam ją, i zauważyłam, że to dzienniczek. Sądząc po piśnie wydawałoby się, że taty. Wtedy zorientowałam się, że w pokoju nie jestem sama. Czułam na sobie wzrok dwóch osób. Odwróciłam się i spostrzegłam jego wzrok, ten wzrok. 

Zapytałam zdziwiona:
-Co to za miejsce ?
-To gabinet James'a. To tutaj spędzał mniejszość swojego wolnego czasu.-wyjaśnił mi Alex. Wszystko stało się jasne, mój tata kochał czytać mi bajki na dobranoc nawet, gdy byłam już duża.Uwielbiałam jak mi czytał. Rosalie i Alex coś sobie szeptali, ale nie zwracałam na to większej uwagi, o wiele bardziej interesował mnie dzienniczek. 
-Może czas się ruszyć Alex?-przywrócił mnie na ziemię piszczący głos Petera. Odłożyłam książkę z powrotem do półki. Alex spojrzał na niego złowrogo. Rosalie podeszła do dużego czarnego przycisku, który pod wpływem jej dotyku uruchomił mechanizm. Z dokładnie środka sali z podziemi wysunęła się jakaś maszyna. Przerażona spojrzałam na Alexa. Kiwnął mi głową, że wszystko dobrze. Rosalie poprosiła bym podeszła bliżej. 
-Co to jest?-zapytałam zdziwiona, nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałam.Na górze mieściły się różne złącza i kable a w centrum stał duży ekran, a pod nim zielony leżak.  
-To specjalne urządzenie, które pozwoli na poznanie twoich zdolności. Nazywa się "Enigma".-rzekła szefowa.


-Na czym to polega? Jak jest skonstruowana ?- pytałam dociekliwie. 
-Tego akurat nie musisz wiedzieć.-zripostował mnie Peter i zaczął się głupio śmiać. Pokiwałam przecząco głowa, że to mnie nie śmieszy. Alex już zabijał go wzrokiem i byłam święcie przekonana, że za chwilę wyjdzie z siebie.
-Usiądź proszę, najpierw wstrzykniemy ci specjalny płyn umożliwiający ci czytanie w myślach, a następnie przeprowadzimy mały test w twojej wyobraźni, który pokaże się na ekranie.-rzekła przygotowując strzykawkę z białym płynem.
-Nie ma mowy! Nie będziecie mi grzebać w umyśle.-rzuciłam się.
-Zbuntowana jak jej ojciec.-skomentowała blondi.
-To obowiązkowy test.-zaczął Peter.
-Tylko mi nie wyjeżdżaj z obowiązkami. Mogę wszystko, nic nie muszę.-odrzekłam zła.
-Caro spokojnie. Nie zamierzamy ci wyczyścić mózgu. Wszystko jest pod moją kontrolą. Ufasz mi ?-podbiegł i objął mnie Alex. Jemu jedynemu w tym pomieszczeniu ufam.
-Zawsze i wszędzie.-uśmiechnęłam się. 
-Ale sama wstrzykuję.- postawiłam warunek i uniosłam brwi.Mina Alexa była bezcenna.Wymusiłam podanie mi strzykawki. Blondi podała mi ją niechętnie. Bez wahania wbiłam ją sobie do ramienia i mocno wstrzyknęłam do żyły substancję. Następnie oddałam ją zaskoczonej szefowej. Zrobiło mi się słabo.
-Połóż się... Teraz podłączymy cię do "Enigmy". Dobrze ?-rozmazany obraz twarzy blondi zaistniał przed oczami. Wtedy urwał mi się film i straciłam kontakt z rzeczywistością. Przeniosłam się do krainy mojego umysłu.
"" Obudziłam się w pomieszczeniu, w którym byłam wcześniej z tą różnicą, że obok mnie nikogo nie było.  Podniosłam się i udałam do otwartych drzwi, które aż zapraszały samym widokiem. Wtedy znalazłam się w ciemnym pomieszczeniu, chciałam zawrócić, ale drzwi znikły. Wokół panował mrok. Serce zaczęło mi bić szybciej, a oddech stał się nierówny. Znalazłam pudełko zapałek w mojej kieszeni i zapaliłam mały płomień. O mało nie dostałam zawału gdy przed sobą zobaczyłam Hawakejna.  Upuściłam zapałkę i nastała całkowita ciemność. W tym czasie Hawakejn złapał mnie za szyję i próbował udusić. Od czasu do czasu błyskawice przecinały ciemne niebo nad nami. Wyszarpałam mu się całą siłą jaką miałam i uciekłam... Serce biło jak szalone, bałam się ogromnie. Nawet nie wiem kiedy przeniosłam się do ogromnego lasu, którego nigdy nie widziałam. Zdawało mi się, że Hawakejn dosłownie przeobraził się w ogromnego, czarnego wilka i zaczął mnie gonić.Uciekałam wokół tysiąca drzew. Wilk szczekał i wył, jego czerwone wściekłe oczy nie opuszczały mnie na krok. Gdy myślałam, że nie będzie już ratunku w oddali zobaczyłam światełko, zaczęłam do niego podążać. Biegłam coraz szybciej nie wiedząc co może to być... Zobaczyłam drzwi na środku lasu , z których biło jasne światło i je otworzyłam. W jednej chwili znalazłam się w małym szklanym pomieszczeniu z nalewającą się wodą. Poziom wody szybko wzrastał, a ja nie umiałam pływać. Niczym ryba w akwarium, próbowałam wydostać się-na próżno. Mój paniczny lęk przed wodą sparaliżował mnie. Nagle wyszeptałam:
-To wszystko jest w mojej głowie...-I dotknęłam palcem szkła, które dziwnie pękło. Przeniosłam się do mojego do mojego rodzinnego domu, gdzie zobaczyłam podpalającą hotel Charlottę, a z okna krzyczącą o pomoc Kate. Rzuciłam się do palącego budynku, jednak on w jednej chwili znikł i pojawiłam się w białym pomieszczeniu, a na przeciwko mnie stały kolejne drzwi. Był tam mój tata. Zostawiając otwarte drzwi, wpadłam w jego objęcia. Próbowałam się uspokoić, to wszystko działo się za szybko. Wtem zamaskowana postać stanęła w progu i wystrzeliła z pistoletu wprost na mnie, tata mnie zasłonił... Upadł na białą podłogę, a z rany wypływała krew.... Zaczęłam głośno piszczeć. Nie mogłam tego pojąć, ani się z tym pogodzić. Ciało taty rozpadło się w proch...."
Niespodziewanie zerwałam się z tego okropnego transu. Poczułam dotyk Alex'a, który miał minę jakby zobaczył ducha.
-Jaką ja mam chorą psychikę..-zaznaczyłam, nie mogąc dojść do siebie.
-Każdy ma jakieś lęki.-odrzekł mocno ściskając mnie mój chłopak.
-I co ciekawe prawda ?!-powiedziałam zrywając się z siedzenia. Nie byłam wystraszona, ale zła. Miałam ochotę iść się wyżyć na worku treningowym.
-Dostaliśmy również badania twojej krwi i genu...-rzucił Peter.Spojrzałam na moją rękę. Plaster na przedramieniu.
-Po co czekać aż oprzytomnieje, spuśćmy ze mnie całą krew, będzie fajniej.-rzuciłam sarkastycznie. Peter posłał mi wzrok zabójcy, a ja gorzko się uśmiechnęłam.Zaczynam się robić chamska-podoba mi się.
-To są twoje wyniki pod względem twojej psychiki, badań genetycznych oraz obserwacji, jak wiesz mieliśmy na ciebie oko przez kilka lat..-powiedziała blondi i podała mi kartkę. 
