Siedziałam sama w domu. Jak zawsze. Martwię się o Caro, ale wiem że z Alex'em nic jej nie grozi. Dostałam takiego szału rozmawiając z Hawakejnem. Jetem gotowa zabić tego psychopatę byle dał Caro "święty spokój". Mam tylko ją. Robiłam właśnie tosty, gdy usłyszałam odgłos dzwonka. Podbiegłam do drzwi i się zawahałam. Kto to może być o tak późnej porze? Mocno szarpnęłam gałkę drzwi. Na ganku zobaczyłam Harry'ego. Miał na sobie zielony płaszcz i czarne spodnie, a jego śliczne loki zakrywały twarz, natomiast oczy błyszczały się. Przypatrywał mi się dokładnie i posłał piękny uśmiech, a ja poczułam jak ogromny rumieniec oblewa moją twarz.
-Dobry wieczór. Mogę wejść do środka?- jego niemiłosiernie szarmancki i śliczny głos wybudził mnie z transu.
-Znaczy.... Ja....TAK!-zaczęłam się jąkać. Nie mogłam dojść do siebie, każdy jego ruch mnie rozpraszał. Uchyliłam szeroko drzwi i ruchem ręki zaprosiłam do salonu. Jego naga stanęła na próg i mogę przysiąc, że specjalnie zahaczył swym dużym ramieniem o moją rękę. Zapach jego perfum wyczuwalny był na odległość.
-Przyszedłem by pobawić się troszkę w twojego "ochroniarza".-rzekł odwieszając płaszcz na stojak. Teraz miał na sobie tylko białą koszulkę bez ramion. Ja, nie mogąc wykrztusić ani słowa patrzyłam na niego bez ruchu. Pierwszy raz mi się to zdarzyło. Najwyraźniej to zauważył i łobuzersko się uśmiechnął. Ocknęłam się.
-Chyba Caro maczała w tym swe palce...-wyszeptałam.
-Ślicznie wyglądasz i masz super tatuaże...-powiedział nieśmiało i podszedł bliżej. Dzielił nas tylko metr. Dotykał moją rękę od ramienia, poprzez łokieć, aż do dłoni. Przechodził mnie dreszcz.
-Dzięki.-szepnęłam. Teraz jego dłoń zaczęła się bawić moim fioletowym kosmykiem włosów.
-Robię tosty. Poczęstujesz się?-zapytałam, chcąc się opanować i uciec.
-Poproszę..-odwróciłam się na pięcie i już chciałam pójść do kuchni, gdy Harry chwycił mnie za rękę.
-Ale ci pomogę.-szepnął do ucha i wyprzedził mnie. Wzięłam głęboki wdech i udałam się za nim.
-Igrasz z ogniem.-oznajmiłam, gdy znaleźliśmy się w "pomieszczeniu do robienia kawy"jak to Caro zawsze określała . Harry wykładał właśnie gotowe tosty na talerz. Spojrzał na mnie ukradkiem.
-Wiem, ale zaryzykuję.-odwrócił się i z jedzeniem oraz dwiema szklankami soku z pomarańczy udał się w stronę mojego pokoju. Był u mnie tylko raz i wie gdzie wszystko się znajduje. Ma świetną orientację w przestrzeni, tak jak Caro. Hmm... Ja będę wiecznie skazana na błądzenie. Ja nawet w hotelu Care się zgubię. Weszłam po schodach na górę, w moim pokoju czekał na mnie "Loczek".
-To oglądamy jakiś film?-zaproponował.
-Tak, ale ja wybieram.-zadecydowałam.Kiwnął głową, a ja włączyłam jakiś horror.
-Lubisz horrory?-zapytał śmiejąc się pod nosem.
-Uwielbiam.-rzuciłam udając wampira.W odpowiedzi dostałam tylko słodki uśmieszek.
-Czemu ty nie masz chłopaka?-zapytał bezpośrednio. Z całą uwagą wpatrywałam się w niego, po czym usiadłam na przeciwko.
-Opowiem ci bajkę bez "happy end'u". Kiedyś pokochałam pewnego chłopaka, był dla mnie najważniejszy, zrobiłabym dla niego wszystko.Myślałam, że "na zawsze" znaczy "na wieczność", a dla niego znaczyło to "dopóki nie znajdę sobie innej". Rzucił mnie. Od tej pory nie potrafię nikomu zaufać i zupełnie zamknęłam się na miłość. Następnie zaczęłam znajdywałam sobie niewłaściwych chłopców, którzy dawali mi tylko kilka chwil szczęścia, ale już nigdy nie było tak samo.Już nigdy nie będę płakać, bo uważam to za słabość, którzy moi wrogowie mogą używać przeciwko mnie. I tak skończyło się ''Love Story"...Teraz mam to co chcę i kogo chcę, bez zobowiązań.-wpatrywał się we mnie przez chwilę ze zdumieniem.
-No, to na tyle.-skończyłam nie okazując żadnych emocji.
-Jak sobie z tym poradziłaś?-zapytał.
-Każda dziewczyna radzi sobie inaczej np. Caro codziennie w nocy płacze, choć w dzień to okaz szczęścia, inna dziewczyna wyżywa się na worku treningowym, a ja wyłączam uczucia. Proste.-poruszałam ramionami i się uśmiechnęłam.
-Jesteś jak orzeszek. Na pozór twarda, a jednak wrażliwa.-skomentował.
-Nie prawda.-blefowałam.
-Mnie nie oszukasz.-pokiwał przecząco głową. Zasłoniłam włosami twarz i usiałam obok niego.
-Oglądamy ?-zapytałam coraz bardziej nieśmiało.
-Tak.-rzucił. Jednak całą noc dziwnym trafem przegadaliśmy. Miałam wrażenie, że czasłą swoją uwagę skupia tylko na mnie. Polubił mnie za to jaka jestem. Ale jak potoczą się dalej nasze losy ?
*** Oczami Caroline ***
Obudziłam się o świcie. Po trudnym, wczorajszym dniu wracam do życia. Mój anioł ciężko spał obok mnie na zielonej pościeli. Alex naprawdę musi mnie kochać, skoro wytrzymuje ze mną w tych trudnych chwilach. Gdyby nie on to pewnie bym popełniła... Nie, nawet tak nie myślę. Delikatnie posnułam po jego policzku.
