czwartek, 26 marca 2015

"Życie na krawędzi..."Rozdział 8 " Zbuntowany anioł "

***Oczami Steli ***
Siedziałam sama w domu. Jak zawsze. Martwię się o Caro, ale wiem że z Alex'em nic jej nie grozi. Dostałam takiego szału rozmawiając z Hawakejnem. Jetem gotowa zabić tego psychopatę byle dał Caro "święty spokój". Mam tylko ją. Robiłam właśnie tosty, gdy usłyszałam odgłos dzwonka. Podbiegłam do drzwi i się zawahałam. Kto to może być o tak późnej porze? Mocno szarpnęłam gałkę drzwi. Na ganku zobaczyłam Harry'ego. Miał na sobie zielony płaszcz i czarne spodnie, a jego śliczne loki zakrywały twarz, natomiast oczy błyszczały się. Przypatrywał mi się dokładnie i posłał piękny uśmiech, a ja poczułam jak ogromny rumieniec oblewa moją twarz. 
-Dobry wieczór. Mogę wejść do środka?- jego niemiłosiernie szarmancki i śliczny głos wybudził mnie z transu.
-Znaczy.... Ja....TAK!-zaczęłam się jąkać. Nie mogłam dojść do siebie, każdy jego ruch mnie rozpraszał. Uchyliłam szeroko drzwi i ruchem ręki zaprosiłam do salonu. Jego naga stanęła na próg i mogę przysiąc, że specjalnie zahaczył swym dużym ramieniem o moją rękę. Zapach jego perfum wyczuwalny był na odległość.
-Przyszedłem by pobawić się troszkę w twojego "ochroniarza".-rzekł odwieszając płaszcz na stojak. Teraz miał na sobie tylko białą koszulkę bez ramion. Ja, nie mogąc wykrztusić ani słowa patrzyłam na niego bez ruchu. Pierwszy raz mi się to zdarzyło. Najwyraźniej to zauważył i łobuzersko się uśmiechnął. Ocknęłam się.
-Chyba Caro maczała w tym swe palce...-wyszeptałam.
-Ślicznie wyglądasz i masz super tatuaże...-powiedział nieśmiało i podszedł bliżej. Dzielił nas tylko metr. Dotykał moją rękę od ramienia, poprzez łokieć, aż do dłoni. Przechodził mnie dreszcz.
-Dzięki.-szepnęłam. Teraz jego dłoń zaczęła się bawić moim fioletowym kosmykiem włosów. 
-Robię tosty. Poczęstujesz się?-zapytałam, chcąc się opanować i uciec.
-Poproszę..-odwróciłam się na pięcie i już chciałam pójść do kuchni, gdy Harry chwycił mnie za rękę.
-Ale ci pomogę.-szepnął do ucha i wyprzedził mnie. Wzięłam głęboki wdech i udałam się za nim.
-Igrasz z ogniem.-oznajmiłam, gdy znaleźliśmy się w "pomieszczeniu do robienia kawy"jak to Caro zawsze określała . Harry wykładał właśnie gotowe tosty na talerz. Spojrzał na mnie ukradkiem.
-Wiem, ale zaryzykuję.-odwrócił się i z jedzeniem oraz dwiema szklankami soku z  pomarańczy udał się w stronę mojego pokoju. Był u mnie tylko raz i wie gdzie wszystko się znajduje. Ma świetną orientację w przestrzeni, tak jak Caro. Hmm... Ja będę wiecznie skazana na błądzenie. Ja nawet w hotelu Care się zgubię. Weszłam po schodach na górę, w moim pokoju czekał na mnie "Loczek".
-To oglądamy jakiś film?-zaproponował.
-Tak, ale ja wybieram.-zadecydowałam.Kiwnął głową, a ja włączyłam jakiś horror.
-Lubisz horrory?-zapytał śmiejąc się pod nosem.  
-Uwielbiam.-rzuciłam udając wampira.W odpowiedzi dostałam tylko słodki uśmieszek. 
-Czemu ty nie masz chłopaka?-zapytał bezpośrednio. Z całą uwagą wpatrywałam się w niego, po czym usiadłam na przeciwko.
-Opowiem ci bajkę bez "happy end'u". Kiedyś pokochałam pewnego chłopaka, był dla mnie najważniejszy, zrobiłabym dla niego wszystko.Myślałam, że "na zawsze" znaczy "na wieczność", a dla niego  znaczyło to "dopóki nie znajdę sobie innej". Rzucił mnie. Od tej pory nie potrafię nikomu zaufać i zupełnie zamknęłam się na miłość. Następnie zaczęłam znajdywałam sobie niewłaściwych chłopców, którzy dawali mi tylko kilka chwil szczęścia, ale już nigdy nie było tak samo.Już nigdy nie będę płakać, bo uważam to za słabość, którzy moi wrogowie mogą używać przeciwko mnie. I tak skończyło się ''Love Story"...Teraz mam to co chcę i kogo chcę, bez zobowiązań.-wpatrywał się we mnie przez chwilę ze zdumieniem.
-No, to na tyle.-skończyłam nie okazując żadnych emocji.  
-Jak sobie z tym poradziłaś?-zapytał.
-Każda dziewczyna radzi sobie inaczej np. Caro codziennie w nocy płacze, choć w dzień to okaz szczęścia, inna dziewczyna wyżywa się na worku treningowym, a ja wyłączam uczucia. Proste.-poruszałam ramionami i się uśmiechnęłam.
-Jesteś jak orzeszek. Na pozór twarda, a jednak wrażliwa.-skomentował.
-Nie prawda.-blefowałam.
-Mnie nie oszukasz.-pokiwał przecząco głową. Zasłoniłam włosami twarz i usiałam obok niego.
-Oglądamy ?-zapytałam coraz bardziej nieśmiało. 
-Tak.-rzucił. Jednak całą noc dziwnym trafem przegadaliśmy. Miałam wrażenie, że czasłą swoją uwagę skupia tylko na mnie. Polubił mnie za to jaka jestem. Ale jak potoczą się dalej nasze losy ?  

*** Oczami Caroline ***

Obudziłam się o świcie. Po trudnym, wczorajszym dniu wracam do życia. Mój anioł ciężko spał obok mnie na zielonej pościeli. Alex naprawdę musi mnie kochać, skoro wytrzymuje ze mną w tych trudnych chwilach. Gdyby nie on to pewnie bym popełniła... Nie, nawet tak nie myślę. Delikatnie posnułam po jego policzku.
-Kocham Cię.- szepnęłam. Uśmiechnął się przez sen, na co ja jeszcze bardziej się uradowałam.  Boję się nawet wyjść na balon. Chore.  Najchętniej zapadłabym się pod ziemię. Nie mam ochoty wstać z łóżka.
I co teraz będzie ?! Tata zmarł 3 lata temu. Carl urwał kontakty i wyjechał za granicę. Mama zachorowała na białaczkę i muszę być przygotowana, że kiedyś się obudzę, a jej już nie będzie, każdy kolejny dzień to walka, którą mimo wszystko wygrywa. Stell popadnie w depresję. Alex się załamię. Ja zniknę, a co będzie z moją siostrą? Charlotta wychowująca Kate, nawet "dom dziecka" byłby lepszy. Straszne, skrzywdzę ludzi, których kocham. Nie co ja mówię! Tak nie będzie i koniec! Nie pozwolę jakiemuś psychopacie zniszczyć mojej rodziny! Chce ze mną wojny?! To będzie ją miał. Nie zrobi ze mnie pesymistycznego potwora. Będę silna, mimo wszystko, no przecież to odziedziczyłam po mamie! 
"Jesteś niepoprawną optymistką, wyciągasz kolorową kredkę z napisem: "UŚMIECH.""-słowa Liam'a krążyły mi po głowie. On powinien udzielać porad życiowych. Nudno bez mojego "brata". Wracając- pół sukcesu to pozytywne myślenie. Wyszłam na balkon i porozciągałam się. Świeże powietrze orzeźwia umysł i ducha. Poopalałam twarz na słońcu. Wspaniale jest żyć. Zaczynamy grę. Dziś zamieram dowiedzieć się wszystkiego o tacie  i wszystkich dziwnych i niezrozumiałych sprawach. Wbiegłam po łazienki i zmyłam rozmazany tusz do rzęs. Następnie cicho wyciągnęłam ubrania z białej szafy. Przeszukawszy rzeczy natrafiłam się na bordową spódniczkę, którą dostałam na moje urodziny. Zaszalejmy. Ubrałam czarne rajstopy, spódniczkę do kolan, biały jednokolorowy t-shirt i jeans'ową kurtkę. Dodamy jeszcze złoty naszyjnik. Z włosów uplotłam kłosa i nałożyła delikatny makijaż. Pokażę całemu światu moją siłę. Taką mnie jeszcze nie znali. W progu stanął oniemiały Alex.
-WOW! Jesteś piękna.-szepnął, pożerając mnie wzrokiem. Głośno się zaśmiałam.
-Miło usłyszeć to od ciebie.-rzekłam, czując jak moją twarz zalewa fala ciepła. Widząc to podszedł do mnie, mój oddech stał się nieregularny, a żołądek ściskał.Tak się dzieje tylko gdy on jest blisko. Następnie jego delikatna i ciepła dłoń zaczęła pieścić mój policzek. Jeśli myśli, że mnie zbajeruje i ominiemy trudną rozmowę to się myli. Chwyciłam jego dłoń i odciągnęłam od twarzy.
-Jesteś okropnie uparty, denerwujący i kłamiesz..-zamroziłam go wzrokiem. Stał bezczelnie wgapiając się we mnie, ze swoim łobuzerskim uśmiechem.
-I doszliśmy do tej trudnej chwili...-spuścił głowę.
-Proszę Cię, bądź poważny.-skomentowałam chłodno. Spojrzał na mnie swoim przenikliwym wzrokiem.
-Ktoś musi cię denerwować i sprowadzać kłopoty, bo byłoby za nudno. Nie sądzisz?-zapytał puszczając mi "perskie oko".  Ale ja stałam nie ugięta.
-Okłamałeś mnie. Dlaczego?-drążyłam dalej.
-Bo mogę.-powiedział bezczelnie. 
-Myślisz, że ta sytuacja jest trudna tylko dla ciebie?-czułam jak napływają mi łzy do oczu.
-Ja, nie przepraszam.-odrzekł.
-Ktoś Cię musi w końcu nauczyć.-powiedziałam stanowczo.Stał bez słowa. Nie widziałam sensu żeby to kontynuować, wyminęłam go i wyszłam z łazienki. Moja samotna wędrówka nie trwała długo, ponieważ zaraz mnie dogonił.I mocno odwrócił do siebie tak, że jego klatka piersiowa i moje plecy się zetknęły.