-Musi być poważnie bo użyli mojego drugiego imienia.-rzuciłam z uśmiechem. Wnioskowałam z niej, że posiadam następujące zdolności :"spowolnione starzenie, ulepszony system odpornościowy, predyspozycje szpiegowskie,ponadprzeciętna kondycja i zwinność, dobra koordynacja ruchowa" Z testu psychologicznego zauważone zostały następujące cechy: " bezpośrednia, niezależna, zbuntowana, wrażliwa, delikatna, stanowcza, uśmiechnięta (ponad 100 uśmiechów dziennie), szczera, wyrozumiała, ambitna , wierna, spokojna, serdeczna, altruistka, uwodzicielska." Zdziwiłam się.
-To na pewno o mnie ??-zapytałam z kpiną i zaśmiałam się.
-Zapomnieli napisać, że jesteś irytująca.-dodał arogancko Alex. Nie było to chamskie, ale zabawne.
-Irytacja na max'a.-zaczęłam się szczerzyć.
-A ty jakie masz zdolności? -zapytałam, ciekawiło mnie to.
-Nadludzka siła i odporność, ekspert w walce wręcz, taktyce i strzelaniu, szybka regeneracja..-mówił jak szlachta.
-To wyjaśnia szybkie zgojenie rany.-zauważyłam.
-Masz rację. -przyznał mi rację.
-Oprowadź ją po Instytucie. Mamy dużo roboty.-przerwała chwilę szczęścia Rosalie, która pracowała z Peterem nad jakimś planem. Alex głupio się do mnie uśmiechną i szarmacko otworzył mi drzwi z komediowym ruchem dłoni.Niby głupi gest, ale zrobiło mi się tak niesamowicie miło, że miałam na twarzy uśmiech przez kolejne pół godziny. Chwycił mnie za rękę i prowadził przez długie korytarze. Pokazywał mi różne sale, kilka pracowni chemicznych, gabinetów, archiwów, pracowni komputerowych z nowoczesną technologią.Stelli podobałyby się "kabelki" i te procesory.Byłam pod wielkim wrażeniem, ale naprawdę mogłabym się tutaj zgubić. 
-O czym myślisz ? -zapytał zaciekawiony głos Alex'a. Spuściłam głowę na dół i zakryłam twarz włosami.
-O tym transie. To był jakiś koszmar.Nie mogę sobie z tym poradzić.-westchnęłam. 
-Właśnie dlatego tutaj się znalazłaś. Jesteś troszkę inna niż inne osoby, które znasz.-oznajmił.
-To znaczy?-zaciekawiłam się.
-Bardziej przeżywasz emocje i uczucia. Podłączając cię do tej maszyny będziesz mogła walczyć z lękami.Spróbujesz zapanować nad nimi.-wyjaśniał. Chodziliśmy chyba w koło, ale najważniejsza w tej chwili była tylko nasza rozmowa.
-Będę bezuczuciowym robotem.-prychnęłam. Atmosfera stała się nerwowa.
-Staniesz się Charolttą! -poruszał brwiami. Zaśmiałam się.
-Tak jasne.-rzekłam uśmiechnięta.
-Nie nudzi ci się tutaj czasami?-przymrużyłam oczy, pocałował mnie.
-Ze mną ci się nudzi, ja ci pokażę!-krzyknął i niespodziewanie przerzucił mnie przez swoje ramię. Chciałam coś powiedzieć, ale nie mogłam przestać się śmiać ! Alex zaniósł mnie do pomieszczenia, w którym byliśmy na początku. Przynajmniej tak mi się zdawało, gdy wisiałam na jego ramieniu. Wszelki opór był bezcelowy.
-Alex znowu łapie "życie" za nogi!-buchnął śmiechem znany mi głos. Mój chłopak delikatnie mnie postawił. Zobaczyłam za sobą uśmiechniętego Harry'ego  w zielonym płaszczu
-Lubię bawić się "życiem"!-oznajmił Alex i mnie przytulił. Przywitałam się z Harry'm, nie byłam zdziwiona jego obecnością tutaj.