-Kocham Cię.- szepnęłam. Uśmiechnął się przez sen, na co ja jeszcze bardziej się uradowałam. Boję się nawet wyjść na balon. Chore. Najchętniej zapadłabym się pod ziemię. Nie mam ochoty wstać z łóżka.
I co teraz będzie ?! Tata zmarł 3 lata temu. Carl urwał kontakty i wyjechał za granicę. Mama zachorowała na białaczkę i muszę być przygotowana, że kiedyś się obudzę, a jej już nie będzie, każdy kolejny dzień to walka, którą mimo wszystko wygrywa. Stell popadnie w depresję. Alex się załamię. Ja zniknę, a co będzie z moją siostrą? Charlotta wychowująca Kate, nawet "dom dziecka" byłby lepszy. Straszne, skrzywdzę ludzi, których kocham. Nie co ja mówię! Tak nie będzie i koniec! Nie pozwolę jakiemuś psychopacie zniszczyć mojej rodziny! Chce ze mną wojny?! To będzie ją miał. Nie zrobi ze mnie pesymistycznego potwora. Będę silna, mimo wszystko, no przecież to odziedziczyłam po mamie!
"Jesteś niepoprawną optymistką, wyciągasz kolorową kredkę z napisem: "UŚMIECH.""-słowa Liam'a krążyły mi po głowie. On powinien udzielać porad życiowych. Nudno bez mojego "brata". Wracając- pół sukcesu to pozytywne myślenie. Wyszłam na balkon i porozciągałam się. Świeże powietrze orzeźwia umysł i ducha. Poopalałam twarz na słońcu. Wspaniale jest żyć. Zaczynamy grę. Dziś zamieram dowiedzieć się wszystkiego o tacie i wszystkich dziwnych i niezrozumiałych sprawach. Wbiegłam po łazienki i zmyłam rozmazany tusz do rzęs. Następnie cicho wyciągnęłam ubrania z białej szafy. Przeszukawszy rzeczy natrafiłam się na bordową spódniczkę, którą dostałam na moje urodziny. Zaszalejmy. Ubrałam czarne rajstopy, spódniczkę do kolan, biały jednokolorowy t-shirt i jeans'ową kurtkę. Dodamy jeszcze złoty naszyjnik. Z włosów uplotłam kłosa i nałożyła delikatny makijaż. Pokażę całemu światu moją siłę. Taką mnie jeszcze nie znali. W progu stanął oniemiały Alex.
-WOW! Jesteś piękna.-szepnął, pożerając mnie wzrokiem. Głośno się zaśmiałam.
-Miło usłyszeć to od ciebie.-rzekłam, czując jak moją twarz zalewa fala ciepła. Widząc to podszedł do mnie, mój oddech stał się nieregularny, a żołądek ściskał.Tak się dzieje tylko gdy on jest blisko. Następnie jego delikatna i ciepła dłoń zaczęła pieścić mój policzek. Jeśli myśli, że mnie zbajeruje i ominiemy trudną rozmowę to się myli. Chwyciłam jego dłoń i odciągnęłam od twarzy.
-Jesteś okropnie uparty, denerwujący i kłamiesz..-zamroziłam go wzrokiem. Stał bezczelnie wgapiając się we mnie, ze swoim łobuzerskim uśmiechem.
-I doszliśmy do tej trudnej chwili...-spuścił głowę.
-Proszę Cię, bądź poważny.-skomentowałam chłodno. Spojrzał na mnie swoim przenikliwym wzrokiem.
-Ktoś musi cię denerwować i sprowadzać kłopoty, bo byłoby za nudno. Nie sądzisz?-zapytał puszczając mi "perskie oko". Ale ja stałam nie ugięta.
-Okłamałeś mnie. Dlaczego?-drążyłam dalej.
-Bo mogę.-powiedział bezczelnie.
-Myślisz, że ta sytuacja jest trudna tylko dla ciebie?-czułam jak napływają mi łzy do oczu.
-Ja, nie przepraszam.-odrzekł.
-Ktoś Cię musi w końcu nauczyć.-powiedziałam stanowczo.Stał bez słowa. Nie widziałam sensu żeby to kontynuować, wyminęłam go i wyszłam z łazienki. Moja samotna wędrówka nie trwała długo, ponieważ zaraz mnie dogonił.I mocno odwrócił do siebie tak, że jego klatka piersiowa i moje plecy się zetknęły.
-Naprawdę chcesz wiedzieć?-po krótkiej chwili kontynuował. Coś w nim pękło.
-Tak.-odrzekłam.
-Jedyny raz nie postąpiłem jak egoista i nie powiedziałem ci, żebyś była sobą, żyła normalnie, nie w zastraszeniu. Rozumiesz ? Chcę żebyś była na zawsze szczęśliwa, ale nie tylko na chwilę. Bo jesteś moja. A to serce od miesięcy czekało żeby bić tylko dla ciebie.-opadł z tonu i delikatnie chwycił moją dłoń po czym przyłożył sobie do serca.
-I przepraszam za wszystko...-dodał z trudem.
Nastała cisza.
-Zmienisz się dla mnie ?-zapytałam z nadzieją w oczach.
-Dla ciebie wszystko księżniczko.-szepnął i delikatnie się uśmiechnął.
-Powiesz mi tajemnice taty ?-zapytałam nieśmiało.
-Dla ciebie wszystko księżniczko.-szepnął i delikatnie się uśmiechnął.
-Powiesz mi tajemnice taty ?-zapytałam nieśmiało.
-Wszystko, tylko nie to. Tak będzie lepiej.-odrzekł z czułością w głosie.
-Wszędzie te tajemnice. Wiedz, że sama się dowiem.-zapewniłam ostro.
-Nikomu nie pozwolę Cię choćby tknąć.-szeptał, dotykając moją szyję. Przytuliłam się mocno do niego.
-Boję się przyszłości?-westchnęłam ciężko.
