sobota, 14 lutego 2015

"Życie na krawędzi..."Rozdział 4 "Między ziemią, a niebem."

 *** Oczami Caroline***
 Słońce świeciło jasno i ciepło, odkrywając niebiańską kołdrę, wczorajszych wspomnień. Przebłyski wydarzeń z poprzedniego dnia zatarasowały mój umysł. Całowałam się z Alex'em. To był pierwszy chłopak, któremu pozwoliłam, żeby mnie poznał. Przyznam się lubię go, nawet więcej. Nie mogę zapomnieć wczorajszej nocy, a na samą myśl o nim uśmiecham się. Co się ze mną dzieje ? Ja się zakochałam. Ja ? Ta, która mówi, że miłość nie istnieje ?Jestem niesamowicie szczęśliwa. Pierwszy raz nie czuję tej pustki "w środku". Ta jedna osoba sprawia, że zapominam o całym świecie, chcę być z nim, dotykać go, całować się z nim. Popatrzyłam na drewniany stolik, który stał obok mnie. Leżała na nim mała karteczka i czerwona róża : " Dzień dobry Aniołku. Złapię Cię później. Twój Alex." Jak chce, to potrafi być romantyczny. Jednak cieszę się, że robi to z myślą o mnie. Nie mogę się doczekać, aż go spotkam. Dobrze, że wczoraj nie wypiłam dużo alkoholu-dziś przynajmniej mnie nie boli głowa. Biedna Stell, będę musiała do niej zadzwonić, jak się czuje. Godzina 7 :14 widniała na moim telefonie. Dopiero jutro mam 1 zmianę w „Victoria”.Szczęście. Czas wstawać... Ociężale ruszyłam w stronę łazienki. Umyłam twarz i osuszyłam ręcznikiem, a włosy dokładnie rozczesałam. Może "zażyję" relaksującej kąpieli ? Rozmarzona o moim amorze odkręciłam ciepłą wodę, która spływała do wanny. Zatopiłam się w kąpieli, a do ręki chwyciłam telefon. Wstukałam numer Stell. Po kilku sygnałach odebrał Harry:
-Słucham, tu Harry osobisty sekretarz panny Rowan.-zażartował.
-Hej, z tej strony Caroline. Chcę się dowiedzieć jak się czuje Stell?-zapytałam.
-Jak wampir. Nie znosi światła, ma czerwone oczy, i ciągle jest spragniona. Teraz zasnęła na wieki.- usłyszałam.
-Biedna, nie budź jej, niech się wyśpi. Opiekuj się nią. Jakbyś czegoś potrzebował to dzwoń. -zapewniłam.
-Damy sobie radę.-poinformował.
-Harry, to wspaniała dziewczyna, uważaj na nią.-zastrzegłam.
-Przecież, to wiem. Muszę kończyć, bo wampir musi possać mojej krwi. -odpowiedział.
-Do zobaczenia.-zakończyłam rozmowę. Wydaje się być, całkiem miły. Wracam myślami do mego anioła.

***Oczami Alex'a ***
Cały czas mam obraz Caroline przed oczami. Tak uroczo spała, że postanowiłem zrobić jej zdjęcie moim telefonem. Dlaczego się uśmiecham ? Nie mogę przestać o niej myśleć. Czuję, że to ta jedyna, na całe życie. Jedyne na co mam ochotę to zabrać ją na koniec świata, poznać jej sekrety, kochać ją. Zależy mi na niej. Jestem zaślepiony przez miłość... Dojechałem, jak zawsze do Instytutu. Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Przeparadowałem szczęśliwy przez długie korytarze. Finalnie doszedłem do dużej sali i zająłem miejsce naprzeciwko biurka mojej szefowej. Zdziwiona moim zachowaniem Rosali'e spoglądała na mnie zza raportów. Była niesamowicie zdziwiona.
-Nieee. Ty ! To niemożliwe.-zadziwiła się.