-Zobacz Caro niosłem cię tutaj przez 5 minut i miałem ciche nadzieje, że będziesz mieć loki podobne do Harry'ego.-zauważył. Chłopak tylko posłał pytające spojrzenie.
-Nie ma szans z tym jeżozwierzem na głowie, po prostu trzeba się urodzić.-zażartował Alex. Harry wybuchnął śmiechem, z resztą ja też. 
-Witamy Cię księżniczko w Camelocie.-powiedział czerwony Harry.
-Myślałam, że jestem w Disneyland'dzie.-zaśmiałam się.
-Bo ci loki opadną.-skomentował go Alex. Czy ja widziałam w oczach mojego chłopaka niepotrzebną zazdrość? Uśmiechnęłam się znacząco. Alex przewrócił oczami i zarzucił swoją rękę ponownie na moje ramię. Do "czytelni' weszła szefowa i wzięła mnie na bok.  
-Caroline mam jeszcze ostatnie pytanie. Jak się nazywa haker, który wczoraj zablokował Harry'ego?-rzekła twardo. Moja Stella zablokowała Harry'ego. Zawsze wierzyłam, że to geniusz. Ona ma zdolności.
-Ściśle tajne. Nie ma potrzeby wciągać w to tęczową.-broniłam szczęścia przyjaciółki.
-Ma talent. Potrzebujemy tutaj takich. Zapytaj ją.-zaproponowała wręczając mi wizytówkę. 
-Nie mam zamiaru niszczyć jej życia, wystarczy, że moje jest obrócone o 180 stopni.-rzekłam bezpośrednio.
-Weź choć wizytówkę..-namawiała uporczywie.
-Dobrze, ale to jej wybór.-wzięłam karteczkę dla świętego spokoju. Pożegnałam się ze wszystkimi i już mieliśmy wychodzić, gdy Rosalie obojętnie krzyknęła: 
-Caroline jutro wyjeżdżasz do Akademii w Shafiral! Spakuj się, pożegnaj z rodziną... Alex się wszystkim zajmie.-To była strzała do mojej duszy. Zamarłam.
-Jak to jutro ?! Nie !? To za szybko ! Nie!-buntowałam się. Nawet nie wiem kiedy mój ton głosu przybrał na sile.
-Przykro mi.-powiedziała nieugięta Rosalie i opuściła pokój.
-Proszę tylko nie jutro.-wybiegłam za nią.
-To nie ode mnie zależy.-rzekła dama w stalowej masce. Złapałam się z głowę. jak ja teraz wyjadę ? Z dnia na dzień mam zostawić całe moje dotychczasowe życie? Rodzinę, przyjaciół, Stellę??? Wszystko? Łatwo się mówi. Co ja jestem z tytanu ? Niezniszczalna ?Alex pojawił się za mną. 
-Potrzebuję się przytulić.-poprosiłam. Objął mnie mocno. Wszystko się sypie. Odwiózł mnie do domu, ale nie mógł ze mną zostać bo wezwano go do "pracy".Wpadłam do kuchni, gdzie siedziała mama.Wiedziała co się szykuje.
-Kiedy?-zapytała cicho.
-Jutro rano.-rzekłam smutno.
- Zawsze chciałaś pojechać na studia. To będzie przedsmak tego.-oznajmiła z lekkim, pocieszającym uśmiechem.
-Będzie dobrze.-rzuciłam.
-Jadę do Stell, muszę jej to jakoś wytłumaczyć... -westchnęłam ciężko. Z szafki wyciągnęłam moje kluczyki od motoru-tak dawno nie jeździłam. Już prawie zapomniałam jak to jest.