-Nie bój się, staw jej czoła. Zawsze walcz o swoje, nie daj się nikomu złamać, bądź szczera a jak trzeba bezpośrednia, uwierz w siebie i pamiętaj ja będę obok.-mówił w skupieniu.
-A co jeśli przegram tą walkę?-zapytałam pełna obaw.
-Jeszcze nigdy nie widziałem tak silnej dziewczyny, jak ty. A przegrywają tylko ci, którzy nawet nie próbowali walczyć.-podniósł mnie na duchu.-Nie mówię tego często, ale dziękuję, że... Jesteś.- rzekłam.
-Nikomu nie pozwól napisać swojej historii za Ciebie, Caro.-ucałował mnie w czoło i wypuścił z swych ramion.
-Zejdź na dół, obiecałaś wczoraj coś Kate, a ja pójdę pod prysznic.-zadecydował. Dobrze, że mi przypomniał. Myślałam cały czas o jego słowach. Spojrzałam na zegar w holu 8: 32. Pewnie Stella i Harry się dobrze bawią. Udałam się do kuchni, gdzie zobaczyłam mamę łykającą masę tabletek. Spostrzegłszy mój wzrok, przywitała mnie uśmiechem.
-Hej, mamo.-rzekłam.
-Cześć Care. Wszystko w porządku?-przytuliła mnie w czerwonej sukience z czarnymi dodatkami. W jej ramionach byłabym się rozkleiła, ale tę sztukę muszę dograć do końca.
-W najlepszym. I jak ?-zapytałam okręcając się dookoła.
-Idealnie.-zaśmiała się mama. Cioci Maddy wypadła szklanka, gdy zauważyła moją spódniczkę. Zwykle wolę dresy.
-Caroline? Ty masz nogi.-zaśmiała się szatańsko, ubierając fartuch kuchenny.
-No co ?! Każdy ma prawo być modnym.-wybuchła śmiechem Amanda, zmywając kubki.
-Kate zrobiła ci śniadanie.Jest na balkonie. Lepiej pochwal ją, bo inaczej będzie źle..-zagroziła mama.
-Cała rodzinka w komplecie, lubię to (y)-rzuciłam radośnie. I wtedy weszła Charlotta. Jej tylko tutaj brakowało.
-Co się gapicie ?! Lepiej weźcie zwolnijcie sprzątaczkę, w moim apartamencie jest brudno.-rzekła zła jak osa. Miała na sobie różowy szlafrok, kapcie i ręcznik na głowie. Zaczęła robić śniadanie, Płatki z mlekiem, ale połowa butelki chyba wylądowała na podłodze, a my wszystkie dosłownie patrzyliśmy na nią, jak na idiotkę. zaśmiałam się pod nosem i wyszłam do Kate.
-Jak tu smacznie wszystko wygląda. Bobasinko jestem z ciebie dumna.-oznajmiłam z wielkim uśmiechem. Ona odpowiedziała tylko smutną minką.
-Caro, czy coś jest ze mną nie tak?-zapytała oderwana od tematu.Zbiło mnie to z tropu.
-Dlaczego tak myślisz?-zasmuciłam się.
-No bo dziś Charlotta mi powiedziała, że jestem do niczego...-powiedziała pół-głosem.Jak może ta wiedźma takie głupoty opowiadać?
-Jeżeli ktoś traktuje Cię źle, pamiętaj, że jest coś nie tak z nim, a nie z tobą. Normalni ludzie nie niszczą innych ludzi.-wytłumaczyłam psychologicznie.
-Dlaczego Charlotta jest taka.-zapytała. Niby oczywiste, a jednak takie trudne.
-Bo tak ją życie nauczyło. To co jemy ? Bo jestem straszliwie głodna.-zmieniłam temat. Opowiadałyśmy sobie o różnych rzeczach i sprawach. Beztroski śmiech przerwał sygnał wiadomości.
-Caro, czy ty mnie słuchasz?-próbowała zwrócić moją uwagę Kate.Wtedy Alex zaszedł mnie od tyłu i uściskał.Słodko.
-Muszę iść do pracy.-oznajmił i ucałował mnie w nos.
-Pa.Kiedy wrócisz?-zapytałam.
-Wieczór.-odrzekł.
-To późnym wieczorem wpadnę do Stelli.-odrzekłam.
-Nie ma sprawy.-kiwnął i pokazał na placach liczbę ochroniarzy wokół mnie-5. Odprowadziłam go wzrokiem do wyjścia. Już tęsknie. Dzień minął szybko, ale najgorsze było to, że nie mogłam wychodzić z budynku. Czułam się jak ptak w klatce. Na szczęście zajęłam się pomaganiem w kuchni, potem nerwowo pochodziłam po hotelu, odkryłam wiele zakamarków, o których istnieniu nie miałam pojęcia. Nim się obejrzałam Alex wrócił, myślał, że nie dostrzegę jak wślizguję się do swojego pokoju. Zdziwił się widząc mnie w progu swego lokalu. Zachowywał się dziwnie. Był blady i tak jakby słaby. Nie mógł ruszyć lewym ramieniem. Popatrzył na mnie i rzekł:
-Nie martw się. Wszystko w porządku. Dopiero teraz dostrzegłam, że krew spływa po jego białej koszuli wystającej spod skórzanej kurtki.
-Co się stało ?!-krzyknęłam widząc w jakim jest stanie. Podbiegłam do niego.
-Nie pytaj o nic. Proszę. Tylko bądź.- chwycił moje nadgarstki, chcąc żebyś się uspokoiła. Posłusznie kiwnęłam głową. Nurtowała mnie tona pytań. Co się stało? Kto mu to zrobił? I do cholery czym on się zajmuje? Ale obietnica, to obietnica. Wyciągnęłam bandaż z apteczki, trzeba zmienić ten opatrunek. Alex widział co zamierzam zrobić, posłusznie ściągnął koszulę i usiadł na łóżku. Jego ciało było boskie. rzez chwilę się mu przyglądałam i cieszyłam oczy. Na ramieniu widniał już jeden przemoknięty opatrunek. Spojrzałam na ranę, to była rana postrzałowa! Zagryzłam wargę, żeby nic z siebie nie wykrzyczeć. Jak tylko najdelikatniej mogłam opatrzyłam ją, Alex nie spuszczał ze mnie swego wzroku, śledził każdy mój ruch. A ja udając, że nie zwracam na to uwagi, próbowałam sprawić by mniej go bolało. Nie popatrzę mu się w oczy, nawet nie zamierzam. Po skończonej pracy, nawet nie wiem kiedy położył się na łóżku i wziął mnie ze sobą.