-Naprawdę chcesz wiedzieć?-po krótkiej chwili kontynuował. Coś w nim pękło.

-Tak.-odrzekłam.
-Jedyny raz nie postąpiłem jak egoista i nie powiedziałem ci, żebyś była sobą, żyła normalnie, nie w zastraszeniu. Rozumiesz ? Chcę żebyś była na zawsze szczęśliwa, ale nie tylko na chwilę. Bo jesteś moja. A to serce od miesięcy czekało żeby bić tylko dla ciebie.-opadł z tonu i delikatnie chwycił moją dłoń po czym przyłożył sobie do serca.

-I przepraszam za wszystko...-dodał z trudem.




Nastała cisza.

-Zmienisz się dla mnie ?-zapytałam z nadzieją w oczach.
-Dla ciebie wszystko księżniczko.-szepnął i delikatnie się uśmiechnął.
-Powiesz mi tajemnice taty ?-zapytałam nieśmiało.
-Wszystko, tylko nie to. Tak będzie lepiej.-odrzekł z czułością w głosie.
-Wszędzie te tajemnice. Wiedz, że sama się dowiem.-zapewniłam ostro.
-Nikomu nie pozwolę Cię choćby tknąć.-szeptał, dotykając moją szyję. Przytuliłam się mocno do niego.
-Boję się przyszłości?-westchnęłam ciężko.
-Nie bój się, staw jej czoła. Zawsze walcz o swoje, nie daj się nikomu złamać, bądź szczera a jak trzeba bezpośrednia, uwierz w siebie i pamiętaj ja będę obok.-mówił w skupieniu.  
-A co jeśli przegram tą walkę?-zapytałam pełna obaw.
-Jeszcze nigdy nie widziałem tak silnej dziewczyny, jak ty. A przegrywają tylko ci, którzy nawet nie próbowali walczyć.-podniósł mnie na duchu.
-Nie mówię tego często, ale dziękuję, że... Jesteś.- rzekłam.
-Nikomu nie pozwól napisać swojej historii za Ciebie, Caro.-ucałował mnie w czoło i wypuścił z swych ramion.
-Zejdź na dół, obiecałaś wczoraj coś Kate, a ja pójdę pod prysznic.-zadecydował. Dobrze, że mi przypomniał. Myślałam cały czas o jego słowach. Spojrzałam na zegar w holu 8: 32. Pewnie Stella i Harry się dobrze bawią. Udałam się do kuchni, gdzie zobaczyłam mamę łykającą masę tabletek. Spostrzegłszy mój wzrok, przywitała mnie uśmiechem.
-Hej, mamo.-rzekłam.
-Cześć Care. Wszystko w porządku?-przytuliła mnie w czerwonej sukience z czarnymi dodatkami. W jej ramionach byłabym się rozkleiła, ale tę sztukę muszę dograć do końca.
-W najlepszym. I jak  ?-zapytałam okręcając się dookoła.
-Idealnie.-zaśmiała się mama. Cioci Maddy wypadła szklanka, gdy zauważyła moją spódniczkę. Zwykle wolę dresy. 
-Caroline? Ty masz nogi.-zaśmiała się szatańsko, ubierając fartuch kuchenny.
-No co ?! Każdy ma prawo być modnym.-wybuchła śmiechem Amanda, zmywając kubki. 
-Kate zrobiła ci śniadanie.Jest na balkonie. Lepiej pochwal ją, bo inaczej będzie źle..-zagroziła mama.
-Cała rodzinka w komplecie, lubię to (y)-rzuciłam radośnie. I wtedy weszła Charlotta. Jej tylko tutaj brakowało.
-Co się gapicie ?! Lepiej weźcie zwolnijcie sprzątaczkę, w moim apartamencie jest brudno.-rzekła zła jak osa. Miała na sobie różowy szlafrok, kapcie i ręcznik na głowie. Zaczęła robić śniadanie, Płatki z mlekiem, ale połowa butelki chyba wylądowała na podłodze, a my wszystkie dosłownie patrzyliśmy na nią, jak na idiotkę. zaśmiałam się pod nosem i wyszłam do Kate.
-Jak tu smacznie wszystko wygląda. Bobasinko jestem z ciebie dumna.-oznajmiłam z wielkim uśmiechem. Ona odpowiedziała tylko smutną minką.
-Caro, czy coś jest ze mną nie tak?-zapytała oderwana od tematu.Zbiło mnie to z tropu.
-Dlaczego tak myślisz?-zasmuciłam się.
-No bo dziś Charlotta mi powiedziała, że jestem do niczego...-powiedziała pół-głosem.Jak może ta wiedźma takie głupoty opowiadać? 
-Jeżeli ktoś traktuje Cię źle, pamiętaj, że jest coś nie tak z nim, a nie z tobą. Normalni ludzie nie niszczą innych ludzi.-wytłumaczyłam psychologicznie.
-Dlaczego Charlotta jest taka.-zapytała. Niby oczywiste, a jednak takie trudne.
-Bo tak ją życie nauczyło. To co jemy ? Bo jestem straszliwie głodna.-zmieniłam temat. Opowiadałyśmy sobie o różnych rzeczach i sprawach. Beztroski śmiech przerwał sygnał wiadomości.