-Co ?-rzuciłem, nie domyślając się o co jej chodzi.
-Alex, ty się zakochałeś.- przeżegnała się.
-Może.-popatrzyłem w sufit.
-Odważna dziewczyna. Lodołamaczka.. Szok !-pokiwała głową.
-Daj spokój.-syknąłem
-Znam ją ?- zapytała pełna podziwu.
-Tak.- poruszałem brwiami.
-Zdradzisz mi jej imię ?- była coraz bardziej dociekliwa. Zrobię jej na złość, niech się zastanawia, nie musi dziś rozwiązywać krzyżówek.
-Nie. Byłem dobry na chwilę, już mi się znudziło.- potrząsłem ramionami. W odpowiedzi dostałem "wzrok zabójcy".
-Do rzeczy. Hawakejn ciągle jest na wolności...-rzuciła.
-Bo twoje ułomne pieski, nie mogły go złapać. Nie moja wina. Także, żegnam.-wstałem i kierowałem się do wyjścia.
-Stój ! Nie uciekł sam.-sparaliżowała mnie tą wiadomością. Odwróciłem się na pięcie.
-A kto niby miał mu pomóż ?- rzuciłem przez zęby.
-Gang "Dragon". Ich przywódcą jest niejaki Thorlios. Szukamy więcej informacji o nim.-wytłumaczyła.
-Chroń ją za wszelką cenę, jest nam bardzo potrzebna.- rozkazała.
-Bez wahania oddam za nią życie..-powiedziałem śmiertelnie poważnie.
-Alexander! Uważaj na siebie.-przygryzła wargi.
-Nie znasz mnie.- puściłem jej "perskie oko". Z jednej strony lubię ryzyko, z drugiej teraz mam dla kogo żyć. Na korytarzu zaczepił mnie pijący kawę Peter, od lat jest zazdrosny o mnie, ale potrafię spławić gnoja.
-Kolejna zdobycz Alex. Ile potrwa ta cała twoja miłość? Hm? Dzień, dwa, tydzień ? Jesteś potworem Alex. Zniszczysz ją, prędzej czy później. Zawsze same kłopoty są tylko przez ciebie.-dotknął mnie placem, jak psychopata.
-Dla ciebie Alexander, pasztecie.-zaśmiałem mu się w twarz i wyszedłem. A jeśli on ma rację ? Jeśli skończy się ta cała sprawa to co z nami po wakacjach, kiedy wrócę do Akademii ? Czy miłość na odległość to dobry pomysł ? Wiem już tylko jedno jeśli nie zaryzykuję, to będę tego żałował całe moje życie. Wracam do niej...

*** Oczami Caroline ***
Skończyłam kąpiel i owinięta w ręcznik, podeszłam do szafy, następnie wybrałam dżinsowe szorty oraz morską bluzkę na ramiączkach z ozdobnym kołnierzem. Włosy spięłam w ślicznego koka. Chcę dziś wyglądać oszałamiająco dla Alexa. Ubrana i cała w skowronkach wbiegłam do kuchni, gdzie siedziała Kate. Spojrzawszy na mnie, odwróciła się do Amandy.
-Widzisz ! Mówiłam ! Wygrałam! -uśmiechnęła się szeroko. Amanda podeszła do niej i wręczyła garść cukierków.
-Co to za akcja bobasinko ? -zapytałam Kate, mrużąc oczy, a ręce skrzyżowałam na klatce piersiowej, żeby wyglądać groźniej.
-Założyła się ze mną, że się zakochasz w Alex'ie jeszcze w tym tygodniu.-Amanda przewróciła oczami.
-Ale skąd wiesz, że się zakochałam?-zdziwiłam się.
-Uśmiech cię zdradził.-zachichotała, przeliczając cukierki. Stojąca za nią mama, zaczęła się głośno śmiać.
-Taka mała, a już cię przejrzała. -powiedziała Helen i podkradła jeden smakołyk Kate.
-Dziewczyny, do roboty! -przegoniła nas Maddy, która niosła ogromny sernik ze spiżarki.
-Cieszę się, że w końcu jesteś szczęśliwa, mam nadzieję że nie będziesz przez niego płakała.-szepnęła mi do ucha Amanda i uderzyła w tyłek ścierką. Dziwny sposób porozumiewania.
-Do gości!-rozkazała Maddy, ona jest główną szefową i wszyscy musimy się jej słuchać. Oczywiście Charlotta się nie pokazała, czyli musimy podzielić pracę na dwie. Wzięłam tackę i dziś dosłownie latałam między ludźmi w doskonałym humorze. Szybko się uwinęłyśmy, ale dalej miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Przecież Hawakejn złapany? Czego tu się bać? Potem pomogłam przystroić stoły, zamówiłam nową dostawę. Skończywszy pracę, już miałam iść na spacer z Ruru, ale Maddy poprosiła mnie o przysługę.
-Caro, bardzo cię proszę, przystrój bitą śmietaną mi ten tort ślubny, bo muszę jeszcze zrobić przekąski.-patrzyła na mnie błagalnym wzrokiem.
-Oczywiście. Po co mam zjeść śniadanie, na samym powietrzu przeżyję.- rzuciłam z ironią.
-Jesteś aniołem.-rzekła, biegnąc po składniki do schowka. Uśmiechnęłam się. Pewnie, że pomogę. Uwielbiam piec i przystrajać wszystkie ciasta. Podczas zeszłych wakacji dorabiałam sobie przygotowując babeczki i sprzedając je na targu. Ja się nawet na kamieniu „dorobię”. Przyniosłam wielkie ciasto złożone z biszkoptów, masy truskawkowej i bitej śmietany. Wyglądało przepysznie. Szybko wyciągnęłam potrzebne ozdoby cukiernicze i wzięłam się do pracy. Ułożyłam pasma bitej śmietany, zakręciłam kilka czerwonych różyczek z lukru plastycznego, kilka srebrnych kuleczek i … gotowe! Tort wyglądał perfekcyjnie. Czerwone róże idealnie komponowały się z śnieżnobiałym lukrem. Chciałabym mieć taki tort na swoje wesele. Do kuchni weszła Maddy, która była bardzo zadowolona, z efektu końcowego, obok niej stała jak wbita moja mama.
-Identyczny tort miałam na swym ślubie. Też go sama robiłam.-zamyśliła się moja rodzicielka. Ta chwila musiała przywołać wiele wspomnień. Przemija czas, przemijają ludzie, ale pamięć o nich nigdy nie zginie. Wspomnienia to darmowe, wieczne, skryte i bezcenne skarby, które podążają z nami całe życie.
-I taki sam zrobisz na mój ślub.-zaśmiałam się.
-Nie śpiesz się.- mrugnęła mi. W drzwiach stanęła zaspana Charlotta, szurając nogami zaczęła robić bałagan w lodówce, która przed jej przyjściem lśniła czystością. Cała czerwona mama, bez słowa opuściła kuchnię, najwyraźniej nie chcąc jej powiedzieć czegoś do słuchu. Ja i Maddy spakowałyśmy tort i od tej chwili nie zwracałyśmy na nią uwagi. Ogromna słodycz była już bezpieczna w samochodzie dostawcy, który ostrożnie ruszył w drogę. Słońce świeciło ciepło, a na podwórku pogoda była wspaniała. Zielone drzewa, cisza i spokój-kusiły nawet z oddali. Idę na spacer do mojego ulubionego „cichego miejsca”. Zawsze tam przychodzę chcąc odpocząć od problemów. To ławka obok stawu i drzewa o wielkich konarach. Dźwięk wody relaksuje, a niebosiężne gałęzie odgradzają przejście promieni, więc zawsze panuje tam cień i chłód. A gdzie mój pies ?- zamyśliłam się. Rubin większość czasu spędza w pokoju Kate, a do mnie przychodzi na noc i gdy chce wyjść na spacer. W podskokach ruszyłam w stronę szmaragdowego korytarza, gdzie mieścił się pokój mojej siostry. Zapukałam i lekko uchyliłam drzwi. Moja siostra siedziała na balkonie i czytała jakąś książkę mniemam, że z mojego pokoju.
-Widziałaś Ruru ? -zapytałam troszkę zaniepokojona. Przyznam Rubin to mój ulubieniec i najlepszy przyjaciel. Jeszcze nigdy mnie nie okłamał, nie wyrządził krzywdy, zawsze był wierny. Pies to najprawdopodobniej jedyne stworzenie, które kocha człowieka bardziej niż samego siebie.
-Pojechał windą do kuchni .-rzuciła zaczytana.
-Pewnie. Idę na spacer. Zaraz wracam.-przewróciłam oczami. Kate nawet nie odrywała wzroku tylko pomachała ręką. Wróciłam do punktu wyjścia i zobaczyłam, jak Charlotta z całej siły kopnęła mojego Ruru w brzuch, ręce mi opadły. Ona jest potworem ! Jakby tego jeszcze było mało krzyknęła:
-Bierz stąd tego pieprzonego psa !
-Co ci takiego zrobił?-rzuciłam wiedząc, że się nie opanuję i po prostu ją tutaj, na środku kuchni, dosłownie zatłukę.
-Bierz tego kundla, ciągle się na mnie gapi.-rzuciła z jadem, odkładając jedzenie.
-Posłuchaj mnie, ty egoistyczna, zadufana w sobie, ropucho. Ja jeszcze cię zniosę, ale nie waż wyżywać się na kimś z mojej rodziny, nawet na tym psie! Bo inaczej nie ręczę za siebie.-krzyknęłam.
-Będę robić co mi się podoba.-skrzywiła się. Do kuchni najszybciej wpadła zdezorientowana Amanda.
-Nie masz tutaj nic, jedyne co zrobiłaś w tym domu to rozbiłaś rodzinę, tolerowałam cię 3 lata, gdy mnie biłaś i poniżałaś, ale dziś sobie przesadziłaś kopiąc tego psa!!!- zacisnęłam pięści, byłam niesamowicie wściekła.
-Caro, opanuj się..- Amanda powiedziała spokojnie, widząc mnie całą czerwoną i rozwścieczoną.
-Nic mi nie zrobisz !- śmiała się bezczelnie i podeszła do bójki. Już miałam ją stłuc na marmoladę, a ten niewyparzony język z całą twarzą pełną pudru, dosłownie obić. Amanda stanęła między nami.
-Caroline ona jest psychiczna. Uspokój się... - uspokajała kelnerka.
-Ty i ta twoja koleżaneczka możecie się bujać.-splunęła śliną na twarz Amandy. Teraz sobie przesadziła, moja koleżanka nie ma nad sobą takiej samokontroli, jak ja. Stałyśmy dwie, rozwścieczone, niczym psy obronne warczące na złodzieja. Charlotta pozostało bić się albo uciekać. Ona jest jeszcze bardziej nienormalna, niż mi się wydawało - pierwsza skoczyła do walki. Zaczęłyśmy się szarpać i tłuc na podłodze w kuchni. Zdążyłyśmy tylko powyrywać kilka włosów Charlottcie, gdy Amandę odciągnęła Maddy, a mnie niespodziewanie Alex wziął na bark i wyniósł z kuchni. To był prawdziwy szał. Moje szarpanie na nic się zdało, nawet nie drgnął. Był po prostu za silny.
-Trzy lata z nią wytrzymywałaś, i odważyłaś się dopiero dziś pokazać, gdzie jej miejsce? -zapytał rozbawiony, gdy wynosił mnie przed pensjonat.
-Nie rozumiesz...-zrobiło mi się głupio. Delikatnie położył mnie na przednim siedzeniu swego samochodu.
-Gdzie mnie zabierasz?- zdziwiłam się.
-Daleko stąd, na randkę.- puścił mi „perskie oko”.
-A swoją drogą, pięknie wyglądasz.-kontynuował.
-Tani bajer.- syknęłam wciąż zdenerwowana.
-Ale SZCZERY, tani bajer.- jego nos otarł się, o mój policzek. Przebiegł mnie dreszcz. Zapiął mi pas i ruszyliśmy w drogę. Uśmiechnęłam się. Lekki zefir wywołany prędkością orzeźwiał, jak deszcz podczas suszy. Przy moim kierowcy czuję się niezwykle.
-A teraz wyjaśnisz mi, dlaczego walczyłaś jak lwica u boku drugiej kelnerki, przeciwko Charlottcie ?-jego uśmiech był powalający. Zatopiłam się w jego oczach, ale w myślach cały czas przeklinałam „zmorę”.
-Kopnęła Rubina, potem prowokowała. Nie wytrzymałam...-zaczęłam powstrzymywać płacz. Właściwie, nie wiem dlaczego, dziewczęcy odruch.
-Z dnia na dzień zaskakujesz mnie, swoją niewinnością.- powiedział czule i się zaśmiał. Na drodze było niemal pusto, jak zawsze. Było mi niezręcznie i wstyd.
-Posłuchaj mnie, każdego by na twoim miejscu rozstroiła nerwowo. Nie przejmuj się...-chwycił moją dłoń i popatrzył z małym uśmiechem na ustach. Kiwnęłam głową, a on podał mi chusteczkę do otarcia łez.
-Dokąd jedziemy ? -zapytałam chcąc się uspokoić.
-To tajemnica.-szepnął zawadiacko. Jednak mamy ze sobą wiele wspólnego. Mimo wszystko ciągle bałam się, że on nie odwzajemnia moich uczuć. Jechaliśmy przez długie szosy, ta wycieczka się troszkę dłużyła. Alex włączył radio, gdzie odtwarzano moją ulubioną piosenkę. Zaczęliśmy śpiewać i się wygłupiać. Wyjechaliśmy dość daleko za miasto,  bo nie poznawałam terenów, chyba jesteśmy blisko jeziora-jedynego w tej okolicy. Po kilku minutach znalazłam się w magicznym miejscu. Słońce chyliło się ku zachodowi, niczym ognista kula marzeń. Wokoło było pełno wody, a odbijające się w niej budynki, grały głównych aktorów w lustrzanej sztuce światła. Niebo malowało się barwami od czerwieni przez pomarańcz, aż po jasny róż. To był zaczarowany, romantyczny widok. Siedziałam wpatrzona w niego przez dłuższą chwilę.
-Widzę że ci się podoba, nawet oczy ci się błyszczą.-rzekł wpatrzony we mnie, a ja pokiwałam głową, nie mogąc oderwać wzroku, od tego cudu, matki natury.
-Skąd znasz to miejsce?-zapytałam.
-Przyjeżdżałem tu, gdy nie mogłem poradzić sobie ze stresem. Tylko tutaj potrafiłem spokojnie pomyśleć.-wytłumaczył.
-Czy to, co stało się wczoraj ma jakieś znaczenie dla ciebie ?-zebrałam w sobie odwagę. Lubię konkrety, nie będziemy się „bawić” w Romea i Julię. Popatrzył na mnie zdziwiony i troszkę zmieszany. Na początku nie wiedział co powiedzieć, aż w końcu dobrał słowa.
-Wiesz, twój tata mawiał, że miłość jest jak narkotyk. Na początku odczuwasz euforię, poddajesz się całkowicie i mimowolnie nowemu uczuciu. A następnego dnia chcesz więcej. I choć jeszcze nie wpadłeś w nałóg , to „zasmakowałeś” jej i mocno wierzysz, że będziesz mógł nad nią panować. Myślisz o ukochanej osobie przez dwie minuty, a zapominasz o niej na dwie godziny, ale powoli już przyzwyczajasz się do niej i stajesz się całkowicie i bezkompromisowo oddany. Wtedy myślisz o niej dwie godziny, a zapominasz na dwie minuty. Najgorzej jest wtedy, gdy nie ma jej w pobliżu, czujesz to co narkoman, gdy nie może zdobyć narkotyku. Jesteś gotów na absolutnie wszystko, by zdobyć miłość. Nie wiem co między nami się „narodziło”, ale to niesamowicie silne uczucie. Od tamtej chwili nie mogę przestać o tobie myśleć, bo jesteś stworzona dla mnie.-powiedział nie odrywając oczu ode mnie. Zaskoczył mnie swą odpowiedzią, myślałam, że będzie się tłumaczył np. :„byłaś pijana” lub „jednorazowy przypadek”.
-Mam nadzieję, że ty też traktujesz mnie poważnie.-zagryzł zęby. I czemu nie jestem teraz, taka rozmowna jak wczoraj? Do odważnych świat należy!
-Wiem czego chcę i sama kieruję swym losem, więc chcę cię prosić żebyś nie wyśmiał mnie za to co powiem. Na początku, gdy się spotkaliśmy nie lubiłam cię, myślałam, że mimo, iż mi się bardzo podobałeś, to uważałam, że nie potrafisz kochać i najlepiej trzymać się od ciebie z daleka. Dziś nie mogę przestać o tobie myśleć, wszystko przypomina mi ciebie. Widzę twoją twarz, gdzie nie powinno być niczego. Nauczyłeś mnie innego podejścia do świata, pokazałeś, że nigdy nie należy się poddawać, jakby źle nie było. Przy tobie jako przy jedynym czuję się bezpieczna, wspaniała i kochana. Pokazałeś mi, czym jest miłość. Wypełniłam tobą, tą pustkę w moim sercu. Wiem, znamy się tylko kilka dni, ale z każdym rankiem, chcę odkryć cię na nowo. Uwielbiam jak się do mnie uśmiechasz, jak na mnie patrzysz. Kocham cię siłą, o jakiej istnieniu nie wiedziałam. Ale wolę się z tobą przyjaźnić i mieć cię blisko, niż powiedzieć o dwa słowa za dużo i stracić cię na zawsze.-zagryzłam dolną wargę.
-Chciałabyś, spróbować zbudować związek z największym draniem świata ?-uśmiechnął się.
-Dałbyś radę popracować nad sobą ?-zbliżyłam się.
-Dla ciebie wszystko, księżniczko.-szepnął i objął moją twarz. Znowu się zbliżyliśmy, oczy złapały kontakt, oddech przyśpieszył.
-Chodź...-wyrwałam się z tej chwili i wyszłam na zewnątrz samochodu. Trochę się przestraszyłam i nazwał mnie księżniczką, o wiele za dużo tych wszystkich tajemnic. Doszedł do mnie i objął od tyłu.
-Nie bój się...Trzeba w życiu umieć zaryzykować, jeśli nie chcesz poczekam nawet wieki.-szepnął do mi do ucha. Nic się nie odzywałam. Wrócił do samochodu i włączył „wolną” piosenkę. Uśmiechnęłam się.