-Wygrałaś. 45 minut bez rozmowy. Twój nowy rekord.-szeptał.
-Bardzo Cię boli?-zapytałam niepewnie.
-Już nie, jestem na proszkach.-oznajmił.
-Alex do cholery czym ty się zajmujesz? Już nie mam siły się nawet domyślać.-wybuchłam.
-Nikim ważnym.-powiedział zmęczony.
-Dla mnie tak.-argumentowałam. Nie zdążył odpowiedzieć, bo zasnął- pewnie przez tabletki przeciwbólowe. Muszę się dowiedzieć, o co tu chodzi, jakie tajemnice krążą nad rodziną Angel. Ale teraz go samego nie zostawię...Przytuliłam i oboje zasnęliśmy. Około godziny 20:00 Alex się wybudził. Całe te 4 godziny patrzyłam, czy nic niepokojącego się z nim nie dzieje. Na szczęście nie.
-Caro...-mamrotał.
-Jestem obok.-powiedziałam słysząc jego głos. Wtedy otworzył swe oczy i usiadł na łóżku. Poszłam w jego kroki. Zwinnie rozpiął koszulę i uwolnił się z opatrunków na lewym ramieniu. Przypatrywałam się temu ze zdumieniem, a kiedy dostrzegłam, że rana znikła byłam w szoku.
-Alex, przecież przed chwilą była tam rana postrzałowa.. Jak ty.. Jak to jest możliwe..???-mówiłam nie mogąc dojść do siebie. Nie mogłam sobie tego w racjonalny sposób wyjaśnić. Jak rana może przez te 4 godziny wyparować ?
-Spokojnie Caro...-próbował mnie uspokoić.
-To nie jest normalne! -objęłam obiema dłońmi głowę. Co się tu dzieje ?
-Caro wszystko jest w porządku.Ufasz mi?-chwycił moją twarz swoimi dłońmi.
-Zawsze i wszędzie.-powiedziałam opanowując się.
-A teraz jedź do Stelli, ochłoń i niczym się nie przejmuj.Dobrze?-ucałował mnie w czoło. Kiwnęłam twierdząco głową.
-Choć zawiozę Cię...-pociągnął mnie za rękę, i na ramiona zarzucił swoją kurtkę.
Do domu Stell trwała cisza. Nauczyłam się już nie pytać. Nikt nie trudził się, żeby cokolwiek mi wyjaśnić. Sama dowiem się prawdy.
-Do zobaczenia jutro.-rzuciłam na odchodne. Jednak on zatrzymał mnie chwytając moje ramie.
-Caro...Nie rób głupich rzeczy....-patrzył na moje usta i oblizał wargę.
-Nie znasz mnie.-rzuciłam w
dwuznacznym kontekście i odeszłam. Jego wzrok, odprowadził mnie do
drzwi. Stell już stała w drzwiach.
- I tak skończyło się " love
story ".-rzekła.
Lepiej powiedź, co nowego
zaobserwowałaś.- podsunęłam.
-Twoi ochroniarze nie należą do
żadnej z placówek zajmującymi się tego typu rzeczami.Czyli nie są tymi za których się podają.-zmarszczyła
czoło.
-Skąd wiesz?-zastanowiłam się. Kolejne nie wyjaśnione zdarzenie.Słodko.
-Jeden z nich nijaki Peter logował się na
komputerze w Ducato dokładniejsze położenie, masz zakreślone na
mapie.-podała mi plan miasta.
-To chyba jakiś Instytut.-skojarzyłam.
-Nic dokładniej nie wiem. Wszystko
chowane jest pod kluczem.-rzuciła jak ekspert. Pokazała mi
trójwymiarowy, laserowy szkic budynku.
-Sama skonstruowałaś ?-oniemiałam z
zachwytu.
-Proste.- dumnie się uśmiechnęła.
-Ale jak możemy to sprawdzić
?-zapytałam wracając do tematu.
-Jedyne wyjście to, się tam włamać.
- zagryzła wargi.
-Szykuje się grubsza akcja. Masz
czarne ciuchy ?-rzuciłam pewnie.
-Ale Caro jesteś tego pewna
?-próbowała mnie zniechęcić, ale muszę się dowiedzieć prawdy.
-Jestem ciekawska.-słodko się
uśmiechnęłam, wkładając czarną bluzę Stelli.
-Będę twoimi oczami. Włamię się do
kamer i komputera tego budynku. A tu nasz głośnik do ucha. Będziemy
w kontakcie. -zaproponowała pełna podniecenia.
- Dowiem się wszystkiego. - założyłam
sprzęt. Jestem gotowa.
-Oni obserwują mój dom, będą cię
śledzić i nie pozwolą ci nawet się oddalić.-rzekła gapiąc się w
monitor. Wpadłam na pewien pomysł.
-Hej. Czy twój były chłopak dalej
rozwozi pizzę ?-posłałam telepatycznie mój pomysł Stell.
-Jesteś geniuszem ! -krzyknęła i
chwyciła telefon.
-Wiem. -powiedziałam bardzo skromnie.
-Poproszę małą peperoni i jakiegoś słodziaka do Baker
Street 136 A.-powiedziała używając całego swego uroku. Usiadłam
na jej kolana i przytuliłam się, chcąc słyszeć rozmowę.
-Stell ! Miło cię
słyszeć...-odpowiedział głos po drugiej stronie słuchawki.
-Ciebie też.O której kończysz pracę
może byś przyszedł do mnie na chwilę. Posiedzimy,
pogadamy...-świetnie grała.
-Za chwilę będę.-rozłączył
się.Nie dziwiłam się jemu, jaki chłopak w tym mieście by nie
szalał za Stell ? Zaśmiałam się.
Za krótką chwilę usłyszałyśmy
pukanie do drzwi.
