poniedziałek, 2 lutego 2015

"Życie na krawędzi..." Rozdział 1 „ Skrzydlate życie. ''

'' Podszedł do mnie i objął jedną ręką w talii,jego piękne oczy, wpatrywały się we mnie czekając na jakikolwiek gest. Jego silna,a zarazem delikatna dłoń musnęła mój policzek ,a wtedy..."
-Caroline ! Caroline ! Wstawaj ! -mały, blond aniołek próbował  wybudzić mnie z tego, cudnego snu.
-Co się stało ?! -powiedziałam, przecierając zaspane oczy.
-Spóźnisz się do pracy ! - krzyczała histerycznie.
-Coo ? Która godzina ?! - zapytałam zdziwiona. Wczoraj wieczorem piekłam ciasta,zamówione na dziś,i dlatego poszłam bardzo późno spać. Jednak zostawiłam w recepcji karteczkę z prośbą ,żeby obudzono mnie o godzinie 6:45.Zastanawiające …
-Siódma czterdzieści pięć !- wytrzeszczyła na mnie swe duże , zielone oczy. Skoczyłam na równe nogi i podbiegłam do szafy. Założyłam pierwsze z brzegu spodnie rurki, różową bokserkę na ramiączkach, trampki i czarną ,skórzaną kurtkę. Palcami ułożyłam swe niesforne kosmyki włosów,a z kieszeni wyciągnęłam moją ulubioną różową szminkę , którą uwyraźniłam usta. Po kilkunastu sekundach byłam już obok recepcji,za którą czaiła się jak wilk czekający na swą ofiarę Charlotta. Posłała w moją stronę złośliwy uśmieszek,ale ja nie zwracałam na nią uwagi, tylko wbiegłam do kuchni. Spotkałam tam moją,kochaną mamę. Dziś miałam na sobie morski, elegancki żakiet i czarne getry. Była zdziwiona, że widzi mnie jeszcze w pensjonacie.
-Nie pytaj. Sprawka Charlotty. Wytłumaczę później, śpieszę się...- powiedziałam z wielkim uśmiechem i przytuliłam mamę. Jej brązowe włosy ścięte „na chłopca” pachniały poranną kawą.
-Weź kanapki. Jedź ostrożnie. Kocham cię ! -to były jedyne słowa, jakie zdążyła powiedzieć,gdy jak błyskawica wzięłam kluczyki do mojej maszyny. Jedzenie oczywiście też .
-Hahaaha. Tak właśnie,wygląda śpiąca królewna ...- rzekła złośliwie do mnie, przy wyjściu Charlotta .
-Gdyby głupota umiała latać,już dawno byłabyś pod sufitem...- rzuciłam ripostą , i nie zwlekając dłużej ,podeszłam do garażu , w którym stał mój motor. Następnie,dumnie ruszyłam w drogę. Zazwyczaj jechałam autobusem, ale dziś na pewno mi uciekł. Pensjonat był umiejscowiony daleko od miasta. Nasi goście przyjeżdżali przecież, żeby odpoczywać od zgiełku ulic,zanieczyszczeń i zmartwień. Jeśli chciałam się dostać do centrum musiałam przejechać przez ogromny i nie mniej piękny las. Jasne promienie słońca przebijały się przez szerokie korony drzew, tworząc na jezdni mozaikę kolorów, począwszy od zielonego,aż do złotego. Droga niemalże zawsze jest pusta. Chłodna bryza wywołana dużą prędkością, pieściła moje ciało. Zastrzyk adrenaliny uwalniał się wraz z szybkością. Wokół słychać było jedynie warkot silnika, mój nieregularny oddech i szybkie bicie serca. Kochałam to. Na horyzoncie zobaczyłam pierwsze budynki miasta. Zwolniłam, nie było mi śpieszno „do nieba”. W te piękne wakacje pracuję w klubie „ Victoria ” ,jak barmanka albo DJ zależne od tego, kiedy płacą więcej. Zarobione pieniądze oszczędzam na studia, na których będę za rok. Nie lubię pustych dziewczyn i strasznie śmieszą mnie „ słodkie idiotki ”. Nauka łatwo mi przychodzi, moja średnia zawsze przekraczała 5, 3 dlatego dostawałam stypendia, za które kupiłam sobie motor. I jestem pewniejsza,że mam coś odłożone,gdyby coś nie dobrego działo się z mamą, a przez oszczędność nauczyłam się pokory i stałam się niezależna. Poza tym nie chcę stać się „pasożytem,” jak Charlotta. Nim się spostrzegłam, zaparkowałam już przed budynkiem ,w którym pracuję. Teraz szybko muszę się tam dostać, bo szef nie należy do ludzi pobłażliwych, i nie należy go denerwować. Niemalże biegiem ruszyłam w stronę drzwi wejściowych,i jak to jest z moim szczęściem, na kogoś wpadłam. Mój rozpęd przeważył i znalazłam się dosłownie „na chłopaku”. Pierwsze ,co mnie zaintrygowało, w tej niezręcznej chwili,były jego oczy. Miał takie śliczne, błękitne patrzałki, jakich jeszcze nigdy nie widziałam. Patrzyliśmy na siebie przez jakiś czas, to było coś oszałamiającego. Wyglądało to, jak scena namiętności z miłosnego filmu. Po krótkiej chwili osunęłam się na chodnik i wybuchałam śmiechem. On oczywiście też. Pierwszy się podniósł i energicznym ruchem pomógł mi wstać.
-Wiedziałem, że anioły spadają z nieba, ale żeby tak na środku ulicy,to się nie spodziewałem. - rzekł uśmiechem.
-Przepraszam. Śpieszyłam się. Nie bądź zły..- tłumaczyłam się z lekkim uśmiechem. Spojrzał na mnie i odwzajemnił uśmiech. Poczułam, jak fala ciepła oblewa moją twarz.
-Nic się nie stało.-pokręcił głową. Był to wysoki, wysportowany, szatyn, może o 2 lata starszy ode mnie. Dopiero teraz zauważyłam, że ma na sobie białą koszulę,czarne spodnie i skórzaną kurtkę - ten styl lubię. Przypatrywał mi się przez dłuższą chwilę,a ja poczułam się niezręcznie.
-Czy my się skądś nie znamy ? - zapytał mrużąc oczy.
-Nie.... Jestem Caroline.-przedstawiłam się z lekkim zdziwieniem. Typowy tani tekst na podryw- pomyślałam.
-Mam na imię Aleksander,ale mówi mi Alex.-podał mi swą dłoń,którą potrząsnęłam.
-Miło mi ,ale jestem już spóźniona do pracy-zaczęłam dreptać w miejscu.
-Nie ma sprawy - puścił mi „perskie oko”.I udał się w stronę jego czarnego samochodu.
-Spotkamy się jeszcze ? - zapytałam nieśmiało. Odwrócił się i uśmiechnął.
-Na pewno.. - rzekł odchodząc. Było w nim coś intrygującego, tajemniczego i z pewnością nie był stąd. Jedno z najoryginalniejszych znajomości-pomyślałam i weszłam do klubu. Rozglądałam się dookoła,ani jednego klienta, a szefa ani śladu. Prześlizgnąwszy się „górą” za bar,odwróciłam się w stronę alkoholu, i o mały włos, nie dostałam zawału. Za mną stał mój szef, pan Curtis.
-Yyyyy....Znaczy....Ten.....No.....Tego....Przepraszam za spóźnienie.. -zaczęłam się jąkać i gestykulować. Sparaliżował mnie strach. No super,teraz na pewno mnie zwolni.
-Dzwoniła twoja mama, że się spóźnisz. Kazała podziękować ci za pomoc-powiedział uśmiechnięty. Odetchnęłam z ulgą. Ta praca jest mi potrzebna.
Mój szef to starszy,okrągły i siwy pan w okularach. Jego najbliższą osobą jest ten klub - smutne. Jest dobrym człowiekiem, ale surowym i od swoich pracowników wymaga zaangażowania.
-Ale następnym razem - pogroził mi palcem – masz mi przynieść kawałek ciasta.-roześmiał się w głos.
-Dobrze, nie zapomnę.-rzekłam widząc nadchodzącego Liama. Szef po chwili wrócił do swego biura. Zaczęłam pracę, przy polerowaniu szklanek.
-On cię za bardzo lubi. Praktycznie rzecz biorąc, nie da się, ciebie nie lubić...-powiedział zamyślony. Liam to drugi barman, z którym pracuję. Ma jasne włosy i brązowe oczy, którymi zawsze zdobywa dziewczyny. Uwielbiam się z nim droczyć.
-Nie ma to jak trening od samego rana..-spojrzałam na jego spocony zielony t-shirt. Zasapany, podniósł na mnie zabójczy wzrok. Widocznie jemu tez autobus uciekł.
-Ja ci zaraz pokażę trening!-mówiąc to, zaczął mnie gonić. Przebiegliśmy kilka metrów, jak dzieci bawiące się w berka, na podwórku. W końcu nam się znudziło i usiedliśmy na podłodze za barem.
-My chyba nigdy nie dorośniemy.-rzekłam, prawie nie zmęczona.
-Nie narzekaj! Gdyby nie ja, było by tu spokojnie i śmiertelnie nudno.-powiedział z uniesionymi brwiami. Pokiwałam głową. Miał rację trzeba mu było to przyznać.
-Liam nie cwaniakuj, i bierz się do roboty!!-potężny krzyk,wystraszył nas,tak że momentalnie wstaliśmy. Każdy wrócił do swych zajęć.

*** Oczami Alexa ***
Przed chwilą ją spotkałem, nic się nie zmieniła. Jeszcze ładniejsza, niż opisują ją chłopcy. Bardzo przypomina James'a .Wsiadłem do mojego Volvo i pojechałem do pracy. Rosalie musi mi wyjaśnić,dlaczego Caroline jeszcze nic nie wie. Jak zawsze przywitała mnie duża brama instytutu.
-Witaj Alex. Możesz wjeżdżać. -zezwoliła strażniczka.Od dawna, potajemnie się we mnie kocha.
-Dzięki- odrzekłem. Jak oszalały wpadłem do instytutu. Byłem zły, znowu coś planują, ryzykując czyjeś życie. Na drugim piętrze mieściło się biuro mojej szefowej, dlatego ciężko przeszedłem przez długie korytarze.
-Dlaczego ona nie wie o swoim ojcu ! Ma do tego prawo ! - niemalże krzyknąłem,wchodząc bez pukania do gabinetu.
-Do szczęścia jest jej to, nie potrzebne..-powiedziała, nawet nie podnosząc na mnie wzroku.
-Za niedługo ją znajdą, a co wtedy ? Kolejna nie potrzebna śmierć ? - krzyczałem. Popatrzyła na mnie, zastanawiając się, o co mi chodzi.
-Obserwujemy ją, nic jej się nie stanie...Wiem, że James był ci jak ojciec,ale czasu nie cofniesz..-powiedziała obojętnie.
-Nie mam wpływu na przeszłość, ale mogę zmienić przyszłość...-rzekłem z zaciśniętymi zębami.
-Ona ma dobre geny. Musimy ją tylko wyszkolić.-oznajmiła. Zbulwersowało mnie to że,traktowała życie przedmiotowo. Jakby było one nie potrzebne.
-Tak, jak chcieliście zrobić ze mnie robota do zabijania ?- stwierdziłem rozwścieczony.
-Posłuchaj mnie uważnie! Robię wszystko dla dobra tego świata i nigdy nie byłeś zabójcą. Musimy znaleźć informacje o projekcie „A.I.R.”. A ona ma się nie dowiedzieć-to rozkaz ! - użyła swego stopnia oficerskiego.
-Dobrze.. - burknąłem, i wyszedłem trzaskając drzwiami. Nikt nie może ją skrzywdzić, obiecałem to jej ojcu. Muszę ta sprawę wziąć w swoje ręce...


***Oczami Caroline***
Wróciłam późno do domu. Po pracy, zasiedziałam się u Stell. Uwielbiam spędzać z nią czas. Całą drogę miałam przeczucie,że ktoś mnie śledzi. Jednak po powrocie, czekała na mnie nie miła niespodzianka- drzwi od pensjonatu były zamknięte. Zdziwiło mnie to, ponieważ nasz dom wypoczynkowy był czynny całodobowo. Zaczęłam coraz mocniej szarpać klamkę od drzwi, w końcu przez szybkę dojrzałam złośliwie śmiejącą się Charlottę, machającą kluczykami. Jej się to nigdy nie znudzi. Nie dziwię się, czemu nie ma przyjaciół. Zrobiło mi się przykro, własnego domu nie mogłam wejść. Ona próbuje zniszczyć mi życie, a najśmieszniejsze jest to,że nic jej nie zrobiłam. Ale człowiek chory z nienawiści,popada w nią coraz bardziej, aż kiedyś ją to zniszczy. Jeśli myśli,że będę w środku nocy krzyczeć,żeby mama otworzyła mi drzwi i robić z siebie pośmiewisko, to się grubo pomyliła. Spojrzałam na mój balkon, który mieścił się na 1 piętrze. Do balkonu obok prowadziła duża pergola z czerwonymi i herbacianymi różami. Rozpędziłam się i wskoczyłam na nią. Zwinnym ruchem przedostałam się „ na górę ”. Oprócz pokrwawionych rąk od kolców róży,nic mi nie było. Nie wiedziałam, że ktoś mnie obserwował.
-Przewraca ludzi na chodniku,a teraz włamuje się do pokoju.Nie ładnie... - usłyszałam głos dochodzący z rogu balkonu. Było ciemno, nie mogłam dostrzec twarzy mojego tajemniczego rozmówcy.
-Nie to nie tak. Moja bratowa nie wpuściła mnie do domu i nie miałam jak wejść. I zamiast bezczynnie czekać, postanowiłam wspiąć się po balkonie. I myślałam że ten pokój jest jeszcze pusty,przynajmniej wczoraj jeszcze był. A to na ulicy, to było nie chcący.-tłumaczyłam się z prędkością światła. Oświeciło mnie. Już teraz wiem, z kim mam do czynienia. Z mroku wyłonił się Alex.
-No wiesz kiepska wymówka..-zmarszczył czoło.
-Sądzisz, że kłamię ?-zbulwersowałam się.
-Tak. Po porostu przyznaj się, że chciałaś mnie zobaczyć. -powiedział arogancko. Miał na sobie tylko spodnie i bluzę,która chowała jego ramiona,i odkrywała muskularny brzuch. Za kogo on się uważa, za księcia ? Wybuchłam śmiechem.
-Tak, z wszystkich ludzi na świecie chciałam zobaczyć akurat ciebie.-rzuciłam sarkastycznie.
-Pip! Pip ! Mamy zgodność.- uśmiechnął się. Przeszłam przez jego pokój i już miałam go opuścić, gdy zatarasował mi drogę ramieniem.
-Posłuchaj mnie nie mam siły na kłótnie, Charlotta już mnie wyprowadziła z równowagi.Dasz mi przejść proooszę ? -rzekłam ociężale.
-Złośliwość- hobby ludzi inteligentnych.-odrzekł śmiejąc się ze mnie.
-Nie wątpię...-przewróciłam oczami.
-No a co będę z tego miał ? - droczył się dalej. Nie ja oszaleje.
-Zęby w pionie...-wyrzuciłam z siebie.
-Och zrobiło się nieco sztywno. Nie sądzisz?-rzekł.
- Znam takich ja ty.-skomentowałam.
-Tacy jak ja ? Chętnie posłucham.-zmarszczył brwi i niebezpiecznie przysunął się do mnie.
-Myślisz, że świat kręci się wokół ciebie. Jesteś bogatym synkiem tatusia, który mu wszystko kupi. Ludzi traktujesz ludzi przedmiotowo, myślisz, że każda dziewczyna będzie biec w twoje ramiona, bo masz cholernie ślicznie oczy. Nie patrzysz na losy innych, ważne żeby tobie było dobrze. I nie znosisz sprzeciwu.-stałam piorunując go swoim spojrzeniem.
-Nic o mnie nie wiesz... A ty taka święta ? Słyszałem, co o tobie mówi recepcjonistka, i na pewno nie były to twoje plusy... - odpowiedział mi po chwili.
-Nie, mam swoje wady, jak każdy człowiek. Ale, z każdym dniem pracuje nad sobą. Staram się być szczera, niezależna,pracowita,sumienna i nikogo nie krzywdzić. I tym właśnie się różnimy. - zacisnęłam zęby.
-Jesteś odważna...-dodał, po czym spuścił wzrok i pozwolił mi przejść.

*** Oczami Alexa ***
Ostatni raz, rozszyfrował mnie tak James. Traktowałem go jak ojca, którego nigdy nie miałem. „Mała czarna” ma charyzmę. Gdyby jeszcze wiedziała o wszystkim...Stałem na tym balkonie i czułem się okropnie. Nie raz powiedziałem gorsze rzeczy dziewczynie prosto w twarz, ale nigdy tak nie „gryzło” od środka. Nigdy się tak nie zachowywałem, nie wiem co mnie napadło. Nie miałem prawa tak mówić, właściwie to nie wiem, co się z nią działo,po moim wyjeździe 2 lata temu. Ona przecież nie wie kim jestem i, że obserwowałem ją rok. Siedziałem w cieniu i myślałem.. W końcu zerwałem się i poszedłem za nią. Na parterze powitał mnie mały piesek, chyba czarny,podpalany jamnik. Najśmieszniejszy pies jakiego widziałem,po chwili zaczął na mnie warczeć.
-Rubin ! Chodź zjemy sobie naleśniki.-zawołał zbawczy głos z końca korytarza. Piesek słuchał swojej pani,najwyraźniej ją lubił. Podążałem za nim. Wszedłem do dużej sali ze sprzętem kuchennym. Na ścianie widniał wielki obraz z wizerunkiem kawy. Wtedy ją zobaczyłem,stała przy piecu. Miała na sobie naciągnięty podkoszulek i białe szorty. Jej wilgotne, rozpuszczone włosy okrywały całą twarz. Wyglądała niesamowicie zmysłowo. Po jej policzku spływała łza. Spostrzegłszy się,że na nią patrzę szybko ją starła, i powiedziała :
-Nie mam już siły się kłócić... I w ogóle jak możesz mnie oceniać po wyglądzie ? Bo co? Nie daje klepać się po tyłku? I mam trochę oleju w głowie? To od razu jestem, kimś gorszym ?- mówiła wgapiając się w patelnie, w której smażył się (jak myślę) naleśnik.
-Chciałem cię przeprosić...- powiedziałem zawstydzony.
-Nie gniewam się. Po prostu jest mi przykro.-dodała nie zwracając na mnie uwagi.
-Proszę cię, nie płacz przez mnie, to ostatnia rzecz jaką bym chciał...-popatrzyła na mnie i posłała mi skromny uśmiech.
-Przepraszam cię ...-rzeka spokojnie.
-Ty mnie ? Za co ? - zdziwiłem się.
-Za szczerość.- rzuciła zawstydzona.
-Za szczerość się nie przeprasza.-dodałem pewnie.
-Czy milord zechciał by kakao?-zaproponowała. Zbiło mnie to z tropu.
-Wstrząśnięte, nie mieszane.-dodałem z uśmiechem. Podała mi najlepsze w życiu kakao. 
-Nie przyzwyczajaj się - szepnęła.   
Życzyłem jej miłej nocy i kontynuowałem obserwację.

*** Oczami Caroline ***
Poszedł do siebie,nie wiem już co o nim sądzić. Jest jakiś inny,tajemniczy. Najrozsądniej będzie trzymać się od niego z daleka. Coś do niego mnie przyciąga a czasem przeraża.Nie przepadam za nim. Ale jedno wiem na pewno, to nie miłość. Jak dla mnie, "prawdziwa" miłość nie istnieje. Przykładem tego są Charlottta i Carl. Smutne, ale prawdziwe. Nakarmiłam Ruru i udałam się zobaczyć się z rodziną. Najpierw poszłam do mamy, która ma pokój na szyfr,cichutko go wstukałam i zobaczyłam, Kate wtuloną do niej, słodko spały. Na palcach wyszłam i ruszyłam z stronę swojego pokoju. Hotel już spał,sama przechodziłam wokół pokoi. Tutaj było cicho, za cicho....Finalnie doszłam, choć miałam złe przeczucia. Lekko wstukałam kod i pchnęłam drzwi do przodu. Było ciemno, z ciężkim biciem serca wcisnęłam włącznik. Gdy nastała światłość przeraziłam się. W drzwiach balkonowych stała postać ubrana cała na czarno, z nożami zamocowanymi przy pasie. Zobaczywszy mnie, uciekł przez nie. Przebiegł mnie dreszcz. Jakbym zobaczyła swojego zabójcę. Pokój był zdemolowany,wszystko było porozrzucane i przeszukane. Stałam nieruchowo, sparaliżowana przez strach. Nie wiedziałam co zrobić. Na ścianie, przede mną, był duży, czerwony napis : „Oddaj albo zginiesz ! ”. Jakaś postać znowu pokazała się na balkonie. To był jakiś dreszczowiec! Nie patrząc przed siebie, biegłam korytarzem. Chciałam być jak najdalej, od tego dziwnego miejsca. Nagle ktoś mnie zatrzymał.
-Księżniczka znowu na mnie wpadła..Ech..-powiedział rozbawiony Alex,ale gdy zobaczył moją minę zmartwił się.
-Caroline, co się stało ?! - zapytał śmiertelnie poważnie. A ja nie mogłam ani pozbierać myśli ani wykrztusić z siebie jednego słowa. Zaczęłam płakać,musiałam wyrzucić z siebie te emocje.
-Ejjjj.. Ciiii. Popatrz na mnie. Możesz mi zaufać..-próbował mnie uspokoić,ale w tamtym momencie to było nie możliwe. Wtedy zjawiła się wystraszona mama. Po minie odgadła, że coś jest nie tak. Nic nie mówiąc, wskazałam na mój pokój.
-Zrób jej gorącą herbatę.-powiedziała i poszła do pokoju.
-Idź z nią! Tam ktoś jest ! -zaczęłam błagać Alexa.
-Spokojnie. Już wszystko dobrze.-powiedział. I zostawiając mnie, ruszył za mamą. Oboje byli przerażeni widokiem tego pokoju.
-Zaczęło się...- dodał półgłosem Alex.

1 komentarz: