środa, 18 marca 2015

"Życie na krawędzi..."Rozdział 7 " Słowo ciemności "


*** Oczami Alexa ***
Zerwałem się wcześnie rano, słońce jeszcze nie wyszło zza burzowych chmur. Leżałem na jedwabnej pościeli, a obok mnie spała zmęczona Caro. Pogładziłem palcem po jej policzku. Jej delikatna, blada skóra była oglądana przeze mnie każdy centymetr po centymetrze. Niesforne kosmyki włosów zakrywały jej ramiona. Nie mam najmniejszej ochoty iść na dzisiejsze spotkanie w instytucie,ale mam ważną sprawę do załatwienia. Najchętniej zostałbym z nią na zawsze. Śmieszne, jeszcze nigdy nie byłem tak długo z jedną dziewczyną. Gdy poznałem charakter jakieś pustej laluni z toną tapety na twarzy, to rezygnowałem. Ale ona jest inna, niż dziewczyny które dotąd poznałem... To "ta jedyna", na którą czekałem całe życie... Mam nadzieję, że też traktuje mnie poważnie, a nie jak jakąś przygodę. Gdy jest w zasięgu mojego wzroku, chcę ja pocałować i ukraść na koniec świata. Czy to zauroczenie ? Przywiązanie ? Właściwie to sam nie wiem, dlaczego ją tak bardzo kocham.Przyznałem się, teraz nie ma odwrotu. Ona jest... sobą. Tak naprawdę tylko jej ufam. I dlatego muszę ją chronić. Jest ważna nie tylko dla mnie, ale i dla Instytutu. Chrzanić to, jest tylko moja. I nie pozwolę, żeby ten psychopata ją ścigał. Dla niej warto się poświęcić.. Wyślizgnąłem się z jej objęć i zarzuciłem na nią koc, żeby przypadkiem nie było jej chłodno. Mój telefon zaczął wibrować. Po cichu wymknąłem się z pokoju zabierając buty. Wczoraj miałem pewną misję, którą wykonałem, nie chwaląc się, zawodowo.
-Halo?-zapytałem delikatnie zamykając drzwi, żeby Caro się nie obudziła.
-Alexander najwyższy czas żebyś pojawił się w Instytucie, coś musisz dla nas zrobić...-powiedział Peter.
-Nauczyłeś się mojego imienia. Brawo! Może teraz poślą cię do podstawówki. Pieprz się. - zaśmiałem się.
-Tak, bardzo śmieszne. Kiedy będziesz?-zapytał warzący się od środka.
-Kurwa. Jak mi się spodoba...-mruknąłem. Peter rozłączył się. Wolność. Jakę do mojej szefowej Rosalie, nieznośnego Petera, kilkudziesięciu ludzi, których imion nie pamiętam oraz watahy owczarków niemieckich, należących do naszych strażników. Jak miło. O niczym innym nie marzę...    


***Oczami Caroline***

      Obudziłam się wczesnym porankiem, obok mnie nie było Alexa. Pewnie wyszedł do pracy-pomyślałam. Odsunęłam miękki zielony koc, którym byłam przykryta, rozprostowałam kości i zamknęłam denerwująco stukające okno. Po wczorajszych deszczowych chmurach nie było śladu, a Słońce ogrzewało jeszcze wilgotną drogę. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam leginsy moro, białą bluzkę z czarnym napisem i buty moro na koturnie. Włosy spięłam w wysokiego koka. Spędzając czas z Alex 'em wydoroślałam i dojrzałam uczuciowo. 





Popatrzyłam na siebie w lustrze, co on we mnie widzi? Jestem tylko zwyczajną dziewczyną... On może mieć każdą, ale chce tylko mnie. Chyba tak działa miłość. Pojawia się z niczego, a przeradza się w najsilniejsze uczucie jakie kiedykolwiek znałam...Tęsknie za nim... Dostałam SMS-a od Stell i zaczęłyśmy nałogowo pisać.