-Przyjedź przed zmrokiem. Dobrze ?-przytuliła mnie mama.Kiwnęłam głową i wyszłam z budynku. Po drodze jechałam bardzo szybko, nie mogłam tego wszystkiego pojąć. Głosy znanych mi osób dźwięczały mi w głowie, wszystkie ich kłamstwa i tajemnice. Pędziłam coraz szybciej, tak że zgubiłam moich ochroniarzy w czarnym samochodzie za mną.Dojechałam pod znany mi dom. Jak jej to powiedzieć? Energicznie weszłam do jej domu, Stell siedziała w salonie i jadła pop-corn oglądając jakiś film. Zobaczyła mnie.
-Coś ty taka blada? -wystraszyła się.
-Musimy pogadać...-rzekłam i usiadłam obok niej.
-A teraz mów.-rozkazała. Popatrzyłam w jeden puntna jej niebieskiej ścianie i zaczęłam bezpośrednio komunikować.
-Jutro wysyłają mnie do Akademii w Shafiral. Wyjeżdżam na długo.-Stell spojrzała na mnie po czym rzuciła szklaną miską z jedzeniem o podłogę, która się rozbiła. Wtedy poszła do kuchni. Przyjęła to z cisza na ustach. To był jej najgłośniejszy krzyk. Podeszłam do niej. Widziałam jej oznaki niezadowolenia i buntu, ale w tej sytuacji maiłyśmy zawiązane ręce.
-Więc to już koniec.-oznajmiła nerwowo przeczesując ręką włosy.
-Nie mów tak..-pokręciłam głową.
-Caroline, a jak mam mówić ? Co niby się okłamywać albo mieć pustą nadzieję, że los nas nie rozdzieli...Ja mam tylko ciebie. To nie fair.Dlaczego zawsze MY mamy cierpieć ?!-powiedziała powstrzymując płacz. Pierwszy raz widziałam ją smutną do tego stopnia, że płacze. Zaskoczyło mnie to i rzuciłam jej się na szyję, sama płacząc.
-Ja zawsze będę z Tobą..-zapewniłam.Przytuliłyśmy się mocno i już nigdy nie chciałyśmy puścić. 
-Razem przeciw światu?-rzuciłam mottem.
-Razem przeciw światu.-potwierdziła tęczowa i przybiła mi "żółwia". Otrząsnęła się i otarła łzy. Biedna była na skraju załamania. Zrobiłam nam po kakao i poszłyśmy usiąść na jej relaksujący balkon. Panowała złowieszcza cisza.
-Co to ?-zapytała w końcu Stell widząc małą karteczkę wychodzącą z mojej kurtki.
-Wizytówka. Nie będę Cię okłamywać. Dzisiaj moja szefowa zaproponowała ci wykłady na temat bycia informatykiem, albo hakerem. Powiedziała, że masz wielki talent i warto było by go rozwijać. Pamiętasz jak zablokowałaś tego programistę podczas mojego włamu do Instytutu ?-przypomniałam o mojej pierwszej wizycie w Instytucie.
-Tak, a co...?-zapytała smutno.
-To był Harry.-zaśmiałam się.
-Co to był on ?! Niemożliwe!!!-zaczęła się rzucać z dumą.Zaśmiałam się pod nosem i podałam wizytówkę tęczowej.
-To będzie twój wybór, ale wiedz, że to przewróci twoje życie do góry nogami.Nie życzę tobie takiego losu, ale to twoje życie...-rzekłam ze spuszczoną głową.
-Muszę się zastanowić.-odpowiedziała zawijając się w kulkę na siedzeniu.Za nic w świecie nie chcę być jeszcze dalej od niej. Później jeszcze sporo czasu przegadałyśmy, obiecałyśmy, że będziemy do siebie dzwonić codziennie.Wychodząc z domu Stell płakałam jak bóbr. Jakie to trudne zostawić całe swoje życie za sobą ! Nienawidzę tego, odwróciłam się za siebie, w oknie stała Stell. Najsmutniejszy widok na świecie.To tak jak oznajmić komuś, że jego przyjaciel zmarł bezpowrotnie.Ubrałam kask i odjechałam. Muszę jeszcze zahaczyć o klub 'Victoria", pożegnać się z szefem, z przyjaciółmi z klasy pożegnam się na Facebook'u, (przecież to pokolenie dzieci internetu), potem pojechać do domu pożegnać się ze wszystkimi i wytłumaczyć Kate, dlaczego jej siostra wyjeżdża oraz spakować się... Myślę, że się z tym uwinę do wieczora...