-Mogę panią prosić do tańca? -podał mi swą dużą dłoń. Muzyka jest nieodłącznym elementem mojego życia. Przytaknęłam. Po chwili zatopiliśmy się w tańcu, Alex tańczył nie gorzej, jak wyglądał. Przytuliłam się mocno do niego. I wtedy to poczułam, uczucie jakby, uderzenie strzałą amora, prosto w serce. To z nim chcę się zestarzeć. Uczuciowo się dostrajaliśmy w tańcu, wtedy mnie obrócił, a ja wykonałam obrót i … Wpadłam na jego usta. Silnym ramieniem przysunął mnie do siebie, ten ruch był najbardziej uwyraźniony. Nie wiem co mnie napadło, nigdy wcześniej się tak nie zachowywałam. Zaczęliśmy się całować jeszcze bardziej namiętniej niż przedtem. Zawiesiłam ręce na jego karku, a jego dłonie objęły moją talię. Nagle zabrakło mi tlenu w płucach. Alex delikatnie poluzował uścisk.
-Ja przez ciebie oszaleje…- szepnęłam, odrywając się od niego. Tylko się uśmiechnął i rozbierał mnie wzrokiem. Zeszłam po stromym przejściu w kierunku jeziora.
-Łap mnie ...-rzuciłam się do ucieczki, po brzegu jeziora.
-Teraz ci pokażę jak, ja za tobą szaleję...-powiedział i zaczął mnie gonić. Biegaliśmy po mokrym piasku i śmialiśmy się, jak małe dzieci, pluskając siebie nawzajem wodą. Od razu przypominają mi się ostatnie wakacje z tatą, znowu jestem szczęśliwa. I mam jego obok siebie. Bądźmy szczerzy, wiele razy dał mi uciec, tylko żeby jeszcze się pośmiać. Wygłupiał się i robił zabawne miny. Ja dostałam totalnej głupawki. Nawet nie wiem, kiedy na niebie zaczęło roić się od gwiazd.
-Dobra, dość ! Poddaję się ! Już nie mogę ! -położyłam się na suchym piasku. Podszedł i oczywiście położył się na mnie, jakby nie było już miejsca na brzegu.
-Wygrałem ! Jesteś moja..-powiedział, patrząc mi w oczy.
-Chciałbyś..- uśmiechnęłam się, pokazując szereg białych zębów.
-Kocham cię...-powiedział, zabójczo poważnie.
-Mówiąc mi „kocham cię” musisz pamiętać, że to coś więcej niż słowa. To wyznanie, które zobowiązuje do tego, byś dbał i potrafił poświęcić się dla mnie. - patrzyłam na jego reakcję.
-Bez problemu powtórzę to, nawet przy ołtarzu.-zaśmiał się i mnie pocałował. Najpiękniejszy pocałunek na trzeźwo. Potem skulał się obok mnie i wybuchł śmiechem, oczywiście ja też, przypominając sobie nasze pierwsze spotkanie.
-Nie śmiej się ! To było nasze PIERWSZE spotkanie ! - nie mogłam przerwać śmiechu.
-Czeka nas jeszcze wieeeele wspólnych przygód i ciekawych wspomnień.-oznajmił zachęcająco. Usiadł i wziął mnie na kolana, dotykając przy tym moim ramion.
-Czemu nie mówisz, że jest ci zimno!- krzyknął nagle. Nie zdążyłam nawet odpowiedzieć a on już zarzuciłmi swoją kurtkę na ramiona.
-Dzięki, ale wiedz, że mi zawsze jest zimno. Niedokrwistość odziedziczona po mamie. -wyjaśniłam z lekkim skrępowaniem. Przytulił mnie mocno do siebie, on kontrastowo, jest niesamowicie gorący, pod każdym względem.
-Wracamy, zgłodniałem.-postanowił. Lubię takich mężczyzn, którzy są stanowczy i biorą sprawy w swoje ręce. Przytaknęłam. Wstałam z jego nóg, a on zwinnie się podniósł.
-Wskakujesz? -zachęcił mnie, odwracając się plecami. Rozpędziłam się i wskoczyłam mu „na barana ”. Przytuliłam się mocno do jego umięśnionych pleców i zmysłowo, szepnęłam do ucha :
-Kocham cię...-w końcu się do tego przyznałam.
-Ja ciebie też... -ucieszył się.
-Ufasz mi? -zapytał, gdy zostałam przeniesiona, spory kawałek.
-Zawsze i wszędzie.- taka była prawda.
-Niech to będzie nasze „zawsze będę cię kochał”.- rzucił pomysłem. Spodobało mi się to. Lepiej niż w filmach.
-Jestem na „tak”.-powiedziałam, a on zaczął bawić się moimi nogami.
-Ja mam łaskotki ! -zdążyłam wypowiedzieć niezrozumiale.
-Anioły w niebie mają ładne skrzydła, a na ziemi ładne nogi.- powiedział patrząc na gwiazdy.
-Nie prawda, jestem niska i mam grube uda. Jestem samokrytyczna.- wzruszyłam ramionami.
-A kto powiedział, że to co chude jest ładne? Kocham cię taką jaka jesteś, i nogi masz piękne, bo ja tak sądzę.- zakończył. Nie opłacało mi się z nim, w tym momencie kłócić. Nareszcie kłopoty się skończyły. Los się uśmiechnął do „małej czarnej” - pomyślałam. Doniósł mnie do samego samochodu i udaliśmy się w drogę powrotną. Oczywiście zahaczyliśmy o jakiś bar z jedzeniem. Alex poszedł po nie, a ja zostałam w samochodzie. Za kilka sekund był z powrotem z frytkami i sokiem pomarańczowym, a dla siebie przyniósł hamburgera z colą.
-Zapomniałam ci powiedzieć, że jestem wegetarianką.-rzekłam, gdy podawał mi frytki.
-Łatwo się tego domyślić...-odpowiedział pół-uśmiechem.
-Skąd możesz to widzieć ?- zamyśliłam się.
-Musze ci coś powiedzieć, obserwowałem cię rok po śmierci James'a. Znam cię lepiej niż ktokolwiek. Pracuję jako, tak jakby ochroniarz-detektyw. Wiem, że teraz trudno ci to pojąć, ale obiecuję ci jak to wszystko się skończy, to ci wyjaśnię. Inaczej mogę na ciebie sprowadzić niebezpieczeństwo. Dobrze?- patrzył mnie błagalnym wzrokiem. Najważniejsze, że powiedział prawdę, a nie okłamywał.
-Dobrze, ale i tak się dowiem.-droczyłam się. Ucałował mnie w czoło i ruszyliśmy w drogę powrotną. Zastanawiające, chyba nie jest płatnym zabójcą. Chociaż ? Nie, co ja myślę, na pewno nie. Zaczynam powoli odkrywać jego tajemnice, ale jaka jest ta najważniejsza, którą boi się mi wyjawić ? Całą drogę snułam hipotezy, o tym czym się zajmuje, i co do diabła ma to wszystko związek ze mną? Dojechaliśmy. Nie chcę się z nim rozstawać, nawet na minutę...
-Ufasz mi ?-zapytał, gdy już otwierał mi drzwi do pensjonatu.
-Zawsze i wszędzie.- ucałowałam go w usta. Odprowadził mnie do pokoju, gdzie przywitał mnie siedzący pod drzwiami Rubin z obandażowaną lewą łapą. Zrobiło mi się go żal. Pożegnałam się z Alex'em, oddałam mu kurtkę i podziękowałam za wspaniały wieczór. W odpowiedzi dostałam całusa. Aż się zrobiło ciepło na serduszku. Podeszłam do Ruru. Charlottę jeszcze dorwę i powyrywam te nitki, co nazywa włosami...-pomyślałam.
-Cześć piesku, śpimy razem?-pogłaskałam go i wzięłam na ręce. Wesoło zamerdał ogonem. Dosłownie padałam z nóg. Położyłam się w ubraniu do łóżka, przytuliłam psa i poszłam spać. Nim sen mnie znużył, ostatnią moją myślą było: " ...Kocham go...”



1 komentarz: