wtorek, 24 lutego 2015

"Życie na krawędzi..."Rozdział 5 "We mgle"

*** Oczami Caroline ***

Przebudziłam się o północy...Sygnał dzwonka dochodzący z mojego telefonu rozbrzmiewał po całym pokoju, przełamując nocną ciszę i spokojny sen. Po drugiej stronie pomieszczenia, wpatrując się przez szyby dostrzegłam ogromny księżyc, który świecił niesamowitym blaskiem.
Wyrwana z upragnionego snu, zaczęłam szukać źródła muzyki. Wczoraj cały dzień byłam z "moim" ochroniarzem i zapewne zostawiłam telefon w pokoju. Nie mogę myśleć o moim aniele, bo wpadam w trans. A wracając do teraźniejszości-zabiję tego kogoś, kto budzi mnie w środku nocy. Ludzie nie wiedzą, która godzina ? Nie mają szacunku nawet dla zakochanych dziewczyn... A może coś się stało ? Ktoś potrzebuje pomocy ? Zeskoczyłam z łóżka, oświeciłam światło i bardzo nerwowo przerzucałam pościel tropiąc zaginiony fant. Przeszukawszy całe łóżko, zielony dywan i wszystkie szafki doszłam do wniosku, że prawdopodobnie nigdy go nie znajdę. W końcu olśnił mnie pewien pomysł, skoczyłam na równe nogi i podbiegłam do komputera, ponieważ przypomniałam sobie, że niedawno zgrywałam nowe piosenki na telefon. Finalnie znalazłam go pod klawiaturą. Nie mam bladego pojęcia, co tam robił...Nieważne. Spojrzałam na niego 69 prób połączeń od Stelli. To teraz ona mnie zabije.
-Nie bądź zła, zapomniałam telefonu.-wytłumaczyłam błagalnie.
-Ty sobie chyba żartujesz! Najpierw nie odbierasz telefonu, a później budzę się z jakimś OBCYM chłopakiem SAMA w domu !!! -krzyczała zbulwersowana.
-Jak się tak dogłębniej zastanowię, to nie prosiłam go, żeby został z tobą na noc...Może ty go prosiłaś ? -zastanowiłam się.
-Skąd mam widzieć?! Film mi się urwał...-oraz bardziej krzyczała.
-Nie histeryzuj.-rzekłam spokojnie.
-JA? Największa histeryczka w mieście ? -zadała retoryczne pytanie. Tak Stell gigantycznie wyolbrzymia fakty.
-Najpierw się opanuj i mów ciszej, bo mi wszystkich gości przepędzisz.- poprosiłam.
-Pewnie, co tam ja !? W ogóle skończę z sobą i będziecie mieć wszyscy święty spokój, albo wyjadę. Tak dłużej nie może być, ja już jestem spakowana. Co ty myślisz, że mam tylko jedną przyjaciółkę?! Może i mam tylko jedną, ale z łatwością znajdę sobie nową.-zaczęła mącić.
-Dobrze wiesz, że jesteś dla mnie jak siostra.-rzekłam wykończona.
-Ten argument do mnie trafił. -zaśmiała się. To znaczy, że się nie gniewa. Na mnie się nie da gniewać.
-Pewnie po co do mnie zadzwonić rano, jak można mnie obudzić w środku nocy.-rzuciłam ironicznie.
-Po co odbierać telefon ? Niech się przyjaciółka martwi. Dzwoni ze sto razy...-zwróciła uwagę
-Wygrałaś. Szykuj poduszkę, gorącą kawę i ciepły koc. Wszystko ci wyjaśnię...-powiedziałam mrużąc oczy.
-Ale ty się boisz jeździć „po ciemku”.-powiedziała przerażona.
-Ja się niczego nie boję. Będę za chwilę.-szpanowałam. Resztkami sił przebrałam się w czarne leginsy i niebieską bluzę, na których widniała para oczu, a mojego niedbałego koka owiązałam niebieską chustką. Do torby zabrałam wyprane ubrania Stelli, telefon i kluczyki. Po spotkaniu od razu pojadę do pracy. Ubierając trampki miałam uczucie, że gdzieś ukrył się w nich piasek. Nie ma nawet cienia szansy, że wyjdę stąd niezauważona. Nie mam ochoty minąć się z moją mamą albo gorzej -Charlottą, która (wnioskuję) powinna siedzieć teraz za recepcją. Nie oszukujmy się, na 1000% śpi teraz w swoim pokoju. Wychodzę przez balkon- jedyne wolne i racjonalne wyjście. Mam coś w sobie z buntowniczki. Bezszelestnie przechodziłam przez balkony, zgrabnie niczym kot. Delikatnie, a jednocześnie mocno stąpałam po marmurowych poręczach balkonów. Moim celem była różana pergola, znajdująca się na końcu poziomu. Przechodząc przez jeden z balkonów, miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Zabójczym wzrokiem zrewidowałam otoczenie.
-Niezwykłe. Bezgłośna niczym wiatr, jedynie twój cień cię zdradza.-zaśmiał się Alex. Cień zapewne wywołany blaskiem księżyca. Jego oczy były jak żarzące diamentowe kamienie. O mało się w nich nie zatopiłam. Alex widząc moje zauroczenie, tylko głupio się uśmiechnął.A mogło być tak pięknie...Co on zawsze na tym balkonie wyczynia ?
-Dlaczego nie śpisz ? - zdziwiłam się jego obecnością.
-Mógłbym cię zapytać o to samo. A teraz zejdź, bo spadniesz. -przeraził się i pomógł mi zejść.
-Zaraz ci wszystko wyjaśnię...-nie zdążyłam dokończyć, bo mi przerwano.
-A jeśli by ci się coś stało? Mogłaś spaść ! Pomyślałaś o mnie? Wiesz jakie to niebezpieczne?- robił mi wyrzuty.
-Jakoś wcześniej ci to nie przeszkadzało. Wiem co się zmieniło, teraz mnie kochasz.-przytuliłam go, chcąc go uspokoić.
-Mój anioł wzniósłby się wtedy do gwiazd..-pocałował mnie w czoło.
-Nie przesadzaj. Nie mam 14 lat.-wywróciłam oczami jak zbuntowana nastolatka.
-Gdzie cię wiatr niesie ?-zapytał po chwili.
-Wiem, że to brzmi głupio, ale...Muszę Stelli wytłumaczyć wszystko odnośnie wczorajszych zdarzeń  i nic nie tanie mi na przeszkodzie.-mówiłam z prędkością światła.
-I myślisz, że pozwolę ci wyjść samej, i w dodatku w nocy ? - zmrużył kpiąco oczy.
-Na pewno nie masz nic przeciwko..-insynuowałam.
-Nie ma mowy.-powiedział, jak alfa. Silny, tajemniczy, romantyczny, zdecydowany, niegrzeczny dla innych, wyjątkowo miły dla mnie, strasznie seksowny... Stałam tak dłuższą chwilę wgapiając się w niego. Zagryzłam bezsilnie wargi.
-Alex proszę, ona jest dla mnie, jak siostra.-błagałam próbując złamać twardziela. Muszę być w tej chwili słodka.
-Nie.-rzucił.
-To tak, jakbym zakazała tobie spotykania się z przyjaciółmi.-argumentowałam. Nerwowo czekałam na jego reakcję.
-Nie mam przyjaciół.-potrząsnął ramionami, ciągnąc mnie w stronę swojego pokoju.
-I tak ucieknę..-skomentowałam krótko. Wciągnął mnie do siebie i szczelnie zamknął drzwi balkonowe. Usiadłam na szafirowym fotelu i próbowałam wymóc na nim zgodę.
-W każdym wypadku cię zatrzymam.- powiedział ścieląc duże, drewniane łóżko. Rozmawiał ze mną, jakbym była małym dzieckiem.
-Nie chcę się kłócić.- rzuciłam widząc, że to będzie długa rozmowa. Alex nawet na mnie nie spojrzał, tylko cały czas przygotowywał pościel do spania.
-Nie nazwałbym to kłótnią. Która lepsza ?- odrzekł obojętnie pokazując mi dwie poduszki do spania żółtą i zieloną.
-Zielona. A czym ?- pokazałam na jedną z poduszek, po czym wróciłam do rozmowy i uniosłam brwi. Dotarła do niego moja decyzja i wyrzucił żółtą poduszkę za siebie. On w ogóle nie bierze pod uwagę mojego zdania.
-Ostrą dyskusją.- oznajmił.
-Czy ty masz na wszystko wytłumaczenie ?- zdenerwowałam się. Zaczęłam nerwowo ściskać kluczyki w dłoni.
-Tak. Po której stronie chcesz spać ?-Zapytał mnie, jakby ta rozmowa go nie obchodziła.
-Nie pójdę teraz spać...-wyjaśniłam twardo.
-Pójdziesz.- odwrócił się do mnie z uśmieszkiem.
-I co teraz zamierzasz zrobić ? Zamknąć mnie w pokoju ?- dogadywałam się stanowczo i bezczelniej.
-Mam zamiar rzucić cię na łóżko i trzymać w moich ramionach do końca świata.- puścił mi „perskie oko”, siadając na przeciwko mnie na świeżo pościelonym łóżku.
-Alex nie bądź taki...-przewróciłam oczami. Nie ulegnę jego bajerom.
-Jaki rozsądny, odpowiedzialny?- zripostował mnie.
-Nie, uparty.- odpowiedziałam coraz bardziej zdenerwowana.
-Przepraszam, że się o ciebie martwię. Wiem to wyznanie obydwu nas zaskoczyło.- spiorunował mnie. Siedziałam cicho, ale nie dam tak łatwo za wygraną.
-Też cię kocham.- uśmiechnęłam się szeroko. Odpowiedział mi tym samym.
-Hawakejn siedzi w więzieniu, także czego mam się bać ?- dodałam spokojnie. Nastała cisza. Alex zamilkł. Zaczęłam mieć 100 myśli na sekundę.
-Alex co się dzieje ?- powiedziałam spanikowana. Jego twarz pobladła, ale szybko się odwrócił.
-Nic, po prostu.... Nie pozwolę ci wyjść samej w środku nocy.-skomentował nalewając sobie wody do szklanki, na drugim końcu pomieszczenia. Wstałam i mocno przytuliłam się do jego pleców.
-Proszę.- rzuciłam czując, że napływają mi łzy do oczu.
-No dobrze, ale cię zawiozę. - momentalnie się obrócił i widząc moją twarz, pocałował . Uległ mi, ciekawe dlaczego... Coś jest zdecydowanie nie tak.
-Dziękuję. Czy ty coś przede mną ukrywasz? - szepnęłam cicho. 
-Nie.- zrobił niewinną minę. Powiedzmy, że mu wierzę. 
Chwycił mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę drzwi. Cudem niezauważalnie wyszliśmy z budynku. Na dworze zaczęło być chłodno, ale za to gwiazd na niebie było miliony. Otworzył mi drzwi ferrari, żebym mogła wsiąść,  po czym wskoczył na miejsce kierowcy. Uwielbiam noc.
Tysiące gwiazd, tysiące myśli...  Podczas podróży spytałam:
-Jesteś zły ?
-Nie po prostu jestem zdziwiony,  dlaczego to robisz.-odpowiedział chwytając mnie za dłoń.
-Nie zdziwił byś się, jakbyś obudził się z jakimś obcym chłopakiem sam w domu? -przedstawiłam sytuację oczami Stell. Zaśmiał się.
-A dlaczego ty to wszystko dla mnie robisz ? Mogłeś spokojnie mieć to gdzieś.-zapytałam, bawią się jego ciepłą dłonią.
-Właściwie nie wiem dlaczego. Dla ciebie nie jestem egoistą.-zagryzł wargi. Popatrzyłam na niego wzrokiem, jakbym zobaczyła 7 cud świata. On jest jakiś inny, niż pozostali "chłopcy". Dlaczego mi na nim zależy ? Przecież to drań - nie wiem. To uczucie wiążące mnie i jego, było na tyle silne, żeby przeciwstawić się trudnościami losu.Na razie.. 
Zatrzymaliśmy się przed domem Stelli :
-Bardzo ci dziękuję. Doceniam to, co dla mnie robisz. -szepnęłam. Nienawidzę wykorzystywać ludzi, czasem to ja wolę się poświęcić.
-Przestań. To nic takiego.-przewrócił oczami. Coś go dręczy. Wyraźnie to widać. Coś dzieje się złego. Martwię się o niego.
-Dla mnie dużo.-posłałam lekki uśmiech. Uchyliłam drzwi i już miałam wysiadać z samochodu, gdy niespodziewanie Alex mnie zatrzymał.
-Zaczekaj!
-Na ciebie? Zawsze.-rozbawiłam go.
-Ufasz mi ?-zapytał markotny. Jasny blask księżyca spadał na jego policzek, tworząc -mglistą powłokę marzeń, jego oczy lśniły tysiącem gwiazd, a usta były na wyciągnięcie ręki.
-Zawsze i wszędzie.- zagryzłam dolną wargę, wpatrując się w jego czerwone usta. Szybko się przybliżył i podtrzymując moją twarz dłonią oddał pocałunek. Zatonęłam w rozkoszy, jednak zaraz zostałam wybudzona z niebiańskiego snu, ponieważ Alex osunął z swych ramion kurtkę. Za szybko to wszystko się dzieje, przestraszyłam się. Odruchowo się cofnęłam. Alex spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
-Weź moją kurtkę, bo zmarzniesz.-wytłumaczył. Ulżyło mi. Wiem, że mogę mu zaufać. Zarzucił mi ją na ramiona, a ja opuściłam auto i spokojnie dążyłam do marmurowego ganku Stelli.