*** Oczami Stelli *** 

Caro pojechała. Nie wytrzymam sama! Nie zastanawiając się długo chwyciłam za telefon i wystukałam numer widniejący na karteczce.
-Halo ?!-zapytała kobieta.
-Dzień dobry! Dzwonię, ponieważ chcę dowiedzieć się szczegółów odnośnie pracy hakera w waszym Instytucie.-rzekłam neutralnym głosem.Jeśli to ma być cena za przyjaźń z Caro, jestem gotowa się poświęcić.
-Pani tęczowa. Zgadza się ?-upewniła się.
-Tak. Moje prawdziwe imię brzmi Stella Rowan.-rzuciłam donośnym głosem.
-Na ten czas odesłalibyśmy panią do Akademii w Shafiral,  gdzie jeżeli udałoby się pani zdać egzaminy końcowe po 3 klasie, przyjęłabym panią do pracy. Masz naprawdę wielki potencjał.-zaznaczyła.
-Ale ta szkoła to tortury..-ostrzegała. 
-Zgadzam się, ale mam mieć pokój z Caroline Angel.-podałam warunek. Zgodziła się... Udało się! Moja kochana siostra i ja znowu będziemy razem.Właśnie zniszczyłam sobie życie na własne życzenie. Ale chwila?! Ja od samego początku byłam w to wplatana. Caro musi mieć kogoś do ochrony. No przecież ktoś będzie ją musiał tam obronić. Ona jest za dobra, ludzie ją kiedyś zniszczą. Nic jej nie powiem... To będzie moja tajemnica.Idę się pakować.Spodziewam się, że na razie to tylko przedsmak kłopotów, które nas czekają...

***Oczami Caroline***

Plan wykonany.Wróciłam do domu, tak jak obiecałam przez zmierzchem, otarłam łzy.Wzrokiem szukałam samochodu Alexa, najwyraźniej jeszcze nie wrócił, zaczynam się martwić. W kuchni pożegnałam się z ciocią Maddy i Amandą. Charlotta świętowała. Dzisiaj pierwszy raz zobaczyłam ją uśmiechniętą. Miała skrócone włosy.Wyglądała dziwnie.
Smutna poszłam do pokoju zacząć przygotowania do przeprowadzki. Jutro z samego rana wyjeżdżam. Cholernie się tego boję...Zaczęłam bawić się telefonem, wybrałam numer do Liama. Nie wiem co mnie naszło, po prostu chciałam porozmawiać...Jednak po 1 sygnale rozłączyłam się... Nie będę ludzi zarażać swoimi problemami. W kartonowych pudełkach umieściłam większość swoim rzeczy, nawet zapakowałam swojego ulubionego, pluszowego misia, najlepsze zdjęcie mnie i Stelli, mojej rodziny i taty. Jak cholernie samotna i zagubiona się czuję. W głowie miałam obraz zapłakanej Stelli stojącej przy oknie. Masakra. Nawet nie mogłam poradzić sobie z pakowaniem rzeczy.Wtedy zjawiły się posiłki-mama i Kate. 
-Pomożecie mi ? Sama nie dam rady...-oznajmiłam wesoło. Kate podeszła do mnie i prosiła żeby wzięła ją na rączki jak małe dziecko.Myślałam, że będzie zadawać mnóstwo pytań, ale mama widocznie musiała jej to wszystko wytłumaczyć. Zrobiła coś czego najmniej się spodziewałam-zawiesiła mi na szyi piękny łańcuszek z wisiorkiem podobnym do kluczyka. Był naprawdę śliczny.
-A skąd ty masz takie cudo ?-zapytałam wytrzeszczając z zachwytu oczy.
-Znalazłam jak sprzątałam strych.-zaskoczyła mnie.Pewnie jakiegoś wampira na strychu. Ciekawe pożyczę sobie, może zje mnie w nocy?
-Dziękuję Ci bardzo. A teraz zobacz to jest moja bransoletka-pokazałam na srebrną bransoletkę, którą ściągnęłam z nadgarstka.
-Jak długo będziesz ją mieć, tak długo ja zawsze będę przy tobie i będę mieć pewność, że nic się Ci nie stanie.-zawiesiłam na jej małej rączce. 
-A teraz pakujemy Caro do Akademika.-zażartowałam. Zabrałyśmy się do roboty...

*** Oczami Alexa***
Wróciłem w nocy cały obolały, Hawakejn ze swą bandą Dragon's, znowu ciekł.Nie mogę pozwolić żeby zdarzyło się to ponownie. Jedyne co mi się chciało to spać. Caroline pewnie cały dzień się pakowała. Spojrzałem na telefon, nie dzwoniła. Wyświetliło mi się jej zdjęcie, gdy śpi. Dlaczego ona jest pierwszą myślą kiedy wracam? Co się ze mną dzieje ? Ja przy niej stałem się uczuciowy. Sam siebie zaskakuję.Hotel już spał gdy wchodziłem na piętro. Odwiedzę moją dziewczynę. Cicho otworzyłem uchyliłem drzwi jej pokoju. Spała z siostrą i Rubinem.Oczywiście. Uśmiechnąłem się. Dlaczego ja nie miałem żadnej rodziny ? Napisałem strażnikowi, że ma je mieć na oku. ja muszę w końcu odpocząć.
Zamknąłem szczelnie drzwi i poszedłem do mojego pokoju obok. Muszę przemyśleć jak to wszystko będzie. Teraz jestem odpowiedzialny nie tylko za moje życie, ale za jej również. Zrzuciłem z siebie ciuchy i wskoczyłem do wanny z pianą i rozmyślałem. Boże dziękuję ci, że ją zesłałeś, ale ten świat nas nie oszczędzi, prawda? Co zesłał los weźmie z powrotem ? Jak sobie poradzi w Akademii ? Jej sława ją zapewne wyprzedzi...A jeśli spotka tam jakiegoś lepszego chłopaka? Może Peter ma rację, jeśli ją zepsuję, zniszczę ? Tyle pytań na raz. Nie mogę teraz o tym myśleć. Boże ona mnie kocha. Zdobyłem ją... 


***Oczami Harry'ego***
Siedziałem jak zawsze w moim mieszkaniu. Trzeba było się jakoś usamodzielnić. Spojrzałem za okno-było ciemno a na niebie świeciło tysiące gwiazd.Nie ma nic piękniejszego na świecie. W dzień ludzie pracują,spieszą się próbując załatwić pełno spraw przez co cały dzień marnują nie ciesząc się jego pięknem. Noc jest inna.Otworzyłem sobie butelkę piwa i popijając zimny napój próbowałem rozgryźć z jakiego miejsca zablokował mnie ten haker. Nie było cienia szansy. Wtedy zadzwoniła szefowa. Niechętnie odebrałem połączenie.
-Anonimowy alkoholik, słucham ?-rzuciłem donośnym głosem.
-Znalazłam twojego hakera.-oznajmiła cicho. 
-Co ?! I kto to taki ?!-zbulwersowałem się. Od kiedy jej się coś udaje ?
-Dowiesz się jutro. dzwonię żeby przypomnieć ci, że jutro jedziesz do Akademii.-zaznaczyła twardo.
-To po co do mnie dzwonisz ?! Co ja kalendarza w domu nie mam ?-odburknąłem lekceważąco.