Zaczęłam pisać z Stell, najpierw pomyślałam, że chce zdać relację z spędzania wolnego czasu z Harry'm, ale dziwnie pisała. Coś musi być na rzeczy. Jeśli mam się dowiedzieć czegoś to muszę zrobić to niepostrzeżenie inaczej nici z planu. 
-Caro, czy ty mnie słuchasz?-próbowała zwrócić moją uwagę Kate.Wtedy Alex zaszedł mnie od tyłu i uściskał.Słodko.
-Muszę iść do pracy.-oznajmił i ucałował mnie w nos. 
-Pa.Kiedy wrócisz?-zapytałam.
-Wieczór.-odrzekł. 
-To późnym wieczorem wpadnę do Stelli.-odrzekłam.
-Nie ma sprawy.-kiwnął i  pokazał na placach liczbę ochroniarzy wokół mnie-5. Odprowadziłam go wzrokiem do wyjścia. Już tęsknie. Dzień minął szybko, ale najgorsze było to, że nie mogłam wychodzić z budynku. Czułam się jak ptak w klatce. Na szczęście zajęłam się pomaganiem w kuchni, potem nerwowo pochodziłam po hotelu, odkryłam wiele zakamarków, o których istnieniu nie miałam pojęcia. Nim się obejrzałam Alex wrócił, myślał, że nie dostrzegę jak wślizguję się do swojego pokoju. Zdziwił się widząc mnie w progu swego lokalu. Zachowywał się dziwnie. Był blady i tak jakby słaby. Nie mógł ruszyć lewym ramieniem. Popatrzył na mnie i rzekł:
-Nie martw się. Wszystko w porządku. Dopiero teraz dostrzegłam, że krew spływa po jego białej koszuli wystającej spod skórzanej kurtki.
-Co się stało ?!-krzyknęłam widząc w jakim jest stanie. Podbiegłam do niego.
-Nie pytaj o nic. Proszę. Tylko bądź.- chwycił moje nadgarstki, chcąc żebyś się uspokoiła. Posłusznie kiwnęłam głową. Nurtowała mnie tona pytań. Co się stało? Kto mu to zrobił? I do cholery czym on się zajmuje? Ale obietnica, to obietnica. Wyciągnęłam bandaż z apteczki, trzeba zmienić ten opatrunek. Alex widział co zamierzam zrobić, posłusznie ściągnął koszulę i usiadł na łóżku. Jego ciało było boskie. rzez chwilę się mu przyglądałam i cieszyłam oczy. Na ramieniu widniał już jeden przemoknięty opatrunek. Spojrzałam na ranę, to była rana postrzałowa! Zagryzłam wargę, żeby nic z siebie nie wykrzyczeć. Jak tylko najdelikatniej mogłam opatrzyłam ją, Alex nie spuszczał ze mnie swego wzroku, śledził każdy mój ruch. A ja udając, że nie zwracam na to uwagi, próbowałam sprawić by mniej go bolało. Nie popatrzę mu się w oczy, nawet nie zamierzam. Po skończonej pracy, nawet nie wiem kiedy położył się na łóżku i wziął mnie ze sobą.
-Wygrałaś. 45 minut bez rozmowy. Twój nowy rekord.-szeptał.
-Bardzo Cię boli?-zapytałam niepewnie.
-Już nie, jestem na proszkach.-oznajmił.
-Alex do cholery czym ty się zajmujesz? Już nie mam siły się nawet domyślać.-wybuchłam.
-Nikim ważnym.-powiedział zmęczony.
-Dla mnie tak.-argumentowałam. Nie zdążył odpowiedzieć, bo zasnął- pewnie przez tabletki przeciwbólowe. Muszę się dowiedzieć, o co tu chodzi, jakie tajemnice krążą nad rodziną Angel. Ale teraz go samego nie zostawię...Przytuliłam  i oboje zasnęliśmy. Około godziny 20:00 Alex się wybudził. Całe te 4 godziny patrzyłam, czy nic niepokojącego się z nim nie dzieje. Na szczęście nie. 
-Caro...-mamrotał.
-Jestem obok.-powiedziałam słysząc jego głos. Wtedy otworzył swe oczy i usiadł na łóżku. Poszłam w jego kroki. Zwinnie rozpiął koszulę i uwolnił się z opatrunków na lewym ramieniu. Przypatrywałam się temu ze zdumieniem, a kiedy dostrzegłam, że rana znikła byłam w szoku. 
-Alex, przecież przed chwilą była tam rana postrzałowa.. Jak ty.. Jak to jest możliwe..???-mówiłam nie mogąc dojść do siebie. Nie mogłam sobie tego w racjonalny sposób wyjaśnić. Jak rana może przez te 4 godziny wyparować ? 
-Spokojnie Caro...-próbował mnie uspokoić.
-To nie jest normalne! -objęłam obiema dłońmi głowę. Co się tu dzieje ?
-Caro wszystko jest w porządku.Ufasz mi?-chwycił moją twarz swoimi dłońmi.
-Zawsze i wszędzie.-powiedziałam opanowując się.
-A teraz jedź do Stelli, ochłoń i niczym się nie przejmuj.Dobrze?-ucałował mnie w czoło. Kiwnęłam twierdząco głową.
-Choć zawiozę Cię...-pociągnął mnie za rękę, i na ramiona zarzucił swoją kurtkę. 
Do domu Stell trwała cisza. Nauczyłam się już nie pytać. Nikt nie trudził się, żeby cokolwiek mi wyjaśnić. Sama dowiem się prawdy.
-Do zobaczenia jutro.-rzuciłam na odchodne. Jednak on zatrzymał mnie chwytając moje ramie.
-Caro...Nie rób głupich rzeczy....-patrzył na moje usta i oblizał wargę.
-Nie znasz mnie.-rzuciłam w dwuznacznym kontekście i odeszłam. Jego wzrok, odprowadził mnie do drzwi. Stell już stała w drzwiach.
- I tak skończyło się " love story ".-rzekła. 
Lepiej powiedź, co nowego zaobserwowałaś.- podsunęłam.
-Twoi ochroniarze nie należą do żadnej z placówek zajmującymi się tego typu rzeczami.Czyli nie są tymi za których się podają.-zmarszczyła czoło.
-Skąd wiesz?-zastanowiłam się. Kolejne nie wyjaśnione zdarzenie.Słodko.
-Jeden z nich nijaki Peter logował się na komputerze w Ducato dokładniejsze położenie, masz zakreślone na mapie.-podała mi plan miasta.
-To chyba jakiś Instytut.-skojarzyłam.
-Nic dokładniej nie wiem. Wszystko chowane jest pod kluczem.-rzuciła jak ekspert. Pokazała mi trójwymiarowy, laserowy szkic budynku.
-Sama skonstruowałaś ?-oniemiałam z zachwytu.
-Proste.- dumnie się uśmiechnęła.
-Ale jak możemy to sprawdzić ?-zapytałam wracając do tematu.
-Jedyne wyjście to, się tam włamać. - zagryzła wargi.
-Szykuje się grubsza akcja. Masz czarne ciuchy ?-rzuciłam pewnie.
-Ale Caro jesteś tego pewna ?-próbowała mnie zniechęcić, ale muszę się dowiedzieć prawdy.
-Jestem ciekawska.-słodko się uśmiechnęłam, wkładając czarną bluzę Stelli.
-Będę twoimi oczami. Włamię się do kamer i komputera tego budynku. A tu nasz głośnik do ucha. Będziemy w kontakcie. -zaproponowała pełna podniecenia.
- Dowiem się wszystkiego. - założyłam sprzęt. Jestem gotowa.
-Oni obserwują mój dom, będą cię śledzić i nie pozwolą ci nawet się oddalić.-rzekła gapiąc się w monitor. Wpadłam na pewien pomysł.
-Hej. Czy twój były chłopak dalej rozwozi pizzę ?-posłałam telepatycznie mój pomysł Stell.
-Jesteś geniuszem ! -krzyknęła i chwyciła telefon.
-Wiem. -powiedziałam bardzo skromnie.
-Poproszę małą peperoni i jakiegoś słodziaka do Baker Street 136 A.-powiedziała używając całego swego uroku. Usiadłam na jej kolana i przytuliłam się, chcąc słyszeć rozmowę.
-Stell ! Miło cię słyszeć...-odpowiedział głos po drugiej stronie słuchawki.
-Ciebie też.O której kończysz pracę może byś przyszedł do mnie na chwilę. Posiedzimy, pogadamy...-świetnie grała.
-Za chwilę będę.-rozłączył się.Nie dziwiłam się jemu, jaki chłopak w tym mieście by nie szalał za Stell ? Zaśmiałam się.
Za krótką chwilę usłyszałyśmy pukanie do drzwi.
-Siedź tu... Pokażę ci jaka jestem wredna.-rzuciła biegnąc na dół.Usiadłam na schodach, tak aby mnie nie zauważył i patrzyłam. Biedny chłopak nawet nie zdążył się przywitać, a Stell już wciągnęła go do środka i ściągnęła mu robocze ubrania, ale jemu się to podobało. Zaczęła go podpuszczać, żeby wszedł do sypialni. Poddał się, jej szaleństwom się nie da oprzeć. W końcu w samych spodenkach zamknęła go na klucz w pokoju.Ona jest po prostu niesamowita.
-Szybko ! Ubieraj to na siebie! -krzyknęła, aktorsko wyciągając pieniądze przy oknie, tak żeby ktoś ją zobaczył. Ubrana w czerwony T-shirt z wizerunkiem pizzy i włosami schowanymi pod czapką z daszkiem, wyszłam przed budynek. W samochodzie na przeciwko siedział starszy pan, czytając gazetę, w nocy. Z kieszeni wyciągnęłam kluczyki i dostawczym samochodem odjechałam, jakby gdyby nigdy nic.
-Udało się ! Nic nie zwróciło jego uwagi strażnika.-powiedział głos z głośnika w moim uchu.
-Twoja zasługa.. - odpowiedziałam uradowana.
-Jedź do południowego krańca miasta, przy ulicy Lord Street, tam stoi bardzo duży budynek.Nie przegapisz.-informowała mnie Stell.
-Zrozumiałam, bez odbioru.-rzuciłam. Bez trudu znalazłam budynek. Była to potężna, dobrze oświetlona i jeszcze lepiej strzeżona budowla. Kształt jej przypominał prostopadłościan, z wieloma oknami i wielkim ogrodem, ogrodzonym wysoką siatką, wokoło krążyli strażnicy z psami. Zaparkowałam na dalszym parkingu, i zrzuciłam z siebie ciuchy przewoźnika pizzy.Ubrana na czarno, byłam gotowa. Teraz musimy pomyśleć. Przez ogrodzenie przeskoczę bez trudu, ale muszę to zrobić przy najbliższym punkcie do ściany budynku, żeby psy nie mogły mnie zauważyć i wskoczyć na okno.
-Stell dobry pomysł?-zapytałam chcąc się upewnić.
-Nie. Myślę, że dasz radę wskoczyć na ramę okna odbijają się bezpośrednio ze słupka ogrodzenia.-rzuciła pomysłem.
-Ok.-powiedziałam wychodząc z samochodu.
-Czekaj.. Nie wiemy co dalej robić!-rzekła nagle.
-Muszę wyjść z auta, bo dwaj strażnicy się mną zainteresują.-szepnęłam.
-A co będzie dalej?-zapytała panicznie.
-Pójdziemy na żywioł.-zakomunikowałam ze śmiertelnym spokojem.
-Caro !-rzucała się Stell.
-Uspokój się. Nic mi nie zrobią. Jak coś to ty mnie wyciągasz.-zaśmiałam się. Gdy podeszłam bliżej zauważyłam wielkość tego budynku. Był zbudowany w staro-angielskim stylu. Przebiegłam jak tylko umiałam najciszej do wyznaczonego  punktu. Wokół krążyli strażnicy z czarnymi owczarkami niemieckimi.Horror. Dobrze, że panował już mrok i mnie nie dostrzegli. Jeden z pilnujących ten sektor strażników poszedł zapalić papierosa. To moja szansa. Nie zastanawiając się dłużej wskoczyłam na ogrodzenie i dosłownie cudem zahaczyłam palcami o ramę okna. Teraz może być tylko prościej. Nawet nie wiem jak się myliłam. Znalazłam otwarte okno i zwinnie przecisnęłam się przez nie. Budynek był oświetlony i ... ogromny.
-Jestem w środku. Który gabinet?-zapytałam Stell.
-Jesteś niewidzialna w kamerach, włamałam się do bazy sterowania tego Instytutu.Drzwi 20-oznajmiła. Byłam blisko, sądząc po numerach szukany przeze mnie pokój powinien być po drugiej stronie korytarza. Wyminęłam chodzącego strażnika. Nawet się nie dowiedział, że obok niego jestem. Po krótkiej chwili stałam na przeciwko drzwi-zamknięte. Żaden problem. wyciągnęłam wsuwkę z włosów i starym sposobem otworzyłam drzwi. Znalazłam się w środku czerwonego gabinetu. Oświeciłam światło i rzuciłam się do papierków...Projekt "X" , Projekt The Y.O.L.O, Projekt "Super power", i masa innych projektów, żadna nie odpowiadająca moim kryteriom. Znalazłam również pustą aktówkę z Projektem A.I.R. Nareszcie natknęłam się na teczkę z nazwą "James  Angel ". Co dane mojego taty tutaj robią? Nerwowo otworzyłam ją i zaczęłam czytać. Próbowałam pochłonąć jak najwięcej informacji.
-Caro znikaj, jakiś haker mnie blokuje. Masz 12 sekund...-mówiła przerażona. 
-Jeszcze chwilę..Wytrzymaj..-mówiłam nerwowo. Ktoś zaczął szarpać klamkę. To już po mnie. Z chwilą otworzenia drzwi znikłam pod biurkiem. Akta schowałam pod koszulką. Słyszałam kroki zbliżającego się strażnika. Siedziałam cicho prosząc, żeby mnie nie znalazł. Jednak powoli zaczął się schylać, spanikowana kopnęłam go nogą, przewrócił się. Wykorzystałam ten moment i zamknęłam go w pokoju. 
-Co teraz?-zapytałam Stell.
-Walczę, ale jest dobry...Zobaczyli cię przez kamery. Już po ciebie idą.-ostrzegała a właściwie panikowała.
-Co robimy?-zamyśliłam się, ale byłam dziwnie spokojna. 
-Pamiętasz, jak kiedyś złapała mnie moja ciotka na podjadaniu ciasteczek?-kontynuowała. Mnie tutaj ludzie ścigają, a ona mi o serniku opowiada. 
-Tak.-odrzekłam.
-To pamiętasz co zrobiłaś?-zapytała. Wyłączyłam światło i ją wyciągnęłam.
-Stella jesteś geniuszem! Powiedz mi, ile czasu zostało?-zapytałam.
-Jakieś 4 minuty.-odrzekła.
-Wyciągnę od nich wszystko.-odpowiedziałam spokojnie na widok zbliżających się strażników.
-Zniszcz to urządzenie, żeby mnie nie namierzyli.-rozkazała. Wyciągnęłam głośniczek z ucha i obcasem rozwaliłam na drobny pył. Otoczyło mnie 8 strażników. Grzecznie podałam ręce jak dziecko, które coś nabroiło. Elektroniczne kajdanki. Będzie śmiesznie. Doprowadzili mnie do pomieszczenia złożonego z samych szyb i przykuli mnie do krzesła, stojącego na środku pokoju. W progu stanęła krótkowłosa blondynka w czarnym mundurze.
-Kim jesteś? I co tu robisz?-zapytała chłodno.
-Przechodziłam sobie obok i pomyślałam, że wpadnę..-zażartowałam.
-Dość żartów..-syknął mężczyzna, którego kopnęłam. Trzymał w ręku chusteczki, które tamowały krew płynącą z nosa. Najwyraźniej mu go złamałam.
-Właśnie...Przepraszam.Nie gniewaj się. Wypadek w pracy. Dostaniesz odszkodowanie....-tłumaczyłam, a właściwie gadałam bzdury, gdy niebezpiecznie do mnie podchodził i chyba miał zamiar uderzyć mnie w twarz.
-Gdzieś panią spotkałam...-zastanowiłam się po cichu. Skądś kojarzyłam twarz. 
-Skąd jesteś ?! Z kontrwywiadu? - pytała kobieta.
-Myślisz, że ci powie? Przecież to jakaś profesjonalistka.-odrzekł jej mężczyzna, coraz bardziej odchylający głowę do przodu, by zatamować krew. Schlebiało mi jego słowa, ale mimo wszystko prosiłam w myślach, żeby Stell mnie stąd wyciągnęła. Spojrzałam na czarny zegar miałam tyko 2 minuty. Dobrze, że nie zauważyli zniknięcia teczki.
-Co powiecie na współpracę? Ja wam odpowiem na kilka pytań, ale tylko wtedy gdy udzielicie mi kilku odpowiedzi, na temat, który mnie interesuje.-rzekłam twardo.
-A jeśli nie? -zapytała ponownie kobieta.
-Inaczej możecie mnie nawet zabić, a żadnego słowa nie pisnę. Jasne ?-dowiedziałam przesadnie i chamsko. 
-Zgoda.Z jakiego wywiadu jesteś?-zapytała blondi.
-Nie należę do żadnego wywiadu. Działam na własną rękę.Teraz ja: Co to jest za miejsce i czym się zajmujecie ?-zrobiłam groźną minę. Kobieta znacząco posłała wzrok mężczyźnie z rozbitym nosem.
-Jesteśmy instytucjom zajmującą się szpiegostwem.Działamy od...-mówiła kobieta.
-Jesteście szpiegami ?! To nie możliwe..-przerwałam jej. Nie dowierzałam własnym uszom.
-Możliwe. Od najdawniejszych czasów istnieli na świecie ludzie, którzy podejmowali się pracy wywiadowczej i udawali przyjaciół, aby wydobyć cenne informacje. 
To właśnie dlatego szpiegostwo jest też jedną z najniebezpieczniejszych profesji na świecie. Z każdej strony grozi zdemaskowanie, w takim przypadku grożą najwyższe kary - dożywocie lub kara śmierci. Jedyna szansa na oswobodzenie przychodzi w przypadku wymiany agentów. ..Zajmujemy się szkoleniem agentów by byli najlepsi na świecie.-kontynuowała. Bez najmniejszych wątpliwości trzyma żelazną ręką cały instytut.
-Coś jak Czarna Wdowa ?-zapytałam cały czas nie dowierzając.
-A myślisz, że jaka organizacja szkoliła Annę Chapman? Najsłynniejszego współczesnego szpiega Europy ?-uniosła brwi. 
-Czyli mój tata był szpiegiem...-rzekłam cicho. Wszystko zaczęło nabierać kształtów. Każdy szczegół z mojego życia składał się w układankę z puzzli. To wszystko nawet jak najniedorzeczniej brzmiało, wydawało mi się logiczne. Fala wspomnień uderzyła do mojej głowy.Nie mogłam tego pojąć. Każdy wyjazd, pod pretekstem awarii w elektrowni, każdy odwołany weekend. Cholera mój tata był szpiegiem! Nie mogłam tego pojąć, to był nagły cios, który z każdą sekundą drążył mnie w zdumienie.
-Wszystko w porządku ?-zapytała blondi, widząc, że od dłuższego czasu nie ma ze mną kontaktu. Nie mogłam sobie z tym poradzić. Spojrzałam na czarny zegar. Trzeba wziąść się w garść, awaria prądu nastąpi za 4,3,2,1... I zgasły światła w całym budynku. Stella jest niesamowita. Elektryczne kajdanki opadły na podłogę, rzuciłam się w stronę okna i wskoczyłam na krawędź. Z tyłu mogłam tylko usłyszeć zdezorientowanych ludzi błądzących po omacku. Muszę się śpieszyć. Spuściłam się po rynnie. Gdy jakimś cudem to przeżyłam odwróciłam się i zobaczyłam stado owczarków niemieckich, one są wyszkolone z nimi nie ma dyskusji. Rzuciłam się do ucieczki. Serce biło jak szalone, a ja biegłam jak tylko najszybciej mogłam. Udało mi się przeskoczyć za ogrodzenie, jednak poraniłam całą rękę drutem kolczastym. Pobiegłam do samochodu i jak gdyby nigdy nic odjechałam. Lepiej żeby nikt nie wiedział, że ja tam byłam. Pojechałam do tęczowej... 