Umówiłyśmy się na południe. Przypomniała mi o Liam'ie. Muszę to zaakceptować, że on chce dorosnąć. Zacząć pisać swoją historię. Ze łzami w oczach zeszłam do kuchni. Zabiegana Amanda rzuciła mi okrągłą tackę, jak frisbee. Chwyciłam ją elegancko.
-Błagam pomóż, jestem sama do wszystkiego !-rzekła z trudem łapiąc powietrze.
-Ja biorę balkony i gości w ostatnim stoliku.- powiedziałam zabierając się do pracy. Rzeczywiście dziś było zatrzęsienie gości. Dobrze, że miałam stabilne koturny, inaczej skończyłabym jak Charlotta. Wracając, to ciekawe, czy jej się nic nie stało i dlaczego nie przyszła. We dwie z trudem dałyśmy radę. Po dwóch godzinach biegu między stolikami, udało mi się na chwilę odsapnąć. Usiadłam na balkonie i opalałam twarz. Udało mi się nawet zamienić kilka słów z moją siostrą, która była cała w kurzu, grzebiąc na strychu za jakimiś zdjęciami. Nie mogłam zgłębić tematu, bo trzeba było wrócić do pracy. Alex przez dłuższy czas się nie pojawiał, nienawidzę jak tak znika. Chwyciłam telefon, i wybrałam jego numer. Odebrała jakaś kobieta.
-Halo?
-Dzień dobry, czy mogę porozmawiać z Alex'em?-wykrztusiłam zdezorientowana. W oddali było słychać muzykę.
-Yyy. Zostawił telefon w pracy.-rzekła zmieszana dziewczyna.
-Aha. Zadzwonię później. Do widzenia.-rzuciłam słuchawką. Co ja mam o tym myśleć ? Zagryzłam wargę. Tylko nie panikuj, na pewno ci to wyjaśni. Nie skrzywdzi cię. Więcej zaufania.-mówiłam do siebie chcąc się uspokoić. Ale mimo wszystko to zastanawiające. Z okna kuchni zobaczyłam samochód Stelli, ucieszyłam się.
-Amanda muszę wyjść, poradzisz sobie ?-zapytałam ubierając kurtkę.
-To moja praca. Pieniążki na mnie czekają.-rzuciła, pijąc kawę z moją mamą przy recepcji.
-Wszystko w porządku. Kiedy przyjdziesz ?-zapytała smutno mama. Przez te tajemnice coraz bardziej się oddalany.
-Późno. Liam wyjeżdża na studia, bardzo daleko. Chcemy się z nim pożegnać i zrobić „ostatnią imprezę”.-wyjaśniłam.
-Liam ?! A co z waszym przymierzem „trzech muszkieterów”?!-zdziwiła się moja rodzicielka.
-Dorośliśmy, ale zawsze będziemy przyjaciółmi.-uśmiechnęłam się pod nosem.
-Przykro..-szepnęła Amanda.
-Weź jeden tort śmietankowy.-moja mama znikła w kuchni, a po chwili wróciła z małym pudełkiem.
-Dzięki. Trzymajcie się pa.-rzekłam zawieszając moją  torbę moro, na ramię. Nie mam ochoty psuć sobie jeszcze bardziej humoru. Wystarczy, że Alex świetnie się bawi ze swoją „nową koleżanką”.
-Witam.-rzekłam robiąc głupią minę i kładąc tort na tylne siedzenia.
-Hej. Kupiłam sok, słodycze i pożegnalny prezent od nas dwóch.-szepnęła radośnie.
-To super...-głośno wypuściłam powietrze.
-Oho ho problemy z chłopakiem ?-rozpoznała.
-Rano znikł. Nie zostawił nawet kartki, ale powiem ci co jest jeszcze lepsze. Zadzwoniłam do niego i odebrała zmieszana kobieta, także dobrze się bawią.-powiedziałam nerwowo.
-Jesteś zazdrosna. - skomentowała krótko.
-Nie jestem.-popatrzyłam na nią.
-To w jaki inny sposób to określisz ?-zapytała pędząc jak wariat, przez autostradę swoim samochodem.