-Siedź tu... Pokażę ci jaka jestem
wredna.-rzuciła biegnąc na dół.Usiadłam na schodach, tak aby
mnie nie zauważył i patrzyłam. Biedny chłopak nawet nie zdążył
się przywitać, a Stell już wciągnęła go do środka i ściągnęła
mu robocze ubrania, ale jemu się to podobało. Zaczęła go
podpuszczać, żeby wszedł do sypialni. Poddał się, jej
szaleństwom się nie da oprzeć. W końcu w samych spodenkach
zamknęła go na klucz w pokoju.Ona jest po prostu niesamowita.
-Szybko ! Ubieraj to na siebie!
-krzyknęła, aktorsko wyciągając pieniądze przy oknie, tak żeby
ktoś ją zobaczył. Ubrana w czerwony T-shirt z wizerunkiem pizzy i
włosami schowanymi pod czapką z daszkiem, wyszłam przed budynek. W
samochodzie na przeciwko siedział starszy pan, czytając gazetę, w
nocy. Z kieszeni wyciągnęłam kluczyki i dostawczym samochodem
odjechałam, jakby gdyby nigdy nic.
-Udało się ! Nic nie zwróciło jego
uwagi strażnika.-powiedział głos z głośnika w moim uchu.
-Twoja zasługa.. - odpowiedziałam
uradowana.
-Jedź do południowego krańca miasta,
przy ulicy Lord Street, tam stoi bardzo duży budynek.Nie
przegapisz.-informowała mnie Stell.
-Zrozumiałam, bez odbioru.-rzuciłam.
Bez trudu znalazłam budynek. Była to potężna, dobrze oświetlona
i jeszcze lepiej strzeżona budowla. Kształt jej przypominał
prostopadłościan, z wieloma oknami i wielkim ogrodem, ogrodzonym
wysoką siatką, wokoło krążyli strażnicy z psami. Zaparkowałam
na dalszym parkingu, i zrzuciłam z siebie ciuchy przewoźnika pizzy.Ubrana na czarno, byłam gotowa. Teraz musimy pomyśleć. Przez ogrodzenie przeskoczę bez trudu, ale muszę to zrobić przy najbliższym punkcie do ściany budynku, żeby psy nie mogły mnie zauważyć i wskoczyć na okno.-Stell dobry pomysł?-zapytałam chcąc się upewnić.
-Nie. Myślę, że dasz radę wskoczyć na ramę okna odbijają się bezpośrednio ze słupka ogrodzenia.-rzuciła pomysłem.
-Ok.-powiedziałam wychodząc z samochodu.
-Czekaj.. Nie wiemy co dalej robić!-rzekła nagle.
-Muszę wyjść z auta, bo dwaj strażnicy się mną zainteresują.-szepnęłam.
-A co będzie dalej?-zapytała panicznie.
-Pójdziemy na żywioł.-zakomunikowałam ze śmiertelnym spokojem.
-Caro !-rzucała się Stell.
-Uspokój się. Nic mi nie zrobią. Jak coś to ty mnie wyciągasz.-zaśmiałam się. Gdy podeszłam bliżej zauważyłam wielkość tego budynku. Był zbudowany w staro-angielskim stylu. Przebiegłam jak tylko umiałam najciszej do wyznaczonego punktu. Wokół krążyli strażnicy z czarnymi owczarkami niemieckimi.Horror. Dobrze, że panował już mrok i mnie nie dostrzegli. Jeden z pilnujących ten sektor strażników poszedł zapalić papierosa. To moja szansa. Nie zastanawiając się dłużej wskoczyłam na ogrodzenie i dosłownie cudem zahaczyłam palcami o ramę okna. Teraz może być tylko prościej. Nawet nie wiem jak się myliłam. Znalazłam otwarte okno i zwinnie przecisnęłam się przez nie. Budynek był oświetlony i ... ogromny.
-Jestem w środku. Który gabinet?-zapytałam Stell.
-Jesteś niewidzialna w kamerach, włamałam się do bazy sterowania tego Instytutu.Drzwi 20-oznajmiła. Byłam blisko, sądząc po numerach szukany przeze mnie pokój powinien być po drugiej stronie korytarza. Wyminęłam chodzącego strażnika. Nawet się nie dowiedział, że obok niego jestem. Po krótkiej chwili stałam na przeciwko drzwi-zamknięte. Żaden problem. wyciągnęłam wsuwkę z włosów i starym sposobem otworzyłam drzwi. Znalazłam się w środku czerwonego gabinetu. Oświeciłam światło i rzuciłam się do papierków...Projekt "X" , Projekt The Y.O.L.O, Projekt "Super power", i masa innych projektów, żadna nie odpowiadająca moim kryteriom. Znalazłam również pustą aktówkę z Projektem A.I.R. Nareszcie natknęłam się na teczkę z nazwą "James Angel ". Co dane mojego taty tutaj robią? Nerwowo otworzyłam ją i zaczęłam czytać. Próbowałam pochłonąć jak najwięcej informacji.
-Caro znikaj, jakiś haker mnie blokuje. Masz 12 sekund...-mówiła przerażona.
-Jeszcze chwilę..Wytrzymaj..-mówiłam nerwowo. Ktoś zaczął szarpać klamkę. To już po mnie. Z chwilą otworzenia drzwi znikłam pod biurkiem. Akta schowałam pod koszulką. Słyszałam kroki zbliżającego się strażnika. Siedziałam cicho prosząc, żeby mnie nie znalazł. Jednak powoli zaczął się schylać, spanikowana kopnęłam go nogą, przewrócił się. Wykorzystałam ten moment i zamknęłam go w pokoju.
-Co teraz?-zapytałam Stell.
-Walczę, ale jest dobry...Zobaczyli cię przez kamery. Już po ciebie idą.-ostrzegała a właściwie panikowała.
-Co robimy?-zamyśliłam się, ale byłam dziwnie spokojna.
-Pamiętasz, jak kiedyś złapała mnie moja ciotka na podjadaniu ciasteczek?-kontynuowała. Mnie tutaj ludzie ścigają, a ona mi o serniku opowiada.
-Tak.-odrzekłam.