-Przydzielam ci nowicjusza. Uważaj rozmawiasz z szefową.-zastrzegła ostro. No dobra wygrała. I na dodatek będę miał jakieś chłystka na utrzymaniu.Super.
-Prywatnie.Miłej nocy SZEFOWO.-odrzekłem i się rozłączyłem. Ciekaw jestem kto to. Skoro jestem już na telefonie to...może zadzwonię do płonącej dziewczyny...
Nie! Co ja sobie wyobrażam? Ona pewnie jest zainteresowana kimś innym. Przecież to tylko kilka randek.Niemożliwe żeby by była sama... Pomyślałem wtedy o mojej byłej dziewczynie. Tęczowa pewnie jest taka sama. Ale coś mnie do niej przyciąga...Jest w niej coś niebezpiecznego. Najlepiej dam sobie spokój. Wyjdzie to na dobre mnie i jej. Z resztą jutro wracam do Akademii, nie mamy szans. Już jej nigdy nie zobaczę... Nigdy się nie spotkamy. Ale może... Tak. Pożegnam się. Wybrałem jej numer.I wtedy ją usłyszałem po raz ostatni.
-Halo?-zapytała zmachana jakimś wysiłkiem.
-Hej tu Harry.-przygryzłem wargę.
-Hej.-odszepnęła zaskoczona.
-Dzwonię żeby...-jąkałem się, a serce waliło jak szalone. Nie poznaję siebie. Moje opanowanie znikło w jednej minucie. 
-Żeby...?-odrzekła cicho.
-Żeby się pożegnać. Wyjeżdżam daleko i na bardzo długo. Nie będziemy mogli się już widywać.-oznajmiłem twardo.
-A więc tak się skończy "love story"?-rzuciła załamanym głosem.Usiadłem pod ścianą  i jak najęty zacząłem wyjaśniać. Coś we mnie pękło. Zacząłem płakać.
-Jest mi przykro, że nie mogę cię lepiej poznać. Jesteś naprawdę zjawiskowa. Bez trudu znajdziesz sobie innego. Zaufaj mi... Głupio wyszło z jednej strony wiedziałem, że wyjadę, ale gdy cię zobaczyłem...-zacząłem się głupio tłumaczyć. 
-Żegnaj Harry, nie utrudniajmy tego sobie.-odrzekła smutno. Wedy czułem się strasznie. Narobiłem jej nadziei, a potem po prostu znikłem. Jakim ja jestem debilem...
-Żegnaj Stello.-odpowiedziałem i się rozłączyłem. Z nerwów rzuciłem telefonem o ścianę, z taką siłą, że się roztrzaskał. Nienawidzę sam siebie. Biedna dziewczyna, ale ona jest silna, poradzi sobie nie mam co do tego wątpliwości...


***Oczami Stelli***
 Znowu narobiłam sobie nadziei i jak zawsze nic z  tego nie wyszło. Ale na co ja liczyłam? Na prawdziwą miłość jak Caro i Alex?On jest policjantem, przynajmniej tak mi powiedział...A ja ? On takie jak ja w więzieniu zamyka. Usiadłam na oknie i patrzyłam w niebo. Jutro wszystko się zmieni. Dla mnie to może być szansa na złapanie szczęścia. Mam jeszcze sporo czasu na znalezienie tego jedynego.Teraz najważniejsza jest Caro. Serce nadal biło mi jak szalone, a kostki na dźwięk jego głosu same się uginały. Nie dam się zwariować. Teraz to już koniec. Ja wyjeżdżam, on wyjeżdża. Kurwa ja płacze.. Nie znowu...Niech to przestanie tak cholernie boleć! Będziemy udawać, że nic nie zaiskrzyło, po prostu zapomnimy na zawsze...

***

1 komentarz:

  1. To się porobiło<3
    Rozdział jak zwykle genialny, ciekawe jak poradzą sobie w akademii <3
    P.S. Kocham cię <3

    OdpowiedzUsuń