*** Oczami Stelli ***
Nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam przed chwilą. Spoglądając przez okno w salonie, zdrętwiałam. Moja Caroline całowała się z chłopakiem. Z transu wybudziło mnie ciche pukanie do głównych drzwi. Wciągnęłam ją do środka, wzięłam kakao i poszłyśmy na górę. Była cała w skowronkach. Moja "grzeczna dziewczynka"  w końcu znalazła swego księcia.
-Możesz mi opowiedzieć jak do tego doszło? Przecież, nie dawno nienawidziłaś go.- zapytałam zdziwiona, ale i cieszyłam się szczęściem przyjaciółki. Opowiedziała mi wszystko ze szczegółami o nim, o plaży, o tym co straciłam. Byłam pod wielkim wrażeniem, że moja Caro nareszcie się zakochała i to w niegrzecznym chłopcu ! Księżniczka niedostępna dla nikogo. Złamali kod dostępu do jej serca. Jeszcze nie widziałam takiego blasku w jej oczach od hmmm.. Czasu śmierci jej ojca.
-Nie mogę w to uwierzyć !- rzuciłam zasłuchana w jej historię.
-Sama nie wiem jak to się stało. To tak jakby wytłumaczyć ci, jak się oddycha.- porównała spontanicznie.
-I na pewno nie rozmawiałyśmy tylko dzień?-zapytałam, chcąc się upewnić.
-Na pewno.-posłała mi „perskie oko” w jej wykonaniu to słodkie.
-A teraz powiedz jak wytrzymałaś z Harry'm?-spojrzała na mnie, swoimi czarnymi oczami.
-Na początku byłam zdezorientowana, wyobraź sobie śpisz na łóżku, a obok ciebie leży jakiś przystojniak. Potem miałam niesamowitego kaca. Następnie przypomniałam sobie wczorajszy dzień i ...-przerwałam, jak jej to delikatnie oznajmić.
-I ?-patrzyła na mnie tym swoim „dobrym” wzrokiem
-Zakochałam się! Szczęśliwa? Tak wpadłam na samo dno piekieł, jego burzy loków i niesamowitych dołeczków. -przyznałam się. Na samą myśl o nim się uśmiecham.
-Jak się cieszę! Stell to super! Na kiedy się umówiliście ?- zapytała bijąc mnie czerwoną poduszką.
-Zostawił mi swój numer telefonu. Caro ja się zakochałam ! A co jak robił sobie tylko żarty ze mnie? Albo nie odwzajemnia moich uczuć? -panikowałam.
-Nie histeryzuj ! On się w tobie kocha, wiem z tajnych źródeł!-uspokoiła mnie. Podczas jego pobytu, Harry siedział cały czas przy mnie, zrobił mi tosty na śniadanie i dużo rozmawialiśmy. Znaleźliśmy wspólny język. Tylko on mnie rozumie. Uwielbiam go.
-Moja BFF się zakochała !- piszczała, śmiejąc się.
-Zakochałyśmy się w tym samym czasie, przypadek ?-snułam przypuszczenia.
-Nie sądzę !- odrzekła.
-Jak tam Ruru?-zapytałam zmieniłam temat.
-Teraz dobrze, ale Charlottę zatłukę..-zacisnęła pięści. Caroline jest raczej spokojna, ale na punkcie zwierząt to ma bzika. Nie dziwię się jej, jest bardzo zżyta z swoim jamnikiem. W sumie to był chyba prezent od jej ojca. Ona miała fajnego tatę, nawet go pamiętam, jak zawsze zabierał nas na ogniska. Piekliśmy pianki ! Zawsze jej go zazdrościłam, bo mój tato to duch-niewidzialny i niespotkany okaz. Trzymam się z nim na dystans i dobrze.. Nie chcę go znać, i nie zamierzam płakać. To ja decyduję co czuję i do kogo.
-Czy nastąpił jakich postęp w sprawie Sherlocku Holmes'ie ?-zapytała troszkę poddenerwowana.
-Nie, dobrze się kryją. Nie mogę ich namierzyć nawet satelitą.- powiedziałam zgodnie z prawdą.
-A czy coś się stało?-zapytałam podejrzliwie.
-Alex ma przede mną tajemnicę, właściwie jest pełen tajemnic i twierdzi, że jeśli nie wiem, jestem bezpieczna.-głos się jej załamał. Spojrzałam na jej szkliste oczy. Moja kochana,
wrażliwa Caro.
-Myślę, że za bardzo się przejmujesz. Obiecuję ci jutro się wszystkiego dowiemy...-chwyciłam jej (jak zawsze) zimną dłoń. Nie umiem pocieszać.
-Dobrze, że mam ciebie. -uśmiechnęła się. Żal mi jej, los ją nie oszczędza.
-Chodź spać, bo jutro zaśpimy. Zobacz, która godzina...-zaproponowałam.
-Masz rację, śnij o swym Romeo.- zażartowała. Położyła się obok mnie i słodziutko zasnęła, była wyczerpana, ale szczęśliwa. Niesamowite jak Alex na nią działa, ale jeśli uroni choćby jedną łzę przez niego- zatłukę drania! Przyjechała dla mnie o 12 wieczorem, żeby upewnić się, czy ze mną wszystko w porządku-podziwiam ją. Prawie całą noc nie zmrużyłam oka, myśląc tylko o Harrym, jak rozmawiał, jak się śmiał.. To jakaś moja obsesja, pasja. Zakochałam się w nim na zbój...<3

***Oczami Caroline***
Stell się zakochała. Świat się wali... Zazwyczaj to inni za nią szaleli, a tu proszę. Taka niespodzianka. Cieszę się. Niech ona będzie szczęśliwa...Proszę !  Wracając do świata żywych, położyłam się na wielkim, bardzo wygodnym łóżku Stell i rozmyślałam. Alex coś przede mną ukrywa. Z jednej strony jestem ciekawa tajemnicy, jaką skrywa, z drugiej boję się jej. Czy nasz związek jest "z góry"  zagrożony  niepowodzeniem? A co jeśli Alex bawi się mną? Wątpliwe pytania ciągle mnie dręczyły.Jednak co gorsze, nikt nie był w stanie, mi na  nie odpowiedzieć. Co się z nami stanie ? Jedno wiem na pewno, lepsza okrutna prawda, niż życie w słodkim kłamstwie...

sobota, 14 lutego 2015

"Życie na krawędzi..."Rozdział 4 "Między ziemią, a niebem."