-To pamiętasz co zrobiłaś?-zapytała. Wyłączyłam światło i ją wyciągnęłam.
-Stella jesteś geniuszem! Powiedz mi, ile czasu zostało?-zapytałam.
-Jakieś 4 minuty.-odrzekła.
-Wyciągnę od nich wszystko.-odpowiedziałam spokojnie na widok zbliżających się strażników.
-Zniszcz to urządzenie, żeby mnie nie namierzyli.-rozkazała. Wyciągnęłam głośniczek z ucha i obcasem rozwaliłam na drobny pył. Otoczyło mnie 8 strażników. Grzecznie podałam ręce jak dziecko, które coś nabroiło. Elektroniczne kajdanki. Będzie śmiesznie. Doprowadzili mnie do pomieszczenia złożonego z samych szyb i przykuli mnie do krzesła, stojącego na środku pokoju. W progu stanęła krótkowłosa blondynka w czarnym mundurze.
-Kim jesteś? I co tu robisz?-zapytała chłodno.
-Przechodziłam sobie obok i pomyślałam, że wpadnę..-zażartowałam.
-Dość żartów..-syknął mężczyzna, którego kopnęłam. Trzymał w ręku chusteczki, które tamowały krew płynącą z nosa. Najwyraźniej mu go złamałam.
-Właśnie...Przepraszam.Nie gniewaj się. Wypadek w pracy. Dostaniesz odszkodowanie....-tłumaczyłam, a właściwie gadałam bzdury, gdy niebezpiecznie do mnie podchodził i chyba miał zamiar uderzyć mnie w twarz.
-Gdzieś panią spotkałam...-zastanowiłam się po cichu. Skądś kojarzyłam twarz.
-Skąd jesteś ?! Z kontrwywiadu? - pytała kobieta.
-Myślisz, że ci powie? Przecież to jakaś profesjonalistka.-odrzekł jej mężczyzna, coraz bardziej odchylający głowę do przodu, by zatamować krew. Schlebiało mi jego słowa, ale mimo wszystko prosiłam w myślach, żeby Stell mnie stąd wyciągnęła. Spojrzałam na czarny zegar miałam tyko 2 minuty. Dobrze, że nie zauważyli zniknięcia teczki.
-Co powiecie na współpracę? Ja wam odpowiem na kilka pytań, ale tylko wtedy gdy udzielicie mi kilku odpowiedzi, na temat, który mnie interesuje.-rzekłam twardo.
-A jeśli nie? -zapytała ponownie kobieta.
-Inaczej możecie mnie nawet zabić, a żadnego słowa nie pisnę. Jasne ?-dowiedziałam przesadnie i chamsko.
-Zgoda.Z jakiego wywiadu jesteś?-zapytała blondi.
-Nie należę do żadnego wywiadu. Działam na własną rękę.Teraz ja: Co to jest za miejsce i czym się zajmujecie ?-zrobiłam groźną minę. Kobieta znacząco posłała wzrok mężczyźnie z rozbitym nosem.
-Jesteśmy instytucjom zajmującą się szpiegostwem.Działamy od...-mówiła kobieta.
-Jesteście szpiegami ?! To nie możliwe..-przerwałam jej. Nie dowierzałam własnym uszom.
-Możliwe. Od najdawniejszych czasów istnieli na świecie ludzie, którzy podejmowali się pracy wywiadowczej i udawali przyjaciół, aby wydobyć cenne informacje.
To właśnie dlatego szpiegostwo jest też jedną z najniebezpieczniejszych profesji na świecie. Z każdej strony grozi zdemaskowanie, w takim przypadku grożą najwyższe kary - dożywocie lub kara śmierci. Jedyna szansa na oswobodzenie przychodzi w przypadku wymiany agentów. ..Zajmujemy się szkoleniem agentów by byli najlepsi na świecie.-kontynuowała. Bez najmniejszych wątpliwości trzyma żelazną ręką cały instytut.
-Coś jak Czarna Wdowa ?-zapytałam cały czas nie dowierzając.
-A myślisz, że jaka organizacja szkoliła Annę Chapman? Najsłynniejszego współczesnego szpiega Europy ?-uniosła brwi.
-Czyli mój tata był szpiegiem...-rzekłam cicho. Wszystko zaczęło nabierać kształtów. Każdy szczegół z mojego życia składał się w układankę z puzzli. To wszystko nawet jak najniedorzeczniej brzmiało, wydawało mi się logiczne. Fala wspomnień uderzyła do mojej głowy.Nie mogłam tego pojąć. Każdy wyjazd, pod pretekstem awarii w elektrowni, każdy odwołany weekend. Cholera mój tata był szpiegiem! Nie mogłam tego pojąć, to był nagły cios, który z każdą sekundą drążył mnie w zdumienie.
-Wszystko w porządku ?-zapytała blondi, widząc, że od dłuższego czasu nie ma ze mną kontaktu. Nie mogłam sobie z tym poradzić. Spojrzałam na czarny zegar. Trzeba wziąść się w garść, awaria prądu nastąpi za 4,3,2,1... I zgasły światła w całym budynku. Stella jest niesamowita. Elektryczne kajdanki opadły na podłogę, rzuciłam się w stronę okna i wskoczyłam na krawędź. Z tyłu mogłam tylko usłyszeć zdezorientowanych ludzi błądzących po omacku. Muszę się śpieszyć. Spuściłam się po rynnie. Gdy jakimś cudem to przeżyłam odwróciłam się i zobaczyłam stado owczarków niemieckich, one są wyszkolone z nimi nie ma dyskusji. Rzuciłam się do ucieczki. Serce biło jak szalone, a ja biegłam jak tylko najszybciej mogłam. Udało mi się przeskoczyć za ogrodzenie, jednak poraniłam całą rękę drutem kolczastym. Pobiegłam do samochodu i jak gdyby nigdy nic odjechałam. Lepiej żeby nikt nie wiedział, że ja tam byłam. Pojechałam do tęczowej...