*** Oczami Stelli ***

Nerwowo chodziłam po pokoju i czekałam na nią. Udało mi się przechytrzyć nawet sam system. Ciekawe czy nic się jej nie stało... Spokojnie.Postanowiłam się uspokoić.. Co ja mówię! Ja spokojna?! Usiadłam na łóżku. Z dołu krzyczał mój ex żebym go wypuściła z sypialni.Pełna ignorka.
-Zamknij się idioto! -krzyknęłam zła. Nagle znikąd, a właściwie z okna do pokoju wpadła Caro. Jednak ma klasę.
-Caro wszystko w porządku ?! -krzyknęłam widząc że jest niemalże zielona.
-Popatrz jaka wspaniała lektura.-powiedziała chłodno i podała mi jakąś teczkę na której pisało "ściśle tajne".Fascynujące. Szybko ją otworzyłam i ... zamurowało mnie. Zrozumiałam z niej tylko kilka zdań. Pisało tam: "James Tom Angel najwyższej klasy angielski szpieg w Instytucie R.K.O. Niejednokrotnie nagradzany licznymi nagrodami. posiadacz wyjątkowego genu. Zasłużył się dla kraju. Autor "Projektu A.I.R." broni masowego rażenia. Akta ukryte. Złapał szpiega Hawakejna. Zmarły 3 lata temu na misji-śledztwo umorzono. Rodzina: Helen Angel-żona, Carl Angel-syn-brak predyspozycji, Caroline Angel-córka-brak danych, Kate Angel-brak predyspozycji. Partner w pracy:-Alexander Black. "czytałam głośno i wmurowało mnie w podłogę.Spojrzałam na Caroline. Biedna dziewczyna. 
-Co to znaczy?-nie mogłam dalej zrozumieć.
-Mój tata był szpiegiem. Zmarł w tajemniczych okolicznościach. Hawakejn szantażuje mnie, żeby dostać informacje z "Projektu A.I.R," nie odpuści, póki nie dostanie tego pen-drive'a.Mój tata najwyraźniej schował te dokumenty  żeby nie dopuścić, by dostały się do niepowołanych rąk. To musi być coś ogromnie ważnego, wokół tego toczy się cała gra. Ludzie obok mnie w tym Alex to szpiedzy, lub agenci którzy są szkoleni w Akademii w Shafiral, mają za zadanie mnie chronić. Ale jak tata zginął ?Dlaczego Hawakejn'owi zależy na tych danych? I co w tym wszystkim robię ja ?-powiedziała gryząc górną wargę.
-Twój tata zrobił to wszystko, żeby Cię chronić. Nie poddawaj się.-przytuliłam ją. Kiwnęła smutno głową...
-Jakie ja mam szczęście w życiu....-skomentowała przykro.
-Nie przejmuj się. Twój tata to James Bond!-zażartowałam. Uśmiechnęła się! 
-Idę oddać te ciuchy twojemu byłemu chłopakowi.-zaśmiała się.
-Ale ładnie ci w czerwonym.-oznajmiłam. Po wyrzuceniu z domu tego idioty, opowiedziała mi o dziwnym zdarzeniu z Alex'em.
-No wiesz.. Ja tam myślę, że on jest wampirem.-pokazałam zęby, rzuciłam się na nią i próbowałam ją pożreć!
-Stella ! Ha ha ha ha ha Dość! Ja już nie mogę...-głośno się śmiała. 
-Znam twój słaby punkt ! Wiem gdzie masz łaskotki...-powiedziała chcą się obronić. Warte zastanowienia. Przestałam ją łaskotać. 
-Myślę, że dodatkowe wyjaśnienia wycisnę z Alex'a. -zaznaczyła.
-I porozmawiaj  z mamą.-rozkazałam. 
-Stella, dziękuję, że jesteś moją przyjaciółką, że zawsze jesteś blisko.Czasami tego nie doceniam i się kłócę z tobą, ale w trudnych chwilach jesteś wierną słuchaczką, jesteś szczera, znosisz moje ego, nawet w najgłupszym pomyśle starasz  się mi pomóc i nawet gdyby było źle wiem, że mogę ci ufać...-mówiła ze łzami w oczach. 
-Tylko mi się tutaj nie rozklejaj beboku. Weź się w garść albowiem ja tak mówię i tak ma być.-skończyłam. Uściskałam ją,(nie wiem co mnie napadło, jakaś fala uczuć czy co ?) po czym wzięłam klucze od samochodu i odwiozłam ją do domu. Całą drogę Caro patrzyła do okna, czy nikt nas nie śledzi. Na szczęście tylko agent X,(ponieważ tak go nazwałam)  eskortował nas do jej domu. Pożegnałam się z nią i wróciłam do siebie.