 *** Oczami Caroline***
 Słońce świeciło jasno i ciepło, odkrywając niebiańską kołdrę, wczorajszych wspomnień. Przebłyski wydarzeń z poprzedniego dnia zatarasowały mój umysł. Całowałam się z Alex'em. To był pierwszy chłopak, któremu pozwoliłam, żeby mnie poznał. Przyznam się lubię go, nawet więcej. Nie mogę zapomnieć wczorajszej nocy, a na samą myśl o nim uśmiecham się. Co się ze mną dzieje ? Ja się zakochałam. Ja ? Ta, która mówi, że miłość nie istnieje ?Jestem niesamowicie szczęśliwa. Pierwszy raz nie czuję tej pustki "w środku". Ta jedna osoba sprawia, że zapominam o całym świecie, chcę być z nim, dotykać go, całować się z nim. Popatrzyłam na drewniany stolik, który stał obok mnie. Leżała na nim mała karteczka i czerwona róża : " Dzień dobry Aniołku. Złapię Cię później. Twój Alex." Jak chce, to potrafi być romantyczny. Jednak cieszę się, że robi to z myślą o mnie. Nie mogę się doczekać, aż go spotkam. Dobrze, że wczoraj nie wypiłam dużo alkoholu-dziś przynajmniej mnie nie boli głowa. Biedna Stell, będę musiała do niej zadzwonić, jak się czuje. Godzina 7 :14 widniała na moim telefonie. Dopiero jutro mam 1 zmianę w „Victoria”.Szczęście. Czas wstawać... Ociężale ruszyłam w stronę łazienki. Umyłam twarz i osuszyłam ręcznikiem, a włosy dokładnie rozczesałam. Może "zażyję" relaksującej kąpieli ? Rozmarzona o moim amorze odkręciłam ciepłą wodę, która spływała do wanny. Zatopiłam się w kąpieli, a do ręki chwyciłam telefon. Wstukałam numer Stell. Po kilku sygnałach odebrał Harry:
-Słucham, tu Harry osobisty sekretarz panny Rowan.-zażartował.
-Hej, z tej strony Caroline. Chcę się dowiedzieć jak się czuje Stell?-zapytałam.
-Jak wampir. Nie znosi światła, ma czerwone oczy, i ciągle jest spragniona. Teraz zasnęła na wieki.- usłyszałam.
-Biedna, nie budź jej, niech się wyśpi. Opiekuj się nią. Jakbyś czegoś potrzebował to dzwoń. -zapewniłam.
-Damy sobie radę.-poinformował.
-Harry, to wspaniała dziewczyna, uważaj na nią.-zastrzegłam.
-Przecież, to wiem. Muszę kończyć, bo wampir musi possać mojej krwi. -odpowiedział.
-Do zobaczenia.-zakończyłam rozmowę. Wydaje się być, całkiem miły. Wracam myślami do mego anioła.

***Oczami Alex'a ***
Cały czas mam obraz Caroline przed oczami. Tak uroczo spała, że postanowiłem zrobić jej zdjęcie moim telefonem. Dlaczego się uśmiecham ? Nie mogę przestać o niej myśleć. Czuję, że to ta jedyna, na całe życie. Jedyne na co mam ochotę to zabrać ją na koniec świata, poznać jej sekrety, kochać ją. Zależy mi na niej. Jestem zaślepiony przez miłość... Dojechałem, jak zawsze do Instytutu. Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Przeparadowałem szczęśliwy przez długie korytarze. Finalnie doszedłem do dużej sali i zająłem miejsce naprzeciwko biurka mojej szefowej. Zdziwiona moim zachowaniem Rosali'e spoglądała na mnie zza raportów. Była niesamowicie zdziwiona.
-Nieee. Ty ! To niemożliwe.-zadziwiła się.
-Co ?-rzuciłem, nie domyślając się o co jej chodzi.
-Alex, ty się zakochałeś.- przeżegnała się.
-Może.-popatrzyłem w sufit.
-Odważna dziewczyna. Lodołamaczka.. Szok !-pokiwała głową.
-Daj spokój.-syknąłem
-Znam ją ?- zapytała pełna podziwu.
-Tak.- poruszałem brwiami.
-Zdradzisz mi jej imię ?- była coraz bardziej dociekliwa. Zrobię jej na złość, niech się zastanawia, nie musi dziś rozwiązywać krzyżówek.
-Nie. Byłem dobry na chwilę, już mi się znudziło.- potrząsłem ramionami. W odpowiedzi dostałem "wzrok zabójcy".
-Do rzeczy. Hawakejn ciągle jest na wolności...-rzuciła.
-Bo twoje ułomne pieski, nie mogły go złapać. Nie moja wina. Także, żegnam.-wstałem i kierowałem się do wyjścia.
-Stój ! Nie uciekł sam.-sparaliżowała mnie tą wiadomością. Odwróciłem się na pięcie.
-A kto niby miał mu pomóż ?- rzuciłem przez zęby.
-Gang "Dragon". Ich przywódcą jest niejaki Thorlios. Szukamy więcej informacji o nim.-wytłumaczyła.
-Chroń ją za wszelką cenę, jest nam bardzo potrzebna.- rozkazała.
-Bez wahania oddam za nią życie..-powiedziałem śmiertelnie poważnie.
-Alexander! Uważaj na siebie.-przygryzła wargi.
-Nie znasz mnie.- puściłem jej "perskie oko". Z jednej strony lubię ryzyko, z drugiej teraz mam dla kogo żyć. Na korytarzu zaczepił mnie pijący kawę Peter, od lat jest zazdrosny o mnie, ale potrafię spławić gnoja.
-Kolejna zdobycz Alex. Ile potrwa ta cała twoja miłość? Hm? Dzień, dwa, tydzień ? Jesteś potworem Alex. Zniszczysz ją, prędzej czy później. Zawsze same kłopoty są tylko przez ciebie.-dotknął mnie placem, jak psychopata.
-Dla ciebie Alexander, pasztecie.-zaśmiałem mu się w twarz i wyszedłem. A jeśli on ma rację ? Jeśli skończy się ta cała sprawa to co z nami po wakacjach, kiedy wrócę do Akademii ? Czy miłość na odległość to dobry pomysł ? Wiem już tylko jedno jeśli nie zaryzykuję, to będę tego żałował całe moje życie. Wracam do niej...

*** Oczami Caroline ***
Skończyłam kąpiel i owinięta w ręcznik, podeszłam do szafy, następnie wybrałam dżinsowe szorty oraz morską bluzkę na ramiączkach z ozdobnym kołnierzem. Włosy spięłam w ślicznego koka. Chcę dziś wyglądać oszałamiająco dla Alexa. Ubrana i cała w skowronkach wbiegłam do kuchni, gdzie siedziała Kate. Spojrzawszy na mnie, odwróciła się do Amandy.
-Widzisz ! Mówiłam ! Wygrałam! -uśmiechnęła się szeroko. Amanda podeszła do niej i wręczyła garść cukierków.
-Co to za akcja bobasinko ? -zapytałam Kate, mrużąc oczy, a ręce skrzyżowałam na klatce piersiowej, żeby wyglądać groźniej.
-Założyła się ze mną, że się zakochasz w Alex'ie jeszcze w tym tygodniu.-Amanda przewróciła oczami.
-Ale skąd wiesz, że się zakochałam?-zdziwiłam się.
-Uśmiech cię zdradził.-zachichotała, przeliczając cukierki. Stojąca za nią mama, zaczęła się głośno śmiać.
-Taka mała, a już cię przejrzała. -powiedziała Helen i podkradła jeden smakołyk Kate.
-Dziewczyny, do roboty! -przegoniła nas Maddy, która niosła ogromny sernik ze spiżarki.
-Cieszę się, że w końcu jesteś szczęśliwa, mam nadzieję że nie będziesz przez niego płakała.-szepnęła mi do ucha Amanda i uderzyła w tyłek ścierką. Dziwny sposób porozumiewania.
-Do gości!-rozkazała Maddy, ona jest główną szefową i wszyscy musimy się jej słuchać. Oczywiście Charlotta się nie pokazała, czyli musimy podzielić pracę na dwie. Wzięłam tackę i dziś dosłownie latałam między ludźmi w doskonałym humorze. Szybko się uwinęłyśmy, ale dalej miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Przecież Hawakejn złapany? Czego tu się bać? Potem pomogłam przystroić stoły, zamówiłam nową dostawę. Skończywszy pracę, już miałam iść na spacer z Ruru, ale Maddy poprosiła mnie o przysługę.
-Caro, bardzo cię proszę, przystrój bitą śmietaną mi ten tort ślubny, bo muszę jeszcze zrobić przekąski.-patrzyła na mnie błagalnym wzrokiem.
-Oczywiście. Po co mam zjeść śniadanie, na samym powietrzu przeżyję.- rzuciłam z ironią.
-Jesteś aniołem.-rzekła, biegnąc po składniki do schowka. Uśmiechnęłam się. Pewnie, że pomogę. Uwielbiam piec i przystrajać wszystkie ciasta. Podczas zeszłych wakacji dorabiałam sobie przygotowując babeczki i sprzedając je na targu. Ja się nawet na kamieniu „dorobię”. Przyniosłam wielkie ciasto złożone z biszkoptów, masy truskawkowej i bitej śmietany. Wyglądało przepysznie. Szybko wyciągnęłam potrzebne ozdoby cukiernicze i wzięłam się do pracy. Ułożyłam pasma bitej śmietany, zakręciłam kilka czerwonych różyczek z lukru plastycznego, kilka srebrnych kuleczek i … gotowe! Tort wyglądał perfekcyjnie. Czerwone róże idealnie komponowały się z śnieżnobiałym lukrem. Chciałabym mieć taki tort na swoje wesele. Do kuchni weszła Maddy, która była bardzo zadowolona, z efektu końcowego, obok niej stała jak wbita moja mama.
-Identyczny tort miałam na swym ślubie. Też go sama robiłam.-zamyśliła się moja rodzicielka. Ta chwila musiała przywołać wiele wspomnień. Przemija czas, przemijają ludzie, ale pamięć o nich nigdy nie zginie. Wspomnienia to darmowe, wieczne, skryte i bezcenne skarby, które podążają z nami całe życie.
-I taki sam zrobisz na mój ślub.-zaśmiałam się.
-Nie śpiesz się.- mrugnęła mi. W drzwiach stanęła zaspana Charlotta, szurając nogami zaczęła robić bałagan w lodówce, która przed jej przyjściem lśniła czystością. Cała czerwona mama, bez słowa opuściła kuchnię, najwyraźniej nie chcąc jej powiedzieć czegoś do słuchu. Ja i Maddy spakowałyśmy tort i od tej chwili nie zwracałyśmy na nią uwagi. Ogromna słodycz była już bezpieczna w samochodzie dostawcy, który ostrożnie ruszył w drogę. Słońce świeciło ciepło, a na podwórku pogoda była wspaniała. Zielone drzewa, cisza i spokój-kusiły nawet z oddali. Idę na spacer do mojego ulubionego „cichego miejsca”. Zawsze tam przychodzę chcąc odpocząć od problemów. To ławka obok stawu i drzewa o wielkich konarach. Dźwięk wody relaksuje, a niebosiężne gałęzie odgradzają przejście promieni, więc zawsze panuje tam cień i chłód. A gdzie mój pies ?- zamyśliłam się. Rubin większość czasu spędza w pokoju Kate, a do mnie przychodzi na noc i gdy chce wyjść na spacer. W podskokach ruszyłam w stronę szmaragdowego korytarza, gdzie mieścił się pokój mojej siostry. Zapukałam i lekko uchyliłam drzwi. Moja siostra siedziała na balkonie i czytała jakąś książkę mniemam, że z mojego pokoju.
-Widziałaś Ruru ? -zapytałam troszkę zaniepokojona. Przyznam Rubin to mój ulubieniec i najlepszy przyjaciel. Jeszcze nigdy mnie nie okłamał, nie wyrządził krzywdy, zawsze był wierny. Pies to najprawdopodobniej jedyne stworzenie, które kocha człowieka bardziej niż samego siebie.
-Pojechał windą do kuchni .-rzuciła zaczytana.
-Pewnie. Idę na spacer. Zaraz wracam.-przewróciłam oczami. Kate nawet nie odrywała wzroku tylko pomachała ręką. Wróciłam do punktu wyjścia i zobaczyłam, jak Charlotta z całej siły kopnęła mojego Ruru w brzuch, ręce mi opadły. Ona jest potworem ! Jakby tego jeszcze było mało krzyknęła:
-Bierz stąd tego pieprzonego psa !
-Co ci takiego zrobił?-rzuciłam wiedząc, że się nie opanuję i po prostu ją tutaj, na środku kuchni, dosłownie zatłukę.
-Bierz tego kundla, ciągle się na mnie gapi.-rzuciła z jadem, odkładając jedzenie.
-Posłuchaj mnie, ty egoistyczna, zadufana w sobie, ropucho. Ja jeszcze cię zniosę, ale nie waż wyżywać się na kimś z mojej rodziny, nawet na tym psie! Bo inaczej nie ręczę za siebie.-krzyknęłam.
-Będę robić co mi się podoba.-skrzywiła się. Do kuchni najszybciej wpadła zdezorientowana Amanda.
-Nie masz tutaj nic, jedyne co zrobiłaś w tym domu to rozbiłaś rodzinę, tolerowałam cię 3 lata, gdy mnie biłaś i poniżałaś, ale dziś sobie przesadziłaś kopiąc tego psa!!!- zacisnęłam pięści, byłam niesamowicie wściekła.
-Caro, opanuj się..- Amanda powiedziała spokojnie, widząc mnie całą czerwoną i rozwścieczoną.
-Nic mi nie zrobisz !- śmiała się bezczelnie i podeszła do bójki. Już miałam ją stłuc na marmoladę, a ten niewyparzony język z całą twarzą pełną pudru, dosłownie obić. Amanda stanęła między nami.
-Caroline ona jest psychiczna. Uspokój się... - uspokajała kelnerka.
-Ty i ta twoja koleżaneczka możecie się bujać.-splunęła śliną na twarz Amandy. Teraz sobie przesadziła, moja koleżanka nie ma nad sobą takiej samokontroli, jak ja. Stałyśmy dwie, rozwścieczone, niczym psy obronne warczące na złodzieja. Charlotta pozostało bić się albo uciekać. Ona jest jeszcze bardziej nienormalna, niż mi się wydawało - pierwsza skoczyła do walki. Zaczęłyśmy się szarpać i tłuc na podłodze w kuchni. Zdążyłyśmy tylko powyrywać kilka włosów Charlottcie, gdy Amandę odciągnęła Maddy, a mnie niespodziewanie Alex wziął na bark i wyniósł z kuchni. To był prawdziwy szał. Moje szarpanie na nic się zdało, nawet nie drgnął. Był po prostu za silny.
-Trzy lata z nią wytrzymywałaś, i odważyłaś się dopiero dziś pokazać, gdzie jej miejsce? -zapytał rozbawiony, gdy wynosił mnie przed pensjonat.
-Nie rozumiesz...-zrobiło mi się głupio. Delikatnie położył mnie na przednim siedzeniu swego samochodu.
-Gdzie mnie zabierasz?- zdziwiłam się.
-Daleko stąd, na randkę.- puścił mi „perskie oko”.
-A swoją drogą, pięknie wyglądasz.-kontynuował.
-Tani bajer.- syknęłam wciąż zdenerwowana.
-Ale SZCZERY, tani bajer.- jego nos otarł się, o mój policzek. Przebiegł mnie dreszcz. Zapiął mi pas i ruszyliśmy w drogę. Uśmiechnęłam się. Lekki zefir wywołany prędkością orzeźwiał, jak deszcz podczas suszy. Przy moim kierowcy czuję się niezwykle.
-A teraz wyjaśnisz mi, dlaczego walczyłaś jak lwica u boku drugiej kelnerki, przeciwko Charlottcie ?-jego uśmiech był powalający. Zatopiłam się w jego oczach, ale w myślach cały czas przeklinałam „zmorę”.
-Kopnęła Rubina, potem prowokowała. Nie wytrzymałam...-zaczęłam powstrzymywać płacz. Właściwie, nie wiem dlaczego, dziewczęcy odruch.
-Z dnia na dzień zaskakujesz mnie, swoją niewinnością.- powiedział czule i się zaśmiał. Na drodze było niemal pusto, jak zawsze. Było mi niezręcznie i wstyd.
-Posłuchaj mnie, każdego by na twoim miejscu rozstroiła nerwowo. Nie przejmuj się...-chwycił moją dłoń i popatrzył z małym uśmiechem na ustach. Kiwnęłam głową, a on podał mi chusteczkę do otarcia łez.
-Dokąd jedziemy ? -zapytałam chcąc się uspokoić.
-To tajemnica.-szepnął zawadiacko. Jednak mamy ze sobą wiele wspólnego. Mimo wszystko ciągle bałam się, że on nie odwzajemnia moich uczuć. Jechaliśmy przez długie szosy, ta wycieczka się troszkę dłużyła. Alex włączył radio, gdzie odtwarzano moją ulubioną piosenkę. Zaczęliśmy śpiewać i się wygłupiać. Wyjechaliśmy dość daleko za miasto,  bo nie poznawałam terenów, chyba jesteśmy blisko jeziora-jedynego w tej okolicy. Po kilku minutach znalazłam się w magicznym miejscu. Słońce chyliło się ku zachodowi, niczym ognista kula marzeń. Wokoło było pełno wody, a odbijające się w niej budynki, grały głównych aktorów w lustrzanej sztuce światła. Niebo malowało się barwami od czerwieni przez pomarańcz, aż po jasny róż. To był zaczarowany, romantyczny widok. Siedziałam wpatrzona w niego przez dłuższą chwilę.
-Widzę że ci się podoba, nawet oczy ci się błyszczą.-rzekł wpatrzony we mnie, a ja pokiwałam głową, nie mogąc oderwać wzroku, od tego cudu, matki natury.
-Skąd znasz to miejsce?-zapytałam.