-Ja...Mam na myśli...-jąkałam się.
-Hmm ?-puściła mi "brewkę". 
-Dobrze może jestem odrobinkę zazdrosna.-przyznałam jej rację.
-Caro, to normalne u zakochanych ludzi, to znaczy, że ci na nim zależy. Jednak miej więcej zaufania do niego. Gdyby jemu nie zależało, a uwierz mi jesteś niedostępna dla nikogo, dawno by sobie odpuścił.- gestykulowała kręcąc się na prawo i lewo.
-Błagam cię, trzymaj tą kierownicę dwoma rękami...-rzuciłam wystraszona. Stell tylko się złośliwie uśmiechnęła i nacisnęła pedał gazu. Zaczęłyśmy się śmiać. Trochę opadła mi złość. Ciekawe co w tej chwili robi Alex ? Nieważne. Dojechaliśmy pod dom Liam'a. Malutki drewniany domek za miastem. Liam zapraszał nas do siebie rzadko, także mogę powiedzieć, że byłam tak zaledwie kilka razy. Zawsze szliśmy do mnie.Szczerze mówiąc, on jako jedyny z naszej trójki, miał rodzinę w komplecie.  
-Jaka akcja?-zapytała.
-Z niespodzianką. Jedna z nas dzwoni do niego i prosi, żeby wyszedł z domu i pomógł wnieść ciasto, ponieważ ma wysokie buty i boi się, że gdzieś upadnie. W tym czasie druga wchodzi po balkonach, włamuje się przez to otwarte okno do jego pokoju - pokazałam palcem- Rozkłada produkty, serpentyny, dekoracje i jedzenie. Co ty na to?-zabłysnęłam pomysłem.
-Komuś tak kiedyś zrobiłyśmy...-zastanowiła się Stell. Rzeczywiście ten plan kiedyś zadziałał.
-Hmmm masz rację, ale wtedy to było włamanie do biura dyrektora...-zaśmiałam się.
-Jakby Cię wtedy przyłapali, to by nas wyrzucili ze szkoły. Pamiętasz gimnazjum?-zapytała uradowana.
-Pewnie, z tobą nigdy nie było nudno. A pamiętasz jak pyskowałaś dyrektorowi?-zaczepiłam ją.
-Dyrkowi? On był śmieszny. Codziennie byłam u niego na dywaniku, a ty zawsze przychodziłaś i mnie broniłaś. Wszyscy Cię lubili, nawet nauczyciele.-zaczęła wspominać stare czasy.
-Nie mogłam Cię zostawić samą. Zaczekaj, będziemy opowiadać z Liam'em, bo tutaj robi się chłodno.-szepnęłam czując zimno.  
-Dobrze. Ja dzwonię, ty wchodzisz albo na odwrót ty wchodzisz, a ja dzwonię.-próbowała podstępnie mnie przechytrzyć. 
-Mam buty na koturnach.-zauważyłam.
-A ja 10 cm szpilki.-zauważyła i pokazała mi piękne, czarne szpiki pasujące do jej morskiej sukienki.
-Dobra. Ile czasu?-zapytałam.
-Na moje oko, minuta-dwanaście.-rzekła patrząc na zegarek.
-Do roboty.-wysiadłam z auta. Podeszłam pod bagażnik, wyciągnęłam zakupy Stelli i szybko wpakowałam je do czarnej torby. Przebiegłam kawałek parkingu i zwinnym ruchem przeskoczyłam ogrodzenie. I kto powiedział, że dziewczyna nie może być jak ninja ? 