***Oczami Caroline***

Na korytarzu spotkałam mojego psa, ale w żaden sposób nie mogłam zająć głowy innymi myślami niż o tych dziwnych rzeczach. Wpadłam jak burza do pokoju Alex'a.Siedział na łóżku i rozmawiał z kimś przez telefon. Zobaczywszy mnie od razu się rozłączył. Rzuciłam aktami o jego stolik.
-Caro?! Co się stało ?! Gdzie ty byłaś?!-patrzył na mnie jak na ducha i zerwał się w pozycję stojącą.
-Nieważne. Możesz mi wyjaśnić co to jest ?-pokazałam na teczkę.
-Skąd to masz?!-zdziwił się i podszedł do mnie.
-Nieważne. Teraz już wszystko wiem, możesz mi jeszcze wyjaśnić, co do cholery robię ja w tej grze?-zezłościłam się. rękoma chwycił się za głowę.
-Wiedziałem, że ten gen przejdzie na ciebie. Bo jeszcze nikomu nie udało się dostać do tajnych akt w Instytucie.-cały czas nie odrywał ode mnie wzroku.
-Odpowiedz!-krzyknęłam.
-Nie wiem....-powiedział cicho.
-Jaki znowu gen? Co wy wszyscy do mnie mówicie ?- szalałam. Do pokoju wpadła moja mama.
-Caroline...-rzuciła w zdziwieniu. 
-Musimy porozmawiać...-powiedziałam i zamknęłam drzwi. Ruchem ręki wskazałam na stolik z trzema krzesłami. 
-Co się stało ?!-zaniepokoiła się Helen.
-Miałem rację...Gen przeszedł na Caro.-zaczął Alex. Spojrzeli na mnie.
-Czy tylko ja nie wiem o co tu chodzi ?- rzuciłam  z sarkazmem.
-Dobra wygrałaś.-odrzekł Alex.
-W jednym dniu dowiaduję się, że mój ojciec był szpiegiem Anglii. I teraz jeszcze jestem obdarzona jakimś genem?-zapytałam wnerwiona.
-Jest mi przykro, że w ten sposób się dowiedziałaś...Niejednokrotnie zbierałam się na odwagę, a potem patrzyłam jak się pięknie śmiejesz, biegasz z przyjaciółmi i nie mogłam...-mówiła już płacząca Helen.
-Spokojnie mamo nie płacz będzie dobrze.-co miałam jej powiedzieć : "jestem na ciebie cholernie zła, że mnie okłamywałaś całe życie "?
-Rodzina Angel i Black, jaka ironia-przewrócił oczami-od wieków była obdarzona jakimiś nadprzyrodzonymi zdolnościami. Sięgało to aż od stuleci. Każda z umiejętności jest wyjątkowa i niepowtarzalna. istnieje przesąd, że gen nie szuka swych właścicieli przypadkowo...-tłumaczył z przejęciem Alex.
-Moment, to wyjaśnia, dlaczego ta rana się tak szybko zagoiła...Jakie umiejętności ja posiadam ?- wyrwałam się.
-O tym przekonamy się jutro.-odrzekł.
-Jutro ? -zdziwiłam się.
-Jeśli już odkryłaś naszą historię rodzinną, to będziesz pod opieką Instytutu.Wybierzesz się tam z Alex'em, on się tobą zaopiekuje, nawet obiecał to twojemu ojcu. Pójdziesz do Akademii w Shafiral. Myślałam, że mogę cię przed tym ustrzec, ale...-mówiła spokojnie.
-Nie ?! Dlaczego ?! Przecież nie zostawię was samych! To jest za daleko!!! -krzyczałam.
-Tylko tam będziesz bezpieczna. Zrozum Hawakejn'owi nie chodzi o nas, ale o ciebie...-powiedziała dość głośno. Ciekawe czego się jeszcze dowiem, może, że jestem jakimś szatanem?!!!
-Znowu ja ?! Kiedy wreszcie przestanę być w centrum uwagi?-marudziłam jak rozpieszczone dziecko.
-W zapisach instytutu istnieje artykuł, który mówi, że "córka światła" ma zniszczyć "wszechobecną śmierć".-dodał Alex.
-Ale ja chcę być normalna! Chcę się uczyć, mieć zawód...To mi zniszczy życie!-mówiłam z wyraźnym żalem.Niemal panikowałam.Tak, to na pewno nie jest życie typowej 18 latki.
-To nie przekreśla ci przyszłości.-tłumaczył.Najchętniej uciekłabym z nim na koniec świata i zaszyła się w małym domku na Hawajach.
-Ostanie pytanie; Jak tata zginął ?-popatrzyłam na nich z iskierką nadziei, ale przywitała mnie tylko głucha cisza. Kolejna niewiadoma. To wszystko jest takie nie zrozumiałe i zagmatwane. Mój świat przewrócił się do góry nogami pod każdym względem. 
-Ja nie...Za dużo tego jak na dziś...-dosłownie rzuciłam krzesłem i poszłam do swojego pokoju. Nie panowałam nad sobą. Zrzuciłam z siebie czarne ciuchy i wzięłam długą kąpiel. W wannie rozmyślałam dłuuuugo nad moim przyszłymi zdarzeniami i zdałam sobie sprawę, że nigdy nie będzie tak, jak było wcześniej. Gdy wyszłam z kąpieli, na łóżku na przeciwko mnie siedział zmartwiony Alex.Gdy emocje już opadły mogłam z nim spokojnie porozmawiać.Był sobą- moim kochanym aniołem, którego tak uwielbiałam.
-Ładna piżamka...-szepnął.
-Dzięki. Jestem zmęczona, chcę być sama...-odrzekłam zimno.
-A nie powinnaś.-dodał, jego ręce objęły moje ramiona.
-Ja chcę żeby to się skończyło.-wybuchłam nieograniczonym płaczem. Mocno mnie przytulił. Tego mi było trzeba. Po chwili posadził mnie na łóżku i poszedł do łazienki, z której przyniósł apteczkę. Spokojnie i delikatnie opatrzył mój łokieć, rozerwany drutem kolczastym z ogrodzenia Instytutu. Byłam mu wdzięczna za ciszę. O nic nie pytał, tylko uważnie na mnie patrzył. Dlaczego on mnie kocha?
-Czy przez te geny, byliśmy z góry spiknięci do siebie ?-zapytałam. Ciekawiło mnie to.
-Nie wiem, ale nigdy nic podobnego nie czułem, w stosunku do dziewczyny.A ty?-rzekł, podziwiam go za jego opanowanie.
-Sama już nie wiem co czuję.Jestem zagubiona...-powiedziałam prawdę.
Spojrzał na mnie z przerażeniem. Zatopiłam się w jego wzroku. Dlaczego nie mogę sobie go odpuścić ?! Ja go potrzebuję, jego miłości, dotyku, rozmów, tonu głosu, jego zapachu...Z nim znowu poczułam, że żyję. Wiem jak to jest być szczęśliwą.Mogłabym bez najmniejszych skrupułów go zostawić, zamknąć serce od środka, ale wiem, że jest już za późno. Jego miłość osiadła w moim sercu, zaszyła się pod dywanem i przybiła łańcuchami i w żaden sposób jej nie wyrzucę.
-Ufasz mi ?-upewnił się i dotknął mojej dłoni. Wtedy coś się między nami zmieniło, jakieś nieokreślone uczucia szarpały sercem tak, że mogłam usłyszeć jego bezgłośne krzyki otoczone wspomnieniami.
Jeśli teraz nie zaryzykuję stracę go na wieczność.
-Zawsze i wszędzie-odrzekłam.