-Przyjeżdżałem tu, gdy nie mogłem poradzić sobie ze stresem. Tylko tutaj potrafiłem spokojnie pomyśleć.-wytłumaczył.
-Czy to, co stało się wczoraj ma jakieś znaczenie dla ciebie ?-zebrałam w sobie odwagę. Lubię konkrety, nie będziemy się „bawić” w Romea i Julię. Popatrzył na mnie zdziwiony i troszkę zmieszany. Na początku nie wiedział co powiedzieć, aż w końcu dobrał słowa.
-Wiesz, twój tata mawiał, że miłość jest jak narkotyk. Na początku odczuwasz euforię, poddajesz się całkowicie i mimowolnie nowemu uczuciu. A następnego dnia chcesz więcej. I choć jeszcze nie wpadłeś w nałóg , to „zasmakowałeś” jej i mocno wierzysz, że będziesz mógł nad nią panować. Myślisz o ukochanej osobie przez dwie minuty, a zapominasz o niej na dwie godziny, ale powoli już przyzwyczajasz się do niej i stajesz się całkowicie i bezkompromisowo oddany. Wtedy myślisz o niej dwie godziny, a zapominasz na dwie minuty. Najgorzej jest wtedy, gdy nie ma jej w pobliżu, czujesz to co narkoman, gdy nie może zdobyć narkotyku. Jesteś gotów na absolutnie wszystko, by zdobyć miłość. Nie wiem co między nami się „narodziło”, ale to niesamowicie silne uczucie. Od tamtej chwili nie mogę przestać o tobie myśleć, bo jesteś stworzona dla mnie.-powiedział nie odrywając oczu ode mnie. Zaskoczył mnie swą odpowiedzią, myślałam, że będzie się tłumaczył np. :„byłaś pijana” lub „jednorazowy przypadek”.
-Mam nadzieję, że ty też traktujesz mnie poważnie.-zagryzł zęby. I czemu nie jestem teraz, taka rozmowna jak wczoraj? Do odważnych świat należy!
-Wiem czego chcę i sama kieruję swym losem, więc chcę cię prosić żebyś nie wyśmiał mnie za to co powiem. Na początku, gdy się spotkaliśmy nie lubiłam cię, myślałam, że mimo, iż mi się bardzo podobałeś, to uważałam, że nie potrafisz kochać i najlepiej trzymać się od ciebie z daleka. Dziś nie mogę przestać o tobie myśleć, wszystko przypomina mi ciebie. Widzę twoją twarz, gdzie nie powinno być niczego. Nauczyłeś mnie innego podejścia do świata, pokazałeś, że nigdy nie należy się poddawać, jakby źle nie było. Przy tobie jako przy jedynym czuję się bezpieczna, wspaniała i kochana. Pokazałeś mi, czym jest miłość. Wypełniłam tobą, tą pustkę w moim sercu. Wiem, znamy się tylko kilka dni, ale z każdym rankiem, chcę odkryć cię na nowo. Uwielbiam jak się do mnie uśmiechasz, jak na mnie patrzysz. Kocham cię siłą, o jakiej istnieniu nie wiedziałam. Ale wolę się z tobą przyjaźnić i mieć cię blisko, niż powiedzieć o dwa słowa za dużo i stracić cię na zawsze.-zagryzłam dolną wargę.
-Chciałabyś, spróbować zbudować związek z największym draniem świata ?-uśmiechnął się.
-Dałbyś radę popracować nad sobą ?-zbliżyłam się.
-Dla ciebie wszystko, księżniczko.-szepnął i objął moją twarz. Znowu się zbliżyliśmy, oczy złapały kontakt, oddech przyśpieszył.
-Chodź...-wyrwałam się z tej chwili i wyszłam na zewnątrz samochodu. Trochę się przestraszyłam i nazwał mnie księżniczką, o wiele za dużo tych wszystkich tajemnic. Doszedł do mnie i objął od tyłu.
-Nie bój się...Trzeba w życiu umieć zaryzykować, jeśli nie chcesz poczekam nawet wieki.-szepnął do mi do ucha. Nic się nie odzywałam. Wrócił do samochodu i włączył „wolną” piosenkę. Uśmiechnęłam się.
-Mogę panią prosić do tańca? -podał mi swą dużą dłoń. Muzyka jest nieodłącznym elementem mojego życia. Przytaknęłam. Po chwili zatopiliśmy się w tańcu, Alex tańczył nie gorzej, jak wyglądał. Przytuliłam się mocno do niego. I wtedy to poczułam, uczucie jakby, uderzenie strzałą amora, prosto w serce. To z nim chcę się zestarzeć. Uczuciowo się dostrajaliśmy w tańcu, wtedy mnie obrócił, a ja wykonałam obrót i … Wpadłam na jego usta. Silnym ramieniem przysunął mnie do siebie, ten ruch był najbardziej uwyraźniony. Nie wiem co mnie napadło, nigdy wcześniej się tak nie zachowywałam. Zaczęliśmy się całować jeszcze bardziej namiętniej niż przedtem. Zawiesiłam ręce na jego karku, a jego dłonie objęły moją talię. Nagle zabrakło mi tlenu w płucach. Alex delikatnie poluzował uścisk.
-Ja przez ciebie oszaleje…- szepnęłam, odrywając się od niego. Tylko się uśmiechnął i rozbierał mnie wzrokiem. Zeszłam po stromym przejściu w kierunku jeziora.
-Łap mnie ...-rzuciłam się do ucieczki, po brzegu jeziora.
-Teraz ci pokażę jak, ja za tobą szaleję...-powiedział i zaczął mnie gonić. Biegaliśmy po mokrym piasku i śmialiśmy się, jak małe dzieci, pluskając siebie nawzajem wodą. Od razu przypominają mi się ostatnie wakacje z tatą, znowu jestem szczęśliwa. I mam jego obok siebie. Bądźmy szczerzy, wiele razy dał mi uciec, tylko żeby jeszcze się pośmiać. Wygłupiał się i robił zabawne miny. Ja dostałam totalnej głupawki. Nawet nie wiem, kiedy na niebie zaczęło roić się od gwiazd.
-Dobra, dość ! Poddaję się ! Już nie mogę ! -położyłam się na suchym piasku. Podszedł i oczywiście położył się na mnie, jakby nie było już miejsca na brzegu.
-Wygrałem ! Jesteś moja..-powiedział, patrząc mi w oczy.
-Chciałbyś..- uśmiechnęłam się, pokazując szereg białych zębów.
-Kocham cię...-powiedział, zabójczo poważnie.
-Mówiąc mi „kocham cię” musisz pamiętać, że to coś więcej niż słowa. To wyznanie, które zobowiązuje do tego, byś dbał i potrafił poświęcić się dla mnie. - patrzyłam na jego reakcję.
-Bez problemu powtórzę to, nawet przy ołtarzu.-zaśmiał się i mnie pocałował. Najpiękniejszy pocałunek na trzeźwo. Potem skulał się obok mnie i wybuchł śmiechem, oczywiście ja też, przypominając sobie nasze pierwsze spotkanie.
-Nie śmiej się ! To było nasze PIERWSZE spotkanie ! - nie mogłam przerwać śmiechu.
-Czeka nas jeszcze wieeeele wspólnych przygód i ciekawych wspomnień.-oznajmił zachęcająco. Usiadł i wziął mnie na kolana, dotykając przy tym moim ramion.
-Czemu nie mówisz, że jest ci zimno!- krzyknął nagle. Nie zdążyłam nawet odpowiedzieć a on już zarzuciłmi swoją kurtkę na ramiona.
-Dzięki, ale wiedz, że mi zawsze jest zimno. Niedokrwistość odziedziczona po mamie. -wyjaśniłam z lekkim skrępowaniem. Przytulił mnie mocno do siebie, on kontrastowo, jest niesamowicie gorący, pod każdym względem.
-Wracamy, zgłodniałem.-postanowił. Lubię takich mężczyzn, którzy są stanowczy i biorą sprawy w swoje ręce. Przytaknęłam. Wstałam z jego nóg, a on zwinnie się podniósł.
-Wskakujesz? -zachęcił mnie, odwracając się plecami. Rozpędziłam się i wskoczyłam mu „na barana ”. Przytuliłam się mocno do jego umięśnionych pleców i zmysłowo, szepnęłam do ucha :
-Kocham cię...-w końcu się do tego przyznałam.
-Ja ciebie też... -ucieszył się.
-Ufasz mi? -zapytał, gdy zostałam przeniesiona, spory kawałek.
-Zawsze i wszędzie.- taka była prawda.
-Niech to będzie nasze „zawsze będę cię kochał”.- rzucił pomysłem. Spodobało mi się to. Lepiej niż w filmach.
-Jestem na „tak”.-powiedziałam, a on zaczął bawić się moimi nogami.
-Ja mam łaskotki ! -zdążyłam wypowiedzieć niezrozumiale.
-Anioły w niebie mają ładne skrzydła, a na ziemi ładne nogi.- powiedział patrząc na gwiazdy.
-Nie prawda, jestem niska i mam grube uda. Jestem samokrytyczna.- wzruszyłam ramionami.
-A kto powiedział, że to co chude jest ładne? Kocham cię taką jaka jesteś, i nogi masz piękne, bo ja tak sądzę.- zakończył. Nie opłacało mi się z nim, w tym momencie kłócić. Nareszcie kłopoty się skończyły. Los się uśmiechnął do „małej czarnej” - pomyślałam. Doniósł mnie do samego samochodu i udaliśmy się w drogę powrotną. Oczywiście zahaczyliśmy o jakiś bar z jedzeniem. Alex poszedł po nie, a ja zostałam w samochodzie. Za kilka sekund był z powrotem z frytkami i sokiem pomarańczowym, a dla siebie przyniósł hamburgera z colą.
-Zapomniałam ci powiedzieć, że jestem wegetarianką.-rzekłam, gdy podawał mi frytki.
-Łatwo się tego domyślić...-odpowiedział pół-uśmiechem.
-Skąd możesz to widzieć ?- zamyśliłam się.
-Musze ci coś powiedzieć, obserwowałem cię rok po śmierci James'a. Znam cię lepiej niż ktokolwiek. Pracuję jako, tak jakby ochroniarz-detektyw. Wiem, że teraz trudno ci to pojąć, ale obiecuję ci jak to wszystko się skończy, to ci wyjaśnię. Inaczej mogę na ciebie sprowadzić niebezpieczeństwo. Dobrze?- patrzył mnie błagalnym wzrokiem. Najważniejsze, że powiedział prawdę, a nie okłamywał.
-Dobrze, ale i tak się dowiem.-droczyłam się. Ucałował mnie w czoło i ruszyliśmy w drogę powrotną. Zastanawiające, chyba nie jest płatnym zabójcą. Chociaż ? Nie, co ja myślę, na pewno nie. Zaczynam powoli odkrywać jego tajemnice, ale jaka jest ta najważniejsza, którą boi się mi wyjawić ? Całą drogę snułam hipotezy, o tym czym się zajmuje, i co do diabła ma to wszystko związek ze mną? Dojechaliśmy. Nie chcę się z nim rozstawać, nawet na minutę...
-Ufasz mi ?-zapytał, gdy już otwierał mi drzwi do pensjonatu.
-Zawsze i wszędzie.- ucałowałam go w usta. Odprowadził mnie do pokoju, gdzie przywitał mnie siedzący pod drzwiami Rubin z obandażowaną lewą łapą. Zrobiło mi się go żal. Pożegnałam się z Alex'em, oddałam mu kurtkę i podziękowałam za wspaniały wieczór. W odpowiedzi dostałam całusa. Aż się zrobiło ciepło na serduszku. Podeszłam do Ruru. Charlottę jeszcze dorwę i powyrywam te nitki, co nazywa włosami...-pomyślałam.
-Cześć piesku, śpimy razem?-pogłaskałam go i wzięłam na ręce. Wesoło zamerdał ogonem. Dosłownie padałam z nóg. Położyłam się w ubraniu do łóżka, przytuliłam psa i poszłam spać. Nim sen mnie znużył, ostatnią moją myślą było: " ...Kocham go...”



środa, 11 lutego 2015

"Życie na krawędzi..."Rozdział 3 " Anioł zapala gwiazdy na niebie."

****Oczami Caroline *** 

Obudziłam się w moim pokoju. Zszargana wczorajszymi przeżyciami, skoczyłam nerwowo na łóżku :

-Dzień dobry ! - przywitał mnie niesamowicie pociągający uśmiech
-Dzień dobry ! - mimowolnie się uśmiechnęłam.
-Mówią, że najpiękniejszy uśmiech ma ten, kto wiele wycierpiał.- dopiero teraz mój rozmyty obraz się wyostrzył i zobaczyłam Alexa.
-Już wiem, dlaczego wszyscy się nim tak zachwycają. -droczyłam się.
-Mmmm, ja mógłbym oglądać go w nieskończoność.-oblizał swe wargi.
-Możesz mi opowiedzieć, jak się tu dostałam ? Jestem bardzo dobrym słuchaczem.- podpuściłam go, zmieniając temat.
-Jechałem sobie całkiem przypadkiem do pensjonatu, a tu patrzę ktoś  trzyma cię nieprzytomną. Każdy by się wkurzył...-wzruszył ramionami.
- I siedziałeś ze mną całą noc ? -zmrużyłam oczy. Prędzej spodziewałabym się tego po Charlottcie, niż po nim. Miał na sobie jeszcze wczorajszą koszulę.
- Nie czuwałem sam. Masz wiernego pieska.- wskazał na Rubina leżącego obok mnie.
Zachichotałam i pogłaskałam pieska.
-Co z Hawakejn'em?-zapytałam zmartwiona.
-Już siedzi za kratkami.-rzekł dziwnie rozglądając się po pokoju.
-Dlaczego to robisz ? -zapytałam z ciekawości.
-Bo cię....lubię...- wykrztusił z siebie, pijąc wodę. Może co do niego się myliłam? Przecież jakby nie chciał, to by mnie nie uratował z rąk Hawakejna. Jednak jest coś w nim dobrego. On sprawia, że czuję się bezpieczna. Wstałam z łóżka i mimo chwiejącego kroku, przytuliłam go.
-Dziękuję...-szepnęłam mu do ucha. Jego ręce pomaszerowały na moją talię, przebiegł mnie dreszcz.
-Dla ciebie wszystko.-rzekł myśląc, że jego słów nie usłyszę. Podszedł bliżej, a mi zrobiło mi się ciepło, niesamowicie ciepło. W takich przypadkach stosuję ucieczkę.
-Zejdę na dół...-powiedziałam, zostawiając go samego w pokoju. Moje serce biło jak szalone, a myśli wędrowały do niego.Chodząc rozmarzona korytarzem wpadłam na Charlottę. Ahh to moje szczęście! Nie czekając na przeprosiny, uderzyła mnie dość mocno w twarz. Spokojnie, obróciłam buzię w jej stronę. Nieraz biła mocniej. Nic jej tak nie denerwuje, jak mój uśmiech. Ona nienawidzi gdy ktoś jest szczęśliwy.
-Przepraszam, zagapiłam się, ale to nie powód żeby mnie bić.-rzuciłam, patrząc się na nią jak na wariatkę.
-Za niedługo zginiesz, życzę ci tego z całego serca.-powiedziała wściekła, taranując mnie w przejściu. Dlaczego tak się zachowała ? Hmm poddaję się, totalnie jej nie rozumiem.
-To mamy problem, bo ty chyba nie masz serca...-powiedziałam cicho. Ruszyłam w swoją stronę. Mijając gości, weszłam do kuchni, gdzie tak pięknie pachniało kawą. Wszystkie kucharki, kelnerki i pomocnice patrzyły na mnie ze zdziwieniem. Czułam na sobie ich wzrok.
-Dzień dobry ! Zdarza się...-wzruszyłam ramionami, parząc kawę. Spojrzałam na zegar : 11:30. Nieźle pospałam. Spojrzałam na siebie w lusterku, bywało gorzej. Trudno jutro będzie lepiej- pomyślałam. Wtedy Amanda podeszła do mnie powiadając mi nowinki :
- Posłuchaj, uważaj na Charlottę, będzie się wyżywać.-rzekła podstępnie.
-Za późno, ale dziękuję za ostrzeżenie.-uśmiechnęłam się i pokazałam czerwony policzek. 
-Ale opowiem ci jak się to stało. Dziś przy recepcji, Charlotta flirtowała z przystojnym biznes-menem...-poruszała brwiami. 
-Jak to?! Przecież  ona ma męża.-przerwałam jej. I pomyśleć, że mój brat pokochał takie monstrum.
-Daj skończyć ! I zaczęła umawiać się z nim na spotkanie, ale widocznie ją przejrzał, że leci na kasę i powiedział jej, że zmory powinny straszyć, a nie umawiać się na randki....- zaczęła się śmiać.
-Wjechał jej na ego...-skomentowałam rozbawiona.W progu zjawiła się moja mama, a wszyscy w mgnieniu oka wrócili do pracy. Uściskała mnie i za rękę pociągnęła do do swojego gabinetu.
-Mamo, dlaczego mi nie powiesz prawdy o ojcu ? - spytałam, gdy zostałyśmy same.
-Jakich bajek naopowiadał ci ten Hawakejn ? Caroline jesteś mądrą dziewczyną, nie bądź naiwna. Jeśli ci powiem będę musiała odesłać cię do Akademii.-powiedziała głaszcząc mnie po głowie.
-Akademia w Shafiral ? -rzuciłam zdenerwowana.
-Skąd wiesz ?! -zapytała zaskoczona, moją odpowiedzią.
-Tata miał taką ulotkę w swoich papierach.-posmutniałam.
-Nie uważasz, że dość tych kłamstw. Powiedz mi prawdę...-dodałam błagalnie.
-Nie możesz wiedzieć bo stanie ci się krzywda...-rzekła twardo.
-Już mi się stała, Hawakejn chciał mnie zabić, i gdyby nie Alex już bym tu nie wróciła...- kłóciłam się. Lubię postawić na swoim.
-W takim razie to twój ochroniarz  i koniec tematu. Dobrze ?-spojrzała na mnie oczami pełnymi łez. Zrobiło mi się jej żal. Mama myśli, że jak weźmie tajemnice do grobu, to będziemy bezpieczne. Nic bardziej mylnego.A jeśli chodzi o Alexa to nie wiem czy mam się cieszyć czy bać. Moja rodzicielka mu bardzo ufa, a kim jest naprawdę? I co to za szkoła ?  
-Dobrze, ale wiedz, że ja i tak się dowiem....-argumentowałam. Następnie poszłam do pokoju umyć się, rozczesać włosy, przebrać się i poszłam zjeść tradycyjnie śniadanie z Kate na werandzie. Żeby o poranku miała mnie już dość, na cały dzień.
-A widziałaś jak Alex na ciebie patrzy ?-insynuowała po dłuższej rozmowie. 
-Jak ? -zapytałam zdziwiona.
-Jakbyś była dla niego najważniejsza...-powiedziała, szczerząc się do mnie zawadiacko.
-Nie prawda...-zaprzeczyłam. Wypierałam tą myśl najdalej jak umiałam.
-Może nie od końca wszystko rozumiem, ale mam oczy.-skomentowała. Małe dziecko, a patrzy i wyciąga wnioski.
-Od kiedy ty jesteś taka przemądrzała ?-zaczęłam ją łaskotać, siedząc na dużym fotelu, póki się nie poddała. W tym momencie niespodziewany gość, objął mnie od tyłu.
-A to niespodzianka !-ucieszyłam się, gdy Stell się ujawniła. Przywitała się z Kate i usiadła naprzeciwko mnie.
-Kate zrobisz nam dwie herbatki?-Stella zapytała, chcąc żeby zostawiła nas same.
-Dobrze, ale zrobię to tylko dla ciebie...-rzuciła mi komediowy podryw. To było niesamowicie słodkie. Opowiedziałam Stell wszystko ze szczegółami. Była co najmniej zdziwiona.
-Natomiast ja, nic nie zdziałałam. Ci ludzie zawsze są niesamowicie ostrożni. Wtapiają się miedzy tłum, bardzo trudno ich namierzyć.-siedziała nie zadowolona z siebie.
-Spokojnie, poczekamy na ich błąd.-powiedziałam myśląc.
-Widzisz na przykład tego mega przystojnego faceta.To jeden z nich.-rzuciła chcąc mi zaimponować. Spojrzałam na mężczyznę.
-To Alex.-wyszeptałam. Czyli ci ludzie mają za zadanie mnie chronić! Ale to wszystko nie ma sensu! W końcu komu mogę zaufać ?
-Zbierzmy na razie, co wiemy... - zaproponowała widząc moje zmieszanie.
-Mamy prześladowcę Hawakejna, który chce nam wyrządzić krzywdę, a dokładniej mnie, ponieważ mój ojciec, który całe życie mnie okłamywał, że był elektrykiem, a był nie wiadomo kim. Schował pendrive z danymi "A.I.R" dotyczące jakieś broni. Mamy dziwnych ludzi wokół mnie, którzy  jak się dziś dowiedziałam są moimi ochroniarzami, w tym Alex. Dalej mamy moją mamę, która za wszelką cenę chce mnie chronić. I na wisienkę w torcie, czyli  Akademia w  Shafiral. Tak całkiem normalna rodzinka.-dodam ironicznie.
-Nie denerwuj się bo ci się zmarszczki robią...-skomentowała, szukając jakiś wskazówek w internecie. Zawsze jest taka, a szczególnie dziś. I typowo, bez laptopa się nie rusza.
-Zaraz ci wszystko znajdę...-rzekła wpatrzona w ekran.
-To już raczej nie zdążysz, bo za godzinę mamy występ w " Victoria"-przypomniałam.
-Właśnie, nie wymigasz się od śpiewania.-zakomunikowała kręcąc głową. Jest najlepsza jeśli chodzi o motywację.
- Ja.. Nie...-zaciągnęłam rękaw na dłonie.
-Posłuchaj wiem, że jest ci ciężko, ale musisz normalnie żyć...-zagryzła wargę.
-Masz rację..-przemówiła mi do rozsądku.W odpowiedzi otrzymałam entuzjastyczny krzyk i śmieszny taniec.
-I twoja mama obiecała, że przyjdzie i Kate i znajomi i Alex-szturchała mnie łokciem.
-Pff nie zależy mi na nim.-rzuciłam obojętnie.
-Przyznaj się, ciągnie cię do niego ?-powiedziała pewnie. Dlaczego ona mnie tak zna...
-Chodźmy....-pociągnęłam ją za rękę.
 Dziś miał się odbyć konkurs. Ubrałyśmy się, kolorystycznie tak samo jak reszta grupy, czyli na czarno, dla dziewczyn obowiązkowy był kok. Wtedy nie przeszkadzają tak bardzo włosy, podczas tańca. Wyglądałyśmy łudząco podobnie. Chciałyśmy wyjść troszkę wcześniej by się porozciągać, zrobić próbę generalną. Na szafce nocnej leżały moje kluczyki od motoru, o tym też pomyślał. Spakowałyśmy torby i wybiegłyśmy przed budynek, gdzie czekał na nas Alex z pięknym, czarnym ferrari. Stella popatrzyła na mnie pytającym wzrokiem, a ja tylko szeroko się uśmiechnęłam. Chłopak popatrzył na mnie i odwzajemnił uśmiech.
-Mam być twoim osobistym ochroniarzem. Moja księżniczka musi podróżować z klasą.-puścił mi "perskie oko". Zaniemówiłam. Stella stała jak wbita, oczarowana jego urodą w realnym świetle.
-Będziemy teraz spędzać mnóstwo czasu..-uśmiechnął się zawadiacko, otwierając mi drzwi.
-Mnie będzie, tak samo niezręcznie jak tobie ...-grałam niedostępną. Mogłam zobaczyć jedynie jak się cieszy.Alex jechał pewnie, ale szybko, cały czas spoglądając na mnie, przez lusterko.
Potem wysadził nas przed samymi drzwiami i powiedział, że jeszcze będzie mnie miał "na oku".
-Ty to jednak masz szczęście...-odparła Stell, będąc pod wielkim wrażeniem Alexa.
-To manipulant, arogant, egoista i prostak.-skomentowałam zimno. Nareszcie weszłyśmy do środka, cała nasza ekipa grzała parkiet. Stella poszła pokazać John'owi gdzie jego miejsce, a mnie oczywiście pierwszy zobaczył Liam.
-Gotowy wygrać ?-zapytałam, chcąc podnieść go na duchu.  
-Jak jesteś ty, to już jestem spokojny.-głupio się uśmiechnął. Poszliśmy się porozciągać.W kolejności byliśmy 6 na 23 zespoły.Nasi znajomi dzielnie nas dopingowali, a ja miałam niesamowitą ochotę wyżyć się w tańcu. Gdy przyszło nasze " 5 minut " wyszliśmy na scenę. W oddali klubu zobaczyłam Alexa.  

***Oczami Alexa ***  


Wiedziałem, że Hawakejn gdzieś się czai. Muszę mieć oczy dookoła głowy. Wszedłem do "Victoria", a wtedy ją zobaczyłem ... Dumnie wkroczyła na parkiet. Muzykę odtworzono, a oni zaczęli tańczyć. Synchronicznie, równo, może troszkę stremowani. Wkładali w to całe swoje serce. I wtedy usłyszałem głos anioła, jedyny niepowtarzalny, wyjątkowy.Wszyscy na chwilę zamarli, czas się zatrzymał. Potem okrzyki i owacje zagłuszyły muzykę. "Mała czarna" ma niesamowity talent. Reszta konkurencji sobie odpuściła. Wgapiałem się w nią jak w bóstwo, pożerałem wzrokiem każdy jej krok, każde słowo. Jak dla mnie wygrają. I nie myliłem się...1 miejsce. Była szczęśliwa. Chcę żeby zawsze taka była...W tym momencie dostałem sms'a od tego idioty Peter'a i zacząłem z nim nerwowo pisać :


Chcąc, nie chcąc muszę jechać.Tak, dziś rano okłamałem Caroline, że Hawakejn siedzi w więzieniu. Całkiem do mnie podobne. Przynajmniej się nie martwi. Potem podstawiłem zmiennika na straży i pojechałem skopać tyłek Hawakejn'owi.


*** Oczami Caroline ***


Po występie kostki mi zmiękły i całe się trzęsły. Siedziałam przy stoliku obok Liama, on gadał jak najęty, a ja nie mogłam się skupić na żadnym z jego słów. Ogarnął mnie ogromny szok. Tata był by pewnie ze mnie dumny. Mama z Kate się popłakały, także było chyba dobrze. Teraz pojechały do domu. Na scenie totalnie odpłynęłam. Nie znałam siebie z tej strony...

-Czy ty w ogóle mnie słuchasz ?-wybudził mnie głos Liama.
-Tak.... Znaczy nie!.... Co mówiłeś ?-otrzeźwiałam.
-Care nie wiem o co chodzi, ale zaczynam się o ciebie martwić.-powiedział przeszywając mi duszę.
-Wszystko OK-skłamałam, ale chyba mi nie uwierzył. Nie umiem kłamać. Na szczęście mój "demon"  wyratował mnie, z tej niezręcznej sytuacji.
-Dobra oblewamy ...-szczęśliwa Stell stała obok mnie z butelką szampana. Nie lubię pić, jakoś mnie do tego nie ciągnie. Poza tym wiem z swojej osiemnastki, że staję się bardzo rozgadana.
-To symbolicznie po lampce.- zgodziliśmy się.Po godzinie bliźniaczki poszły do swoich chłopaków świętować, także zostaliśmy w czwórkę: ja, Stell, John i Liam. Już chciałam opuścić to zgromadzenie, ale w drzwiach się rozmyśliłam: jeśli wkrótce mają mnie prześladować i Alex znikł, to trzeba się napić. Po szampanie dziwnie mi ulżyło.Wszyscy się śmiali, wygłupiali, zapomniałam o reszcie świata. Nawet nie wiem, ile czasu tak przesiedzieliśmy. O 2 w nocy chłopcy poszli do domu, proponując nam odprowadzenie, ale nie było takiej potrzeby. Następnie Stell kupiła wódkę.Wypiłam kieliszek. Po chwili, myśli umilkły- nareszcie. Już mnie nie odchodziło, co się stanie. Ja po jednym kieliszku padłam, a Stella..Hmmm, to bardzo ciekawy przypadek... Po butelce się jeszcze trzymała. I co trzeba było robić ? Stell wyciągnęła z kurtki mój telefon i zadzwoniła po Alexa. Zjawił się po 10 minutach.
-Dobrze księżniczko...Czas do domu.-ociężale wypuścił powietrze z ust. Popatrzył na Stell.
-Nie ma to jak mocna głowa..-uśmiechnął się do niej i wypił kieliszek nalanej wódki. Usiadł przy naszym stoliku i zadzwonił po jakiegoś Harry'ego .
-Ty też ?-zaśmiałam się. Mimo wszystko, nie byłam tak pijana, jak Stell.   
-Każdemu się coś należy.-szarmancko poruszał brwiami.
-Gratuluję 1 miejsca.-zaczął się na mnie niebezpiecznie patrzeć.
-Dzięki.Ale powiem ci... że to....że to.....wszystko przez..... szczęście... Znaczy Caro...tak .. przez nią...-Stell kiwała się na prawo i lewo i śmiesznie machała palcami. W progu stanął wysoki, zielonooki chłopak z burzą brązowych loków. Stelli choć w połowie nieprzytomnej, bardzo zaimponował.
-Hej, jestem Harry Aviero .-uśmiechnął się, do niej.
-Stella Rowan.-zaczęła się śmiać, sama do siebie. Oczarowany Stelą podał mi rękę, po czym wgapiając się na mnie przez chwilę, pokiwał głową w stronę Alexa.
-Teraz widzę...-nie zdążył dokończyć, bo Alex mu przerwał.
-Bo masz oczy.- zripostował go. 
-Ile ty piłaś ?-pytając Stell, zaśmiał się.
-Bardzo malutko-powiedziała pokazując miarę na palcach.
-Gdzie mieszka?-zwrócił się do mnie Harry.
-Baker Street 136 A.-podałam adres.
-To chodź malutka.-szepnął pomagając wstać Stelli, ale sądząc po jej chwiejącym kroku doszła by po godzinie, więc Harry zaniósł ją do samochodu. I odwiózł do domu.
-Ufasz mu ?- zapytałam Alexa, martwiąc się o Stellę.
-Jest moim najlepszym kumplem. Jedynym kumplem. Mam o jednego za dużo.-rozbawił mnie, ale i upewnił.
-A choć fajny jest ? -zapytałam, pod wpływem alkoholu.
-Obrzydliwie nudny jak dla mnie, ale umie się opiekować dziewczynami na kacu.-puścił mi "perskie oko".
-Chodź księżniczko, odwiozę cię do domu.-powiedział pełen czułości.W jego ustach zabrzmiało to jak : " zaopiekuję się tobą na zawsze ".

*** Oczami Stelli ***


Jego niesamowicie ciepłe dłonie zaniosły mnie na przednie siedzenie samochodu. Całą drogę wgapiałam się w niego, jak w obrazek. Bez trudu znalazł mój dom. Opiekuńczo zerkał na mnie co jakiś czas.

-To tutaj. Ale musisz mnie odprowadzić prościutko do łóżka.-dałam warunek.
-A twoi rodzice nie będą mieli nic przeciwko ?-zapytał ciągle się śmiejąc.
-Rodzice są po rozwodzie. Mieszkam z tatą, którego NIGDY nie ma.-powiedziałam cicho.
-Ciesz się z taty. Moi rodzice oddali mnie do internatu, gdy miałem 10 lat.Teraz nie utrzymują ze mną kontaktu. NO, to idziemy.-zaniósł mnie, aż do mojego łóżka. Zrobiło mi się go żal. Przykrył mnie kołdrą i już miał wyjść przez główne drzwi, ale go zatrzymałam.
-Zostaniesz ze mną ?- pierwszy raz w życiu poprosiłam chłopaka, ale nie mogłam dopuścić żeby mnie zostawił. Po prostu...chciałam żeby już był ze mną, na zawsze. Popatrzył na mnie przenikliwym wzrokiem, po czym ściągnął kurtkę i położył się obok.
-Nigdy nie zostawię cię samej.-szepnął, swą ciepłą barwą głosu. Opowiadaliśmy o sobie prawie całą noc, a potem przytuleni zasnęliśmy. Śniłam o nim, o nas.


***Oczami Caroline ***


Szybko przebiegliśmy przez pensjonat, nie chcąc spotkać mojej mamy. Przy moim pokoju,Alex pocałował mnie w czoło na dobranoc.Ten piękny moment przerwała Charlotta, która pojawiła się w korytarzu. Chcąc umknąć przed "zmorą", wciągnęłam mojego ochroniarza do siebie.Chciał zapytać co się stało,ale mu nie pozwoliłam.

-Ciii-zasłoniłam mu palcem usta. Jego obydwie ręce spoczęły na moich biodrach. Pociągał mnie, ale tak cholernie się bałam, że znowu będę cierpieć, albo gorzej on będzie. Zaprowadziłam go na balkon. Księżyc świecił jasno, oświetlał nam ogród.Usiedliśmy obok siebie na dużym fotelu i wtedy zaczęło się to, czego najbardziej się obawiałam : stałam się niesamowicie rozgadana i potrzebowałam słuchacza.
-Ja myślę, że ładna para byłaby z Stelli i Harry'ego...-wnioskowałam po swojemu.
-Racja. A ty wierzysz w miłość ?-zadał bardzo trudne pytanie.
-Wyrosłam z bajek, to z miłości też. W moim życiu nie będzie i " żyli długo i szczęśliwie ".-zagryzłam zęby. Moje oczy wpatrywały się w niebo.
-A ty byłeś kiedyś zakochany?-powiedziałam zachrypnięta.
-Kochałem. To bolesne, bezsensowne i przereklamowane.-dodał, jakby nie miał serca.
-W tym jednym się zgadzamy.-zaśmiałam się.
-Nie mogę cię rozgryźć. Jesteś niesamowicie tajemnicza. Opowiedz mi coś o sobie...-rzucił niespodziewanie. To było najgorsze pytanie jakie było tylko możliwe.Opowiedziałam mu całe dzieciństwo, dobre i gorsze chwile, jak dorastam, jak zmieniło się moje podejście do świata.
-A co lubisz ?-zadawał kolejne pytania.
-Muzykę, zwierzęta, śpiew, taniec, grać na gitarze, konie mechaniczne, naleśniki i słodycze.Jeśli chodzi o ulubione zajęcia to lubię  : patrzeć wieczorem na gwiazdy, dostawać róże i ...cieszyć się z życia.Ale również mam smykałkę do zwierząt i małych dzieci.-rozkręciłam się na dobre.
-I mogę dodać, że jestem niepoprawną optymistką. -mówiłam zamyślona. Od dawna, z nikim mi się tak dobrze nie rozmawiało.
-Masz jakieś marzenia ?-zapytał z uśmiechem. Patrząc na mnie jak na skarb.Lubiłam to spojrzenie.
-Chciałabym pojechać kiedyś do innych krajów, zobaczyć zabytki, przeżyć przygodę i żeby mama była zdrowa.-mimowolnie napłynęły mi łzy do oczu.
-Czego się boisz ?-zapytał czując, że się przed nim otwieram.
-Niczego. Może tylko, że stracę osoby, które kocham.- i się rozkleiłam. Widząc to Alex chwycił moją dłoń i zmienił temat.
-A czego nie lubisz ?-dalej mnie podpytywał.
-Mam alergię na chamstwo.Wiesz co boli najbardziej ? To, że ludzie to egoiści. Pieprzeni materialiści. Liczą się tylko pieniądze i wygląd. A może warto się na chwilę zatrzymać ?Pomyśleć kto przez nas cierpi ? Może uda się to naprawić? Dlaczego ? Bo warto. Moim wyjątkiem jest Charlotta, jej nie lubię od zawsze.-skomentowałam.
-Nie każdy Anioł jest lub musi być dobry.Ja jestem upadłym aniołem szukającym pomocy.Czemu ona cię nienawidzi ?-zapytał.
-Frustrujące, o to samo zastanawiam się od miesięcy.-zamyśliłam się.
-A teraz ty !- rzuciłam z dziecinnym blaskiem w oczach.
-No dobra, pytaj o co chcesz.-odrzekł, robiąc minę niegrzecznego chłopca.
-Jaki lubisz kolor ?-rzekłam na dobry początek.
-Czary.-powiedział bez zastanowienia.
-Bo kolor ciemności?-rzuciłam praktycznie nie myśląc. Jestem pijana, mam swoje prawa.
-Bo twoje oczy.-odrzekł niespodziewanie. Dobra robi się niebezpiecznie, czas na kolejne pytanie. Mój piesek przyszedł na balkon zobaczyć jak się mam. I dziwnym trafem polubił Alexa, wskoczył mu na kolana i dał się pogłaskać. Ostatnio mojemu koledze byłby odgryzł palca, także mnie to zadziwiło. Zwierzęta wyczuwają, kto jakim jest człowiekiem. Są zwierciadłem naszej osobowości.
-Jakie dziewczyny lubisz?-zaśmiałam się, ale to pytanie mnie najbardziej interesowało.
-Hmmm dziwne pytanie.-uśmiechnął się.
-Jestem pijana, jutro już tego nie będę pamiętać...-zachęciłam go, tuląc Rubinka.
-Znająca swą wartość, wrażliwa, sumienna, serdeczna, uśmiechnięta, odważna, pokorna, uparta, kulturalna, utalentowana, żeby nie była kobietą lekkich obyczajów i nie lubię jak dziewczyna jest "żmiją", to świadczy tylko o niej.-przewrócił oczami. Mogłabym słuchać go wieczność. 
-Możesz mi coś obiecać ?-zapytałam cicho.Kiwnął głową.
-Obiecaj mi, że będziesz ze mną szczery, zawsze.-spojrzałam, jakby jego odpowiedź miała znaczenie na całe życie.
-Obiecuję.-wyczułam, że to niesamowicie prawdziwe wyznanie.
-Opowiedz mi o swoim dzieciństwie.-powiedziałam, wgapiając się w niego jak w lusterko. Na początku nie chciał, ale mi obiecał i musiał dotrzymać danego słowa.
-Urodziłem się w Ducato, żyłem tylko z mamą, nigdy nie poznałem ojca. Nie miałem rodzeństwa, dlatego w wieku 10 lat zacząłem dokładać się na dom. Pracowałem gdzie popadnie, ale moja mama lubiła sobie wypić. Do dwóch lat, nie było po niej śladu. Zostałem umieszczony w domu dziecka, całkiem sam. Wszystkie te gówniane rzeczy, które ludzie robią sami sobie... W sumie zawsze chodzi o to samo, wiesz? To tylko sposób, żeby coś powiedzieć. Zabić wspomnienia bez konieczności zabijania siebie. Potem nauczyłem się, że w życiu nie można być aniołem, ale chyba się pomyliłem patrząc na ciebie. Ludzie są chciwi, zachłanni i fałszywi, bo to demony w ludzkich postaciach. Potem kumple, dziewczyny, narkotyki, to tylko pozory dorosłości. Nikomu już na mnie nie zależało, na swej drodze krzywdziłem wielu ludzi, wtedy znalazł mnie twój tata. James wskazał mi drogę, uwierzył we mnie. Postanowiłem się zmienić, nie dla kogoś, ale dla siebie.Dał mi motywację do bycia sobą. Rzuciłem stare życie i zacząłem wszystko od nowa. Poszedłem do Akademii w  Shafiral, James mnie wyszkolił w fachu. Tak to fakt, jestem zimnym, myślącym tylko o sobie, przystojnym, draniem, ale mnie tego życie nauczyło. Dlatego nie chcę, być dobry dla innych, bo ludzie kiedy widzą dobro, od razu go oczekują, czasem nawet wykorzystują i manipulują, czasem zmuszają do bycia ich robotem. Ale jeśli widzą drania, trzymają się od niego z daleka, bo się go boją, wtedy oni są szczęśliwsi, a ja wiem, że nie będę cierpiał. Musisz mieć odporną psychikę bo świat jest podły. Po roku James zginął. Nie mogłem sobie z tym poradzić i wyjechałem. Ale wszędzie było tak samo pusto, cicho, samotnie. Nie mogłem zbudować żadnego związku, wszystko się sypało. I wtedy wróciłem znaleźć szczęście. Mówię, jakbym był pijany.-mówił, wgapiając się w jedną gwiazdę. Jak łatwo go oceniłam po wyglądzie. Myślałam nad bogatym synkiem mamusi, a tu przyszła szara prawda. On jest niesamowicie prawdziwy, romantyczny. Mamy wiele ze sobą wspólnego.Zalana deszczem cichych łez, patrzyłam na niego, nie wiedząc jak go pocieszyć. Zapadła cisza w sercach i umysłach. Spostrzegłszy się, że od dłuższej chwili nie ma ze mną kontaktu, odwrócił twarz w moją stronę :
-Nie, nie, nie. Nie płacz przeze mnie, to ostatnia rzecz jaką bym chciał...-jego dłonie objęły moją twarz i pościerały każdą łzę.
-Alex przepraszam..-wyszeptałam ze wstydem. Mocno mnie przytulił.
-To najbardziej nie egoistyczna rzecz jaką powiem : nigdy przeze mnie nie płacz, nie jestem wart nawet twojego uśmiechu.-jego oczy patrzyły na mnie z ognistą miłością. Miałam niesamowitą ochotę go pocałować. Palcami ułożył niesforne kosmyki moich włosów, a ja patrzyłam tylko na jego usta. Alkohol potęguje uczucia. Nasze twarze dzieliło tylko kilka centymetrów. Czułam jego ciepły oddech na swojej skórze. Zapach jego perfum, przesiąkł moje ubrania. Zapach, przy którym nie umiałam się skupić i myśleć. Nagle zapragnęłam, żeby przestały nas dzielić nawet centymetry. Mocnym ruchem ręki przyciągnął mnie jeszcze bardziej do siebie, puls przyśpieszył, oddech stał się nie równy, źrenice się powiększyły. Przesunęłam palcem, po jego jasnym policzku. Rozum mówił :"będziesz tego żałować!" Serce krzyczało:" TAK !" Patrzyliśmy na siebie, a ja byłam bezbronna w obliczu tej chwili. Zamknęłam oczy. Nasze wargi delikatnie się spotkały, a świat zawirował. Po chwili jego duże, dłonie objęły moją talię, natomiast moje ręce splotły się z jego włosami. Zaczęliśmy się całować coraz namiętniej, a skończyliśmy delikatnie. Potem przytuliłam się do niego. Nagle alkohol dał odczuć swe znaki. Na skrzydłach anioła, zasnę pod kołdrą z gwiazd...