-Udało się !-rzekłam sama do siebie. Dałam Stel znak do rozpoczęcia akcji. Odwróciłam się, by rozeznać sytuację. I wtedy włosy stanęły mi na głowie, gdy zobaczyłam ogromne, nieznane mi, warczące psisko. Wielki, biały wilk o oczach w kolorze nieba przyglądał mi bez ruchu. Jeśli zacznę uciekać, to mnie zaatakuje. Stosujmy psią psychologię. Z trudem rozluźniłam nogi i usiadłam na trawie. Widząc to pies też usiadł. Spokojnie i asertywnie patrzyłam na niego i otworzyłam torbę. Wyciągnęłam z niej zwinięty papierek. Pies patrzył mi na ręce, po czym się położył. Kolejna oznaka uległości wobec mnie. Ostatni krok. Teraz trzeba zachować zimną krew. Zaczęłam turlać po trawie kulkę z papieru. Pies zerwał się...... I ku mojemu zdziwieniu zaczął się bawić zabawką. Bez trudu dał mi się pogłaskać, jego miękkie a jednocześnie majestatyczne furto było niczym jedwab.
-Jesteś kochanym psiakiem..- pobawiłam się z nim chwilę.  Mogę kontynuować moją misję. Balkon mieścił się bardzo nisko, także bez trudu mogłam wejść wyżej. Wspięłam się aż do samego okna. Tynk ze ścian darł moje ręce, ale nie przejmowałam się tym. Zaglądnęłam przez szybę do środka, tutaj ( jeśli się nie mylę ) Liam ma swój pokój. Zobaczyłam go leżącego na łóżku z telefonem przy uchu, najwyraźniej rozmawiał właśnie teraz ze Stellą.
-To super już biegnę do Ciebie.-krzyknął szczęśliwy i szybko wybiegł poza pole widzenia. Uchyliłam okno i dosłownie spadłam na twardą podłogę. Mój pierwszy odruch- śmiech. Dopiero po pary sekundach doszłam do siebie.
-Ałć...- syknęłam patrząc na mój łokieć. Duży, filetowy siniak widniał na mojej ręce. Dla Liama było warto. Zabrałam się do rozwieszania serpentyn, następnie do ustawiania kolorowych kubków i tego, co miałam w torbie : sok, ciastka, chrupki, cola, żelki, cukierki i pop-corn ! Rozłożyłam je na stole, po czym usłyszałam głos Stelli.
-Jesteś sam ?! -krzyknęła, zapewne, żeby usłyszała.
-Tak, chodź na górę. A Caro chora ?-dopytywał się o mnie. Słodko.
-Nie, czeka na Ciebie w twoim pokoju.-oznajmiła Stell.
-Jasne... Widziałaś, jaki agresywny jest ten biały husky. Rodzice adoptowali go ze schroniska, wabi się Shadow. Prędzej by ją zjadł niż przepuścił... -powiedział. Kroki wchodzenia po schodach można było usłyszeć z oddali. To się Liam zdziwi...-pomyślałam. Schowałam się za drzwiami. Ktoś lekko odepchnął je i wszedł do pokoju.
-Bałagan , ale jutro już mnie nie będzie także...-zamurowało go, gdy zobaczył przystrojony pokój i stół ze słodyczami.
-Masz ładnego pieska, czy to cziłała ?-zaśmiałam się wychodząc z ukrycia. Stał jakby zobaczył ducha, jego mina była bezcenna. Stel wybuchła śmiechem.
-TY!? Jak ty!? O mój boże !!!- krzyczał zdezorientowany. Cała nasza trójka wybuchnęła śmiechem. Po chwili doszliśmy do siebie.
-Dziewczyny będzie mi tego brakowało...-powiedział smutno Liam.
-Nie marudź, bo cię tam dzisiaj wyślemy pocztą. Rusz się i ukrój mi kawałek tortu.-rozkazała Stella. Jako prezent, żeby nas nigdy nie zapomniał, daliśmy mu nasze wspólne zdjęcie. Korciło mnie, żeby powiedzieć mu o moich problemach. Wtedy na pewno zostałby i mi pomógł uporać się z tym wszystkim, ale nie ze względu na jego bezpieczeństwo i szczęście milczałam do samego końca. Nie jestem egoistką. Wspominaliśmy stare czasy, śmialiśmy się i oglądaliśmy horrory, niestety czas biegł nie ubłagalnie, wieczorem pożegnałyśmy się z Liam'em. Zaproponowałyśmy mu, że odwieziemy go rano na lotnisko, ale on nie zgodził się mówiąc, że nie zniósłby naszych łez. Wróciłyśmy do samochodu. 
-Grupa taneczna bez niego nie będzie miała sensu. Zawieszamy działalność..-skomentowała moja przyjaciółka i wzruszyła ramionami.
-I tak muszę rozwiązać najpierw swoje problemy. Za niedługo rok szkolny, trzeba się przygotować do 3 liceum.-oparłam głowę o szybę. Jechałyśmy drogą powrotną do Ducato. Rozległe tereny popadły w sen, nie dostając odżywczego blasku księżyca. Nie świeciły nawet lampy przy drodze. Pomyślałam, że to nagła przerwa prądu elektrycznego. Ciemność na około. Przerażające. Ledwo mogłam dostrzec znaki drogowe, jedyne strumienie jasności, rzucały światła czarnego samochodu, jadącego za nami. 
-A ja do zawodówki..-wdychała ciężko. Tak nie wspominałam, poszłyśmy do innych szkół, każda wybrała najbardziej pasującą opcję do siebie. Musiałyśmy zadecydować o sobie i swej przyszłości. Nie było łatwo, ale przyjaźni nie podzielą nawet kilometry. Ona jest moją siostrą.
-Jak tam Harry ?-zapytałam zaciekawiona widząc smutek Stell. 
-Wiesz.. Miałam ci powiedzieć...Spotkałam go w stadninie, gdy jeździłam na swoim koniu- Rick'u.....I tak od słowa do słowa, powiedział mi, że się mu bardzo podobam i ...-chrząknęła.
-I ???-patrzyłam na nią.  
-Zaprosił mnie na randkę. Nikt nie rozumie mnie tak jak on. Upajam się jego widokiem, gdy jest blisko...-rozmarzyła się.
-Spokojnie, patrz na drogę..-zbladłam. 
-Caro..-popatrzyła na mnie zabójczym wzrokiem.
-Żartowałam. Widzisz, mówiłam, że tak będzie. Na kiedy?-zachichotałam.-Na jutro w samo południe.Ty zawsze wszystko wiesz... Czarownica! - zaczęła się śmiać.
-Ejj! Nie mam czarnego kota!-broniłam się. Wybuchłyśmy śmiechem.
-Doszło coś w naszej sprawie?-zapytałam. Dalej mnie to gryzło, te tajemnice, to niebezpieczeństwo.
-Nie, ale ich dopadnę.-zagryzła wargę.
- A Alex to jakiś książę, że codziennie ma inny samochód ? -kontynuowała widząc, że posmutniałam. Nie zastanawiałam się nigdy nad tym. Nie obchodziło mnie czy ma kasę, czy nie. Kochałam go, a nie jego pieniądze.
-On studiuje na Akademii w Shafiral, ale przez wakacje pracuje jako coś typu ochroniarz, chyba to służbowe samochody.-odrzekłam zgodnie z prawdą. Zerknęłam w boczne lusterko... 
-Stell mam wrażenie, że ktoś nas śledzi...-rzuciłam nerwowo kręcąc się na fotelu. Było już ciemno, księżyc skrył się zza chmurami, a w czarnym samochodzie za nami, który jechał już jakiś czas, nie mogłam dostrzec twarzy kierowcy.
-To nie ma sensu, przecież skoro złapali tego kolesia, co ci groził, to po co miałabyś mieć dalej ochroniarza ?! Nie miałaś żadnych wątpliwości?- zdenerwowała się.
-Coś się dzieje. Gra dalej się toczy. Hawakejn wcale nie został złapany i wydaje mi się, że za nami jedzie. -domyśliłam się. 
-Co robimy?!-zapytała spanikowana Stell.
-Jedziemy do ciebie i to szybko..-rozkazałam zaniepokojona.  Dalsza podróż minęła w ciszy. Panicznie próbowałam dodzwonić się do Alexa- bezskutecznie. Kilka fotoradarów z pewnością złapało pędzące przez autostradę auto Stelli. Byłam zła na Alexa: okłamał mnie, choć obiecał mi, że będzie szczery, a teraz pozostawił samej sobie. Dojechaliśmy przed dom mojej przyjaciółki. Wpadłam do jej pokoju i szczelnie zamknęłam wszystkie okna i drzwi, żeby nie mógł nas nikt zobaczyć. 
-Caro co się dzieje?-zapytała zdenerwowana. Byłam kłębkiem nerwów i nie mogłam się wyrazić w żaden sposób. Nagle ściskający przeze mnie telefon zaczął wibrować, odebrałam od razu.
 -Halo? Alex co się dzieje? -powiedziałam martwym głosem.
-Witaj księżniczko. Stęskniłaś się? -sparaliżowało mnie. Nie mogłam nabrać powietrza, a serce biło, jakby miało wyskoczyć mi z piersi. 
-To Hawakejn.-szepnęłam w stronę Stell, która z wrażenia usiadła. Nie zastanawiają się wyrwała mi telefon z ręki.
-Ty idioto, debilu, matole! Jak masz czelność ją straszyć z więzienia ?-krzyczała czerwona, kiedy ja nie mogłam dojść do siebie.
-Jesteś bardzo ostra nieznajomo. A kto powiedział, że siedzę za kratkami? Czyżby małe kłamstewka ? Jak przykro....-kpił sobie. Stell coraz mocniej ściskała telefon.
-Czego chcesz od mojej przyjaciółki? Radzę ci się od niej odwalić, inaczej stanie się to bardzo nieprzyjemne...-warczała. Podziwiałam jej zdeterminowanie i zimną krew. 
- Ja ? Chciałem tylko przekazać, że za niedługo się zobaczymy i lepiej oczywiście dla niej, żeby znalazła pen-drive. Inaczej może ją spotkać "wypadek" samochodowy. -mówił spokojnie. Alex mnie okłamał. To wszystko było chorym kłamstwem ! Zabójca jest na wolności, a on bezczelnie kłamie! Co za oszust! Jak ja mogłam mu uwierzyć ! Co mi strzeliło do głowy ! Przecież mogłam się spodziewać, wiedziałam jaki jest! 
-Odwal się od niej i więcej nie dzwoń, albo będziesz miał ze mną do czynienia idioto.-zakończyła twardo i stanowczo. Byłam jej niesamowicie wdzięczna. Spojrzałam na nią.  
-Uspokój się jesteś jak duch, jak karta papieru...-rzekła asertywnie.
-On mnie okłamał! - rozpłakałam się. Stella widząc mnie rozstrojoną, tylko podeszła i mnie przytuliła. Wtuliłam się w nią, a potem usiadłam na łóżku, obok okna i skuliłam się w "kulkę". Nie mogłam sobie z tym poradzić. Płakałam... Zamknęłam oczy, nic mnie nie obchodziło. Ja umrę, on mnie zabije. Pożegnam się z tym światem. A co z Kate? Mamą ? Stellą ? I Alex'em. 
-Caro co się z Tobą dzieje ?...-powiedziała zmartwiona, widząc, że do mnie nic nie dociera. 
Moje zaszklone oczy odpowiadały za każdym razem martwą ciszą.
-Dzwonię po Alexa.. - szepnęła . Po kilku próbach, chyba się dodzwoniła, ale ja tylko czułam strach, obawę, oszukanie.Moja rodzina i Alex, o nich bałam się najbardziej.
 Po 10 minutach, które były dla mnie całą wiecznością, ktoś zjawił się w progu.