środa, 18 marca 2015

"Życie na krawędzi..."Rozdział 7 " Słowo ciemności "


*** Oczami Alexa ***
Zerwałem się wcześnie rano, słońce jeszcze nie wyszło zza burzowych chmur. Leżałem na jedwabnej pościeli, a obok mnie spała zmęczona Caro. Pogładziłem palcem po jej policzku. Jej delikatna, blada skóra była oglądana przeze mnie każdy centymetr po centymetrze. Niesforne kosmyki włosów zakrywały jej ramiona. Nie mam najmniejszej ochoty iść na dzisiejsze spotkanie w instytucie,ale mam ważną sprawę do załatwienia. Najchętniej zostałbym z nią na zawsze. Śmieszne, jeszcze nigdy nie byłem tak długo z jedną dziewczyną. Gdy poznałem charakter jakieś pustej laluni z toną tapety na twarzy, to rezygnowałem. Ale ona jest inna, niż dziewczyny które dotąd poznałem... To "ta jedyna", na którą czekałem całe życie... Mam nadzieję, że też traktuje mnie poważnie, a nie jak jakąś przygodę. Gdy jest w zasięgu mojego wzroku, chcę ja pocałować i ukraść na koniec świata. Czy to zauroczenie ? Przywiązanie ? Właściwie to sam nie wiem, dlaczego ją tak bardzo kocham.Przyznałem się, teraz nie ma odwrotu. Ona jest... sobą. Tak naprawdę tylko jej ufam. I dlatego muszę ją chronić. Jest ważna nie tylko dla mnie, ale i dla Instytutu. Chrzanić to, jest tylko moja. I nie pozwolę, żeby ten psychopata ją ścigał. Dla niej warto się poświęcić.. Wyślizgnąłem się z jej objęć i zarzuciłem na nią koc, żeby przypadkiem nie było jej chłodno. Mój telefon zaczął wibrować. Po cichu wymknąłem się z pokoju zabierając buty. Wczoraj miałem pewną misję, którą wykonałem, nie chwaląc się, zawodowo.
-Halo?-zapytałem delikatnie zamykając drzwi, żeby Caro się nie obudziła.
-Alexander najwyższy czas żebyś pojawił się w Instytucie, coś musisz dla nas zrobić...-powiedział Peter.
-Nauczyłeś się mojego imienia. Brawo! Może teraz poślą cię do podstawówki. Pieprz się. - zaśmiałem się.
-Tak, bardzo śmieszne. Kiedy będziesz?-zapytał warzący się od środka.
-Kurwa. Jak mi się spodoba...-mruknąłem. Peter rozłączył się. Wolność. Jakę do mojej szefowej Rosalie, nieznośnego Petera, kilkudziesięciu ludzi, których imion nie pamiętam oraz watahy owczarków niemieckich, należących do naszych strażników. Jak miło. O niczym innym nie marzę...    


***Oczami Caroline***

      Obudziłam się wczesnym porankiem, obok mnie nie było Alexa. Pewnie wyszedł do pracy-pomyślałam. Odsunęłam miękki zielony koc, którym byłam przykryta, rozprostowałam kości i zamknęłam denerwująco stukające okno. Po wczorajszych deszczowych chmurach nie było śladu, a Słońce ogrzewało jeszcze wilgotną drogę. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam leginsy moro, białą bluzkę z czarnym napisem i buty moro na koturnie. Włosy spięłam w wysokiego koka. Spędzając czas z Alex 'em wydoroślałam i dojrzałam uczuciowo. 





Popatrzyłam na siebie w lustrze, co on we mnie widzi? Jestem tylko zwyczajną dziewczyną... On może mieć każdą, ale chce tylko mnie. Chyba tak działa miłość. Pojawia się z niczego, a przeradza się w najsilniejsze uczucie jakie kiedykolwiek znałam...Tęsknie za nim... Dostałam SMS-a od Stell i zaczęłyśmy nałogowo pisać.

Umówiłyśmy się na południe. Przypomniała mi o Liam'ie. Muszę to zaakceptować, że on chce dorosnąć. Zacząć pisać swoją historię. Ze łzami w oczach zeszłam do kuchni. Zabiegana Amanda rzuciła mi okrągłą tackę, jak frisbee. Chwyciłam ją elegancko.
-Błagam pomóż, jestem sama do wszystkiego !-rzekła z trudem łapiąc powietrze.
-Ja biorę balkony i gości w ostatnim stoliku.- powiedziałam zabierając się do pracy. Rzeczywiście dziś było zatrzęsienie gości. Dobrze, że miałam stabilne koturny, inaczej skończyłabym jak Charlotta. Wracając, to ciekawe, czy jej się nic nie stało i dlaczego nie przyszła. We dwie z trudem dałyśmy radę. Po dwóch godzinach biegu między stolikami, udało mi się na chwilę odsapnąć. Usiadłam na balkonie i opalałam twarz. Udało mi się nawet zamienić kilka słów z moją siostrą, która była cała w kurzu, grzebiąc na strychu za jakimiś zdjęciami. Nie mogłam zgłębić tematu, bo trzeba było wrócić do pracy. Alex przez dłuższy czas się nie pojawiał, nienawidzę jak tak znika. Chwyciłam telefon, i wybrałam jego numer. Odebrała jakaś kobieta.
-Halo?
-Dzień dobry, czy mogę porozmawiać z Alex'em?-wykrztusiłam zdezorientowana. W oddali było słychać muzykę.
-Yyy. Zostawił telefon w pracy.-rzekła zmieszana dziewczyna.
-Aha. Zadzwonię później. Do widzenia.-rzuciłam słuchawką. Co ja mam o tym myśleć ? Zagryzłam wargę. Tylko nie panikuj, na pewno ci to wyjaśni. Nie skrzywdzi cię. Więcej zaufania.-mówiłam do siebie chcąc się uspokoić. Ale mimo wszystko to zastanawiające. Z okna kuchni zobaczyłam samochód Stelli, ucieszyłam się.
-Amanda muszę wyjść, poradzisz sobie ?-zapytałam ubierając kurtkę.
-To moja praca. Pieniążki na mnie czekają.-rzuciła, pijąc kawę z moją mamą przy recepcji.
-Wszystko w porządku. Kiedy przyjdziesz ?-zapytała smutno mama. Przez te tajemnice coraz bardziej się oddalany.
-Późno. Liam wyjeżdża na studia, bardzo daleko. Chcemy się z nim pożegnać i zrobić „ostatnią imprezę”.-wyjaśniłam.
-Liam ?! A co z waszym przymierzem „trzech muszkieterów”?!-zdziwiła się moja rodzicielka.
-Dorośliśmy, ale zawsze będziemy przyjaciółmi.-uśmiechnęłam się pod nosem.
-Przykro..-szepnęła Amanda.
-Weź jeden tort śmietankowy.-moja mama znikła w kuchni, a po chwili wróciła z małym pudełkiem.
-Dzięki. Trzymajcie się pa.-rzekłam zawieszając moją  torbę moro, na ramię. Nie mam ochoty psuć sobie jeszcze bardziej humoru. Wystarczy, że Alex świetnie się bawi ze swoją „nową koleżanką”.
-Witam.-rzekłam robiąc głupią minę i kładąc tort na tylne siedzenia.
-Hej. Kupiłam sok, słodycze i pożegnalny prezent od nas dwóch.-szepnęła radośnie.
-To super...-głośno wypuściłam powietrze.
-Oho ho problemy z chłopakiem ?-rozpoznała.
-Rano znikł. Nie zostawił nawet kartki, ale powiem ci co jest jeszcze lepsze. Zadzwoniłam do niego i odebrała zmieszana kobieta, także dobrze się bawią.-powiedziałam nerwowo.
-Jesteś zazdrosna. - skomentowała krótko.
-Nie jestem.-popatrzyłam na nią.
-To w jaki inny sposób to określisz ?-zapytała pędząc jak wariat, przez autostradę swoim samochodem.
-Ja...Mam na myśli...-jąkałam się.
-Hmm ?-puściła mi "brewkę". 
-Dobrze może jestem odrobinkę zazdrosna.-przyznałam jej rację.
-Caro, to normalne u zakochanych ludzi, to znaczy, że ci na nim zależy. Jednak miej więcej zaufania do niego. Gdyby jemu nie zależało, a uwierz mi jesteś niedostępna dla nikogo, dawno by sobie odpuścił.- gestykulowała kręcąc się na prawo i lewo.
-Błagam cię, trzymaj tą kierownicę dwoma rękami...-rzuciłam wystraszona. Stell tylko się złośliwie uśmiechnęła i nacisnęła pedał gazu. Zaczęłyśmy się śmiać. Trochę opadła mi złość. Ciekawe co w tej chwili robi Alex ? Nieważne. Dojechaliśmy pod dom Liam'a. Malutki drewniany domek za miastem. Liam zapraszał nas do siebie rzadko, także mogę powiedzieć, że byłam tak zaledwie kilka razy. Zawsze szliśmy do mnie.Szczerze mówiąc, on jako jedyny z naszej trójki, miał rodzinę w komplecie.  
-Jaka akcja?-zapytała.
-Z niespodzianką. Jedna z nas dzwoni do niego i prosi, żeby wyszedł z domu i pomógł wnieść ciasto, ponieważ ma wysokie buty i boi się, że gdzieś upadnie. W tym czasie druga wchodzi po balkonach, włamuje się przez to otwarte okno do jego pokoju - pokazałam palcem- Rozkłada produkty, serpentyny, dekoracje i jedzenie. Co ty na to?-zabłysnęłam pomysłem.
-Komuś tak kiedyś zrobiłyśmy...-zastanowiła się Stell. Rzeczywiście ten plan kiedyś zadziałał.
-Hmmm masz rację, ale wtedy to było włamanie do biura dyrektora...-zaśmiałam się.
-Jakby Cię wtedy przyłapali, to by nas wyrzucili ze szkoły. Pamiętasz gimnazjum?-zapytała uradowana.
-Pewnie, z tobą nigdy nie było nudno. A pamiętasz jak pyskowałaś dyrektorowi?-zaczepiłam ją.
-Dyrkowi? On był śmieszny. Codziennie byłam u niego na dywaniku, a ty zawsze przychodziłaś i mnie broniłaś. Wszyscy Cię lubili, nawet nauczyciele.-zaczęła wspominać stare czasy.
-Nie mogłam Cię zostawić samą. Zaczekaj, będziemy opowiadać z Liam'em, bo tutaj robi się chłodno.-szepnęłam czując zimno.  
-Dobrze. Ja dzwonię, ty wchodzisz albo na odwrót ty wchodzisz, a ja dzwonię.-próbowała podstępnie mnie przechytrzyć. 
-Mam buty na koturnach.-zauważyłam.
-A ja 10 cm szpilki.-zauważyła i pokazała mi piękne, czarne szpiki pasujące do jej morskiej sukienki.
-Dobra. Ile czasu?-zapytałam.
-Na moje oko, minuta-dwanaście.-rzekła patrząc na zegarek.
-Do roboty.-wysiadłam z auta. Podeszłam pod bagażnik, wyciągnęłam zakupy Stelli i szybko wpakowałam je do czarnej torby. Przebiegłam kawałek parkingu i zwinnym ruchem przeskoczyłam ogrodzenie. I kto powiedział, że dziewczyna nie może być jak ninja ? 
-Udało się !-rzekłam sama do siebie. Dałam Stel znak do rozpoczęcia akcji. Odwróciłam się, by rozeznać sytuację. I wtedy włosy stanęły mi na głowie, gdy zobaczyłam ogromne, nieznane mi, warczące psisko. Wielki, biały wilk o oczach w kolorze nieba przyglądał mi bez ruchu. Jeśli zacznę uciekać, to mnie zaatakuje. Stosujmy psią psychologię. Z trudem rozluźniłam nogi i usiadłam na trawie. Widząc to pies też usiadł. Spokojnie i asertywnie patrzyłam na niego i otworzyłam torbę. Wyciągnęłam z niej zwinięty papierek. Pies patrzył mi na ręce, po czym się położył. Kolejna oznaka uległości wobec mnie. Ostatni krok. Teraz trzeba zachować zimną krew. Zaczęłam turlać po trawie kulkę z papieru. Pies zerwał się...... I ku mojemu zdziwieniu zaczął się bawić zabawką. Bez trudu dał mi się pogłaskać, jego miękkie a jednocześnie majestatyczne furto było niczym jedwab.
-Jesteś kochanym psiakiem..- pobawiłam się z nim chwilę.  Mogę kontynuować moją misję. Balkon mieścił się bardzo nisko, także bez trudu mogłam wejść wyżej. Wspięłam się aż do samego okna. Tynk ze ścian darł moje ręce, ale nie przejmowałam się tym. Zaglądnęłam przez szybę do środka, tutaj ( jeśli się nie mylę ) Liam ma swój pokój. Zobaczyłam go leżącego na łóżku z telefonem przy uchu, najwyraźniej rozmawiał właśnie teraz ze Stellą.
-To super już biegnę do Ciebie.-krzyknął szczęśliwy i szybko wybiegł poza pole widzenia. Uchyliłam okno i dosłownie spadłam na twardą podłogę. Mój pierwszy odruch- śmiech. Dopiero po pary sekundach doszłam do siebie.
-Ałć...- syknęłam patrząc na mój łokieć. Duży, filetowy siniak widniał na mojej ręce. Dla Liama było warto. Zabrałam się do rozwieszania serpentyn, następnie do ustawiania kolorowych kubków i tego, co miałam w torbie : sok, ciastka, chrupki, cola, żelki, cukierki i pop-corn ! Rozłożyłam je na stole, po czym usłyszałam głos Stelli.
-Jesteś sam ?! -krzyknęła, zapewne, żeby usłyszała.
-Tak, chodź na górę. A Caro chora ?-dopytywał się o mnie. Słodko.
-Nie, czeka na Ciebie w twoim pokoju.-oznajmiła Stell.
-Jasne... Widziałaś, jaki agresywny jest ten biały husky. Rodzice adoptowali go ze schroniska, wabi się Shadow. Prędzej by ją zjadł niż przepuścił... -powiedział. Kroki wchodzenia po schodach można było usłyszeć z oddali. To się Liam zdziwi...-pomyślałam. Schowałam się za drzwiami. Ktoś lekko odepchnął je i wszedł do pokoju.
-Bałagan , ale jutro już mnie nie będzie także...-zamurowało go, gdy zobaczył przystrojony pokój i stół ze słodyczami.
-Masz ładnego pieska, czy to cziłała ?-zaśmiałam się wychodząc z ukrycia. Stał jakby zobaczył ducha, jego mina była bezcenna. Stel wybuchła śmiechem.
-TY!? Jak ty!? O mój boże !!!- krzyczał zdezorientowany. Cała nasza trójka wybuchnęła śmiechem. Po chwili doszliśmy do siebie.
-Dziewczyny będzie mi tego brakowało...-powiedział smutno Liam.
-Nie marudź, bo cię tam dzisiaj wyślemy pocztą. Rusz się i ukrój mi kawałek tortu.-rozkazała Stella. Jako prezent, żeby nas nigdy nie zapomniał, daliśmy mu nasze wspólne zdjęcie. Korciło mnie, żeby powiedzieć mu o moich problemach. Wtedy na pewno zostałby i mi pomógł uporać się z tym wszystkim, ale nie ze względu na jego bezpieczeństwo i szczęście milczałam do samego końca. Nie jestem egoistką. Wspominaliśmy stare czasy, śmialiśmy się i oglądaliśmy horrory, niestety czas biegł nie ubłagalnie, wieczorem pożegnałyśmy się z Liam'em. Zaproponowałyśmy mu, że odwieziemy go rano na lotnisko, ale on nie zgodził się mówiąc, że nie zniósłby naszych łez. Wróciłyśmy do samochodu. 
-Grupa taneczna bez niego nie będzie miała sensu. Zawieszamy działalność..-skomentowała moja przyjaciółka i wzruszyła ramionami.
-I tak muszę rozwiązać najpierw swoje problemy. Za niedługo rok szkolny, trzeba się przygotować do 3 liceum.-oparłam głowę o szybę. Jechałyśmy drogą powrotną do Ducato. Rozległe tereny popadły w sen, nie dostając odżywczego blasku księżyca. Nie świeciły nawet lampy przy drodze. Pomyślałam, że to nagła przerwa prądu elektrycznego. Ciemność na około. Przerażające. Ledwo mogłam dostrzec znaki drogowe, jedyne strumienie jasności, rzucały światła czarnego samochodu, jadącego za nami. 
-A ja do zawodówki..-wdychała ciężko. Tak nie wspominałam, poszłyśmy do innych szkół, każda wybrała najbardziej pasującą opcję do siebie. Musiałyśmy zadecydować o sobie i swej przyszłości. Nie było łatwo, ale przyjaźni nie podzielą nawet kilometry. Ona jest moją siostrą.
-Jak tam Harry ?-zapytałam zaciekawiona widząc smutek Stell. 
-Wiesz.. Miałam ci powiedzieć...Spotkałam go w stadninie, gdy jeździłam na swoim koniu- Rick'u.....I tak od słowa do słowa, powiedział mi, że się mu bardzo podobam i ...-chrząknęła.
-I ???-patrzyłam na nią.  
-Zaprosił mnie na randkę. Nikt nie rozumie mnie tak jak on. Upajam się jego widokiem, gdy jest blisko...-rozmarzyła się.
-Spokojnie, patrz na drogę..-zbladłam. 
-Caro..-popatrzyła na mnie zabójczym wzrokiem.
-Żartowałam. Widzisz, mówiłam, że tak będzie. Na kiedy?-zachichotałam.-Na jutro w samo południe.Ty zawsze wszystko wiesz... Czarownica! - zaczęła się śmiać.
-Ejj! Nie mam czarnego kota!-broniłam się. Wybuchłyśmy śmiechem.
-Doszło coś w naszej sprawie?-zapytałam. Dalej mnie to gryzło, te tajemnice, to niebezpieczeństwo.
-Nie, ale ich dopadnę.-zagryzła wargę.
- A Alex to jakiś książę, że codziennie ma inny samochód ? -kontynuowała widząc, że posmutniałam. Nie zastanawiałam się nigdy nad tym. Nie obchodziło mnie czy ma kasę, czy nie. Kochałam go, a nie jego pieniądze.
-On studiuje na Akademii w Shafiral, ale przez wakacje pracuje jako coś typu ochroniarz, chyba to służbowe samochody.-odrzekłam zgodnie z prawdą. Zerknęłam w boczne lusterko... 
-Stell mam wrażenie, że ktoś nas śledzi...-rzuciłam nerwowo kręcąc się na fotelu. Było już ciemno, księżyc skrył się zza chmurami, a w czarnym samochodzie za nami, który jechał już jakiś czas, nie mogłam dostrzec twarzy kierowcy.
-To nie ma sensu, przecież skoro złapali tego kolesia, co ci groził, to po co miałabyś mieć dalej ochroniarza ?! Nie miałaś żadnych wątpliwości?- zdenerwowała się.
-Coś się dzieje. Gra dalej się toczy. Hawakejn wcale nie został złapany i wydaje mi się, że za nami jedzie. -domyśliłam się. 
-Co robimy?!-zapytała spanikowana Stell.
-Jedziemy do ciebie i to szybko..-rozkazałam zaniepokojona.  Dalsza podróż minęła w ciszy. Panicznie próbowałam dodzwonić się do Alexa- bezskutecznie. Kilka fotoradarów z pewnością złapało pędzące przez autostradę auto Stelli. Byłam zła na Alexa: okłamał mnie, choć obiecał mi, że będzie szczery, a teraz pozostawił samej sobie. Dojechaliśmy przed dom mojej przyjaciółki. Wpadłam do jej pokoju i szczelnie zamknęłam wszystkie okna i drzwi, żeby nie mógł nas nikt zobaczyć. 
-Caro co się dzieje?-zapytała zdenerwowana. Byłam kłębkiem nerwów i nie mogłam się wyrazić w żaden sposób. Nagle ściskający przeze mnie telefon zaczął wibrować, odebrałam od razu.
 -Halo? Alex co się dzieje? -powiedziałam martwym głosem.
-Witaj księżniczko. Stęskniłaś się? -sparaliżowało mnie. Nie mogłam nabrać powietrza, a serce biło, jakby miało wyskoczyć mi z piersi. 
-To Hawakejn.-szepnęłam w stronę Stell, która z wrażenia usiadła. Nie zastanawiają się wyrwała mi telefon z ręki.
-Ty idioto, debilu, matole! Jak masz czelność ją straszyć z więzienia ?-krzyczała czerwona, kiedy ja nie mogłam dojść do siebie.
-Jesteś bardzo ostra nieznajomo. A kto powiedział, że siedzę za kratkami? Czyżby małe kłamstewka ? Jak przykro....-kpił sobie. Stell coraz mocniej ściskała telefon.
-Czego chcesz od mojej przyjaciółki? Radzę ci się od niej odwalić, inaczej stanie się to bardzo nieprzyjemne...-warczała. Podziwiałam jej zdeterminowanie i zimną krew. 
- Ja ? Chciałem tylko przekazać, że za niedługo się zobaczymy i lepiej oczywiście dla niej, żeby znalazła pen-drive. Inaczej może ją spotkać "wypadek" samochodowy. -mówił spokojnie. Alex mnie okłamał. To wszystko było chorym kłamstwem ! Zabójca jest na wolności, a on bezczelnie kłamie! Co za oszust! Jak ja mogłam mu uwierzyć ! Co mi strzeliło do głowy ! Przecież mogłam się spodziewać, wiedziałam jaki jest! 
-Odwal się od niej i więcej nie dzwoń, albo będziesz miał ze mną do czynienia idioto.-zakończyła twardo i stanowczo. Byłam jej niesamowicie wdzięczna. Spojrzałam na nią.  
-Uspokój się jesteś jak duch, jak karta papieru...-rzekła asertywnie.
-On mnie okłamał! - rozpłakałam się. Stella widząc mnie rozstrojoną, tylko podeszła i mnie przytuliła. Wtuliłam się w nią, a potem usiadłam na łóżku, obok okna i skuliłam się w "kulkę". Nie mogłam sobie z tym poradzić. Płakałam... Zamknęłam oczy, nic mnie nie obchodziło. Ja umrę, on mnie zabije. Pożegnam się z tym światem. A co z Kate? Mamą ? Stellą ? I Alex'em. 
-Caro co się z Tobą dzieje ?...-powiedziała zmartwiona, widząc, że do mnie nic nie dociera. 
Moje zaszklone oczy odpowiadały za każdym razem martwą ciszą.
-Dzwonię po Alexa.. - szepnęła . Po kilku próbach, chyba się dodzwoniła, ale ja tylko czułam strach, obawę, oszukanie.Moja rodzina i Alex, o nich bałam się najbardziej.
 Po 10 minutach, które były dla mnie całą wiecznością, ktoś zjawił się w progu.
-Caro gdzie jesteś !?- powiedział spanikowany męski głos. Zapłakana spojrzałam przed siebie. To był on... Znalazłszy mnie, nie mógł wykrztusić żadnego słowa. Patrzył na mnie niewinnym wzrokiem. Chciałam wstać, podejść i powiedzieć mu, co o nim sądzę, jakim jest kłamcą i draniem. Zebrała się we mnie ogromna złość, ale i jednocześnie dziwna radość, że jemu nic nie jest. Jednak jedno z dotąd nie znanych mi uczuć zapanowało nad moim ciałem... Wciąż się przyglądał. Nie wiedział co powiedzieć. Wstałam, popatrzyłam na niego, a po policzku spłynęła mi łza i..Rzuciłam się we jego objęcia, jak do bezpiecznej przystani, która czeka otworem. Mocno przytulił mnie do siebie, tylko z nim czuję się bezpiecznie. W ciągu sekundy przeminęły wszystkie uczucia złości. Nazwijcie mnie lekkomyślną, łatwą, ale nie miałam nawet siły się na niego złościć. Jestem słaba psychicznie. Dlaczego w jego obecności nie trzymałam się swoich zasad? Nie mam kontroli nad moim sercem...  Przebaczyłam mu wszystko do końca i nie wiem dlaczego. Postawiłam się na jego miejscu, nigdy bym nie powiedziała komuś, że może nie dożyć jutra. Okłamał mnie, żebym się nie martwiła. Dlaczego jeszcze teraz go usprawiedliwiam? Ja go potrzebuję... Sama nie dam sobie rady. Człowiek nie jest stworzony do samotności... Jego ciepło zdominowało mnie i jedyne co mogłam okazać, to smutek. Staliśmy wtuleni w siebie przez dłuższą chwilę. W pokoju zjawiła się Stella, która nie wiem kiedy wyszła.
-Dzięki za telefon...-szepnął Alex do Stell. Posłała mu skromny uśmiech. 
-Choć księżniczko, jedziemy do domu.-powiedział do mnie. W jego ustach zabrzmiało to tak pięknie. Roztrzepana nie mogąc dojść do siebie, pozwoliłam mu się prowadzić. 
-Hawakejn będzie mścił się na Stelli, daj jej ochroniarza...-rozkazałam spokojnie, ale i dobitnie. Kiwnął głową i zadzwonił po.. Harry'ego ! Stell się ucieszy. Alex w odpowiedzi od Harry'ego dostał tylko głośne, słyszalne na cały pokój: 
- OOOOOOOO TAK! 
Wyszłam przed dom Stell, było już ciemno. Alex odwiózł mnie do hotelu. Podróż trwała bez niespodzianek. Opowiedziałam mu o dzisiejszym horrorze.

***Oczami Alexa***


Siedziała skulona na przednim siedzeniu samochodu, spłakana, wystraszona, bez życia. Tylko głucha cisza. Jej trzęsące się ręce, od czasu do czasu przeczesywały spuszczone włosy. Rozpuściła je tylko dlatego, żebym nie widział jak płacze. Pewnie myśli, że sądzę o niej, że jest słaba. Ale ja jej pomogę, jest silniejsza niż myśli.

-Alex i co teraz będzie ?- zapytała jakby to decydowało o śmierci i życiu.
-Zakręt w lewo...- uśmiechnąłem się. Mogę przysiąc, że się zaśmiała. Dobre i tyle.
-Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Nie płacz już. Ufasz mi?- zapytałem.
-Zawsze i wszędzie. Dlaczego ja płaczę ? Jestem już chora od płaczu...- rzekła i otarła łzy.
-Nic się nie zmieni, wszystko będzie po staremu.-uspokajałem.
-Nic nie jest takie, jakie powinno być. Wszystko się zmieniło....-myślała coraz poważniej. Zaraz wpadnie w jakąś depresje.
-Staraj się o nim nie myśleć, jeśli zajdzie taka potrzeba bez wahania oddam za ciebie życie.-potwierdziłem w przekonaniu.
-Teraz to dopiero się o Ciebie boję.-uśmiechnęła się. Popatrzyłem na nią jak na anioła.
-O mnie się bardziej boisz, niż o siebie?- zapytałem zdziwiony. Nie mogę w to uwierzyć. Zakryła twarz włosami i odwróciła głowę.
-Ty naprawdę wyleciałaś z nieba.-szepnąłem do siebie. Spojrzała na mnie.
-Ale Ciebie kocham najbardziej i nie pozwolę nikomu Cię skrzywdzić.-rzekł.
-Nie wiem do końca, czy ci tak na mnie zależy...- popatrzyła na mnie przenikliwym wzrokiem.
-Co masz na myśli?-zastanowiłem się i zmarszczyłem czoło.
-Nieważne.-odwróciłam głowę.
-Dla mnie ważne.-argumentował.
-Dobrze. Gdzie byłeś cały dzień?-zapytała.
-Miałem misję.-rzuciłem przypomniawszy sobie dzisiejszy dzień. Było niebezpiecznie. Nie powiem jej tego. Nie mogę pozwolić się zdemaskować.Jeszcze nie teraz.
-Misja miłosna. Dzwoniłam dzisiaj i odebrała jakaś kobieta. Czy ty..-przerwałem jej. 
-Nie. To była moja szefowa, starsza o jakieś 30 lat. I w ogóle jak możesz tak myśleć?!-zacząłem się śmiać. Widząc moją reakcję upewniła się.
-Tego jeszcze nie było, ale to dobrze. Znaczy, że mnie kochasz.- skomentowałem.
-Pytasz się jakbyś nie wiedział.- przewróciła oczami.
Dojechaliśmy przed hotel i udaliśmy się w stronę naszych pokoi. Obstawiłem w okół budynku jeszcze 6 najlepszych ochroniarzy. chciałem aby jak najszybciej znalazła się w swoim pokoju. Nie mogę ryzykować. W korytarzu czekały jej mama i siostra. Mocno się przytuliły. Stanąłem z boku.
-Dlaczego to jest takie trudne?!-zapytała Helen.
-Mamo musimy to rozwiązać, proszę powiedz mi o wszystkim, ja... -głos się jej załamał-Nie mam siły...
-Nie mogę... To ci zniszczy życie..- rozpaczała. Jednak chyba mam serce, coś poczułem.. Niesamowity smutek.
-Ale Care ty nie znikniesz jak tata ? -zapytała zdezorientowana Kate. Takie małe dziecko z takim wielkim pytaniem. Śmiertelnie trudne...  Ja odpowiedziałbym ciszą .
-Ja?! Przecież nie mogę odejść, mam Ciebie..-wzięła ją na ręce. Boże, gdybym ja miał brata, to byłoby wspaniale. 
-Jestem zmęczona, idę spać. Zjemy śniadanie jutro razem?! Zgoda?!- ich noski dotknęły się. Mała kiwnęła głową i szczęśliwa pobiegła do swojego pokoju.
-Nie martw się. Poradzę sobie..- szepnęła Caro do ucha Helen.
-Czuje się winna. Tutaj tylko ja i James zawiniliśmy...-zagryzła wargi jej mama.
-Nie obwiniaj się... Po prostu...Dobranoc. Kocham Cię!-powiedziała biegnąc po schodach na górę. Udałem się za nią.Gdy wszedłem do jej pokoju siedziała skulona pod ścianą i płakała.
-Wypłacz się.... -musi to zrobić,  żeby na jej twarzy mógł zagościć uśmiech. Wziąłem ją na ręce i pozwoliłem na chwilę słabości. Nawet nie wiem kiedy zasnęła. Położyłem ją delikatnie na łóżko i przykryłem kocem. Niejednokrotnie wstawałem w nocy i krążyłem po pokoju, patrzyłem czy wszystko z nią w porządku. Strasznie niespokojnie spała, i wyciągała do mnie ręce.Położyłem się obok niej, czuła, że jestem i się uspokoiła. Biedna dziewczyna w jednym dniu tyle trosk, a najgorsze jest to, że nic nie rozumie. Oszukana przez cały świat, ale to niedługo się wyjaśni. Moja intuicja jest niezawodna. .