*** Oczami Stelli ***
Nerwowo chodziłam po pokoju i czekałam na nią. Udało mi się przechytrzyć nawet sam system. Ciekawe czy nic się jej nie stało... Spokojnie.Postanowiłam się uspokoić.. Co ja mówię! Ja spokojna?! Usiadłam na łóżku. Z dołu krzyczał mój ex żebym go wypuściła z sypialni.Pełna ignorka.
-Zamknij się idioto! -krzyknęłam zła. Nagle znikąd, a właściwie z okna do pokoju wpadła Caro. Jednak ma klasę.
-Caro wszystko w porządku ?! -krzyknęłam widząc że jest niemalże zielona.
-Popatrz jaka wspaniała lektura.-powiedziała chłodno i podała mi jakąś teczkę na której pisało "ściśle tajne".Fascynujące. Szybko ją otworzyłam i ... zamurowało mnie. Zrozumiałam z niej tylko kilka zdań. Pisało tam: "James Tom Angel najwyższej klasy angielski szpieg w Instytucie R.K.O. Niejednokrotnie nagradzany licznymi nagrodami. posiadacz wyjątkowego genu. Zasłużył się dla kraju. Autor "Projektu A.I.R." broni masowego rażenia. Akta ukryte. Złapał szpiega Hawakejna. Zmarły 3 lata temu na misji-śledztwo umorzono. Rodzina: Helen Angel-żona, Carl Angel-syn-brak predyspozycji, Caroline Angel-córka-brak danych, Kate Angel-brak predyspozycji. Partner w pracy:-Alexander Black. "czytałam głośno i wmurowało mnie w podłogę.Spojrzałam na Caroline. Biedna dziewczyna.
-Co to znaczy?-nie mogłam dalej zrozumieć.
-Mój tata był szpiegiem. Zmarł w tajemniczych okolicznościach. Hawakejn szantażuje mnie, żeby dostać informacje z "Projektu A.I.R," nie odpuści, póki nie dostanie tego pen-drive'a.Mój tata najwyraźniej schował te dokumenty żeby nie dopuścić, by dostały się do niepowołanych rąk. To musi być coś ogromnie ważnego, wokół tego toczy się cała gra. Ludzie obok mnie w tym Alex to szpiedzy, lub agenci którzy są szkoleni w Akademii w Shafiral, mają za zadanie mnie chronić. Ale jak tata zginął ?Dlaczego Hawakejn'owi zależy na tych danych? I co w tym wszystkim robię ja ?-powiedziała gryząc górną wargę.
-Twój tata zrobił to wszystko, żeby Cię chronić. Nie poddawaj się.-przytuliłam ją. Kiwnęła smutno głową...
-Jakie ja mam szczęście w życiu....-skomentowała przykro.
-Nie przejmuj się. Twój tata to James Bond!-zażartowałam. Uśmiechnęła się!
-Idę oddać te ciuchy twojemu byłemu chłopakowi.-zaśmiała się.
-Ale ładnie ci w czerwonym.-oznajmiłam. Po wyrzuceniu z domu tego idioty, opowiedziała mi o dziwnym zdarzeniu z Alex'em.
-No wiesz.. Ja tam myślę, że on jest wampirem.-pokazałam zęby, rzuciłam się na nią i próbowałam ją pożreć!
-Stella ! Ha ha ha ha ha Dość! Ja już nie mogę...-głośno się śmiała.
-Znam twój słaby punkt ! Wiem gdzie masz łaskotki...-powiedziała chcą się obronić. Warte zastanowienia. Przestałam ją łaskotać.
-Myślę, że dodatkowe wyjaśnienia wycisnę z Alex'a. -zaznaczyła.
-I porozmawiaj z mamą.-rozkazałam.
-Stella, dziękuję, że jesteś moją przyjaciółką, że zawsze jesteś blisko.Czasami tego nie doceniam i się kłócę z tobą, ale w trudnych chwilach jesteś wierną słuchaczką, jesteś szczera, znosisz moje ego, nawet w najgłupszym pomyśle starasz się mi pomóc i nawet gdyby było źle wiem, że mogę ci ufać...-mówiła ze łzami w oczach.
-Tylko mi się tutaj nie rozklejaj beboku. Weź się w garść albowiem ja tak mówię i tak ma być.-skończyłam. Uściskałam ją,(nie wiem co mnie napadło, jakaś fala uczuć czy co ?) po czym wzięłam klucze od samochodu i odwiozłam ją do domu. Całą drogę Caro patrzyła do okna, czy nikt nas nie śledzi. Na szczęście tylko agent X,(ponieważ tak go nazwałam) eskortował nas do jej domu. Pożegnałam się z nią i wróciłam do siebie.
***Oczami Caroline***
Na korytarzu spotkałam mojego psa, ale w żaden sposób nie mogłam zająć głowy innymi myślami niż o tych dziwnych rzeczach. Wpadłam jak burza do pokoju Alex'a.Siedział na łóżku i rozmawiał z kimś przez telefon. Zobaczywszy mnie od razu się rozłączył. Rzuciłam aktami o jego stolik.
-Caro?! Co się stało ?! Gdzie ty byłaś?!-patrzył na mnie jak na ducha i zerwał się w pozycję stojącą.
-Nieważne. Możesz mi wyjaśnić co to jest ?-pokazałam na teczkę.
-Skąd to masz?!-zdziwił się i podszedł do mnie.
-Nieważne. Teraz już wszystko wiem, możesz mi jeszcze wyjaśnić, co do cholery robię ja w tej grze?-zezłościłam się. rękoma chwycił się za głowę.
-Wiedziałem, że ten gen przejdzie na ciebie. Bo jeszcze nikomu nie udało się dostać do tajnych akt w Instytucie.-cały czas nie odrywał ode mnie wzroku.
-Odpowiedz!-krzyknęłam.
-Nie wiem....-powiedział cicho.
-Jaki znowu gen? Co wy wszyscy do mnie mówicie ?- szalałam. Do pokoju wpadła moja mama.
-Caroline...-rzuciła w zdziwieniu.
-Musimy porozmawiać...-powiedziałam i zamknęłam drzwi. Ruchem ręki wskazałam na stolik z trzema krzesłami.
-Co się stało ?!-zaniepokoiła się Helen.
-Miałem rację...Gen przeszedł na Caro.-zaczął Alex. Spojrzeli na mnie.
-Czy tylko ja nie wiem o co tu chodzi ?- rzuciłam z sarkazmem.
-Dobra wygrałaś.-odrzekł Alex.
-W jednym dniu dowiaduję się, że mój ojciec był szpiegiem Anglii. I teraz jeszcze jestem obdarzona jakimś genem?-zapytałam wnerwiona.
-Jest mi przykro, że w ten sposób się dowiedziałaś...Niejednokrotnie zbierałam się na odwagę, a potem patrzyłam jak się pięknie śmiejesz, biegasz z przyjaciółmi i nie mogłam...-mówiła już płacząca Helen.
-Spokojnie mamo nie płacz będzie dobrze.-co miałam jej powiedzieć : "jestem na ciebie cholernie zła, że mnie okłamywałaś całe życie "?
-Rodzina Angel i Black, jaka ironia-przewrócił oczami-od wieków była obdarzona jakimiś nadprzyrodzonymi zdolnościami. Sięgało to aż od stuleci. Każda z umiejętności jest wyjątkowa i niepowtarzalna. istnieje przesąd, że gen nie szuka swych właścicieli przypadkowo...-tłumaczył z przejęciem Alex.
-Moment, to wyjaśnia, dlaczego ta rana się tak szybko zagoiła...Jakie umiejętności ja posiadam ?- wyrwałam się.
-O tym przekonamy się jutro.-odrzekł.
-Jutro ? -zdziwiłam się.
-Jeśli już odkryłaś naszą historię rodzinną, to będziesz pod opieką Instytutu.Wybierzesz się tam z Alex'em, on się tobą zaopiekuje, nawet obiecał to twojemu ojcu. Pójdziesz do Akademii w Shafiral. Myślałam, że mogę cię przed tym ustrzec, ale...-mówiła spokojnie.
-Nie ?! Dlaczego ?! Przecież nie zostawię was samych! To jest za daleko!!! -krzyczałam.
-Tylko tam będziesz bezpieczna. Zrozum Hawakejn'owi nie chodzi o nas, ale o ciebie...-powiedziała dość głośno. Ciekawe czego się jeszcze dowiem, może, że jestem jakimś szatanem?!!!
-Znowu ja ?! Kiedy wreszcie przestanę być w centrum uwagi?-marudziłam jak rozpieszczone dziecko.
-W zapisach instytutu istnieje artykuł, który mówi, że "córka światła" ma zniszczyć "wszechobecną śmierć".-dodał Alex.
-Ale ja chcę być normalna! Chcę się uczyć, mieć zawód...To mi zniszczy życie!-mówiłam z wyraźnym żalem.Niemal panikowałam.Tak, to na pewno nie jest życie typowej 18 latki.
-To nie przekreśla ci przyszłości.-tłumaczył.Najchętniej uciekłabym z nim na koniec świata i zaszyła się w małym domku na Hawajach.
-Ostanie pytanie; Jak tata zginął ?-popatrzyłam na nich z iskierką nadziei, ale przywitała mnie tylko głucha cisza. Kolejna niewiadoma. To wszystko jest takie nie zrozumiałe i zagmatwane. Mój świat przewrócił się do góry nogami pod każdym względem.
-Ja nie...Za dużo tego jak na dziś...-dosłownie rzuciłam krzesłem i poszłam do swojego pokoju. Nie panowałam nad sobą. Zrzuciłam z siebie czarne ciuchy i wzięłam długą kąpiel. W wannie rozmyślałam dłuuuugo nad moim przyszłymi zdarzeniami i zdałam sobie sprawę, że nigdy nie będzie tak, jak było wcześniej. Gdy wyszłam z kąpieli, na łóżku na przeciwko mnie siedział zmartwiony Alex.Gdy emocje już opadły mogłam z nim spokojnie porozmawiać.Był sobą- moim kochanym aniołem, którego tak uwielbiałam.
-Ładna
piżamka...-szepnął.
-Dzięki.
Jestem zmęczona, chcę być sama...-odrzekłam zimno.
-A
nie powinnaś.-dodał, jego ręce objęły moje ramiona.
-Ja
chcę żeby to się skończyło.-wybuchłam nieograniczonym płaczem.
Mocno mnie przytulił. Tego mi było trzeba. Po chwili posadził mnie
na łóżku i poszedł do łazienki, z której przyniósł apteczkę.
Spokojnie i delikatnie opatrzył mój łokieć, rozerwany drutem
kolczastym z ogrodzenia Instytutu. Byłam mu wdzięczna za ciszę. O
nic nie pytał, tylko uważnie na mnie patrzył. Dlaczego on mnie
kocha?
-Czy
przez te geny, byliśmy z góry spiknięci do siebie ?-zapytałam.
Ciekawiło mnie to.
-Nie
wiem, ale nigdy nic podobnego nie czułem, w stosunku do dziewczyny.A
ty?-rzekł, podziwiam go za jego opanowanie.
-Sama
już nie wiem co czuję.Jestem zagubiona...-powiedziałam prawdę.
Spojrzał
na mnie z przerażeniem. Zatopiłam się w jego wzroku. Dlaczego nie
mogę sobie go odpuścić ?! Ja go potrzebuję, jego miłości,
dotyku, rozmów, tonu głosu, jego zapachu...Z nim znowu poczułam,
że żyję. Wiem jak to jest być szczęśliwą.Mogłabym bez
najmniejszych skrupułów go zostawić, zamknąć serce od środka,
ale wiem, że jest już za późno. Jego miłość osiadła w moim
sercu, zaszyła się pod dywanem i przybiła łańcuchami i w żaden
sposób jej nie wyrzucę.
-Ufasz
mi ?-upewnił się i dotknął mojej dłoni. Wtedy coś się między
nami zmieniło, jakieś nieokreślone uczucia szarpały sercem tak, że
mogłam usłyszeć jego bezgłośne krzyki otoczone wspomnieniami.
Jeśli
teraz nie zaryzykuję stracę go na wieczność.
-Zawsze
i wszędzie-odrzekłam.
Lohohoho, ale zwrot akcji<3
OdpowiedzUsuńP.S. Nieziemskie :3