-Caro gdzie jesteś !?- powiedział spanikowany męski głos. Zapłakana spojrzałam przed siebie. To był on... Znalazłszy mnie, nie mógł wykrztusić żadnego słowa. Patrzył na mnie niewinnym wzrokiem. Chciałam wstać, podejść i powiedzieć mu, co o nim sądzę, jakim jest kłamcą i draniem. Zebrała się we mnie ogromna złość, ale i jednocześnie dziwna radość, że jemu nic nie jest. Jednak jedno z dotąd nie znanych mi uczuć zapanowało nad moim ciałem... Wciąż się przyglądał. Nie wiedział co powiedzieć. Wstałam, popatrzyłam na niego, a po policzku spłynęła mi łza i..Rzuciłam się we jego objęcia, jak do bezpiecznej przystani, która czeka otworem. Mocno przytulił mnie do siebie, tylko z nim czuję się bezpiecznie. W ciągu sekundy przeminęły wszystkie uczucia złości. Nazwijcie mnie lekkomyślną, łatwą, ale nie miałam nawet siły się na niego złościć. Jestem słaba psychicznie. Dlaczego w jego obecności nie trzymałam się swoich zasad? Nie mam kontroli nad moim sercem...  Przebaczyłam mu wszystko do końca i nie wiem dlaczego. Postawiłam się na jego miejscu, nigdy bym nie powiedziała komuś, że może nie dożyć jutra. Okłamał mnie, żebym się nie martwiła. Dlaczego jeszcze teraz go usprawiedliwiam? Ja go potrzebuję... Sama nie dam sobie rady. Człowiek nie jest stworzony do samotności... Jego ciepło zdominowało mnie i jedyne co mogłam okazać, to smutek. Staliśmy wtuleni w siebie przez dłuższą chwilę. W pokoju zjawiła się Stella, która nie wiem kiedy wyszła.
-Dzięki za telefon...-szepnął Alex do Stell. Posłała mu skromny uśmiech. 
-Choć księżniczko, jedziemy do domu.-powiedział do mnie. W jego ustach zabrzmiało to tak pięknie. Roztrzepana nie mogąc dojść do siebie, pozwoliłam mu się prowadzić. 
-Hawakejn będzie mścił się na Stelli, daj jej ochroniarza...-rozkazałam spokojnie, ale i dobitnie. Kiwnął głową i zadzwonił po.. Harry'ego ! Stell się ucieszy. Alex w odpowiedzi od Harry'ego dostał tylko głośne, słyszalne na cały pokój: 
- OOOOOOOO TAK! 
Wyszłam przed dom Stell, było już ciemno. Alex odwiózł mnie do hotelu. Podróż trwała bez niespodzianek. Opowiedziałam mu o dzisiejszym horrorze.

***Oczami Alexa***


Siedziała skulona na przednim siedzeniu samochodu, spłakana, wystraszona, bez życia. Tylko głucha cisza. Jej trzęsące się ręce, od czasu do czasu przeczesywały spuszczone włosy. Rozpuściła je tylko dlatego, żebym nie widział jak płacze. Pewnie myśli, że sądzę o niej, że jest słaba. Ale ja jej pomogę, jest silniejsza niż myśli.

-Alex i co teraz będzie ?- zapytała jakby to decydowało o śmierci i życiu.
-Zakręt w lewo...- uśmiechnąłem się. Mogę przysiąc, że się zaśmiała. Dobre i tyle.
-Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Nie płacz już. Ufasz mi?- zapytałem.
-Zawsze i wszędzie. Dlaczego ja płaczę ? Jestem już chora od płaczu...- rzekła i otarła łzy.
-Nic się nie zmieni, wszystko będzie po staremu.-uspokajałem.
-Nic nie jest takie, jakie powinno być. Wszystko się zmieniło....-myślała coraz poważniej. Zaraz wpadnie w jakąś depresje.
-Staraj się o nim nie myśleć, jeśli zajdzie taka potrzeba bez wahania oddam za ciebie życie.-potwierdziłem w przekonaniu.
-Teraz to dopiero się o Ciebie boję.-uśmiechnęła się. Popatrzyłem na nią jak na anioła.
-O mnie się bardziej boisz, niż o siebie?- zapytałem zdziwiony. Nie mogę w to uwierzyć. Zakryła twarz włosami i odwróciła głowę.
-Ty naprawdę wyleciałaś z nieba.-szepnąłem do siebie. Spojrzała na mnie.
-Ale Ciebie kocham najbardziej i nie pozwolę nikomu Cię skrzywdzić.-rzekł.
-Nie wiem do końca, czy ci tak na mnie zależy...- popatrzyła na mnie przenikliwym wzrokiem.
-Co masz na myśli?-zastanowiłem się i zmarszczyłem czoło.
-Nieważne.-odwróciłam głowę.
-Dla mnie ważne.-argumentował.
-Dobrze. Gdzie byłeś cały dzień?-zapytała.
-Miałem misję.-rzuciłem przypomniawszy sobie dzisiejszy dzień. Było niebezpiecznie. Nie powiem jej tego. Nie mogę pozwolić się zdemaskować.Jeszcze nie teraz.
-Misja miłosna. Dzwoniłam dzisiaj i odebrała jakaś kobieta. Czy ty..-przerwałem jej. 
-Nie. To była moja szefowa, starsza o jakieś 30 lat. I w ogóle jak możesz tak myśleć?!-zacząłem się śmiać. Widząc moją reakcję upewniła się.
-Tego jeszcze nie było, ale to dobrze. Znaczy, że mnie kochasz.- skomentowałem.
-Pytasz się jakbyś nie wiedział.- przewróciła oczami.
Dojechaliśmy przed hotel i udaliśmy się w stronę naszych pokoi. Obstawiłem w okół budynku jeszcze 6 najlepszych ochroniarzy. chciałem aby jak najszybciej znalazła się w swoim pokoju. Nie mogę ryzykować. W korytarzu czekały jej mama i siostra. Mocno się przytuliły. Stanąłem z boku.
-Dlaczego to jest takie trudne?!-zapytała Helen.
-Mamo musimy to rozwiązać, proszę powiedz mi o wszystkim, ja... -głos się jej załamał-Nie mam siły...
-Nie mogę... To ci zniszczy życie..- rozpaczała. Jednak chyba mam serce, coś poczułem.. Niesamowity smutek.
-Ale Care ty nie znikniesz jak tata ? -zapytała zdezorientowana Kate. Takie małe dziecko z takim wielkim pytaniem. Śmiertelnie trudne...  Ja odpowiedziałbym ciszą .
-Ja?! Przecież nie mogę odejść, mam Ciebie..-wzięła ją na ręce. Boże, gdybym ja miał brata, to byłoby wspaniale. 
-Jestem zmęczona, idę spać. Zjemy śniadanie jutro razem?! Zgoda?!- ich noski dotknęły się. Mała kiwnęła głową i szczęśliwa pobiegła do swojego pokoju.
-Nie martw się. Poradzę sobie..- szepnęła Caro do ucha Helen.
-Czuje się winna. Tutaj tylko ja i James zawiniliśmy...-zagryzła wargi jej mama.
-Nie obwiniaj się... Po prostu...Dobranoc. Kocham Cię!-powiedziała biegnąc po schodach na górę. Udałem się za nią.Gdy wszedłem do jej pokoju siedziała skulona pod ścianą i płakała.
-Wypłacz się.... -musi to zrobić,  żeby na jej twarzy mógł zagościć uśmiech. Wziąłem ją na ręce i pozwoliłem na chwilę słabości. Nawet nie wiem kiedy zasnęła. Położyłem ją delikatnie na łóżko i przykryłem kocem. Niejednokrotnie wstawałem w nocy i krążyłem po pokoju, patrzyłem czy wszystko z nią w porządku. Strasznie niespokojnie spała, i wyciągała do mnie ręce.Położyłem się obok niej, czuła, że jestem i się uspokoiła. Biedna dziewczyna w jednym dniu tyle trosk, a najgorsze jest to, że nic nie rozumie. Oszukana przez cały świat, ale to niedługo się wyjaśni. Moja intuicja jest niezawodna. . 

1 komentarz:

  1. Mega wciągający. Akcja staje się coraz bardziej ciekawa i napieta.
    P.S. Niesamowity <3 :3

    OdpowiedzUsuń